Łączna liczba wyświetleń

wtorek, 31 stycznia 2023

374.TOTALNA NIESPODZIEWAJKA

              OKOLICE KORYTNICY 2023.01.29.

          No i stało się cuś całkiem niespodziewanego. Nie spodziewałem się, że jeszcze powrócę na strony mojego bloga. Nie chwaliłem się tym, bo i nie ma czym, ale choruję już od dłuższego czasu na zwyrodnienie stawów biodrowych i kolan. Choroba posunęła się już tak mocno, że od pól roku, poruszam się poza domem, wyłącznie na wózku inwalidzkim. Zaczęła do mnie powli docierać, tragiczna świadomość faktu, że moja życiowa przygoda z ptaszeniem dobiegła końca. Ale  sprawdziło się przysłowie, że prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie. I okazało się, że takim prawdziwym Przyjacielem, jest Kolega Kamilos. Zaproponował wypad jak za dawnych czasów. Podjechał pod mój dom, zaształował do gabloty i porwał w teren. No i chwała mu za to i wielka wdzięczność.

   Czy pamiętacie miejsce, gdzię ze trzy lata temu, zimował niedaleko Węgrowa, koło Korytnicy, słynny Kurhannik ? Koledzy Fachowcy, zachłystnęli się tym miejscem.Ogromne, otwarte przestrzenie pól uprawnych, upstrzone kępami drzew i krzaków. Idealne miejsce na zimowe wróblaki i drapki. Obiecalismy se wtedy, że od czasu do czasu, zalecimy tam. No i właśnie taki czas nadszedł. Ruszyłem na wyprawę z wielką ochotą i radością. Gdybym chciał być uczciwy, to musiał bym się przyznać, że niewiele se obiecywałem po tej wyprawie- pod wzgledem fotograficzno-ornitologicznych obserwacji. Zimowa szaruga i ciemnica. Przewidywane opady śniegu i wiatr. Każdy normalny, siedzi wtedy w domu. Ale mnie kusiła perspektywa odetchniecia otwartrymi przestrzeniami i poczucie niczym nie skrępowanej wolności. Tego dostałem do syta. Wybiegając w przyszłość, równierz Matka Natura, obdarzyła mnie ptasio, bardzo szczodrze. I tu się potwierdza stara prawda- Z ptakami nigdy nic nie wiadomo i nie można z góry przesądzać wyniku ptaszenia.

     Tak więc na wspomnianych polach, zjawiliśmy się kole 7,30. Ciemnica, że ledwie 1600 ISO starczało. -2 stopieńki i na razie jeszcze niewielki wiatr. Ale za to bez mgły i z nadzieją prognoz, na porawę światła.. Zaczeliśmy "czesać" pola. Gęsta sieć polnych dróg, pozwalała dziergać przestrzeń gęstym ściegiem. Lekki mrozek uwolnił nas od strachu, ugrzęźnięcia w błocku. No cuś przefantastycznego, coś co tygryski lubieją najbardziej. Przez cały dzień, nigdzie ani jednego człowieka, czy co gorsze, a raczej najgorsze, żadnego miłosnika zwierząt z fuzją. Tylko na głównych drogach, trochę samochodów spieszących na pranną mszę. Pełzliśmy przez cudowny spokój, bez pośmiechu, smakując nastrój. Pierwsze godziny, potwierdziły moje obawy, że raczej nic ciekawego nie zobaczymy. A potem nagle, przyszła odpowiednia pora. Nieraz to już przeżyłem. Wpowietrzu zaczął się ruch. Drapole, a na polach wróblaki. Jeśli chodzi o drapole, to gatunkowa karta dań, była skromna-myszaki i krogule. Ja nie traciłem nadziei, że lada moment wyskoczy gdzieś zbożak, oby samiec. Kamilos zaś, co parę minut, wyskakiwał z lunetą i robił szybką lustrację pół. Zamażyły mu się śnieguły, albo górniczki. Taki senny spokój trwał chiba gdzieś do 11-tej. A potem nagle,zaczęło się dziać naraz dużo i wszędzie. Kamilos właaśnie zobaczył latajace w pobliżu stado wróblaków. Ja wypatrzyłem na drzewie przy drodze przed nami, jakiego małego drapka. Myślałem, że to pustuła. Ale pustuła jest długa jak przecinek. Ten zaś był krótki i pękaty, jak gołąb. Niestety, siedząc z tyłu, niewiele mogłem zobaczyć, przez przednią szybę. Proszę Kolegę, aby zerknął na to dziwo przed nami. Niechętnie oderwał się od wróblaków i zerknał na pticę. No i wtedy rozpoczął się taniec. O kurcze, to drzemlik i o kur....., to śnieguły. Latajace stado wróblaków, widocznie zaniepokojone widokiem drapola, przeleciały przed nami przez drogę, tuż przed samolotem. No i teraz rozdzielający serce dramat- za czym lecieć, co ma wyższy priorytet. Oczywista, że pozostalim przy drzemliku. Powoluśku podjeżdżaliśmy do niego po parę metrów i robiliśmy serię zdjęć. I znowu kawałek do przodu. Podjechaliśmy tak chiba na 30 metrów. A potem piękny sokół, ruszył za stadem śnieguł i wrótce, wszystkie one zniknęły nam oczu. Mistrz zawziął się, złapał za lunetę i pognał "czesać" pola. Jakoś szybko mu przeszło. Był już środek dnia i wiaterek zaczął sobie poczynać coraz śmielej.

O ile drzemlika, krążąc po okolicy, widzieliśmy jeszcze ze trzy, cztery razy, to cholery śnieguły, zniknęły nam z oczu. Mogły siedzieć nawet całkim blisko. Ale charakter ubarwienia, zimowych ptaków jest taki, że jak się nie poruszy, to możesz się na niego patrzeć z paru metrów i go nie zobaczysz. I tak krążyliśmy po dalszej i bliższej okolicy. Od czasu do czasu cuś się działo, ale już bez wodotrysków. O ile, koło spotkania z drzemlikiem, wygladało  nieśmiało Słońce i było całkiem jasno, to tera znowu zaczeła się robić ciemnica i zaczął posypywać śnieg. A więc nadeszła już niestety pora, na obranie kierunku na Warszawę.

  Nie ukrywam, że byłem w siudmym niebie. Jest kilka gatunków ptaków, za którymi ganiam od zawsze, z mizernym skutkiem. Drzemlik jest jednym z nich. Pogodziłem się z faktem, że już go raczej nie \zobaczę. Ale stało się i mogę mieć tylko nadzieję, że jakimś cudem trafię jeszcze na bekasika i na krzyżodzioby świerkowe. Aby było śmieszniej, widziałem dużo rzadsze-sosnowe. Ta wyprawa napełniła mnie nowymi nadziejami uwidoczniła mi, że za wcześnie jeszcze zrezygnował z ducha przygody. Ogromne dzięki Kolego Kamilu. Niech Cię Matka Natura, obdarzy dorodnym synem.



FALCO COLUMBARIUS- DRZEMLIK.
Na razie foto z daleko, aby było choć dokumentalne


No i bliżej...

Coraz bliżej


Tu było blizień, ale pod światło i pod szpetnym kątem

EMBERIZA CALANDRA- POTRZESZCZ

Taki wyblakły i bezbarwny. Ale jak się widzi, jak siedzi na takim G..., to wszystko się od razu rozumie


CARDUELIS CARDUELIS- SZCZYGIEŁ

To jeden z tych gatunków, które zawsze wita się z radością


BUTEO LAGOPUS- MYSZOŁAP WŁOCHATY




BUTEO BUTEO-Wygladał obiecująco jasny, ale ma nie kosmate łapska- ZWYCZAJNY

PLECTROPHENAX NIVALIS-ŚNIEGUŁA

J.W.

No i nic niewiadomo-Jeszcze nie odleciała....

Czy już przyleciała

COLUMBA OENAS-SINIAKI

Okropnie płochliwe i trudne do sfocenia cholery



Rżysko po kukurydzy, przyciąga wszystkich

Szczególnie  GRUS GRUS-ŻURAWIE


Ku naszemu zdiwieniu, byliśmy świadkami ich wczesnych godów




Eskorta honorowa żurawi- dwa lisy


Największe stado saren, jakie kiedykolwiek widziałem