Łączna liczba wyświetleń

sobota, 25 czerwca 2016

251.TEATR JEDNEGO AKTORA

WARSZAWA WOLA 2016.06.24

   Tak szczerze,to nie ma za bardzo o czym pisać.Jest jednak jutro niedziela i być może trafią się jacyś miłośnicy ptaków,którzy skorzystają zamieszczonych tu informacji,zechcą tam pojechać i zobaczyć go na własne oko.Pod słowem "GO" kryje się wdzięczny ptaszek,który wabi się WÓJCIK.Na Mazowszu nie jest go tak łatwo zobaczyć.Moje wszystkie jego zobaczenia,w ciągu 4,5 roku bycia ptasznikiem,mogę policzyć na palcach jednej ręki,a nawet na jednym palcu wspomnianej ręki.No a teraz,będę już używał dwóch palców.
Jeden z moich licznych znajomych,wypatrzył Go,a raczej wysłuchał w Parku Powstańców Warszawy.Swoją wiadomość opublikował na specjalistycznym forum ptasiarskim.Od tego czasu,praktycznie codziennie,dochodziły nowe wieści.Można je krótko streścić-"JESZCZE JEST".Dawno nigdzie nie byłem,więc dopadło mnie lenistwo.Nie chciało mi się ruszyć z chałupy,a i pogoda była niekunieczna-za dobra.Ale oglądanie kolejnych zdjęć, zdenerwowało mnie na tyle,że  w czwartek,pierwszym tramwajem linii 26, pojechałem na Wolę.Praktycznie usłyszałem skubańca już na ulicy. Zadowolony,że odpadło mnie długie poszukiwanie,rozłożyłem na trawniku,pod drzewem manele.Popatrzyłem i od razu mi zrzedła mina.Było cholerycznie ciemno.Sorki,że używam nieładnych słów,ale jest w nich coś takiego,że krótko i dosadnie opisują dramatyzm sytuacji.Rosło tu sporo dużych i starych drzew.A pod nimi straszna ciemnica.Normalnie fotografuje obiektywem SIGMA 150-500,przy F 8.Co tu ukrywać,jest to kiepski obiektyw.Jedyną jego zaletą jest to, że jest względnie tani.Powolny i błądzący autofokus,skazywał mnie od razu na przegraną.Całe szczęście,że miałem błysk geniusia i zabrałem ze sobą drugi,L-kę 70-200 z telekonwerterem  x 1,4.Wychodziło 280 mm,a to bardzo mało,ale doskonała jakość i szybki AF,pozwalały żywić nadzieję,że coś z tego wyjdzie. Przez ponad 4 godziny zmagałem się z ptakiem(oczywiście wójcikiem)i z warunkami.Było bardzo źle.Na początku czułość 1600,potem 1200 ASA.A to znaczy koszmarne szumy,zżerające szczegóły.Czas,przy przesłonie F 5,6,też mi nie sprzyjał,bo wahał się od 1/50 do 1/100.Horror.Do tego ,po jakimś czasie dołączył następny koszmar.Zrobiło się trochę mniejsze "rano" ,do pracy  i szkół,zaczęli zasuwać ludzie.Czy to jest taki trudny do opanowania odruch,aby nie stawać na środku drogi z rozdziawioną jałopą.Nie wygląda to ładnie i świadczy niezbyt pochlebnie o jej właścicielu.Dwie takie mordy,idące w przeciwnych kierunkach,wpadły na siebie.Za mój głośny śmiech,zostałem obdarowany,niosącymi śmierć spojrzeniami.Dobrze,że jeszcze nie trafił się mój ulubiony gamoń:zasuwający truchtem prosto do mnie i wołający głośno-Panie,Panie,a co Pan tu robi ???.Za to miałem innego,szybkoniebiegacza, który przeleciał przez środek moich maneli.Miałem wielką ochotę zaiwanić mu solidnego kopa,Sami wiecie gdzie,ale towarzyszył mu pies.Musiał bym się potem oprawiać i z nim,a zwierząt nie lubię krzywdzić.Robiło się coraz później i coraz mniej miło.Minęła godzina 10-ta i zaczęli ciągnąć ludzie  z kocami i rozkładać się wokół.Opuściłem niegościnne miejsce.To nie był udany wyskok.400 zdjęć i ani jednego udanego.


WÓJCIK-PHYLLOSCOPUS TROCHILOIDES









Się schował,drobny cwaniaczek,za nogą od statywu

czwartek, 16 czerwca 2016

250.SZKOCKA KRATA,TKANA Z EUFORII I Z ROZPACZY

             PULWY-2016.06.12.

          Byłem od paru dni w potężnym dole.Przyszła już ta pora roku,kiedy t nie za bardzo wiadomo,gdzie wybrać się na ptaszenie.Również wiadomości dochodzące z Mojej Klasy uświadomiły mi,że pewna Okrutna Pani,idącą przez ludzki tłum z kosą w ręku,przypomniała sobie o moim roczniku.Ci starsi zrozumieją mnie od razu,Ci młodsi,trochę później.Jednym słowem,patrzyłem na świat przez ciemne Okulary.I wtedy zadzwonił do mnie pewien młody Człowiek o imieniu Kamil.Z Pulw dochodzą ciekawe wieści. Warto by się tam wybrać i zobaczyć ile w tym prawdy.Problem w tym,że ma mało czasu,więc start jest o 4 rano.Z biegiem czasu ten problem,przestał już być dla mnie problemem.Propozycję  przyjąłem z największą rozkoszą .Czuwałem nawet dyskretnie,aby przez dwa dni,dzielące nas od niedzieli,nie zmienił zdania.
No i nadeszła,ta niecierpliwie oczekiwana chwila.Punkt czwarta,pod moją chałupę zajeżdża maszyna(Jak ja uwielbiam i szanuję punktualnych Ludzi !!!)./Ruszamy i wtedy się dowiaduję,że plany deczko się zmieniły.Na Pulwy jedziemy,ale przed tym wskoczymy na chwilę,na Zakole Wawerskie. Zobaczyć i usłyszeć zaroślówkę,która pokazała się na zapleczu kościoła,przy ulicy Kadetów.Wtedy tą wiadomość,ze względu na moje braki w wykształceniu ornitologicznym, przyjąłem całkiem obojętnie.No cóż,z racji swojego nocnego życia, trudny do zobaczenia ptak,ale pewnie kiedyś,trafi mi się w lepszych warunkach.Był bowiem mglisty i ciemny świt.Robienie w tych warunkach zdjęć,nie miało większego sensu.A jednak Kamilowi udało się zrobić zdjęcie. Jedno,ale za to doskonałe.Dopiero jak wróciłem do domu i poczytałem o tej nie wykorzystanej okazji,normalnie szlag mnie trafił.Nie mogłem sobie darować,że zmarnowałem taka okazję.
Szybko ruszyliśmy w kierunku Pulw.Teraz było widać doskonale,dlaczego warto pocierpieć chwilę i zwlec się rano z łoża boleści.Jechaliśmy drogą,otoczoną przez łąki.Słały się na nich,tuż nad ziemią,długie pasma mgły.Oświetlone,kryjącym się za nimi Słońcem,prezentowały się bosko.
Dlatego też skręcało mnie niemożebnie,z czarnej rozpaczy.Miałem na aparacie tylko długoogniskowy obiektyw.Gdybym miał normalny,to i tak by z tego Gucio wyszło.Droga expresowa,nie można się zatrzymywać.Zgrzytając przeraźliwie wszystkimi czterema zębami,minąłem te przeurocze miejsce,delektując się majaczącym przed oczyma powidokiem cudownośći.I w takim to poetyckim nastroju,wjechaliśmy na drogę przecinającą teren Pulw.Fotografowie znają pojęcie,tzw"ZŁOTYCH GODZIN"Jest to czas obejmujący mniej więcej, godzinę po wschodzie i godzinę przed zachodem Słońca.Ciepłe światło i ukośne promienie Słońca,malują na kliszy,najpiękniejsze obrazy.Takie obrazy,otaczały nas właśnie teraz.Szczególnie mnie z tym nieszczęsnym teleobiektywem.Może to i dobrze,bo pochłonięty  landszaftami pejzaży,zmarnował bym czas,który wspaniale zużytkowałem na bogactwo otaczających nas ptaków.A te bogactwo,było ogromnie bogate.Przed nami słała się piaszczysta droga,a na niej kąpiące się w piasku,stada potrzeszczy i skowronków.Szczególnie te drugie,wyglądały bardzo interesująco.Samochód toczył się bardzo wolno,a one były przed samym nosem,gdy jednak stawał i przez lufcik wychylał się obiektyw,wszystko co żyło,natychmiast się spulało..Po drodze najmniejszego śladu człowieka,za to pełno wałęsających się bocianów.I nagle pomiędzy nimi,zobaczyłem coś,co spowodowało,że serce poczęło bić jak szalone.Niedaleko nas,bo "tylko"ok.30 metrów,uwijał się w trawie,gołąb siniak.Wiedziałem ,że na tych terenach żyją.Widziałem kiedyś nawet parę,ale bardzo daleko i krótko.A teraz jeden siedział,tuż pod moim nosem.A właściwie pod nosem Kamila,bo to po jego stronie,siedział ptak.Jeżeli ktoś był już w takiej sytuacji,to wie jak trudno dwóm osobom,robić zdjęcia,przez małe boczne okno.Tym bardziej,że w tym wypadku,nie wolno było robić żadnych gwałtownych ruchów.Strzeliłem tylko  kilka zdjęć,jak się później okazało,nie udanych,Poczekałem,aż kolega się wypstryka.Zapomniał wziąć zapasową kartę,a na tej w aparacie miał mało miejsca.Jak już stracił"oddech" wypełzłem na czworakach z auteczka i ponad jego dachem,opierając na nim obiektyw,zrobiłem serię zdjęć.To była duża seria,ale tylko kilka z nich było do przyjęcia.Teraz już na bezczelnego, wytargałem z samochodu statyw, ustawiłem na nim aparat i zacząłem,teraz już całkiem spokojnie,robić zdjęcia.Dopiero z tej serii,było najwięcej w miarę udanych .Zaaferowany,wychyliłem się za bardzo zza samochodu...i frrr,po ptokach.Jedziemy dalej.Ja już w siódmym niebie,bo mam zaliczony nowy gatunek.Rozglądamy się po drodze,za kulikami.Jednak poza kilkoma ich dalekimi głosami,nic nie widzimy.Okrążamy Grądy Polewne,pasąc się po drodze widokiem żerujących świergotków.Potem ruszamy w kierunku Rząśnika.Teren zupełnie się zmienia.Nikną bezkresne łąki,a zaczynają nas otaczać kępy krzaków i małe bagienka.Tutaj z kolei jest zatrzęsienie wszelakich wróblaków.Cały komplet pokrzewek,szczygły,świergotki,gąsiorki i czego tylko dusza nie zapragnie.Nie zapragnąłem tylko żadnych gości.Takowi niestety się pokazali daleko przed nami.Ich samochód powoli zbliżał się w naszym kierunku.Konkurencja ich mać,mruknąłem pod nosem.Kiedy jednak samochód zatrzymał się przed nami,a z niego,wyskoczyła para naszych doskonałych znajomych-Ewa Sz. i Krzysio M,moja radość  sięgnęła zenitu.Morał z tego jest taki:nie mów brzydko,za nim nie sprawdzisz na kogo.Kiedyś ktoś mi sprzątnął z przed nosa windę.Rozwścieczony,rozpuściłem ryja na całego.Było mi mnóstwo,bardzo wiele gupio,jak z niej wyszła potem moja osobista żona.
Wracając do zenitu.Kiedy tak się serdecznie witaliśmy,nad naszymi głowami,przesunął się wolno i statecznie wielki cień.Orlik krzykliwy.Od razu rozległ się jazgot,wielu pracujących migawek.Piękny ptak,tuż nad głową.  Krążył powoli i dostojnie.Momentami całkiem nisko.I totalna porażka.Zrobiłem mu ze 150 zdjęć i praktycznie,ani jednego udanego udanego.Po pierwsze: mój aparat z teleobiektywem,waży około 3 kilogramów,i robienie nim zdjęć,bez statywu,pionowo w górę,trzęsącymi się z emocji rękami i przy niedziałającej stabilizacji,jest bardzo trudne.Po drugie:Mimo,że dochodzi południe,przy bezchmurnym niebie,ciemny ptak,widziany na tle głębokiego błękitu,wcale nie jest jasnym obiektem.Wymaga dużej niestety czułości,choć by z tego powodu,aby sporo wydłużyć czas ekspozycji,by ptak nie wyszedł jako czarna plama na jasnym niebie.Przykładowo:przy przysłonie F 8,czułości 800 ISO,czas moich zdjęć wahał się od 1/800 do 1/1200.Przy 500 mm ogniskowej,to dużo za długo.Rozżalony,zająłem się rozpamiętywaniem porażki.Chociaż nie,to już była ogromna klęska.Koledzy tymczasem uganiali się za jarzębatką.Mnie,od czasów patelni,ten ptak już nie podnieca tak bardzo.Czas,zaczął nagle pilić mojego wspaniałego Kolegę.
Pożegnaliśmy się i w ruszyliśmy w drogę powrotną.Los nam nie sprzyjał.Nasi znajomi,posiedzieli tu jeszcze trochę i wypatrzyli dwa podróżniczki,nie licząc bliskiego bielika i błotniaka łąkowego.Gdy usłyszałem jak Kolega za godzinę,dowiedział się o tym bez telefon,to normalnie wątroba mi się z zazdrości obróciła.Przejeżdżając przez rozległe łąki za Grądami,mamy już zupełnie inny widok,niż ten poranny.Wszędzie pełno traktorów i maszyn, przerzucających leżące wszędzie,świeże siano.I wszędzie bociany.Na krótkim odcinku,kolega naliczył ich ponad 150.Potem mu się poplątało i przestał.
Dochodziła już 12 godzina.Na Kolegę czekały ważne sprawy w domu,więc musieliśmy uciekać.Przysłowie:"Kto rano wstaje,Temu Pan Bóg daje" w naszym przypadku sprawdziło się bez pudła.
SINIAK-COLUMBA OENAS

J.W

J.W

J.W


ŚWIERGOTEK-RACZEJ ANTHUS PRATENSIS.

J.W

OKO W OKO Z KOZIOŁKIEM.POTEM Z GODZINĘ BYŁO SŁYCHAĆ JAK JĘCZY I RZĘZI Z POBLISKIEJ KĘPY KRZAKÓW

J.W

PEWNYCH PTAKÓW,TYCH KTÓRYCH JEST DUŻO I SĄ ŁATWE,NIE MAM JAKOŚ OCHOTY FOCIĆ.TAK JEST Z CIERNIÓWKAMI.SIEDZĄC JEDNAK W SAMOCHODZIE,GDY KOLEGA SKRUPULATNIE UPRAWIAŁ,PTASIA BUCHALTERIĘ,ZOBACZYŁEM JEDNA TAKĄ,TUŻ POD NOSEM.OBROBIŁEM JĄ I NIE ŻAŁUJĘ.CAŁKIEM FAJNISTY PTASIOREK.
SYLVIA COMMUNIS

J.W

J.W

J.W

SZCZYGIEŁ-CARDUELIS CARDUELIS

AQUILA POMARINA

J.W

J.W

J.W

J.W

J.W

J.W

J.W

DRWIĄCY CHICHOT ZŁOŚLIWEGO LOSU.NAWIĄZUJĄC DO ZAROŚLÓWKI,ZBAŁAMUCIŁ MNIE ŁOZÓWKA-ACROCEPHALUS PALUSTRIS

TO JEST WYJĄTKOWO NIEUDANE ZDJĘCIE,ALE WIELE MÓWIĄCE.JEST 11 RANO.SILNIE OPERUJĄCE SŁOŃCE,TAK NAGRZAŁO ZIEMIĘ,ŻE FALUJĄCE NAD NIM POWIETRZE,NIE POZWALA ZROBIĆ ZDJĘCIA,NIEDALEKIEMU STADU 13 KULIKÓW WIELKICH.RZECZ POLEGA NA TYM,ŻE TO NIE JEST ATRAKCYJNY WIDOK.BO WIDOK,TAK DUŻEGO,SPOKOJNIE ŻERUJĄCEGO STADA TYCH PTAKÓW,ŚWIADCZY O ICH KLĘSCE LĘGOWEJ.PRAWDOPODOBNIE UTRACIŁY SWOJE LĘGI.BYĆ MOŻE WŁAŚNIE W TYCH SIANOKOSACH,KTÓRYCH OWOCE,LEŻA WSZĘDZIE WOKÓŁ NAS

BOCIANY,WSZĘDZIE BOCIANY.ZAMIAST PRACOWICIE DOKŁADAĆ SIĘ DO AKCJI "500+",BĘCWALĄ SIĘ NA POLACH

POKLĄSKWA CHŁOPAK-SAXICOLA RUBETRA

BO WYJDZIE SKRETOGŁÓW

UBOŻSZA WERSJA NADWOZIA-DZIEWCZYNA



Gdy wróciłem do domu,pierwsze co zrobiłem,to zacząłem zgrywać zdjęcia do kompustera,aby zobaczyć owoce dzisiejszego dnia.W międzyczasie przeleciałem,posiadane książki i parę witryn internetowych.To wystarczyło,abym się dowiedział,jakim byłem głupcem,że zmarnowałem okazję i nie spróbowałem sfocić zaroślówki.Dlatego tez,mając za dwa dni wolny czas,wskoczyłem w pierwszy autobus i byłem tam,jak najwcześniej się dało.
W krzaczorach czaił się już drugi Kolega-Janusz.To on wypatrzył tego ptaka i jak widać troskliwie go doglądał.Niestety,poranek był ciemny i pochmurny. Mimo wszystko,do godziny 7,30,bo do tej pory była aktywna,udało mi się zrobić kilka zdjęć.Nic rewelacyjnego,ale pozwalające mi zaliczyć nowy gatunek.Mam bowiem taka zasadę,że uznaje dany gatunek za zaliczony,jeżeli uda mi się jego przedstawicielowi,zrobić czytelną fotografię.
ZAROŚLÓWKA-ACROCEPHALUS DUMETORUM





poniedziałek, 13 czerwca 2016

249.WZDŁUŻ BUGU

CZARNÓW-KULIGÓW 2016.06.08.

           Właściwie,to tytuł powinien wyglądać jakoś tak:Smuteczek nadchodzącej jesieni.Czemuż ?Za chwilkę do tego dojdę.
Wybrałem się dzisiaj do Czarnowa,bo poczułem nieodparta tęsknotę za moim fixum dyrdum,czyli dudusiem.Wiem,że tam jest.Pierwszy mój zobaczony dudek,był właśnie tutaj,a i różni znajomi,widują go tu regularnie.Zawziąłem się więc okrutnie i rzekłem se,dzisiaj albo  wcale.Wziąłem se wygodne składane krzesełko,zapas jedzenie i picia.Obiecałem sobie,że nie odejdę z stamtąd,dopóki go nie dorwę.Nie powiem,zobaczyłem go dosyć szybko.Otóż na łąkach koło wsi,jest bajoro,a nad nim mostek.Lubię se tam zawsze deczko postać i popodziwiać cudowne widoki nadbużańskich krajobrazów.Teraz też to zrobiłem.Ledwie chwilkę postałem,a już go zobaczyłem,przelatującego w poprzek drogi.Zapadł niedaleko mnie w gęstej i wysokiej trawie.Zastygłem sparaliżowany widokiem.Stoję i czekam,mając nadzieję,że zobaczę go łażącego w tej trawie.Nic z tego.Nie mogąc znieść napięcia ruszyłem za nim.Tam gdzie,jak mi się zdawało wylądował,było pusto.Zacząłem się szwędać po krzaczorach,mając nadzieję,że to ja pierwszy go wypatrzę.Niestety,on był pierwszy.Zerwał się dosyć daleko od miejsca,gdzie go szukałem.Wróciłem na mostek,rozłożyłem krzesełko i zacząłem cierpliwie kikować.Kursował dość regularnie.Zorientowałem się,że leci zawsze w kierunku dużej kępy drzew,położonej za zespołem działek.Zwinąłem manele i ruszyłem spokojnie,na spotkanie ulubieńca.Szedłem wzdłuż ogrodzenia działek i dochodziłem do winkla.Kiedy już prawie do niego doszedłem,zza rogu wypadł prosto na mnie mój wyśniony i wymarzony.Gdybym go strzelił solidna rakietą tenisową,efekt był by identyczny.Zawrócił w miejscu i dał dyla.Więcej tego dnia go już nie zobaczyłem,a spędziłem tu jeszcze 4 godziny,oddalając się stopniowo,na coraz dalszą odległość.Nic z tego.Pisany jest mi widać inny scenariusz.Wszystkie widziane z bliska dudki,odnalazły mnie same.Przyszły do mnie,pokręciły się przede mną i pozwoliły się łaskawie obcykać.Nic tu po mnie.Ruszyłem smętnie w kierunku Kuligowa.I tu właśnie poczułem tchnienie nadchodzącej jesieni.Byłem tu stosunkowo niedawno.Wtedy powietrze pulsowało,śpiewem i przeróżnymi trelami.Teraz było już dużo ciszej,a i ptaków,które pozwalały się dostrzec,znacznie mniej.Zaloty się skończyły,teraz doglądały owoce tych zalotów.Po cichu i ostrożnie,aby nie zwrócić uwagi drapieżników.Urocze,przydrożne bagienka powysychały.Na starorzeczu wypatrzyłem tylko dwa rycyki,które zerwały się na mój widoki  pirlając i uciekły gdzie pieprz rośnie.Kilka bocianów,parę czapli i to tylko siwych.Były lata kiedy widziałem tu nieraz kilkadziesiąt białych.Cisza i spokój.Całkiem spokojnie i bezpłciowo,dowlokłem się do Kuligowa.Usiadłem na brzegu i popatrzyłem na otaczający mnie krajobraz.Wystarczyła do tego lornetka.Nie musiałem wyciągać lunety,bo i nie było po co.Miałem jeszcze 2 godziny do odjazdu autobusu.Siedząc na brzegu,zacząłem obserwować rybitwy.Nie było ich wiele,dwie rzeczne,jedna białoczelna i kilka czarnych.Próby sfocenia w locie tych ostatnich,wypełniła resztę czasu jaki mi tu pozostał.
Jest początek czerwca,jeszcze  niecały miesiąc i siewkowate,zaczną powoli opuszczać nasz Kraj.Być może wtedy,warto będzie tu jeszcze przyjechać.
MÓJ DRĘCZYCIEL-UPUPA EPOPS

KIEDY TAN STAŁEM NIERUCHOMO NA ŁĄKACH Z LORNETKA PRZY OCZACH,POCZUŁEM NA SOBIE CZYJŚ UPORCZYWY WZROK.5-6 METRÓW NA WPROST MNIE,STAŁ SŁUPKA ZAJEC I UWAŻNIE MI SIĘ PRZYGLĄDAŁ.POWOLUTKU SIĘGNĄŁEM ZA SIEBIE RĘKĄ,PRÓBUJĄC WYMACAĆ APARAT.MACAM I MACAM I NIC Z TEGO MACAŻU NIE WYNIKA.ODWRACAM GŁOWĘ I PATRZĘ ZA SIEBIĘ.APARAT NA STATYWIE,JEST CO NAJMNIEJ 3 METRY ZA MNĄ.POWOLUTKU ZACZĄŁEM SIĘ COFAĆ.
NIESTETY,FETNIAK NIE DAŁ MI JUŻ CZASU.KIEDY GO UCHWYCIŁEM W CELOWNIK,WIDZIAŁEM TYLKO RYTMICZNIE PODSKAKUJĄCY SIĘ BIAŁY DZYNDZEL,DYNDAJĄCY MU Z TYŁU.ZAJĄC MA DWIE PRZEPIĘKNE RZECZY:BOSKIE OCZY I TEN FANTASTYCZNY BIAŁY DYNDAJEC.

J.W

VBANELLUS VANELLUS.NA POCZĄTKU MOJEJ KARIERY PTASZNIKA,TO BYŁ PTAK O KTÓRYM MARZYŁEM,ABY GO SPOTKAĆ.TERAZ CZĘSTO GO MIJAM,NIE ZAUWAŻAJĄC NAWET.TYM RAZEM,CZAJKA NIE DAŁA SIĘ NIE ZAUWAŻYĆ.MUSIAŁA MIEĆ NIEDALEKO GNIAZDO.LATAŁA MI NAD GŁOWĄ I BEZ PRZERWY DARŁA MORDĘ.A WIĘC PARĘ ZDJĘĆ I EWAKUACJA

J.W

J.W

J.W

J.W

TEN KOSZMAREK NAPSUŁ MI MASĘ KRWI I SPOKOJU.ZOBACZYŁEM GO Z DALEKA,PRZEŚWITUJĄCEGO NIEWYRAŹNIE PRZEZ GAŁĘZIE.RZUCIŁEM SIĘ DO PRZODU,POGIĘTY W 16-NAŚCIE,PRÓBUJĄC PODKRAŚĆ SIĘ BLIŻEJ NIEZAUWAŻONY.FAKTYCZNIE PODKRADŁEM SIĘ NIEZAUWAŻONY CAŁKIEM BLIZIUTKO.POPATRZYŁEM I O MAŁO MNIE SZLAG NIE TRAFIŁ

SŁOWIK SZARY-LUSCINIA LUSCINIA.NIE BĘDĘ UKRYWAŁ,ŻE MIAŁEM PROBLEMY Z ROZPOZNANIEM GO.WIDZIANE DO TEJ PORY,BYŁY SZARO ZIEMISTE,TAKIE "KULISTE" I STARANNIE KRYJĄCE SIĘ.TEN ŁAZIŁ TUŻ PRZEDE MNĄ,PO DRUGIEJ STRONIE SIATKI I WYJADAŁ COŚ WŚRÓD OPADŁYCH IGIEŁ,JAKIEGOŚ IGLAKA,BYŁ BARDZO SMUKŁY I SOCZYŚCIE BRĄZOWY

MÓWIŁEM JUŻ,ŻE TO BARDZO BANALNY I WYŚWIECHTANY MOTYW.JEDNAK WIDOK TEN POWODUJE,ŻE RĘKA SAMA CHWYTA ZA APARAT I PODNOSI GO DO OKA

BARDZO SIĘ WZRUSZYŁEM OBSERWUJĄC TĘ KACZUSIE.ZOSTAŁO JEJ OSTATNIE DZIECIĘ I STRZEGŁA GO JAK OKA W GŁOWIE-KRZYŻÓWKA

A TU INNA SZCZĘŚLIWA MAMCIA


RYBITWY CZARNE-CHLIDONIAS NIGER

J.W

J.W

J.W

J.W

J.W

J.W

J.W

J.W

J.W

J.W

JAKIŚ ZABŁĄKANY KRWAWODZIÓB-TRINGA TOTANUS

ŁĄKI POD KULIGOWEM.KIEDYŚ BYŁO TU PEŁNO ROZLEWISK,KAŁUŻ I ROZKOSZNEGO BŁOTKA,A NA NICH SIEWKOWATE.TERAZ WSZYSTKO WYSCHŁO I ZAROSŁO ZIELSKIEM,W KTÓRYM BUSZUJĄ KROWY