Łączna liczba wyświetleń

czwartek, 27 lipca 2017

304.PLB 140015

                P U L W Y    2017.07.24.

          Jak żesz ja dawno, nigdzie się nie szlajałem w terenie. Ciągnęło mnie jak cholera, by gdzieś się wybrać i pełną piersią nawdychać się wolności i bezkresnych przestrzeni. O moich tęsknotach opowiedziałem jednemu z moich Kumpli. Okazało się, że on też czuje coś podobnego. A więc postanowiliśmy, że ruszymy się gdzieś przewietrzyć razem. Kolega pracuje na zmiany, więc najbliższy  wolny dzionek miał dzisiaj, to jest w poniedziałek. Jednak cały poprzedzający tydzień, spędziliśmy na pilnym studiowaniu prognoz pogody. I popadaliśmy, w miarę jak się one ciągle zmieniały, z jednej skrajności w drugą. Od Euforii do rozpaczy. Cała niedziela koszmarna, a zapowiedzi na poniedziałek takie, po których można się było spodziewać wszystkiego. Dlatego też,do ostatniej chwili nie zdecydowaliśmy, gdzie jedziemy.W niedziele wieczorem zapada decyzja: niezależnie od pogody, jedziemy na PULWY. Blisko i ciekawie. Ja oczywista, automatycznie wyznaczyłem sobie na ten dzień priorytety.Zamówiłem sobie u wszystkich Bóstw Matki Natury, aby obdarowały mnie możliwością oglądania orlika krzykliwego, błotniaka łąkowego i gołębia siniaka. Prawdopodobnie, wszystkie te trzy gatunki, są w tym rejonie lęgowe.Istniały więc spore szanse, że moje marzenia się spełnią .Chociaż częściowo.                                       Punktualnie o 4,30, pod mój dom zajechał Kolega. Przywitaliśmy się z niezbyt wesołymi minami. Niebo przykrywała powłoka z ciemnych chmur, nisko sunących nad ziemią. Jechać,czy nie jechać ? Ano zaryzykujemy. Gdy dojechaliśmy na miejsce, powitała nas dodatkowo mgła, snująca się nad łąkami. Niestety, ale coraz częściej mam wrażenie, że nadchodzi jesień.Na razie złożyliśmy sprzęt i zaczęliśmy się wolniutko toczyć, po polnych drogach.Samochód jest w takich przypadkach nieocenionym dodatkiem. Nie dlatego, że pozwala bez wysiłku wozić zadek po wertepach, ale dlatego, że samochodem można się zbliżyć do zwierząt i do ptaków, o wiele bliżej niż na piechotę. Bezkresne, otwarte przestrzenie, od razu spowodowały, że ogarnął mnie spokój i zupełnie się wyciszyłem. W takich chwilach ogarnia mnie całkowita nirwana. Wczesna godzina powodowała, że nigdzie nie było widać żadnych ludzi. Ani też samochodów i maszyn rolniczych. Szary i wilgotny poranek, ukazywał nam leniwie budzące się życie. Na przeróżnych słupkach i krzaczorach, wysiadywały drapieżniki. Na ogół, kiepskie z nich latacze. Czekały tak jak my na Słońce, aby tworzące się kominy, pozwalały im szybować bez wysiłku. Na obrzeżach drogi, zatrzęsienie skowronków i świergotków, wszędzie na szczytach gałązek, wysiadują pokląskwy i gąsiorki. Od czasu do czasu, trafia się i srokosz. Oczywiście żurawie, bociany i sarny. Nie w stadach,  jak późną jesienią i zimą, ale pojedynczo, lub z pociechami. Nie można też nie zauważyć, rudej kity lisa, czy słupkopodobnego zająca.Wilka tym razem nie zobaczyłem. Jest wspaniale, ale już niestety zupełnie cicho. No cóż jesień. Nie udało się namierzyć żadnego derkacza i przepiórki, choć niedawno słyszałem ich tu całkiem sporo. Niestety, kulików też nie było. Już odleciały. No bo przecie już jesień.  Słyszałem o ciekawej akcji, prowadzonej na tym terenie, przez ornitologów. Otóż monitorowali oni, gniazda miejscowych kuligów. Po zniesieniu jaj przez ptaki, wybrali je, a na ich miejscu pozostawili atrapy. Atrapy z resztą szybko wybyły, prawdopodobnie za sprawą licznych tu lisów. A potem wielki sukces lęgowy. Wypuszczono tu, 17 odchowanych kulików wielkich. Może wrócą tu na przyszły rok i założą gniazda.                                                                                  Se tak jeździmy i popatrujemy, a czas leci. Nie wiadomo kiedy minęła godzina ósma i na niebie zaczęły się pojawiać coraz większe płaty błękitu. Potem pojawiło się i Słońce. Początkowo nieśmiało i na krótko, a potem z upływem dnia coraz pewniej. Koło południa otaczał nas już czysty błękit, splamiony niewielkimi obłoczkami. Po prostu B O S K O !!!. Biorąc pod uwagę, ciągle panującą wokół nas pustkę, byłem już w siódmym niebie. Zrobiło się też od razu ciekawie. Szybko utworzyły się kominy i w krótkim czasie zobaczyliśmy sześć gatunków Raptorów. Czyli: błotniaki stawowe i łąkowe, myszaki, bielika, pustułę,  parę kobuzów i upragnionego orlika krzykliwego. Spotkany kolega widział jeszcze dodatkowo krogulce i jastrzębia. Superaśnie. A tym spotkanym Kolegą był Marek "TWARDY"wspaniały młody człowiek i ornitolog z klasy mistrzowskiej. Przy takich Ludziach milknę, co mi się nie zdarza często, nadstawiam tylko uszy i chłonę wiedzę, której tacy ludzie maja mnóstwo, choć by o terenie na którym przebywamy.                                                                                                             I tak korzystając ze wspaniałej pogody, kikujemy wokół, na wszystko co lata. Nadchodzi jednak chwila, kiedy z dobrze, robi się za dobrze. Rozgrzane nad ziemią powietrze, zaczyna mocno falować. Coraz trudniej rozróżnić szczegóły obrazu, widzianego przez lornetkę i lunetę.Widok przez wizjer aparatu fotograficznego, jest jeszcze gorszy. Z żalem i bólem serca, zwijamy manele i ruszamy do domu.           To był na prawdę wyjątkowo udany i niezapomniany dzień. Wszystkie priorytety zaliczone. Niestety z niezbyt bliska, ale com się napatrzył, to moje.



SKOWRONEK-ALAUDA ARVENSIS

J.W

ŚWIERGOTEK ŁĄKOWY-ANTHUS PRATENSIS

J.W

J.W

DOBRZE,ŻE MIAŁEM SKIEROWANY W TĘ STRONĘ OBIEKTYW,ŚLEDZĄ JAKIEGOŚ DRAPOLA.
zZMGLISTEJ TRAWY,WYSKOCZYŁA NA CHWILE,ZUPEŁNIE JAK PERYSKOP,GŁOWA SARNY.SWEKUNDA I ŁĄKA ZNOWU WYDAWAŁA SIĘ PUSTA

MÓJ PRIORYTET,CZYLI SINIAK-COLUMBA OENAS

J.W

J.W

OSOBLIWA PARA KUMPLI.
ZEKAMY NA KOMINEK


POKLĄSKWA-SAXICOLA RUBETRA

BŁOTNIAKI STAWOWE PRZEGANIAJĄ MYSZKA

J.W

BAMBI & COMPANY



CZUJNA MAMUŚKA



TO STWORZENIE BUDZI WE MNIE BARDZO MIESZANE UCZUCIE JEST PIĘKNE I W OGÓLE CACY.
ŁATWO SIĘ OSWAJA I MOŻE BYĆ W DOMU CZŁOWIEK, NA ETACIE PSA.
ALE RÓWNOCZEŚNIE WIEM,ŻE JEST WIELKIM SZKODNIKIEM  I NA JEGO KONTA MOĆNA LICZYĆ,SPADEK POPULACJI WIELU PTAKÓW

POZWOLI PODJECHAĆ DO SIEBIE SAMOCHODEM,CAŁKIEM BLISKO.A POTEM,JAK JUŻ NATRZASKAŁEM SPORO ZDJĘĆ,WYSIADŁEM Z AUTECZKA I ZBLIŻYŁEM SIĘ DO NIEGO.POTEM SZLIŚMY RÓWNOLEGLE DO SIEBIE-PO DWÓCH STRONACH KANAŁU MELIORACYJNEGO





TEN PTASZEK Z KOŁKIEM W D...TO SROKOSZ


DRUGI PRIORYTET-ORLIK KRZYKLIWY-AQUILA POMARINA

ONŻE PONOWNIE

SFATYGOWANY SAMIEC BŁOTNIAKA STAWOWEGO.CHIBA SIĘ PIERZY

CHOĆ WIDZĄC JAK POSUWAŁ DO BIELIKA,MÓGŁ MU KTOŚ POSZARPAĆ KUDŁY

NA POMOC PODĄŻA MAŁŻONKA.MNIEJ SFATYGOWANA

TRZECI PRIORYTET.BŁOTNIAK ŁĄKOWY,SAMIEC-CIRCUS PYGARGUS


NIESTETY,RUCHY TERMICZNE,KOLEJNY RAZ ZMARNOWAŁY MI OKAZJĘ

GĄSIOREK-LANIUS CORULLO

J.W

DOBRZE, ŻE JECHALIŚMY WOLNIUŚKO




DOSKONAŁY PUNKT OBSERWACYJNY.POD NOGAMI,PRZELATYWAŁY CO JAKIŚ CZAS POD WIADUKTEM, ZIMKI

I MOZNA BY SE TAK SIEDZIEĆ BEZ KOŃCA

TEN WYRAZ SZCZĘŚCIA NA MOIM OBLICZU,TO PO SPOTKANIU Z ŁĄKOWCEM.
ŚMIGAM NAD BAGIENKIEM,NICZYM MOTYLEK,BO JESTEM JUŻ WŁAŚNIE LŻEJSZY O CAŁE 10 KG

KOLEGA TWARDY

                CZUJĘ SIĘ RÓWNIEŻ ZOBOWIĄZANY PODZIĘKOWAĆ,       NIEZAWODNEMU KOLEDZE ŁUKASZOWI M.,ZA KONSULTACJE.                                    JAK ZAWSZE CHĘTNY I NIEZAWODNY


czwartek, 13 lipca 2017

303.WARSZAWSKIE BOBRY

     CENTRUM WARSZAWY 2017.07.05.

         Mam kumpla,który jest zawołanym rybolem.Grzecznie i kulturalnie,znaczy się wędkarzem.Wspominany tu nieraz często Tomasz Wspaniały.Rzeczony odezwał się do mnie na dniach,z bardzo ciekawą informacją.Otóż łowiąc wieczorem ryby,zobaczył nagle,że pojawiła się przed nim cała rodzina bobrów.Były całkiem niedaleko,widziały go doskonale i nic se z niego nie robiły.Nie będę ukrywał,że czekam tylko na takie wiadomości.Następnego dnia,pojawiłem się w opisanym miejscu i czekam  z dosyć mieszanymi uczuciami.Dokładnie tak,jak to opisał Kolega,parę minut po 18-tej pojawiły się zwierzaki.Było czyste,błękitne niebo i wydawało się,że jest jeszcze zupełnie jasno.Mnie jednak Słońce świeciło prosto w oczy,a na wprost mnie,na nawisłym brzegu,panowała już totalna ciemnica. Pierwsze próby zrobienia zdjęć zupełnie się nie powiodły.Moja Sigma 150-500,ciemna i nieporadna,nie radziła sobie w tych warunkach.Z pierwszego spotkania,wyniosłem tylko doświadczenie i wiedzę o miejscu i zachowaniu zwierząt.Pojawiłem się tam rankiem następnego dnia, korzystając z pierwszego tramwaju.Teraz warunki oświetleniowe miałem doskonałe, ale po długim czekaniu,zobaczyłem tylko jednego bobra,który przepłynął daleko ode mnie i zniknął w kupie gałęzi.Teraz już,kierując się zdobytym doświadczeniem,poczekałem na popołudnie,kiedy to niebo było pokryte cienka warstwą chmur.Światło nie było takie ostre,za to równomiernie rozproszone.Wziąłem też inny obiektyw.Doskonałą elkę 70-200/4 + telekonwerter x1,4.Szybki i doskonały obiektyw.Biorąc pod uwagę, niewielka odległość,z jakiej oglądałem bobry,miałem duże szanse na czytelne zdjęcia.Siadłem na brzegu i z drżeniem serca czekałem na głównych aktorów tej sceny.Jak z zegarkiem w ręku,równo o tej samej porze,pojawiły się znowu.Zacząłem robić zdjęcia.Jak wiecie,w takich momentach czas,biegnie niesamowicie szybko.A wraz z jego upływem,przed moimi oczami,działy się coraz bardziej niesamowite sceny.Przed tym myślałem,że mam do czynienie z jednym bobrem.Teraz okazało się,że jest para dorosłych i cztery młode.Oniemiały ze szczęścia, mogłem podziwiać,jak stare wychodzą na wysoki brzeg,ścinają duże gałęzie,ściągają je do wody,a potem razem z pociechami,obdzierają ze smakowitego łyka.Cóż za niesamowity widok.Aparat nieustannie głośno terkotał migawką,ale one ostentacyjnie mnie nie lekceważyły.Czas płynął błyskawicznie,a wraz z jego upływem,robiło się coraz ciemniej.W końcu,robiłem zdjęcia na najwyższej czułości,jaką mogłem wycisnąć z aparatu,a i tego robiło się za mało.Widać to z resztą,po nędznej jakości zdjęć.Kiedy zrobiło się już bardzo ciemno,spróbowałem zrobić kilka zdjęć,błyskając fleszem. Oczekiwałem paniki,a tymczasem one,zupełnie nic sobie nie robiły,z małych błyskawic przed ich oczami.Zatem mogę tu wrócić za jakiś czas z mocną lampa błyskową i spróbować innej techniki zdjęć