Łączna liczba wyświetleń

sobota, 26 sierpnia 2017

308.BŁOTNIAKOWY BALET,CZYLI OD ROZPACZY DO EUFORII

                     PULWY-2017.08.24.

             Ogarnia mnie czarna rozpacz. Mam napisać na  temat wypadu, na którym panował zupełny spokój, a jednocześnie działo się bardzo dużo. Usypiałem z nudów, a jednocześnie myślałem, iż motorek mi wyskoczy z piersi, z powodu przeżywanych ogromnych emocji.                     

Ale zacznę ab ovo. Dopiero co wróciłem z Pulw, a już mi się marzyło, aby tam wracać jak najprędzej. Dochodziły bowiem stamtąd, wyjątkowe jak dla mnie wieści. Po pierwsze, najważniejsze i od razu ostatnie, zaczął się przelot drapoli. Pojawiły się już długo oczekiwane kobczyki, a łąkowce też się objawiły w pokaźnej ilości. A zatem przyszło mi czekać, na jakowąś znośną prognozę pogody i ruszać w drogę. W czwartek, czyli w środku tygodnia, mogłem liczyć tylko na PKS. Dojazd jest doskonały, ale ma poważną wadę. Na miejscu jest się o godzinie 9-tej. Gdy chodzi o ptaki, to jest to  już prawie południe. Gdy dociera się na miejsce, człeka ogarnia spokój i ogromna radość. Olbrzymi, bezkresny obszar, zarośnięty różnymi trawami, trzcinami i innymi takimi. Oprócz tego, idąc se tak niespiesznie, można przez cały dzień nie spotkać człowieka. Nie mówię o samochodach i maszynach rolniczych, które to maszyny, też nie komplikują życia, ogromnymi ilościami. Spotkać za to można, mnóstwo fantastycznych stworzeń. Po pierwsze bardzo atrakcyjne gatunki ptaków, a i wilk, sarny, jelenie, lisy i różne takie, nie są tu niczym nadzwyczajnym.. Sam krajobraz, też stwarza radość swoim pierwotnym widokiem.. Jednym słowem, jest mi tu zawsze bardzo dobrze, albo i jeszcze lepiej. Kiedy się tylko tu pojawiłem, było jeszcze całkiem chłodno i snuły się resztki mgieł. Od razu po wyjściu z lasu, zobaczyłem krążące niedaleko dwa drapolki. Dokładniejsze oględziny pokazały mi, że od razu na samym początku dopisało mi szczęście. To były dwa młode błotniaki łąkowe. Wspaniała wróżba na nadchodzący dzień. Krążyły bliżej lub dalej, jeszcze spory czas. Dreptałem powolutku, wyciągając szyję i czujnie gapiąc się na wszystkie strony. Po pierwszym powodzeniu, zrobiło się jednak całkiem nieciekawie.Wyglądało na to, że obficie występująca tu drobnica, pożegnała się z tym miejscem.Kręcące się zawsze obficie w tym miejscu skowronki, świergotki i pokląskwy znikły. Panowała zupełna cisza. Nawet zawsze tu widoczne  sarny znikły.  Powoli pełzłem naprzód. Daleko przed sobą, zobaczyłem siedzącego na żerdzi kobczyka. Niestety, gdy podszedłem bliżej, zniknął gdzieś. Za jakiś czas, daleko nad polami, zobaczyłem drugiego, unoszącego się nad polami. O dziwo, nie widziałem żadnych myszołowów. Przed Grądami Polewnymi, skręciłem na pola i rozłożyłem "obozowisko". Na statywie luneta, a ja siedziałem obok na krzesełku i bez przerwy, przez lornetkę  lustrowałem horyzont. Mijał czas. Z minut zaczęły robić się godziny, a ja bezowocnie tkwiłem w miejscu. Jedynym śladem życia, była szwędająca się  nad niedalekimi polami, para stawowych. Jak zawsze w takich momentach, czas leci błyskawicznie.Nie wiadomo kiedy, zrobiło się późno.Orlik krzykliwy, na którego po cichu liczyłem, też nie przeleciał. Zbliżał się koniec wyprawy. Ruszyłem z powrotem. Zbliżała się piętnasta, gdy dotarłem do lasu na końcu drogi. Na tle ciemnych drzew, zauważyłem sylwetki dwóch dużych mew. Przez kontrast z zacienionymi drzewami wydały się bardzo jasne. Ciekawe co za mewy, pomyślałem. Zerknąłem przez lornetkę......i klękaj ta narody. Zagrzmiały wszystkie trąby niebieskie. Niziutko nad łąkami kołysały dwa śliczniusie samce błotniaka łąkowego. Kołysały się na tle popołudniowego Słońca. Wytrzymałem tak tylko chwilkę. Zgiąłem się w szesnaście i potruchtałem pod osłona przydrożnych traw, w stronę ściany lasu. Okrążyłem je i teraz ja byłem na tle ciemnego lasu, a one przede mną,nad jasnymi polami. Rozłożyłem sprzęt i zacząłem gorączkowe rozpoznanie. Mogę powiedzieć, że to było coś niesamowitego.Przede mną, w ciągu krótkiego czasu stworzyła się fantastyczna scena. Z nad lasu, zawodząc wyleciały dwa myszołapy. Dołączyły do łąkowców. W międzyczasie pojawił się jeszcze samiec i samica stawowych. Całe to towarzystwo krążyło tuż przede mną, lawirując w powietrzu. Wymijały się, przeganiały, pozorowały ataki. Wydaje mi się,że były szczęśliwe i cieszyły się życiem. Stałem tam z rozdziawioną jałopą i zapomniałem o całym bożym  świecie. Pierwsze znikły myszaki, potem na druga stronę drogi odleciały stawowce i zostały, wyłącznie dla mnie , moje wymarzone łąkowce. To ciekawe, ale drugi raz w tym roku, widzę młode łąkowe i opiekującego się nimi dorosłego ptaka. W obydwu wypadkach jest to samiec. Mówię  opiekujący się, bo wyraźnie widziałem, że ptaki nie mijały się obojętnie. Latały i dokazywały razem. Nawet gdy jeden przysiadł na ziemi, czy na żerdzi, to drugi pojawiał się nad nim i krążył w pobliżu. To był cudowny powietrzny balet. Czas leciał, a ja zapomniałem o bożym świecie. Minął czas odjazdu pierwszego autobusu, potem drugi-rezerwowego. Zbliżała się osiemnasta i zaraz odjeżdżał ostatni. W dyrdy pobiegłem na przystanek, objuczony sprzętem, zostawiając pakowanie się, na czas, kiedy będę w autobusie. Wyrobiłem się o koński paznokieć. Skubany przyjechał o 5 minut za wcześnie. Co ja będę dużo klechdał. To były wyjątkowe trzy godziny. Zleciały jak z bicza trzasnął. Marzyłem od zawsze, aby zobaczyć cuś takiego. Był oczywiście jeden haczyk, taki pisany drobnym druczkiem, ale jednak. Kiedy na Pulwach,  jest piękna słoneczna pogoda, to nie da się tam robić zdjęć. Nagrzane nad rozległymi łąkami, powietrze faluje jak cholera. Wszystko jest rozmazane i nie ostre. Dzisiejszym błotniakom, zrobiłem 1600 zdjęć, z groszkiem. Ostało się koło 40-tu. Jak to się mówi eufemistycznie "dokumentalnych", czyli takich, które powinny trafić właściwie do kosza. Na to się jednak, nie mogłem już zdobyć

.
PIERWSZY PORANNY ŁĄKOWIEC.POWIETRZE JESZCZE NIE FALUJE,ALE JEST MGLISTO I ŚWIATŁO JEST WYPŁOWIAŁE

J.W

DWA MŁODZIENIASZKI

JASKÓŁKA PRZEGANIA "BLONDYNĘ"

SAMICA BŁOTNIAKA STAWOWEGO-CIRCUS AEROGINOSUS.
WIDAĆ DOBRZE,CZEMU WOŁA SIĘ NA NIĄ BLONDYNA

WYRAŹNE ZAINTERESOWANIE ROBOTAMI POLNYMI.

J.E

SAMIEC DOŁĄCZYŁ DO ZASTAWIONEGO STOŁU

CIRCUS PYGARGYS-PAPCIO Z POCIECHĄ

MŁODY ŁĄKOWIEC-DRUGOROCZNY

J.W

OCIEC PRZYSIEDLI NA POLU,POCIECHA PATRZY, PO CO. W TEJ POZYCJI,
 MOŻNA BY GO ŁATWO WZIĄĆ, ZA DUŻEGO GOŁĘBIA


I TO CHIBA MOJE NAJLEPSZE DZISIAJ ZDJĘCIE SAMCA ŁĄKOWEGO

MŁODZIEŻ

MAŁOLAT PRZYSIADŁ SE,POD CZUJNYM TATOWYM OKIEM

BYŁEM ZASKOCZONY,JAK BLISKO POZWOLIŁ PODEJŚĆ

DRUGIE NAJLEPSZE ZDJĘCIE



                                         

WYSTARCZY ZEJŚĆ ZE SZLAKU NA PARĘ METRÓW,A WRACA SIĘ JAK Z POD PRYSZNICA





MOŻNA TAKIEGO UCAPIĆ, JAK RANO JEST CHŁODNO I MOKRO




NAD TĄ ŁĄKĄ ODBYWAŁ SIĘ BALECIK

SANKTUARIUM ŚW. TERESY. TYLE CZASU OBIECUJE SE,ŻE TY ZAJRZĘ, ALE RANO JEST ZA WCZEŚNIE, A POTEM JEST JUŻ ZA PÓŹNO

TRASKA

wtorek, 22 sierpnia 2017

307.CIEMNO,STRASZNO I PONURO

DOLINA SŁUDWII I  PRZYSOWY-2017.08.20.

             Wielu z Was Przyjaciele,zna na pewno tę chorobę."UZALEŻNIENIE TERENOWE". Jak się siedzi za długo w domu, to zaczyna człeka nosić i nie może se znaleźć w domu miejsca. Strasznie by gdzieś pojechał. Byle gdzie, byle jak, byle na pewno. Tak właśnie było ostatnio ze mną. Zupełnie, jak by na głodzie narkotykowym. A le pora toku jest taka, że jeździ się teraz rzadziej. I tak właśnie, od dłuższego czasu, umawiałem się z Kolega Michałem, że musimy jeszcze raz wyskoczyć za Łowicz. Popatrzeć na młode błotniaki łąkowe, zanim ślicznotki nas pożegnają. Niestety, Koledze ciągle coś wypadało i wymarzony wypad, opóźniał się. Ostatecznie padło na dzisiejszą niedzielę. Postanowiliśmy, że jedziemy, cokolwiek by się działo. A działo się niestety, baaardzo źle !!!. Aura, pragnąc ukarać nas za długi okres ładnej pogody, zesłała na nas ostatnimi czasami, przeróżne burze i nawałnice, nie wspominając o różnych urwanych chmurach. I właśnie na czas naszego wypadu, prognozje meteo,wymyślały straszne rzeczy. Parę witryn internetowych, dawało jednak nadzieję, że w rejonie , do którego się udawaliśmy, nie będzie tak strasznie. Wyjazd przewidziany na 4-rano. Jak tylko wstałem, to od razu biegusiem do okna i kikuję co na dworze. Miało w Warszawie lać jak cholera, a tu o dziwo sucho. Fakt ten napełnił mnie otuchą i nadzieją, co do najbliższych godzin. Dojeżdżamy do Łowicza, ciągle jest sucho.Szarzejące na wschodzie niebo, ukazuje grubą i niską warstwę chmur. Jak tego było mało, z pól podnosi się leniwie, gęsty tuman mgieł. Gdy dojeżdżamy do Złakowa, otacza nas ciemny i zamglony półmrok. O robieniu zdjęć nie ma mowy. Cieszy nas widok, leniwie snujących się n ad polami, sylwetek drapoli. Wyprzedzając nieco temat, powiem, że widzieliśmy w tych mrocznych godzinach, przelatujące niedaleko nas, trzy samce błotniaka łąkowego. Napełniło mnie to ogromnymi nadziejami, co do nadchodzącej przyszłości. Na razie udaliśmy się dalej, aby odwiedzić, znane nam miejscówki z pójdźkami. Jako, że przyjeżdżamy tu już parę latek, miejscówek tych nazbierało się już całkiem sporo. Na pierwszej, już z daleka widać "korek" sterczący z komina. Nie możemy się nią nacieszyć długo. Zatrzymujący się samochód, od razu ją płoszy. Jedziemy na druga miejscówkę. Michał jej nie lubi, bo wokół obejścia, lata zawsze stado agresywnych psów. Tak się dzieje i teraz. Ja jednak chce wypróbować na własnej skórze, czy to takie straszne zołzy. Kocham wszystkie psiaki i wiem dobrze , że doskonale wyczuwają ludzkie emocje. Jeżeli poczują u ciebie strach, to już z miejsca jesteś przegrany. Wysiadłem i spokojnie ruszyłem w ich stronę, mizdrząc się do nich,  jak stara dziwka. Zrobiły zwrot w tył. Po jakimś czasie, najmniejszy z nich, okazał się najbardziej odważny. Powoli zbliżył się i pozwolić dotknąć się. Jest takie miejsce, między przednimi łapami, ze jak się tam piesę drapnie, to zaczyna mu latać tylna łapa,jak by go zaatakowało, stado wściekłych pcheł.Znalazłem to miejsce i burek zaraz był mój. To ośmieliło i te większe. Po chwili byłem otoczony, przez grono przyjaciół. Gdy psiorki zostały zneutralizowane, zaraz pokazał się i ich paniulek. Tego nie zamierzałem nigdzie drapać. Przywitałem się i przeprosiłem, że mu tak z samego rańca,  szwędamy się po włościach. Potoczyła się miła rozmowa. Gdy zeszliśmy na temat sów, facet nas znokautował. A tak, ,jest u niego sowa, ale ma teraz cztery młode i całe stado przesiaduje w okienku z tyłu stodoły- O tam !!!. W tej chwili przypomniałem sobie, po co tu przyjechaliśmy. I faktycznie, jak tylko tu się zjawiliśmy, jedna zołza siedziała na kominie. Ale późniejszy rejwach z psiarnią spłoszył ją. Okienko też było puste.  Ale wiedza, jaka zdobyliśmy o tym miejscu, była bezcenna. Pojechaliśmy na następne miejscówki, ale teraz już dużo ostrożniej. Jakieś tam "dokumentacyjne" foty, żeśmy wymęczyli.Jeździmy już dłuższy czas, a tu aura, nie ma ochoty, co by nam dogodzić. Dalej ciemno i ponuro. Mgła lekko odpuściła, ale ciągle jest wyraźnie widoczna i przeszkadzająca. Poranne przeloty drapoli, które mnie dały tyle nadziei, zupełnie ustały. Jadąc powoli widzieliśmy je od czasu do czasu, pod postacią ciemnych kleksów na polach lub drzewach. Były jednak daleko, a widok zwalniającego samochodu, skutecznie je płoszył.. Ciekawym wydarzeniem, był widok stada, ok. 10 czarnych bocianów. Pasły się kolo znanego bywalcom "betonowego mostka". Za zmarnowanie tej okazji, należy się nam duży op-er.Jechaliśmy polna drogą, wprost na widoczne przed nami stado dużych ptaków. Zbagatelizowaliśmy je, bo myśleliśmy, że to stado żurawi. Zachlapane błotem szyby, też nie pomogły. Dopiero, gdy zerwały się przed nami, zobaczyliśmy jaka okazję zmarnowaliśmy. Kilka z nich usiadło dalej. Spróbowałem się do nich podkraść. Szczególnie jeden, siedzący na drzewie, aż się prosił, aby go dorwać. Doturlałem się do niego, całkiem blisko. Pewnie podpuścił by mnie jeszcze bliżej,. gdyby nie dwa inne, będące bliżej mnie, a których nie widziałem. Potem już szanowaliśmy widoczne daleko ptaki. Dlatego też,udało nam się powolutku i delikatnie, podjechać do rodziny żurawi. Przedni widok. Staliśmy tam i gapiliśmy się na nie. Nie wytrzymały w końcu ciężaru naszego wzroku i zaczęły drzeć mordy na całego. Darły się i darły, aż młody nie wytrzymał i zerwał się lotu. Wtedy dopiero i one ruszyły za nim, osłaniając tyły.                                                                                                                                A my tułaliśmy się dalej, w tej mgle i cholernej szarudze, jak zagubione statki,nie mogące dotrzeć do bezpiecznej przystani. Zajrzeliśmy jeszcze na staw "Okręt". Droga do niego wiedzie przez rozległe pola, nad którymi wielokrotnie widzieliśmy, atrakcyjne drapole. Tym razem przytrafił się nam "tylko" samiec błotniaka stawowego. A że był blisko, to chwała mu za to. Na "Okręcie" pełno ptactwa wodnego. Ale wszystkie daleko i trudno widoczne we mgle. Musze dać znać znajomym luneciarzom. Toż to dla nich raj. My mieliśmy 5 minut szczęścia. Gdy staliśmy na brzegu, tuż przed naszym nosem, zaczęło żerować stadko młodych wąsatek. To była nagroda za cały dzień smętku. Aż strach pomyśleć, co byśmy z nimi zrobili, gdyby było Słońce. Nadchodzi w końcu nieuchronna chwila, gdy padają najbardziej znienawidzone słowa-no to jedziemy do domu.  Pakujemy sprzęt i ostro ruszamy na Warszawę. Za chwilę zaczyna padać gęsty deszcz i już nie wyłącza się, nawet na chwilę


JUŻ Z DALEKA WIDAĆ NASZ KOCHANY KOREK

PODJECHALIŚMY ZA BLISKO,BO NIE WYTRZYMAŁA I PRZESIADŁA SIĘ NA SĄSIEDNIA STODOŁĘ

ATHENE NOCTUA

J.W

WYJECHALIŚMY ZZA DRZEW PESTO NA KOZIOŁKA

MOMENT I SIĘ SPIETRAŁ

UZIEMIONA BLONDYNA

HAJSTRA-CICONIA NIGRA

A BYŁEM JUŻ TAK BLISKO

MÓGŁ JESZCZE KAPKĘ POCZEKAĆ

CIRCUS AEROGINOSUS-PRZELECIAŁ TUZ PRZED NAMI I ZARAZ ZA DROGĄ, ZAUWAŻYŁ COŚ CIEKAWEGO NA POLU KUKURYDZY
ZACZĄŁ KRĄŻYĆ I OBSERWOWAĆ CZUJNIE TO MIEJSCE

PÓŹNIEJ ZDECYDOWAŁ SIĘ NA ATAK

A TO WSZYSTKO,PRAWIE POD NASZYM NOSEM

JEŻELI TO NIE ATRAPA,TP PRAWDZIWY BIELIK.TYŻ UZIEMIONY

MŁODY ŻURAW.OD STARYCH, RÓŻNI SIĘ NA PIERWSZY RZUT OKA,NIEUBARWIONĄ GŁOWĄ


J.W

GRUS GRUS-ŻYCIE RODZINNE  ŻURAWI







NAD WODĄ LATAŁO, JAKIEŚ TAKIEŚ OGROMNE PTASZYSKO .OD RAZU ZWRÓCIŁO NA SIEBIE,MOJA SZCZEGÓLNA UWAGĘ.MEWA BIAŁOGŁOWA-TEGOROCZNA.ALEŻ WIELKA KOBYŁA.
KOJARZY MI SIĘ Z ORZEŁKAMI,JAKIE KIEDYŚ BYŁY NA CZAPKACH,
LUDOWEGO WOJSKA POLSKIEGO

MŁODE DYMÓWKI-HIRUNDO RUSTICA

SZYKUJĄ SIĘ JUŻ DO ODLOTU

TEGOROCZNY SAMCZYK WĄSATKI-PANURUS BIARMICUS

J.W

J.W