Łączna liczba wyświetleń

piątek, 15 grudnia 2017

320.O KOŃSKI PAZNOKIEĆ OD ZAWAŁU

          ZALEW ZEGRZYŃSKI -2017.12.12.

          Zaplanowano na dzisiaj, w miarę ładna pogodę. Więc od razu postanowiłem gdzieś wyskoczyć. To miał być niewielki i spokojny wypad, bo ze zdrowiem jakoś ostatnio nie teges.
 Kamilos napuścił mnie na Zalew i niewiele brakowało, a miał by mnie na sumieniu..Jak zawsze, zacząłem od najdalszego punktu, czyli ośrodka WDW. Pędem doleciałem do brzegu, wyobrażając sobie, że czekają tam  na mnie, całe stosy ptasiąt. A tu wielki figulec z makulcem..  Całkowicie pusto, nie licząc wielkich stad gągołów i dużych mew,ale one kokosiły się gdzieś na środku Zalewu.Chciałem od razu zasuwać z powrotem,ale podpadający mi autobus, właśnie ubieżał, a następny, dopiero za godzinę. Przekręciłem się więc  w tym miejscu, tą godzinkę. Może to i dobrze, bo mogłem się napatrzyć, jak mewy oprawiają się z bielikiem, a na pobliskich drzewach, żeruje wielkie mieszane stado. Różne sikory, mysikróliki, gile, dzięcioł średni.Tak całkiem po zimowemu. A ta zima od razu przyszła mi do głowy, jak zacząłem na brzegu dzwonić zębami i czem się tam jeszcze da.Było cholerycznie zimno. A to z powodu silnego wiatru, który wiał prosto w twarz i podnosił wielka falę. Oczy tak łzawiły, że nie szło, za nikakiego patrzeć przez lunetę i lornetkę.No i doczekałem się. Wpadłem do ciepłego autobusu i nawet nie zdążyłem klapnąć se, a już wyleciałem na Marinę Dianę. Tutaj było o wiele lepiej, co nie znaczy, że b.dobrze. Wiało deczko mniej i fala była mniejsza. Ale widok, tylko typowy dla tego miejsca. Wszędzie na powierzchni akwenu, grasujące stada gągołów i dużych mew. Przy brzegu, po prawej stronie w zatoczce, stada odpoczywających czernic i głowienek, Zapewne, mogło też być  parę ogorzałek.
Trudno było coś wypatrzyć, bo rzucała nimi fala, a zmulałe ptaki, komarowały z głowami pod skrzydłem. I jedyna atrakcją, było spore stado uhli. Na pewno ponad dwadzieścia ptaków. Ja wypatrywałem dalej, szukając choć nurów, markaczek, czy szlacharów. Niestety, totalny zawód. Jeden perkoz dwuczuby i kilkanaście traczy nurogęsi. O łabądkach nie wspomnę, bo normalnie to ich w ogóle nie zauważam.. Siedziałem se wiec tak na brzegu. Mijały godziny, a ja powoli traciłem nadzieje, że coś nadleci z dali i pacnie na wodę, akurat przede mną. Ciekawostka, że mimo usilnego wypatrywania przez lunetę, nigdzie nie dostrzegłem, jakiegokolwiek nura. Za to mnie dopadł  jakiś wspaniały Facezbokowicz. Rozpoznał mnie i skojarzył z moją STREFĄ 33. To była na prawdę przyjemna chwila.Posiedzieliśmy jeszcze trochę, ale potem, na błękitne niebo, zaczął się nasuwać wał ponurych chmur. Słoce za niedługo, schowało się za nimi i zrobiło się jeszcze zimniej.
Pomyślałem se-Nie da rady,oba samce i poczłapałem powoli w stronę przeznaczenia, czyli gdzieś w kierunku Portu Pilawa. Zrobiło się szato, ciemno i ponuro. Oczy zrobili mi się ciut wąskie, bo mijał akuratnie czas, kiedy to w domu, lubię sobie na parę chwilek, wskoczyć na wyrko i zapaść w nirvanę. 
Szedłem koroną wału przeciwpowodziowego, a na ramieniu miałem oparty statyw z doczepioną lunetą.Tutaj używa się jej dużo częściej niż aparat.Ten złożony, jedzie obok w wózku, z innymi ciężarami. I tak doczłapałem, do nieprawdopodobnej chwili. Na szczycie drzewa, zobaczyłem jakiś ruch. Może czyże, może czeczotki. Zdjąłem ze statywu lunetę i założyłem aparat.
Spokojnie i bezmyślnie ustawiłem se go tak, aby było mi, jak na wygodniej.Skierowałem "lufę" do góry i spojrzałem w wizjer. I wtedy, o mało mnie nie trafił najjaśniejszy szlag. Zza drzew, prosto na mnie wyskoczył ze świstem i łopotem skrzydeł ON. Cudownie piękny, dorosły bielik. Z ogromiastym szumem usiadł na gałęzi, tuż przede mną i musiał chyba usłyszeć, stanowczo za głośny terkot migawki. Łopot skrzydeł wzmógł się i ptaszysko zerwało się do ucieczki. Ale to nie mysikrólik, startujący pionowo w górę. Raczej Jumbo jet.. Wystartował i ciężko łomocąc skrzydłami,przeleciał tuz nade mną, mierzwiąc mi, pracowicie ułożona fryzurę. Już za sekundę było cicho i spokojnie, jak gdyby nic się nie stało. Tylko ja stałem nieruchomo, ciągle mając przed oczyma, ten niesamowity widok. Motorek walił mi jak oszalał. O mało nie wyskoczył mi z piersi. A ja stałem dalej i bałem się podejść do aparatu i zobaczyć wyrok, wyznaczony przez los. Czy spartoliłem tę niepowtarzalną okazję? czy choć z jedno zdjęcie będzie się nadawało, aby cieszyć moje oko ? Obawa była w pełni umotywowana.Ostatnie zdjęcia robiłem ze dwie godziny temu. Nastawy były odpowiednie do słonecznej pogody, a nie do ponurego, zachmurzonego nieba, jakie akuratnie było nad moją głową.W końcu nie można było tej chwili, odwlekać w nieskończoność. Rozległ się huk i zatrzęsła się ziemia. A to ogromny kamień spadł mi z serca. Wydawało się, że prawie wszystkie, będą nadawały się do wykorzystania. Nieprawdopobne...ale być może. Pewność będę miał jednak w domu. Od razu zaczęło mi śpieszyć jak cholera. Oczywista, że gdy dochodziłem do przystanku, przed nosem mignął mi odjeżdżający autobus. Następny za godzinę.. Te godzinę spędziłem z nosem przy ekranie wyświetlacza w aparacie. I nie będę ukrywał, że z upływem czasu mój humor się poprawiał.
A potem wlatuje do domu jak torpeda, rzucam wszystko i z kartą pamięci rzucam się do kompustera. I dopiero teraz poczułem ogromna ulgę.

BIELIK V..MEWY

J.W

J.W

DENDROCOPOS MEDIUS
J.W


PYRRHULA PYRRHULA-SAMIEC
TA CZERWIEŃ WSPANIALE WSPÓŁGRA Z BŁĘKITEM

J.W

KACZA ZUPA

BYĆ MOŻE BIEDACTWA LECIAŁY W NOCY I TERAZ ODSYPIAŁY

BUCEPHALA CLANGULA-GĄGOŁY JEDNE

J.W

J.W

MELANITTA FUSCA
POMYSLEĆ, ŻE KIEDYŚ POLOWAŁEM NA NIE PRZEZ PARĘ LAT

J.W

J.W

CIEKAWOŚĆ, CZY ONE ŻYWIĄ SIĘ MAŁŻAMI. WYPŁYWAJĄ NIERAZ Z JAKIMIŚ PIGUŁAMI,KTÓRE NIE CHCĄ PRZEJŚĆ IM PRZEZ GARDŁO

J.W

J.W

AYTHYLA FULIGULA-CZERNICA.SADZĄC PO ŻÓŁTYM OCZKU,CHIBA SAMIEC W SZACIE SPOCZYNKOWEJ

J.W

JEGO KRÓLEWSKA MOŚĆ-HALIAEETUS ALBICILLA











               Jak już zeszło na szpony i pazury, to muszę się jeszcze  pochwalić zdjęciami, które udało mi się zrobić wczoraj w parku w Powsinie.Wybrałem się tam zaliczyć krzyżodzioby. Z opowieści Arcymistrza Łukasza, wynikało, że to tylko formalność. A Gucia tam. Nic nie było. Za to mnie nad głową, przeleciało cuś dziwnego. Myślałem, że to taki ciemny myszak. Ale im dłużej wpatrywałem się w wyświetlacza, tym miałem większe wątpliwości. No i wyszło......
ACCIPITER GENTILIS-JUV.FEMALE

TEŻ PRZEPIĘKNY PTAK

I DO TEGO,TAK RZADKO SPOTYKANY PRZEZE MNIE


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz