Łączna liczba wyświetleń

piątek, 1 czerwca 2018

337. SE PONURKOWAŁEM

   UJŚCIE RZĄDZY-WOLICA   2018.05.24.   

          W poniedziałek wieczorem, dzwoni Kamil i przejęty opowiada mi, że właśnie siedzi na moście w Wolicy i podziwia, pływającą mu u stóp, parę nurów czarnoszyich. Potem zadaje rzeczowe pytanie: A tak właściwie, to czemu tu nie ma Ciebie. Bardzo dobre pytanie. Takowe nury, widziałem parokrotnie na Zalewie  Zegrzyńskim. Późną jesienią.Daleko i w szarudze. W tonacji szaro-ponurej. A tu jakieś dziwaki pokazały się, prawie w środku lata. W cudnej godówce i do tego zupełnie blisko. Wiedzieliśmy o nich, już w niedziele koło południa. Tylko, że ja nie myślałem, iż jeszcze tam siedzą. Kamil w ogóle nie myślał (!!!) tylko pojechał i sprawdził. No i dobrze, bo w ten sposób zmobilizował mnie. We wtorek, pojawiłem się na moście w Wolicy, o 10 rano i jak się okazało, dużo za późno. Przede mną rozpościerała się zupełnie pusta powierzchnia wody. Trzęsącymi się rękami, wyciągnąłem lornetkę i dokładnie zlustrowałem akwen. Pupa blada. A więc jednak odleciały. Zniechęcony zszedłem na wał  okalający rzekę i poczłapałem w stronę niedalekiego ujścia. Zapytany po drodze rybol, potwierdził moje obawy- "Ano były tu jakieś takie, dwa dziwne ptaki. Krzyczały tak niesamowicie. Ale już dawno zniknęły."
No i w tym momencie, ogarnęła mnie, tradycyjna czarna rozpacz. Jechać z powrotem ? Chiba nie. Trzeba sprawdzić, czy może nie wypłynęły na Zalew. Poczłapałem powoli w stronę ujścia. Okolica piękna i do tego praktycznie pusta. Oprócz mojego rybola i i jeszcze dwóch innych na łodzi, było pusto. Tak jak uwielbiam. Pełzłem powolutku rozkoszując się wolnością. Od czasu do czasu przystanąłem i się pogapiłem. A to fajny robaczek, a to próby wypatrzenia kukuły, która to zołza, siedziała gdzieś w liściach nad moja głową i darła na całego ryja. A potem miałem frajdę, bo zobaczyłem praktycznie niedaleko od siebie, trzcinniczka i rokitniczkę. Następna para ptaków, które rozpoznaje się właściwie po śpiewie ( No i po środowisku. Chiba , że siedzą koło siebie)
A potem, miałem za zakrętem, zerknąć na otwartą wodę i raczej już zawrócić. I wtedy zobaczyłem, moje kochane pieszczoszki. Pływały w zatoczce, przed przystania jachtową. Bez zbędnego hałasu, ustawiłem se składane krzesełko i patrzyłem na nie z uwielbieniem (cichym !!!). Od czasu do czasu, zrobiłem kilka zdjęć i fajnie było. Momentami podpływały całkiem blisko. Pechowo jednak, miałem je pod Słońce. Mijał czas, a mnie było całkiem dobrze. Dopóki się nagle nie zdecydowały i nie zaczęły płynąc w stronę otwartego zalewu. No to po ptokach. Przestałem się nimi interesować, a rozleniwiony świętym spokojem i grzejącym mocno Słońcem, siedziałem na brzegu i bezmyślnie gapiłem się na ten piękny świat. Nagle jakiś ruch, przykuł moja uwagę. Przede mną, środkiem rzeki, płynęła spokojnie, para moich nurów. Widziałem tylko czarne sylwetki, na rozlanej na wodzie, plamie słonecznego blasku. Od razu się rozbudziłem i włączyłem  w głowie kalkulator. Wyglądało na to, że powoli ale jednostajnie płynęły w stronę mostu. Powolutku szedłem za nimi, próbując zrobić od czasu do czasu, jakieś zdjęcia. Ale z tym było mizerniutko. Widząc, ze most jest coraz bliżej, wyprzedziłem je, dopadłem mostu i spojrzałem na nie, z nad barierki. Prezentowały się przede mną , w całej OKAZAŁOŚCI !!!. O rany, o czymś takim , nie śmiałem nawet marzyć. Przez najbliższe półtorej godziny, "Miałem je jak kciałem " Zupełnie nie reagowały na mój widok, na hałas przelatujących przez most ciężarówek, przepływających obok nich łodzi wędkarskich. Ani chybi, były to jakieś dzikusy z dalekiej północy, które nie widziały jeszcze człowieka i nie wiedziały jak potrafi być okrutny i niebezpieczny. Syty wrażeń, o 13-tej załadowałem się do autobusu i pomknąłem do domu. Oczywista, że jak wszedłem do domu, to od razu dopadłem do kompa i zacząłem studiować owoce minionego dnia. Wnioski były powalające i nader smutne. W ciągu dnia zrobiłem 1540 zdjęć, z czego 95 % nurom. Z tej liczby tylko ok. 400, było zadowalających. Nareszcie doświadczalnie i w konkretnych warunkach, potwierdziłem pewne zjawisko, które od zawsze,  psuło mi humor. Robiłem zdjęcia w dość późnej porze. Od 11-tej do 13-tej. To jest zła pora. Nad rozgrzaną ziemią , silnie faluje powietrze, masakrując ostrość zdjęć. Myślałem, że tyczy się to dużych pól gołej, lub prawie gołej ziemi. Ewentualnie łąk ze skoszona trawą. Nic z tego. Teraz doświadczalnie i namacalnie, przekonałem się, że 6-8 metrowy pas trzcin i szuwarów ( a ich nigdy bym o to nie podejrzewał), może się nagrzać, jak palenisko grilla i skutecznie uniemożliwić focenie. Tego akurat, nigdy bym nie podejrzewał. Wiem już nareszcie, dlaczego miałem zawsze problemy z ostrością, robiąc zdjęcia, przy stawach w Borowie. To naprawdę bezcenna lekcja.



GAVIA ARCTICA

















ACROCEPHALUS SCIRPACEUS


J.W


CUCULUS CANORUS-ŁATWO JA Z DALEKA POMYLIĆ Z KROGULCEM. ZWŁASZCZA Z DALEKA


ACROCEPHALUS SHOENOBAENUS





SCENA DRAMY. ZDJĘCIA Z JESIENNEGO ARCHIWUM




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz