Łączna liczba wyświetleń

wtorek, 29 marca 2016

271.DNI NIE SPEŁNIONYCH MARZEŃ

PUSZCZA KAMPINOSKA 2016.03.23.

        Zgadałem się z moim Facebookowym Kumplem,Wojciechem K.
Pożaliłem Mu się,że jednym z moich niespełnionych marzeń,jest możliwość spotkania łosia i obfocenia go z bliska.Kumpel od razu mi zaproponował,że może mnie zawieść w miejsce,gdzie moje marzenie,z metra zostanie przesunięte do działu spełnionych.Otóż według niego,w Izabelinie za budynkiem Dyrekcji Parku,rozciąga się spory brzozowy lasek,a w nim pełno łosi,które nie mogą już się doczekać,aby mnie zobaczyć na własne oczy i spełnić natychmiast moje marzenie.Kolega zatrzymał samochód na cichym, leśnym parkingu.Był cichy,dopóki nie wysiedliśmy z samochodu.W tym momencie bowiem,rozległ się przeraźliwy i głośny jazgot,cuś jak by psychodeliczny koncert na młot pneumatyczny.Nie będę ukrywał,że podskoczyłem nieźle do góry.Nad moją głową siedział na lampie oświetleniowej,dzięcioł duży i napierdzielał dziobem w metalowy klosz lampy. Racjonalizator.Później zrobiło się milej,bo do koncertu przyłączyły się kosy,szpaki i drozd śpiewak.Od razu uwierzyłem,że jest już wiosna.Ruszyliśmy przed siebie,na spotkanie łosi.Las w tym rejonie,był nawet ładny,więc kilometry mijały całkiem przyjemnie.Co chwila mijaliśmy stukające dzięcioły,jeno nigdzie nie widzieliśmy oczekujących na mnie łosi.Widzę,że Kumplowi mina zrzedła,więc zrobiliśmy zwrot w tył i do samochodu.Ponieważ była stosunkowo młoda godzina, zaproponowałem Mu,abyśmy zajrzeli jeszcze na położone niedaleko od nas,"Mokre Łąki". 
Tutaj było troszkę więcej do oglądania.Głośny rejwach,słyszany już z daleka,
kazał się domyślać,że tradycyjnie jak co roku,tworzyła się kolonia lęgowa śmieszek.Na wodzie unosiło się stadko gęgaw,tak na oko ze 4 pary,para ładniutkich krakw i pierwszy tegoroczny perkoz.Chociaż tych już raczej nie focę,zrobiłem mu na pożegnanie jedną fotkę.I dobrze,bo po obejrzeniu zdjęcia w domu,okazało się,że był to rdzawoszyjec.Pochodziliśmy jeszcze trochę po lesie,mając nadzieję,że poszukiwane łososie,utknęły gdzieś tu może,na bagnistym brzegu.Niestety.,moje marzenie pozostało w strefie tych niespełnionych,a dzisiejszy dzień obdarował mnie tylko fajnym spacerem w doborowym Towarzystwie i przy pięknej pogodzie.
HURGOTNIK DUŻY

TO TEN PIĘKNY LASEK BRZOZOWY.JAK MI SIĘ ZDAJE,JEST TO MAGICZNE ZDJĘCIE.PRZY PIERWSZYM SPOJRZENIU NA NIE,WZROK PRZESUWA SIĘ AUTOMATYCZNIE DO CENTRUM I ZACZYNA CZŁEKA WCIĄGAĆ,JAK WIR NA WODZIE

CZAPLE SIWE.CHIBA RZADKO SIĘ JE WIDUJE NA IGLAKACH.JAK MYSIEKRÓLIKI

SAMIEC KRAKWY(NA LEWO OD CENTRUM)-ANAS STREPERA

ANSER ANSER

J.W

SOŁTYS-ANAS PLATYRHYNCHOS

PERKOZ RDZAWOSZYI -PODICEPS GRISEGENA


               PULWY 2016.03.24.

                   Ponieważ pogoda była nareszcie boska,postanowiłem iść za ciosem i realizować następne marzenia.Chodzi oczywiście o moje utrapione siewki złote.Koleżanka była tu w sobotę i zastosowała swój genialny pomysł.Zamiast latać za nimi jak kot z pęcherzem,usiadła na środku pola,przykryła się siatką maskującą i zaczekała,aż one przyjdą do niej.Skutecznie.Pomysł bardzo mi się spodobał.Poleciałem do kumpla i pożyczyłem podobną sieć.Noszę się z zamiarem kupna,takiej na własny użytek.Chciałem najpierw wypróbować jak ja,ze swoimi sfatygowanymi gnatami,będę potrafił wytrzymać pod taką, nieruchomo przez dłuższy dzień.
Ano nie wytrzymałem nawet jednej minutki.Z samego rana zobaczyłem tylko jedno stado siewek,a i  to z daleka.Zerwały się z łąk,zrobiły w powietrzu rundkę i odleciały na wschód.Potem już przez cały dzień,nie zobaczyłem nawet ani jednej.Za to od razu po wejściu na pola,dokonałem przerażającego odkrycia.Była 9,15 i Słońce było już dosyć wysoko.Ziemia nie przykryta trawą,
nagrzała się już bardzo mocno i falujące nad nią powietrze,uniemożliwiało
przyjrzeniu się,czemuś bardziej oddalonemu.Widać było tylko bezkształtne, kolorowe plamy.Nawet nie można było zorientować się co się ogląda.Im dalej w dzień,tym gorzej.Robienie zdjęć straciło jakikolwiek sens.Tym bardziej,że mądry mózg,tworzył z widzianych plam,jakiś sensowny obraz.Aparat tego nie potrafił.To było straszne.Koło Grądów,wypatrzyłem na łąkach,kilka kulików wielkich.Pozwoliły mi podejść do siebie,na całkiem przyzwoitą odległość.
 Zrobiłem im kilkaset zdjęć.Po to tylko,aby po przyjściu do domu,wszystkie skasować.Totalna porażka.Niedaleko mnie,przez łąki,zasuwał drobnym kroczkiem,piękny lis.Nie spieszył się,tam skoczył z góry na jakąś mychę,tam cuś pogonił,sama radość.Zapomniałem się i zacząłem go fotografować.
Następne zmarnowane klatki.Wściekły spakowałem manelę i klnąc po nosem,zacząłem wracać do Porządzia.Z naprzeciwka,zasuwał w moją stronę jakiś samochód,ciągnąc za sobą smugę kurzu.Jedzie taki nie taki i nie widzi,że powinien przed pieszym zwolnić.Niestety zwolnił.A ja dalej labidziłem: widzicie dziad, jaki litościwy.Myślał by kto.Spoglądałem na niego nienawistnym wzrokiem,gdy nagle dziad się zatrzymał,a z lufcika wychyliła się uśmiechnięta facjata Kolegi Jurka.Też Fejsowy Kumpel.No,przynajmniej na koniec się mi poszczęściło.Objechaliśmy Grądy dookoła i wypatrzyliśmy następne kuliki.Były jeszcze bliżej.Jako,że pojazdowi pozwalają się zbliżyć dużo bliżej,bez odruchu ucieczki,A potem drivera namówiłem,aby pojechać w stronę Rząśnika.To jest zupełnie inny tere.Nie ma takich wielkich,otwartych łąk.To znaczy są,ale porasta je dużo krzewów,drzew i od czasu do czasu,widać piękne bagienka.
Na tych to właśnie bagienkach,zobaczyliśmy,całkiem z bliska,dwie pary żurawi.Były tak blisko,że i Słońce nie mogło ich bardzo zepsuć.A potem naszą uwagę pochłonęły "chmary" myszołapów.Było ich na prawdę dużo.Loty parami,chyba miały gody,dreptanie na ziemi,też parami,podskoki,okrzyki i inne smętne zawodzenia.Ale się działo.Brakowało tylko jeszcze błotniaków.Ale te będą tu już lada dzień.Syci wrażeń,wracamy do Wyszkowa,gdzie serdecznie żegnam Fumfla.Przesiadka na PKS do W-wy i o 18-tej,jestem w domu.
TO JEST TO,CZEGO TU JAK NA RAZIE NIGDY NIE ZABRAKŁO

KULIK WIELKI--NUMENIUS ARQUATA

J.W

J.W

RUDZIELEC PRZECHERA

J.W

GRUS GRUS

J.W

J.W

J.W

J.W

NAWET BAŻANT SIĘ TU ZAPLATAŁ

BUTEO BUTEO

J.W

J.W

GRUS GRUS

J.W




piątek, 18 marca 2016

230.CHCIAŁ,NIE CHCIAŁ

ŁAZIENKI KRÓLEW.-20016.03.16.

       Zapowiedziała się ładna pogoda.Nie miałem pomysłu na jakiś dalszy wyskok.Tak że,ptaki na które czekam,czyli siewkowate,są jeszcze w drodze.Szkoda by była niezmierna,przesiedzieć taki dzień w domu.A więc raniuśko ,skoro świt,wyskoczyłem do Łazienek.Praktycznie rzecz ujmując, bramę przekroczyłem o 6,30.Mając nadzieję,że będzie jeszcze cicho i pusto.Cicho jeszcze było,ale nie pusto.Miałem wrażenie,że w parku umówili się dzisiaj,wszyscy biegacze.Niby nic,ale niektórzy zachowywali się tak,jak by w dniu dzisiejszym,park miał by być wyłącznie do ich dyspozycji.

Jak na razie pogoda nie zdecydowała się,jaki ma przybrać kształt,na dzisiejszy dzionek.Niskie chmury,a raczej podnosząca się mgła,zakryły Słońce i było dosyć ciemno.Od razu zdecydowałem się,że nie będę dzisiaj łaził po całym parku,jak ten słynny dziadyga po pustej  świątyni.Miałem ładny kawałem pianki poliuretanowej.Chciałem ja rozłożyć na jakiejś ławce,w miejscu które jest ptasio obfite.Miałem tam zamiar zakotwiczyć na parę godzin i tym razem czekać,aż ptice przyjdą do mnie.Po drodze spotkałem fajnego Człowieka. Kolega Wiesław- ptasznik, i to raczej ten z górnej półki.Miły ,spokojny Człowiek.Łatwo go z daleka rozpoznać,po długiej,kończącej się gdzieś za kolanami,brezentowej,oliwkowej kurtce.Cuś jak bojowa koszula nocna,babci Andzi.Do tego potężny obiektyw.Zupełnie jak by babcia z bazooką,wybrała się tropić nielegalnych emigrantów.Poznaliśmy się, jak tematem numer jeden,była jarzębata na Patelni.Spędziliśmy wspólnie parę godzin na dyżurze.To nie był jedyny znajomy,jakiego miałem zaszczyt i przyjemność spotkać tego dnia.Swoje włości,obchodził jak co dnia,Krzysio K.K.Towarzyszył mu miły i do tego młody człowiek,którego ubiór i sprzęt,od razu ujawniały kto On zacz.Ci dwaj Przemilcy,byli tak zajęci obrabianiem zadka jakiegoś wspólnego wroga z forum FB,że rozdeptali by mnie z kretesem,na środku publicznej drogi.Po chwilowej konsternacji,miałem przyjemność poznać,kolejnego "fejsikowego"fumla,czyli-Andrzeja M.Chwała kolejnemu młodemu Człowiekowi,pozytywnie zakręconemu.
Jak mawia,słynny już w co poniektórych gronach,mój szwagrowski-Parle,parle sucho w gardle.Nagadawszy się o świerzościach z nowo spotkanymi,zakotwiczyłem,na upatrzonej ławeczce,rozłożyłem sprzęt i zacząłem czekać.Nie powiem,miejsce które wybrałem,rzeczywiście było tak dobre,jak mi się wydawało.Sporo ptasiów,co prawda tych bardziej pospolitych,ale  popatrywałem na nie z wielką przyjemnością.W krótkim czasie zaliczyłem 4 gatunki dzięciołów.Co prawda,ten dla którego tu byłem,czyli zielony,pokazał się w ciągu dnia tylko dwa razy,a i to na krótko.Zapewne był umówiony  z K.K i moja osoba stworzyła mu dyskomfort psychiatryczny.Jest 10 rano.Po krótkiej ekspozycji,Słońce schowało się za chmury.Mimo pianki,zimno zaczęło dotkliwie kąsać mój zadek.Postanowiłem się trochę rozruszać.Wybrałem się nad tzw.Kanał Piaseczyński.Może to Poniektórych zaskoczy,ale nigdy tam nie byłem.Krzysio zapewniał,że czeka tam na mnie głowienka.Nie było jej,ale spotkałem mandaryny i karolinka.Jest to już mocno wyeksploatowany i banalny temat.Normalnie mijam je  z daleka.Teraz zobaczyłem je,tuz pod moimi nogami,oświetlone ostrym światłem
Słońca.Wyglądały bajecznie.Złamałem się i troszkę je obstrykałem.Głowienki nie było,więc szybko wróciłem na swoją ławeczkę,mając nadzieję,że ten paskudnik zieleniec,zawita przed moje oblicze .Gucia tam.Z daleka histerycznie wyśmiewał się ze mnie.Jak podleciał bliżej,skrycie przeskakiwał po krzaczorach,abym go tylko nie zobaczył.Zobaczyłem go i zrobiłem mu zdjęcie.Tylko jedno niestety.Zobaczyłem za to świerzyznę.Pierwsza tegoroczna zięba.I tak se siedząc na d.zrobiłem co najmniej tyle samo zdjęć,co bym się szlajał po całym parku.Zaczęła mnie powoli jednak,dusić nagła cholera.Tuż przed moimi nogami,zaczęły jeździć w te i w tamte,różne piekielne maszyny, wożące ziemię.Właśnie miałem fajna akcję.Przy małej niedalekiej kałuży,zaraz obok mnie,usiadło stado spragnionym czyży.Wspaniała okazja,aby strzelić kilka fot.Od razu rozległ jednak rumor,i zza moich pleców wyskoczył,dolony traktorek.Wpadł w kałużę.Nie tylko rozpędził czyże,ale w ogóle zlikwidował ,te mała oazę na środku drogi.Klnąc jak szewc,zgarnąłem pod pachę manelę i opuściłem niegościnne miejsce.Postanowiłem zajrzeć jeszcze do puszczyka.Zawsze oglądałem go rano,gdy Słońce oświetlało go z tyłu kontr światłem.Czarna dziura.Teraz właśnie mijała 14-ta i nieborakowi zaczynało świecić w kaprawe oczka.Faktycznie,ustawiłem aparat na statywie i zacząłem robić mu zdjęcia.Tak ze trzy,co 15 minut.Całym sobą,tkwiłem tam wysoko nad ziemią.Toteż,gdy czując ból w wykrzywionej szyi,opuściłem głowę,zobaczyłem cuś,co mną ogromnie wstrząsnęło.Otóż od dawna,od wielu lat,słyszałem o sarence,która swobodnie biega po parku.Ma od strony Agrykoli żłóbek ze świeżym siankiem i podobno kojo za stacją trafo.Nigdy jej nie widziałem,a mnóstwo bardzo wiele chciałem.Wyobrażałem sobie,że muszę się pojawić o świcie,przy porannym otwieraniu bram i może po cicheńku,gdzieś ją ujrzeć.Patrzę,a ta wredna krowa,spaceruje tuż przede mną,nic sobie nie robiąc z pętających sił wokół humanoidów.O rany,ale sobie ulżyłem.Aparat rozgrzał się do czerwoności.Po tym zdarzeniu,temat saren jest już chiba wyczerpany. Nigdzie nie uda mi się już zrobić,lepszych zdjęć.
IDĄC RANO O DOCHODZĄC DO MOSTKA,PRZED PAŁACEM NA WODZIE,ZOBACZYŁEM NA WYSOKIM DRZEWIE,JAKIEŚ CIENIE,CIEMNE PLACKI NA DRZEWIE.CO ZA CHOLERA,CZY TO JAKIEŚ WORKI PLASTIKOWE,.KTÓRE  WIATR TAM ZANIÓSŁ,CZY JAKIEŚ REKLAMY.z BLISKA ZOBACZYŁEM,ŻE TO NOCLEGOWISKO PAWI.BYŁO ICH TAM NA WYSOKOŚCI KILKUNASTU METRÓW,CAŁKIEM SPORO.PIERWSZE ZLAZŁY SAMICE I ZACZĘŁY WYDZIERAĆ RYJE NA CAŁY PARK.ALE NIE BYŁ TO TEN ZNANY,Z RÓŻNYCH FILMÓW "PIIIĄĄĄG".TO BYŁ RYK DZIURAWEJ, I ZARDZEWIAŁEJ SYRENY PAROWCA Z MISSISSIPPI.NO CUŻ,PANIE NIE TYLKO SA BRZYDSZE ,ALE I MNIEJ MUZYCZNE

PRAWIE DOROSŁA BIAŁOGŁOWA-LARRUS CACHINNANS

J.W

ŚREDNIAK-DENDROCOPOS MEDIUM

DUŻY-DENDROCOPOS MAJOR

DZIĘCIOŁEK-DENDROCOPOS MINOR
NIEWIELE WIĘKSZY OD BOGATKI


A I OT,ZIELONA CHOLERA-PICUS VIRIDIS

DROZD KWICZOŁ-TURDUS PILARIS
TE PIĘKNE PTAKI RZADKO FOTOGRAFUJĘ.
MOŻNA BEZ TRUDU PODEJŚĆ DO NICH W KAŻDYM PARKU I DO WOLI OBROBIĆ.
A WIĘC ILE W KOŃCU MOZNA

AKURAT ZOBACZYŁ PRZEKĄSKĘ,ZARAZ BŁYSKAWICZNY SKOKI ZAŁATWIONE

SŁYNNE PLAMKI W KSZTAŁCIE GROTÓW STRZAŁ.ŚPIEWAK MA ROZMYTE OWALNE

PIERWSZA ZIĘBA W TYM ROKU,SAMIEC-FRINGILLA COELEBS

PODOBNIE JAK KWICZOŁY,NA POCZĄTKU FOCIŁEM JE ILE SIĘ DAŁO,TERA USTAŁEM,CHOCIAŻ UCZCIWIE RZECZ BIORĄC,JEST ICH CHIBA MNIEJ NIŻ KIEDYŚ.
 KOS DZIEWECZKA-TURDUS MERULA

JAK WYŻEJ,OPCJA SAMIEC

TRACZ NUROGĘŚ-MERGUS MERGANSER

TA PIĘKNA TRÓJECZKA,JEST DZISIAJ WYJĄTKOWO SPOKOJNA I GRZECZNA

NIE MOGŁEM SIĘ OPRZEĆ,ZNOWU 100 KADRÓW

MANDARYNA DZIEWUCHA

KAROLEK.NIE WIEM KTÓRY Z NICH DWÓCH JEST PIĘKNIEJSZY.RAZ TEN MI SIĘ BARDZIEJ PODOBA,INNYM RAZEM PRZECIWNIK

MANDARYN

AKTUALNIE PANUJĄCY KRÓL ŁAZIENIEK.GODZ.13.59

GODZ.14,22

JACYŚ MILI,ZASKOCZENI FRANCUZI.PRZED CHWILĄ POKAZYWAŁEM IM PRZEZ LIPO PUSZCZYKA,A TERAZ NADEPNĘLI NA SARNĘ.SE POMYŚLĄ,ALE TA POLSKA TO DZIKI KRAJ

KO0CHAN MASKOTKA.CIEKAWYM,CZY JAKOŚ JĄ NAZWANO.
GDYBY NIE TO PROPONUJE BEATKA





JAK MÓWIŁEM,OBFOCIŁEM JĄ ZE WSZYSTKICH STRON.JASNA PLAMA,BYĆ MOŻE UŁATWIA IM PORUSZANIE SIĘ W CIEMNOŚCI,GDY IDA GĘSIEGO.
NIE WIEM DO CZEGO SŁUŻY TA NAMIASTKA OGONA.
PRZYPOMINA MI RACZEJ OSEŁDEC,TYLKO CZEMU WYRÓSŁ Z PRZECIWPAŁOŻNEJ STRANY