Łączna liczba wyświetleń

wtorek, 12 września 2017

310.STOP-em po Wyspach Zawadowskich

         KONSERWUJĘ STARE PRZYJAŹNIE-2017.09.10.

        Wpadło mi w oko,ze Pani Dorotka ze STOP-u, organizuje bardzo fajną wycieczkę. Na Wyspy Zawadowskie. Ale nie jak wszyscy od strony Wilanowa, a od strony Wału Miedzeszyńskiego-ulicą Bysławską. Wycieczkę miał prowadzić wspaniały przewodnik, Pan Robert Miciałkiewicz. Obdarzony sokolim okiem, idealnym słuchem (A może w poprzednim wcieleniu był jakąś czarną panterą) i ogromna wiedzą ornitologiczną. Swoją karierę ptasiarską, sześć lat temu, zaczynałem właśnie pod jego okiem, na podobnych wycieczkach. Jego sława mołojecka, zrobiła się głośna i na Jego wycieczki, zaczęły przybywać tłumy. A ja z tłumami się nie znoszę, więc z czasem wydoroślałem i poszedłem własna ścieżką. Ale od czasu do czasu lubię sobie wpaść na Jego wycieczki i odświeżyć wspomnienia. Tudzież znajomości, chociaż twarzy z dawnych czasów, jak na lekarstwo. Miałem dylemat, bo w ostatniej chwili zrobiło się głośno o oharach za mostem Gdańskim. Zdecydowałem się jednak na Robercika, jeżeli cuś będzie, to na pewno wypatrzy(złośliwi mówią,że wypatrzy, czy raczej wysłucha, nawet jak ni ma ). I nie pomyliłem się. Wybór był idealnie trafiony. Spotkaliśmy się o godz.8-ej,na przystanku ul.BYSŁAWSKA. A ona, jak po sznurku, doprowadziła nas prosto na doskonały punkt obserwacyjny nad Wisłą. Po drodze spotkaliśmy konkurencję, która wypędziła z nas resztki snu, wiadomością o marchewach, jak się potocznie nazywa rybitwy wielkodziobe. . Podświadomie przyspieszyliśmy kroku i na brzeg dotarliśmy żwawym truchtem, z niewielką zadyszką.. Siedziały zołzy na wprost  nas, aż dwie. Od razu na początek taki start. Byłem w siódmym niebie, bo to dla mnie nowy gatunek: 236-ty. A dzień się dopiero rozpoczynał. Świeciło pięknie Słoneczko, na  czystym błękicie. Wymarzona pogoda na przeloty drapoli. A zatem Mistrz ceremonii zapodał, że nie ma sensu szwędać się po brzegu. Po prostu staniemy se na brzegu i będziemy się gapić, na mijające nas drapole. Wyprzedzając czas, trzeba powiedzieć, że Jego koncepcja była strzałem w dziesiątkę. Na razie zrobiło się zamieszanie, bo ktoś wypatrzył rybołapa. Siedział na suchym drzewie, kawałek powyżej nas. Mistrz zdecydował, że tam dalej jest bardzo zarośnięty brzeg, więc nie ma co się przedzierać, posiedzimy i poczekamy, aż on przyleci do nas. To było jednak ponad moje siły i nerwy. Postanowiłem spróbować podkraść się do niego bliżej. I moja koncepcja była strzałem w setkę. Nie dosyć, że udało mi się do niego zbliżyć sporo bliżej, ale na dodatek swoją inicjatywą, zapoczątkowałem szereg wydarzeń, godnych uwieńczenia na kliszy.Czego nie omieszkałem zrobić. Rybołów nie chciał oglądać mnie ze zbyt bliska, więc załopotał długaśnymi skrzydłami i od razu wskoczył na wysoki pułap. Tam zaczął krążyć nad nurtem Wisły. Potem nagle, spadł do wody jak kamień. Gdy się z niej uniósł, targał w pazurach solidne rybsko. Chiba jazia, albo klenia, sądząc po proporcjach i czerwonych brzusznych płetwach. Krążył z nim jeszcze jakiś czas, wypatrując spokojnego kącika  do konsumpcji. Uszczęśliwiony, wróciłem do Towarzystwa, ale spokoju nie zaznałem. Niezadługo, któraś z Pań, patrząc bez lunetą, zapytała: A co to za ptak, tak jasno świeci ?? Pan Robert zajrzał w lipo i zaraz wydał jakiś dziwny kwik. Potem zaczął coś wyczyniać przy tej lunecie, co z grubsza przypominało taniec wojenny. Jak szybko wytłumaczył zaniepokojonym współplemieńcom, w okularze lunety, ujrzał wyjątkowy rarytas, najmniejszego z sokołów-DRZEMLIKA. Ale się działo!!! Wszyscy rzucili się do lunety, a ta biedaczka,miała tylko jeden okular. Ja się rzuciłem do aparatu, gdzie nie miałem konkurencji. Ale co z tego. Maleńka ptaszyna, w drgającym powietrzu, pod przeciwnym brzegiem. Marzenie ściętej głowy. Potem przypętały się trzy krogulce, potem młody stawar i ciągle się coś działo. Zmęczony gwarem, odskoczyłem se z kilometr w dół rzeki, zakosztować najświętszej świętości, czyli świętego spokoju. Miałem też nadzieję, że trafią mi się jakieś rozkoszne wróblaczki. I nie mogę  narzekać. Trafiło mi się to i owo, ale to nic w porównaniu z tym, co usłyszałem po powrocie. Gdy mnie nie było, Towarzystwo odwiedził młody trzemiolajad. Pokrążył  nisko nad ich głowami i szybko się spulił, przed moim powrotem. To był naprawdę udany dzień. Był bo w miarę upływu czasu, zaczęły się na plaży pojawiać mamuśki z dzieciakami i niedzielni spacerowicze. A wiec nic tu już po mnie. Chiba jednak będę tu niedługo znowu gościł.. W połowie odległości między brzegiem, a wałem, prowadzi polna droga. Na wskroś przez łęg. A z tej drogi, tez się można zdrowo napatrzyć na różne specjały. Doskonale pamiętam, jak zobaczyłem tu swojego pierwszego KOSMACZA.






KOLEŻANKA HANIA PTASIORKIEWICZ. KOCHANE SŁONECZKO. ZAWSZE UŚMIECHNIETE I PEŁNE ŻYCZLIWOŚCI DO CAŁEGO ŚWIATA

RYBITWY WIELKODZIOBE-HYDROPROGNE CASPIA

JAK WIDAĆ, NIEZŁE Z NICH KOBYŁY. SPORO WIĘKSZE OD ŚMIESZEK


PIERWSZY DALEKI RZUT OKA........

...I DRUGI, JUŻ ZNACZNIE BLIŻSZY.
RYBOŁÓW-PANDION HALIAETUS

NIE ZAPAŁAŁ DO MNIE MIŁOŚCIĄ

DALEKO OD BRZEGU, ZAWISŁ NAD WODĄ ŁOPOCĄC W MIEJSCU SKRZYDŁAMI, JAK PUSTUŁA

POTEM ZROBIŁ PLUM.TAK SZYBKO, ŻE PRZEGAPIŁEM. DOSTRZEGŁEM GO PO CHWILI, JAK LECIAŁ NISKO NAD WODĄ, POD DRUGIM BRZEGIEM.






MUSICIE UWIERZYĆ MI NA SŁOWO, ŻE TO DRZEMLIK, KU MOJEJ ROZPACZY, NIE MOGĘ SE UZNAĆ NOWEGO
GATUNKU. ZDJĘCIE NADTO "DOKUMENTACYJNE"

DOROSŁA ŻÓŁTONOGA-LARUS FUSCUS-




TUTAJ TRACĘ WĄTPLIWOŚCI,, CZY CZŁOWIEK POCHODZI OD JAKIEJŚ SZPETNEJ MAŁPY,CZY OD INSZEJ UDUCHOWIONEJ ISTOTY. JESTEM TOLERANCYJNY, ALE WE WSZYSTKIM TRZA ZACHOWAĆ UMIAR.
BRZEG WISŁY, JEST MIEJSCEM, GDZIE SPACERUJĄ RODZINY Z MAŁYMI DZIEĆMI.
BYŁEM WIELOKROTNIE ŚWIADKIEM, JAK ZAKŁOPOTANY PAN ROBERT, TŁUMACZYŁ UCZESTNICZKOM WYCIECZEK, ŻE TE PTASZKI TO NIE JEGO "PION" NAUKOWY.

CIERNIÓWKA-SYLVIA  COMMUNIS

J.W

SAMICA ZIĘBY-FRINGILLA COELEBS

MUCHOŁOWKA SZARA-MUSCICAPA  STRIATA

J.W

J.W

GDY PRZECHODZIŁEM  PRZEZ POLANKĘ, MOJA UWAGĘ PRZYKUŁ CIEKAWY PTAK. NA PIERWSZY RZUT OKA, NIE BARDZO WIEDZIAŁEM, KTO ON ZACZ......

DOPIERO WIDOK JEGO KOMPANIONÓW, UZMYSŁOWIŁ MNIE, ŻE TO SZPASIO. JENO MŁODZIENIASZEK.
WIDOK PRACOWICIE KRZĄTAJĄCYCH SIĘ PTAKÓW, ZATRZYMAŁ MNIE TU NA DŁUŻSZĄ CHWILĘ.

J.W

J.W

J.W

I DOROSŁY. JAK ŻE MAŁO PRZYPOMINAJĄ, TE WIOSENNE

STURNUS VULGARIS

SPACEREK 5 KILOSÓW

1 komentarz:

  1. Musieliśmy się widzieć na tej wycieczce. Fajnie napisana relacja, a zdjęcia rybołowa wyszły świetnie. Z tym trzmielojadem miał Pan trochę pecha, bo widać go było wspaniale i z bliska.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń