DOLINA SŁUDWII-2018.06.03.
Zaczęło się całkiem normalnie i niewinnie. W sobotę wieczorem dzwoni Michał. Miał ciężki tydzień i musi odreagować stresa. Więc jak by co, to może podjechać po mnie jutro rano o 3-ciej. Nie dyskutowałem z Nim, czy to już rano, czy jeszcze noc, ale od razu, poczułem się wyjątkowo zestresowany i wymagający intensywnej terapii. Jak zawsze w takich wypadkach, z łoża boleści wyskakuję lekko i bez najmniejszych problemów. Kawa, manele na plecy i równo o 3-ciej start. Jedziemy sobie spokojnie i bez pośpiechu, Mamy czasu do woli. Minuty po czwartej, stajemy na kultowej drodze, dzielącej rajskie łąki. Słońce jeszcze pod linią horyzontu, ale nas oracza wielki gwar i ruch. Wokół nas śmigają rycyki, krwawo dzioby, śmieszki i czaje. Niestety, jest jeszcze bardzo ciemne. Nawet nie można marzyć o zdjęciach. Na razie nie niepokoimy ptaków. Jedziemy dalej. będziemy tu znowu, za godzinkę, albo i za dwie. Jeździmy tu już tyle lat, że zdążyliśmy poznać w tej okolicy, mnóstwo atrakcyjnych zakątków. Każdy fantastyczny i każdy kusi czymś wyjątkowym. Na początek jedziemy do................odwiedzić pajdziochy. Po nocnych łowach, lubią się rano pogrzać, w promieniach wschodzącego Słońca. Już na pierwszym stanowisku, czeka na nas nasza kochanieńka. Poświęcamy jej trochę czasu, a potem syci wrażeń, ruszamy za innymi gatunkami. Chciało by się jeszcze, zaliczyć łąkowce i dudusie. Szalejemy w terenie, ale trafiają się nam tylko stawary i jedna przelatująca daleko, samica łąkowca. Mijamy sporo hasających szaraków i ganiające po szosie kuropatwy. Teraz tylko parami, albo pojedyncze. Musi ich być sporo, ale zboże, kukurydza i zwykła trawa, urosły już wysokie i zupełnie nie widać, co w nich siedzi. Robimy pętlę i wracamy do punktu wyjściowego.Stajemy na poboczu i wyglądamy przez okna. I znowu koło nas śmigają drące się rycyki, czajki i śmieszki. Zachowują się nienaturalnie. Wychodzimy z samochodu i przyglądamy się dokładnie otoczeniu. Sprawa się wyjaśnia. Łąka przy nasypie drogi, jest pełna piskląt, jak "Dobra kasza skwarek". Nie potrafię wyjaśnić tego zjawiska. Taki duży obszar, a one gromadzą się tam, gdzie niebezpiecznie. Na asfalcie widać nawet rozjechane , nieostrożne maleństwa. Robimy po kilkanaście zdjęć i spulamy się, nie chcąc stresować rodziców. Najlepsze zostawiliśmy se na deser. Het na łąkach i polach, jest ukryta w gęstym szpalerze starych wierzb, cudowna polna droga. Cud, mniód, ultramaryna. Pewniak na dudusie. Teraz wjeżdżamy na nią i powoluśku, jak się tylko najwolniej da, pełzniemy do przodu. Długo nawet nie musimy szukać. Ze dwadzieścia metrów przed nami, widzimy jak para dudków, podlatuje na zmianę, do wybrzuszenia na pniu wierzby i znika w nim. Patrzymy i patrzymy i główkujemy, co tu teraz zrobić. No ale z tej odległości, nic się nie da zrobić. Milimetr, po milimetrze podpełzamy bliżej. Przejechaliśmy tylko kilka metrów, gdy nadlatujący dudek nas przyfilował. Ostry zwrot o 180 stopni i od tej chwili oglądaliśmy je nie bliżej, niż z 50-ciu metrów. Skrywały się w trawie i tylko wychylały ostrożnie głowy, obserwując nas bacznie. Zrezygnowani przestajemy gapić się na dudusie i wtedy z przeciwpołożnej strony, widzę kątem oka jakiś ruch. Patrzę ... i oczom nie wieżę !!. Obok naszego samochodu, buja na szeroko rozłożonych skrzydłach, cudowny samiec błotniaka łąkowego. Mój wymarzony, mój wyśniony. Leniwie szybuje, tu i tam, a potem gwałtowny skręt... siada z 15 metrów od nas. Tak ja to marzyłem tyle lat.No i pupa blada.Tradycyjne czarne-okropnie czarne nieszczęście. Usiadł na krótko wykoszonym spłachetku łąki. Dochodzi 11-ta i widzę jak w wizjerze aparatu, obraz "Króla" drży i faluje. I takie to moje współżycie z tym gatunkiem. Nie ma co już, siedzieć tu dłużej. Nawet jak zobaczymy cuś ciekawego, to i tak nie damy rady tego sfocić.
Ruszamy do domu. Punkt 12-ta, zasiadam w domu przed monitorem kompa i pasę oczy udanymi zdjęciami.
Uwielbiam jeździć z Michałem. Mamy bardzo podobne podejście do tematu. Raczej nie jesteśmy ptasiarzami. Jesteśmy fotografami przyrody. Cieszy nas jednako, widok pięknego ptaszka na gałęzi, jak i motyla na barwnym kwiecie, czy łan chwastów. Delektujemy się taką chwila i smakujemy ją jak najdłużej. Nie zasuwamy na ilość, a chiba raczej na intensywność przeżyć. No i właśnie mój Sympatyczny Kolega, intensywnie mnie, za przeproszeniem wydymał. Pożyczył mi mianowicie, swój nowy obiektyw- SIGMĘ C 150-600 f/5-6,3 DG OS HSM. Luksus w posługiwaniu się tym obiektywem, w porównaniu z moim starym zdezelowanym gruchotem, jest powalający.
Jak o tym nie wiedziałem, to jakoś bidowałem. Chiba na razie mam dość focenia.
POEZJA SIĘ ZMIENIA. MOŻNA JUŻ FOCIĆ, ALE PO CO, WSZYSTKO JEST DWUBARWNE.CZERWONO-CZARNE |
NASZA ŚLICZNOTA |
ATHENE NOCTUA |
JEST CHOLERNIE OSTROŻNA. PÓKI JESTEŚMY W SAMOCHODZIE, JESZCZE NAS TOLERUJE. WYSTARCZY UCHYLIĆ DRZWI, A JUŻ DAJE DRAPAKA |
CUŚ KOŁO TEGO, ALE JESZCZE NIE TO.
|
PÓŁTORA GRUS GRUSA |
CIEKAWOŚĆ JAKIE BY SPRAWIAŁ WRAŻENIE, GDYBY GO ODROBINĘ ZGRILLOWAĆ. |
MAMA TRZNADLOWA. CZEKA NA NASZ ODJAZD, ABY DOGODZIĆ POCIECHOM. |
GNIAZDO ZOSTAŁO UKOŃCZONE... |
TERAZ GŁOWA RODZINY, DBA O APROWIZACJĘ. A TO CHIBA JAKIŚ NORNIK, WNIOSKUJĄC PO CHWOŚCIKU, DYNDAJĄCYM KOŁO SZPONU.
|
POKAZAŁA SIĘ TEŻ HAJSTRA |
L O M O S A L I M O S A |
STAŁA TUŻ KOŁO NAS I PIŁOWAŁA RYJA. PRZYGLĄDALIŚMY SIĘ JEJ ZDZIWIENI, AŻ ZA NIĄ, MIGNĘŁA NAM MALEŃKA, PUCHATA KULKA. ODESZLIŚMY SZYBKO, NIE PRÓBUJĄC ROBIĆ ZDJĘĆ |
I TYLE MIELIŚMY Z DUDIEGO |
PODNIEBNY BALET, SKOŃCZONE PIĘKNO |
ZWROT BOJOWY |
...NALOT.. |
...I ATAK |
WYGLĄDA JAK SPASIONY GOŁĄB
|
NIESAMOWITE !!!! |
TEMU Z PRAWICY TEŻ DYNDA CHWOŚCIK |
FALCO PUSTUŁA. PO ZESZŁOROCZNYM MOKRYM LECIE, MAŁO ICH W TYM ROKU |
ładny kamuflaż będzie, gratuluję zakupu:)
OdpowiedzUsuńmożna czcionke tekstu powiększyć bo nie idzie się wczytać bezproblemowo...
To chiba zależy od przeglądarki. Na Operze, mam faktycznie drobiny, na Chrome, litery duże i wyraźne
Usuńja we wpisie z 1 czerwca mam większą czcionkę a z 3- drobny druczek,na firefoxie ....ale ogólnie przeciez racja, można sobie z poziomu przeglądarki czasowo powiększyć,zapomniałem...ps.rycyk w locie-miód
Usuń