Łączna liczba wyświetleń

środa, 6 grudnia 2017

319.ZAMGLONE SZCZĘŚCIE

         ZALEW ZEGRZYŃSKI 2017.12.03.

                    Zgadało mi się z Łukaszem, iż Ten wybiera się w niedzielę na Zalew. Od razu  narobiłem wrzasku, że ja chcę też. Wyjechaliśmy z W-wy, dosyć późno, bo przed 9-tą i po przybyciu na miejsce, dowiedziałem się, czemu mój Mistrz, wyjątkowo się nie spieszył. Była gęsta mgła. Widoczność nie przekraczała kilkudziesięciu  metrów. Powietrze idealnie nieruchome, a powierzchnia wody jak lustro Stanęliśmy na molu w Białobrzegach. Ja zająłem się podchodami do mew, a Łukasz studiowaniem prognoz meteo. Zastanawiał się, czy przy takiej pogodzie, warto pętać się nad Zalewem. Prognozy twierdziły, że po 10-tej, mgła ma się podnieść. Zapada decyzja, jedziemy do najdalszego miejsca, czyli do Arciechowa. Kawałek drogi, a przez ten czas pogoda powinna się poprawić.
Arciechów to piękne cudowne miejsce. Kiedyś przyjeżdżałem tu nieustannie i zobaczyłem mnóstwo fantastycznych gatunków ptaków. Potem przyszły pogłębiarki, a ja już nie miałem, po co tu przyjeżdżać. Dzisiejszy tu wyskok z Łukaszem, potwierdził moje poprzednie wrażenia. Pusto i nieciekawie. Ciśnienie podniósł nam tylko, przelatujący daleko od brzegu, nur czarnoszyi. No i wspaniała Koleżanka-Ewa Sz. To jest jej rejon, wiec zna to miejsce doskonale i często tu bywa. Niestety, zupełnie zgodziła się z moimi poglądami, co do tego miejsca. Ewa pojechała dalej, a my zostaliśmy jeszcze trochę, mamieni nadzieją, że zobaczymy cuś nadzwyczajnego. No i na tych nadziejach się skończyło. Ruszamy dalej. Teraz następne w kolei, jest WDW w Ryni. Jedziemy powoli, gdy nagle senny, zamglony nastrój, przerywa brzęk komóry. Dzwoni Ewa. Jest właśnie w Marinie Dianie i widzi przez lunetę stadko szlacharów. Śmieją się obydwoje ze mnie, bo wszyscy wiedzą, że szlachary to moja obsesja. Mijamy WDW i wjeżdżamy na parking w Marinie. Jeszce w biegu wyskakuje z samochodu i letę do Koleżanki Ewy. 
To gdzie te szlachary ?  
Przed chwilą je zgubiłam i nie mogę teraz odnaleźć.
 Do poszukiwań przyłączył się Łukasz i po dłuższym wachlowaniu lunetą, udało się je dostrzec daleko na horyzoncie. Ledwo prześwitujące przez  mgłę. I tym sposobem powrócił temat, cholery mgły. Nie ustąpiła. Była trochę mniejsza, ale momentami, pojawiały się sine tumany, zmniejszające znacznie widoczność. To była wyjątkowo niesprzyjająca okoliczność. Bo jak rzadko kiedy, było na prawdę na co patrzeć. Dużo ptaków i to z tych atrakcyjnych gatunków- z północy. Uhle,markaczki, nury, no i szlachary. Gdyby nie ta mgła, siedział bym w pierwszym rzędzie super teatru, jak dla 
VIP-w. A tak latałem jak małoletni pętak, z miejsca na miejsce , aby znaleźć takie, skąd udało by się zrobić, choć trochę lepsze zdjęcia. Jeszcze tu chiba nie widziałem tak gładkiej wody. Lustro. Ptaki nie ginęły z oczu między falami. Było je widać doskonale cały czas. To znaczy te, które były w miarę blisko. I znowu bylem w znanej mi sytuacji-dziecka liżącego lizaki, przez szybę wystawy.
Czas mijał., a ja daleki bylem od  rewelacyjnych zdjęć. W końcu  Łukasz ogłasza koniec sesji. Wracamy do ominiętego poprzednio WDW.  Cisza i spokój. Daleko przez mgłę prześwitują wszechobecne nury. A  potem na krótką chwile robi się fajnie. Całkiem blisko nas, za pasem trzcin, ląduje stadko bielaczków. Gdyby nie ta mgła, mogło by być wspaniale.
I tak nie wiadomo kiedy przeleciało kawał  dnia. Jest już koło 14-tej, a to znaczy, że zaczyna się robić powoli ciemno. Fajrant, wracamy do domu. Po drodze wstępujemy jeszcze na dziką plażę,koło Portu Pilawa. Tutaj znowu mogę,  nacieszyć się moimi szlacharami. W międzyczasie dopłynęły tu z Mariny. A potem  niesamowite przeżycie. W pobliżu nas, nad wodą przechodzi tuman mgły. Robi się ciemno i "ślepo". I z rej ponurej szarości, nadlatuje żałosny płacz syren. Jest w tym dźwięku, coś chwytającego za serce... i wyobraźnię. Łukasz spokojnie mówi, ze to głos nurów rdzawoszyich. Niesamowite przeżycie. Ten dźwięk, będę pamiętał do końca życia.
Tuman mgły odpływa, a zza niego wynurza się czwórka szlacharów. Płyną do brzegu, w stronę niedalekiej zatoczki. To wyjątkowo pomyślny zbieg okoliczności. Na brzegu mogę się poruszać zakryty gęstym parawanem krzaków. Na wysokości zatoczki, jest w nich mała przerwa, jak by stworzona specjalnie dla mnie. Ruszam truchtem, nie zwracając uwagi na bolące kolano.Gdy dobiegam do przecinki, rozlega się gromki ryk silnika, mijającej mnie pędem motorówy. I tu nagle kończy się moja opowieść. Gdybym chciał ją kontynuować, składała by się z samych niecenzuralnych słów.


 W BIAŁOBRZEGACH NA MOLU, JAK ZAWSZE PEŁNO MEW. MEWA ŚMIESZKA, LATAJĄCA SAMOTNIE, WYGLĄDA NA WIELKIEGO PTAKA. W PORÓWNANIU Z MEWAMI DUŻYMI, WYGLĄDA JAK POKURCZAK. 

Z DALEKA PRZY PIERWSZEJ PRZYMIARCE WYDAWAŁO SIĘ, ZE TRAFIŁ MI SIĘ IDEALNY DUBLET-SREBRZYSTA I BIAŁOGŁOWA. PÓŹNIEJSZE DEBATY SPECJALISTÓW, DOPROWADZIŁY MNIE DO NASTĘPUJĄCEGO STANU WIEDZY: OBIE BIAŁOGŁOWE, ALE TA CIEMNIEJSZA POPAPRANA, CZYLI  JEJ MAMUSIA, PROWADZIŁA SIĘ NIE CACY.
LARUS CACHINNANS

NUR CZARNOSZYI-GAVIA ARCTICA

DENDROCOPOS MINOR-DZIĘCIOŁEK.
DAWNO GO JUŻ JAKOŚ NIE WIDZIAŁEM

J.W

BUTEO BUTEO

BUTEO BUTEO

PYRRHULA PYRRHULA

JAK ZAWSZE DOSTOJNIE PŁYWAJĄCE UHLE
MELANITTA FUSCA

SAMICE MARACZKI-MELANITTA NIGRA

NUR RDZAWOSZYI-GAVIA STELATTA

KEJE BEZ ŁODZI, STAŁY SIĘ POSIEDZISKIEM CZAPLI

MERGELLUS ALBELLUS-BIELACZEK
OD PRAWEJ:SAMIEC AD,SAMIEC IMM,SAMIEC AD,SAMICA.;TEJ WIEDZY NIE MA NIESTETY W  COLLINSIE.
SKORZYSTAŁEM Z WIEDZY KOLEGI

J.W

SZLACHARY-MERGUS SERATOR.
PIERWSZY OD LEWEJ TO SAMIEC. CZEKAŁEM NA NIE OD POCZĄTKU PTASZENIA.
MIAŁEM PODWÓJNE SZCZĘŚCIE. KOLEGA PRZYJEŻDŻA TU JUŻ TYLE LAT I WIDYWAŁ DO TEJ PORY, TYLKO SAMICE

SZLACHAR SAMICA

TRZY SAMICE I SAMIEC

Z TYŁU NUROGĘŚ
 
      To są miejsca optymalne do ptaszenia nad Zalewem. I my właśnie poświecilismy cały dzień, na ich objechanie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz