Łączna liczba wyświetleń

czwartek, 22 marca 2018

329.NAJDALSZY WYPAD

       POLA MOKOTOWSKIE-2018.03.20.

         Czyli parę przystanków tramwajem, a potem 500 metrów, per pedes. Jestem na terenie parku Pola Mokotowskiego. Włażę w niedalekie krzaczory i kotwiczę, przy niepozornym karmniczku. Mówiąc szczerze, nie lubię tego miejsca i bywam tu rzadko. Obejrzałem jednak na Faceplociuchu zdjęcie, które zrobiło na mnie ogromne wrażenie. Krótka rozmowa z nową Koleżanką, jego Autorką zadecydowała, że właśnie tu jestem i dużo se po tym obiecuje. Na początku oblazłem rzeczone krzaczory i faktycznie, zaopatrzone obficie w pierzaste towarzystwo. Moja hałaśliwa wizyta spowodowała, że ptaszory ostentacyjnie przeniosły się na czubki najwyższych gałęzi. Ano nie tędy droga. Stanąłem w odległości ok.5 metrów od karmnika, wśród rozgałęzionych konarów niskiego drzewka. Ustawiłem na statywie aparat i zamarłem w bezruchu. Ci co przeżyli coś takiego, wiedzą, że w tym momencie, zaczynają się dziać różne dziwne rzeczy. A to zaczyna okropnie swędzieć nos, potem ucho.Drętwieje nagle jedna pięta, coś zaczyna uwierać pod łopatką...i stój tu człowieku spokojnie i nieruchomo.Przez pierwsze dwie godziny nic się nie działo. Wokół mnie było pusto. Dziękowałem niebiosom, ze nie zainteresował się mną jakiś ciekawski gamoń i nie przyszedł sprawdzić, co ja tu takiego robię. Po dwóch godzinach zobojętniałem i popadłem w dobrotliwe odrętwienie. A potem zaczęło się dziać. Ptaki poczuły głód i poczęły się coraz bardziej interesować karmnikiem. Początkowo obserwowały mnie nieufnie z daleka. Potem podlatywały coraz bliżej. Jeden i drugi odważniejszy, sfrunął na ziemie, porwał ziarnko słonecznika i uciekł na gałęzie. Potem najodważniejszy, lub najgłodniejszy, został na dłużej....i za moment, było już wokół niego ciasno. Bałem się strzelić migawką, aby trzask nie spłoszył ptaków. Spróbowałem raz, potem drugi. Zupełnie nie zwracały na mnie uwagi. Za pół godziny, pierwsza karta pamięci zapełniona. Powolnymi ruchami, zakładam druga. Ale one zaakceptowały mnie i już nie zwracały na mnie zupełnie uwagi. Kątem oka zauważyłem jakiś ruch. Do rozgrzebanego przez ptaki ziarna, skradała się mysz polna, a właściwie, już od roku 2015-MYSZARKA POLNA.Coś pięknego. Od razu straciłem zainteresowanie do ptasiorów. Baaardzo się namęczyłem, zanim opanowałem technikę focenia tego, niesamowicie ruchliwego i szybkiego maleństwa i w końcu zaczęły mi wychodzić zdjęcia, a dalej to już rutyna.                                                                                                 Potem poczułem, że jestem już zmęczony. Spędziłem nieruchomo koło pięciu godzin, w błocie po kostki. Napasłem się do woli, widokiem gilów. To były moje pierwsze wymarzone ptice. I choć widziałem je już wiele razy i mam ich setki zdjęć, obcowanie z nimi, zawsze sprawia mi ogromną frajdę. Napasłem się do syta, widokiem grubodzioba. To ostrożny ptak i trudno go zobaczyć z bliska. Do kompletu zabrakło jerów, dla których głównie tu  przyszedłem . No i kropelki Słońca, zamiast zachmurzonego nieba. Ale była za to mycha, jak ta lala.


TURDUS PILARIS-KWICZOŁ.ICH UBARWIENIE STAŁO SIĘ INTENSYWNE  I ZROBIŁY SIĘ BARDZIEJ ATRAKCYJNE DLA OKA




DENDROCOPOS MAJOR-NIEZADOWOLONY, ŻE MU WSZEDŁEM W SZKODĘ.



PRZEZ CHWILĘ POKAZAŁ SIĘ SAMIEC ZIĘBY-FRINGILLA COELEBS


PYRRHULA PYRRHULA-SAMIEC



SAMICA










GRUBODZIÓB-COCCOTHRAUSTES COCCOTHRAUSTES









MYSZARKA POLNA-TAKIE MAŁE, FAJNE CUŚ. JEDNAK BARDZO DZIKIE I AGRESYWNE STWORZONKO.
WIDZIAŁEM, JAK JEDNĄ TAKĄ ROZJECHAŁ ROWER. ZARAZ PRZYLECIAŁA DRUGA I ZACZĘŁA JĄ WCINAĆ W NAJLEPSZE-OD GŁOWY Z RESZTĄ

 





wtorek, 6 marca 2018

328.NARESZCIE ZIMA


             Nie będę ukrywał, że nigdy nie przepadałem za zimą. Zmieniło się to radykalnie, gdy parę lat temu, odkryłem ptasi świat,Wtedy dopiero poznałem uroki i czar zimowego świata. Po za tym, gdy przez dłuższy czas, trzyma solidne zimno, pokazują się zimowi goście z północy, a wróblaki zbierają się w wielogatunkowe stada, aby wspólnie szukać pokarmu. No i wtedy zaczynają się zimowe żniwa. Gdy się jeszcze trafi na sprzyjające warunki oświetleniowe, to żyć nie umierać. Czy może być coś piękniejszego niż widok soczyście czerwonego gila, siedzącego na tle głębokiego błękitu nieba, na oszronionej gałązce świerkowej. Sam mniód. A że właśnie ukochane Słoneczkom zaczęło niepodzielnie panować na nieboskłonie, zrozumiałem, że nadszedł mój czas. Atrakcyjnych miejsc w Warszawie i jej najbliższym otoczeniu, jest całkiem sporo. Rzekłem se więc: leniu puść.....  i w drogę.


          TARCHOMIN,UJŚCIE CZAJKI-2018.02.28.

           Lubię to miejsce, ale tylko w zimie. W lato przewalają się tu tłumy ludzi. Gdy jest ostra zima, a do tego jest wczesny poranek, można liczyć na trochę największej Świętości,czyli świętego spokoju.I tak jak chciałem, znalazłem się tu szybko i bezboleśnie. Tradycyjnie już włażąc na wał przeciwpowodziowy, wyciągałem szyje, ciekawy co kryje się w unoszącym się z Wisły,obłoku pary.
Bywałem tu w czasie zimy wiele razy, przez kolejne lata i trafiały mi się fantastyczne okazje, do pogapienia się z rozwartą mordeczką, na jakieś ciekawe ptasiorki. Tu widziałem moje pierwsze lodówki,mewę małą, kaczki ogorzałki,perkozka. A także wiele innych, a ciekawych, jak choćby tracze bielaczki. Nie szykowałem się na intensywną łazęgę, ale raczej "żerowanie" w jednym miejscu. Toteż napakowałem na się ciepłych ciuchów, ile tylko wlezie. I faktycznie, rano było koło -12 stopni, ale dzięki Bogu nie było wiatru, więc patrolowanie, niewielkiego odcinka wybrzeża, nie było dotkliwe. W miarę jak Słoce podnosiło się coraz wyżej zauważyłem, że o tej porze roku, potrafiło już zauważalnie, podgrzać to i owo.Łącznie spędziłem tu około 4 godzin. Mogłem w tym czasie, nasycić oczy widokiem pięknej kaczusi cyraneczki, kręciło się też kilka krakw.Były tylko dwie pary łabędzi, trochę gągołów i traczy nurogęsi. Lodówki żadnej, ani bielaczka. To znaczy , widziałem jednego, jak daleko pod drugim brzegiem, przeleciał kawałek.. Ogromnym zaskoczeniem, było to, że nie widziałem, ani jednego bielika. W tym miejscu i o tej porze roku, można normalnie zobaczyć ich kilka. Zmęczony wielogodzinnym staniem, bez możliwości położenia zadka, na czymś ciepłym, poddałem się w końcu i poczłapałem w stronę pętli autobusowej. Po drodze zaobserwowałem jeszcze dwie ciekawostki. Otóż zobaczyłem, pięknie żerujące na nawłoci, kilkanaście czeczot. Gdy tak stałem i deliberowałem, co z nimi zrobić, o mało mnie nie rozdeptała jakaś "dziewucha". Prowadziła na spacer piesę i właśnie z wielkim ożywieniem, prawiła coś swojej kumpeli, przez komórę. Ja, znowu rozpakowałem aparat i zacząłem  trochę "cykać" wzmiankowane czeczotki. Były blisko i małp płochliwe. Nie wiadomo kiedy minęła godzinka. Pakowałem właśnie aparat, a tu trzask, prask i znowu by mnie stratowała ta sama gupia bździągwa. Z komóry leciała już normalnie,a para, a ona dalej obracała jęzorem z prędkością karabinu maszynowego.

TAM NA DOLE, JEST ZRZUT UZDATNIONEGO "PŁYNU" Z OCZYSZCZALNI  ŚCIEKÓW "CZAJKA"
PŁYN JEST CIEPŁY, WIĘC UNOSI SIĘ TU WIELKI OBŁOK PARY, A PRZY WYLOCIE, MROWIE KACZEK, "DOCZYSZCZA" WISŁĘ

 



JEST DUŻO KRY, A MAŁO  ODKRYTEJ WODY, WIĘC TAK DALEJ , JEST MNIEJ PTAKÓW NIŻ ZWYKLE


PIĘKNY SAMIEC ANAS CRECCA




TA PIERWSZA, TO SAMIEC KRAKWY-ANAS STREPEA



WYGLĄDA, JAK BY MIAŁ STADO OCHRONIARZY




NIBY CHWAST,ALE FAJNY-PHALACROCORAX CARBO


J.W


W ZIMIE JEST ICH, NA WARSZAWSKIEJ WIŚLE PEŁNO-MERGUS MERGANSER

TYCH NORMALNIE TEŻ, ALE W TYM ROKU, BYŁO ICH TAM MAŁO. MOŻE BEZ TE KREBUCEPHALA BUCEPHALA

WIDOK, KTÓRY ZEPSUŁ HUMOR, NA CAŁY DZIEŃ. MIĘDZY KRAMI, PŁYNĘŁA OSŁABIONA ŚMIESZKA. OBOK NIEJ, Z KRY NA KRĘ PRZESKAKIWAŁA GRUPA WRON I PRÓBOWAŁY JĄ DOBIĆ





NIEROZŁĄCZNA PARA "PRZYJACIÓŁ'. MYSZAK I WRONA


CORVUS CORAX-ICH GODY CIĄGLE TRWAJĄ. WSZĘDZIE LATAJĄ ICH CAŁE STADA I DRĄ MORDY,  ILE WLEZIE


EMBERIZA CITRINELLA-PLAMA ŻÓŁCI, WŚRÓD INNYCH ŻÓŁTEK


PRZECHODZIŁEM KOŁO KĘPY KRZAKÓW, GDY NAGLE TUŻ NAD MOJĄ GŁOWĄ, ZACZĄŁ KWILIĆ MYSZAK. STANĄŁEM JAK SPARALIŻOWANY, BOJĄC SIĘ WYKONAĆ RUCH. POWOLI OBRACAM GŁOWĘ I CHCĘ ZLOKALIZOWAĆ PTAKA. PATRZĘ, A NA GAŁĘZI SIEDZI TA ZOŁZA-GARRULUS GLANDARIUS


KIEDYŚ ŁAZIŁEM PO POLACH I MARZYŁEM, ABY JE ZOBACZYĆ. TERAZ PRZECHODZĘ KOŁO NICH OBOJĘTNIE....NO PRAWIE--CARDUELIS FLAMMEA





CHIBA PIERWSZY RAZ WIDZIAŁEM JE, ŻERUJĄCE JAK WRÓBLE, NA DRODZE


                        KONSTANCIN JEZIORNA-2018.03.02.

               Do dzisiejszego wypadu, musiałem się już trochę przymuszać. Nie lubię się tak intensywnie Eksploatować, dzień po dniu, Prognozy wieściły jednak nadchodzącą powoli, zmianę pogody. Trzeba było się spieszyć i wykorzystać na maksa, korzystne warunki oświetleniowe. Przebyłem tu, aby zobaczyć zimorodka, który był tu zawsze w takich warunkach łatwo osiągalny. Spodziewałem się również dużej aktywności dzięciołów czarnego i zielonego. A i jak by co, to wodnik, też sprawił by mi dużą radochę. Z moich obserwacji wynika, że jest tu stały zestaw gatunków, na które można zawsze liczyć-no,prawie zawsze.
Pojawiłem się krótko po 8-ej i stwierdziłem, że tak zimno, to jest chiba, pierwszy raz w tym roku. Dlatego park był cichy i bezludny, czyli całkiem atrakcyjny. Posuwałem się powolutku, dokładnie studiując otoczenie. Od razu opadło mnie stado czyży, z paroma czeczotami. Postałem wśród nich kilkanaście minut i dalej na przeciw przygody.Jeziorka całkowicie zamarznięta, co od razu pozbawiło mnie kilku prawdopodobnych gatunków, jak choć by perkozków. Po przeciwnej stronie wału, również cisza i zupełny spokój.Bagnisko jest zamarznięte, oprócz kilku oparzelisk, gdzie zawsze woda  jest płynna. Przy tych miejscach, kręcą się wodniki i zimki. Ale nie tym razem. W miarę upływu czasu, mina wydłuża mi się coraz bardziej. Przez kilkugodzinny tu pobyt, nie odezwał się , ani jeden dzięcioł zielony, czy czarny. Chyba pierwszy raz, jak tu przychodzę. Być może (???), to długotrwałe zimno, zmęczyło ptaki. Cisza i pustka, przygnębiły mnie. Zacząłem myśleć o powrocie.Tym bardziej, że temperatura podskoczyła o parę stopni i zaczęło się pojawiać, coraz więcej spacerowiczów. Po drodze, udało mi się jeszcze wypatrzeć wodnika. Pierwszy raz widziałem, go w promieniach Słońca. Cacuś !!. Ale bardzo ostrożny i czujny Cacuś. Stałem nieruchomo i rozkoszowałem się widokiem. A potem podskoczyłem, gwałtownie wytrącony z Nirvany. Jakiś stary pierdoła, jeszcze bardziej głuchy ode mnie, darł się jak oparzony, opowiadając jakie to śmierdzące bajoro i że powinno się go zasypać jak najszybciej. Wodnik znikł, jak rażony piorunem. Odpowiedziałem  lebiedze godnie. Wypowiedzi jednak nie zacytuję. I to by było na tyle. Wracałem do domu z psychiatrycznym kacem, obiecując se, że najbliższe parę dni, nie ruszam się w ogóle z domu.

LUBIĘ TEN LANDSZAFCIK, Z ZAMARZNIĘTĄ "NIAGARĄ" 



CARDUELIS SPINUS-PIERWSZY RAZ TAK, OTOCZYŁY MNIE ZE WSZYSTKICH STRON I PRAWIE WCALE SIĘ NIE BAŁY






NO PRZECIE NIE MOGŁEM PRZEJŚĆ KOŁO NIEJ OBOJĘTNIE-CARDUELIS FLAMMEA


NARESZCIE TRAFIŁA MI SIĘ CIEKAWSZA WERSJA NADWOZIA
CERTHIA FAMILIARIS



WIDAĆ DOBRZE, TRZY CECHY DIAGNOSTYCZNE:
DŁUGI, TYLNY PAZUR, NIEZBYT DŁUGI DZIÓB I "SCHODEK" NA SKRZYDLE



DENDROCOPOS MAJOR



PODSKAKUJEK JEDEN



STAŁEM NIERUCHOMO, KIKUJĄC NA WSZYSTKIE STRONY, SZUKAJĄC PEŁZAKÓW. NAGLE USŁYSZAŁEM CICHY, JEDNOSTAJNY DŹWIĘK, JAKIEGOŚ TARCIA. CO ZA CHOLERA ??
ROZGLĄDAM SIĘ PO KONARACH DRZEW, A NAWET PRZYMIERZAM SIĘ PRZYSTAWIAĆ UCHO DO DRZEW I SZUKAĆ JAKIEGOŚ ZIMOWEGO KORNIKA. DOPIERO JAK ZDJĄŁEM CZAPĘ Z USZU, ZORIENTOWAŁEM SIĘ, ŻE TO ZARAZ ZA MOIMI PIĘTAMI, PRACUJE CIĘŻKO, TEN MALUCH


GALLINULA CHLOROPUS-JUV.POJAWIŁEM SIĘ TU, ABY DORWAĆ WODNIKA, A ŻE JEGO NIE BYŁO, A TA TUTAJ KRĘCIŁA SIĘ NIEDALEKO, WIĘC JĄ POFOCIŁEM TROCHĘ I NIE BĘDĘ UKRYWAŁ, ŻE Z PRZYJEMNOŚCIĄ




KRĘCIŁA SIĘ PRACOWICIE....


...ALE OD CZASU, DO CZASU MULIŁO JĄ, WIĘC PRZYCINAŁA KOMARA


KIEDY ROBIĘ ZDJĘCIA, CAŁKOWICIE WYŁĄCZAM SIĘ Z OTACZAJĄCEJ MNIE RZECZYWISTOŚCI.
TOTEŻ Z ZASKOCZENIEM ZOBACZYŁEM NA EKRANIE WYŚWIETLACZA, PRZEGLĄDAJĄC ZROBIONE ZDJĘCIA, OPRÓCZ BIEGAJĄCEJ KOKOCHY, JAKIEGOŚ GOŚCIA Z DŁUGAŚNYM NOCHALEM. NO TO MAM CIĘ BRATKU


RALLUS AQUATICUSFOCIŁEM GO TU WIELOKROTNIE, ALE PIERWSZY RAZ , W PROMIENIACH SŁOŃCA




WŁAŚNIE SŁOŃCE PRZYKRYŁY CHMURY



PARA MERGUS MERGANSER


"MROŻONKI"