Łączna liczba wyświetleń

czwartek, 13 września 2018

342. WILANOWSKIE CYMESY

                               WILANÓW 19.08-7.09. 2018.

         To nie jest opis konkretnego wydarzenia. To relacja z dłuższego okresu czasu, w którym przesiadywałem nieruchomo w trzcinach, próbując nacieszyć się widokiem fantastycznych I nie łatwych ptaków. I o ile, bączek, wymęczony niemiłosiernie przez kilka lat, stracił dla mnie urok świeżości, dalej zachwycał mnie swoim pięknem i gracją ruchów, to głównym celem, była dla mnie tzw. "życiówka", czyli chruściel zwany ZIELONKĄ.                                                     Ale zacznę od początku. Któregoś dnia, w połowie sierpnia, odezwała się do mnie moja serdeczna Kumpela Ania. Doniosła mi uprzejmie, że widziała w Wilanowie, ludzi czających się po trzcinach i czatujących na zielonkę. Krew od razu, zaczęła mi żywiej krążyć w żyłach. Jest to legendarny ptak, którego bardzo by się chciało zobaczyć, ale on niemożebnie to utrudnia. Będąc niedawno nad Biebrzą, próbowałem z kumplami zapolować na niego, ale było to marzenie ściętej głowy, a teraz ptak sam się pchał w moje łapska. Zaraz na drugi dzień, wybrałem się do Rezerwatu Morysin, aby zrobić wstępne rozpoznanie. Byłem tam rano, jak tylko skończył się brzask i światło stwarzało nadzieję, na znośne fotografie. Obszedłem, spory kawałek brzegu, ale bez fajerwerków. O ile nie liczyć krótkiego spotkania z trzema moczymordami. Siedzieli przy wędkach i opróżniali kolejne flachy. Jeden z nich, zapytał czujnie, co ja tu robię. Odpowiedziałem grzecznie i w odpowiedzi usłyszałem, że wziął bym się za coś przyzwoitego, zamiast zajmować się gupotami. W pierwszym odruchu sięgnąłem za plecy, po dyndającą tam machetę, ale se potem przypomniałem mądre powiedzenie: Kopniesz g..., a będziesz odpowiadał za człowieka. Zgrzytając ostatnimi trzema zębami, opuściłem niegościnne miejsce. I bardzo dobrze , bo wkrótce napatoczyłem się na pewnego Znajomego. Zaczajony w trzcinach, z przejęciem czegoś wypatrywał. Stanąłem w pewnej odległości i czujnie obserwowałem miejsce akcji. Było już  dosyć późno, bo kole 11-tej i na ścieżce robił się coraz większy ruch. Kolega zaczął się zwijać, a ja skorzystałem z okazji, przywitałem się i zagadałem o tym, co on tu robi. No i trafiłem w dychę. Obejrzałem zdjęcia zielonki, jakie zdołał zrobić rankiem, a ja już wiedziałem, czym będę zajęty w najbliższych dniach. Ale wtrąciła się aura, która pokrzyżowała moje plany. Trafiłem tu znowu za tydzień. Nie marnowałem, ani chwili czasu. Sprzęt był rozłożony i gotowy do akcji, już na przystanku. Wślizgnąłem się na miejscówkę i od razu byłem gotów do akcji, bez zbędnego zamieszania. Już od pierwszych chwil, pobytu w tym miejscu, poczułem zniechęcenie. Siedziałem plecami do wschodzącego Słońca. Dodatkowo, oddzielał mnie od niego, potężny szpaler drzew. Scena przyszłej akcji, była pogrążona w głębokim cieniu. Nie ma co ukrywać. Byłem nastawiony bardzo pesymistycznie, względem mego ewentualnego sukcesu. A potem nagle, serce zaczęło mi walić jak gang machina w kapeli rockowej. Kątem oka, zobaczyłem na prawym krańcu pola widzenia, jakieś poruszenie. Mając już wyrobione odruchy, bardzo powoli obróciłem głowę w stronę ruchu. Granicą trzcin i wody, powoli dreptała w moja stronę, fantastyczna i wymarzona  moja zielonka. Powoluśku nakierowałem na nią obiektyw i zrobiłem pierwszą fotę. Trzask migawki, rozległ się w moich uszach, jak strzał z papierowej, dymanej torby. Ale ona nie zareagowała. Ośmielony, zacząłem  terkotać aparaturą, niczym karabin maszynowy. A ta moja wspaniała, wylazła na otwartą łysinkę w trzcinach i zaczęła grzebać w mule. a w moich uszach grzmiały tryumfalne surmy. Gdybyż jeszcze nie to zwariowane ISO. Wynosiło 2400 i niwelowało nadzieję, na bogate w szczegóły zdjęcia. Ale wszystko co dobre, szybko się kończy. Przemierzyła całą scenę z prawa na lewo i zginęła za cypelkiem z trzcin. Była godzina 7-ma. Nie traciłem nadziei, że może ją jeszcze zobaczę. Czasu jednak nie marnowałem. Przede mną rozpoczęła się fantastyczna drama. Był czas upalnych dni i ciepłych nocy. Woda w jeziorze, była ciepła jak w wannie. Na płyciźnie przed moimi oczami, cały czas coś się ruszało i pluskało. To na płyciznę, wychodziły na żer dorodne płocie. A gdzie ryby tam i bączki. Miałem je przed sobą. Ciągle przelatywały przede mną. Z lewej na prawą i abarot.  A potem nagle ocknąłem się i skrzyżowałem wzrok, z siedzącym na wprost dorodnym samcem bączunia. I się okazało, że mogły one lądować kilkanaście metrów dalej, a potem łażąc w trzcinach jak dorodne pająki, pokazywały się nagle , w różnych niespodziewanych miejscach. Na razie, nie zwracałem na nie większej uwagi, żyjąc cały czas nadzieją, że może jeszcze pojawi się zielona. I faktycznie pojawiła się. O 9,30, odbyła tę samą trasę co rano, tylko w odwrotną stronę. Znowu pokazała się na "polance" w trzcinach. Tym razem Słońce było już dużo wyżej i światło było trochę lepsze. To było moje pierwsze podejście do zielonki i najbardziej udane. Przy następnych posiadówkach nie udało mi się powtórzyć sukcesu. Przyjechałem za tydzień, bogaty w doświadczenie i pewny sukcesu. Zasztauowałem się błyskawicznie na miejscówce i wypatruję znajomego mi już ptaka. Za chwilę nadpłynęła para łabędzi i rozłożyła się na mojej "polance" Miałem nadzieję, ze to na chwilę. Ale one nie zamierzały odpłynąć. Podniosłem się i machnąłem parę razy ręką, aby wypłoszyć natrętów. A wtedy frrrrr. Z zielska u moich stóp, wyfrunęła zielonka i zapadła  gdzieś w trzcinach, daleko ode mnie. Tego dnia, już jej nie zobaczyłem. Wściekły na siebie , usiadłem na stołku i zacząłem rozpamiętywać moją głupotę. Nie trwało to długo. Pojawiły się bowiem wkrótce dwie pary bączków i zupełnie na mnie nie zwracając uwagi, zajęły się remanentem pogłowia,pluskających płoci. Zjadły ich niesamowite ilości. To niewiarygodne, gdzież się one im zmieściły. Jedyne wytłumaczenie tak intensywnego żerowania, jest zapewne chęć maksymalnego otłuszczenia się, przed czekającym ich jesiennym przelotem, kiedy to nagromadzony tłuszcz, jest magazynem energii, dla ich skrzydeł..Ależ ja tego dnia, napatrzyłem się na cuda i cudeńka. Aktualnie bączek ma w mojej kolekcji, najwięcej zdjęć, ze wszystkich ptaków i to takich, których zupełnie nie muszę się wstydzić.                                  Za tydzień powtórka z rozrywki. Ale teraz z przerażeniem stwierdziłem, że w międzyczasie, ukręciłem se bicz na własny zadek. Moje chwalenie się na wszystkie strony sukcesami, zaowocowały nieoczekiwanymi skutkami. Nigdy więcej, nie udało mi się spędzić w tym miejscu, paru chwil w samotności. Brzeg okupywały mniejsze, lub większe grupki, żądnych ptasich widoków. Momentami czułem się jak na Marszałkowskiej w godzinach szczytu. Najgorszym był pewien miły, aczkolwiek wielce upierdliwy człowieczek. Każdy przelot bączka powodował, że ten zrywał się i gonił zajadle. Potem z tętententem przybiegał i streszczał mi, gdzie ptak usiadł i co robi. Przestałem już widywać zielonkę, a jeżeli to bardzo krótko i gdzieś daleko. Potem przyszły chłodne noce i ryby wyniosły się z płycizn, a za nimi bączki. Potem przestały docierać do mnie wieści,że ktoś widział zielonkę, czyli zapewne już odleciał. Jest to pora aby przestudiować doświadczenie i wyciągnąć  odpowiednie wnioski, aby na przyszły rok nie popełniać tych samych błędów. Tym bardziej, że spotkałem człowieka,który uświadomił mnie, że w pewnych miejscach można zobaczyć i inne równie atrakcyjne gatunki chruścieli. Ale tym razem, o tym szaaaa !!!!

                                   Z I E L O N K A - P O R Z A N A   P A R V A












                           

                           B Ą C Z E K - I X O B R Y C H U S  M I N U T U S     



SAMICA




SAMIEC



TAKA WYCIĄGNIĘTA SZYJA, SYGNALIZUJE ATAK










SAMICA













,

TAKI ATAK, TRWA UŁAMEK SEKUNDY. NIE MA MOWY, ABY  UCHWYCIĆ  GO ŚWIADOMIE. WIDZĄC JEDNAK, WYCIĄGNIĘTĄ JAK STRUNA SZYJĘ, URUCHOMIŁEM SZYBKIE I CIĄGŁE FOCENIE. I POSZCZĘŚCIŁO SIĘ

 







MĘCZYŁ SIĘ TAK Z 5 MINUT, ABY OPŁUKAĆ RYBĘ Z ZIELSKA










ORAZ INSZY DZIKI DRÓB: PŁYWAJĄCY, BRODZĄCY  I FRUWAJĄCY

DOROSŁA KOKOSZKA-GALLINULA CHLOROPUS

MŁODA KOKOSZKA


KURKI WODNE-DOROSŁA I JUV


MŁODA KOKOSZKA


SAMICA ŚWISTUNA-ANAS PENELOPE




CZAPLA SIWA-ARDEA CINEREA


ŁYSKA JUV-FULICA ATRA