Łączna liczba wyświetleń

piątek, 28 kwietnia 2017

294.O TYM JAK ŁOŚ ZROBIŁ MNIE NA JELENIA

        WESOŁA K.WARSZAWY 2017.04.20.

                Wybrałem się po pół roku,ponownie do rezerwatu "BAGNO JACKA".Kiedy tu byłem ostatnio w październiku,było zatrzęsienie sosnówek i mysikrólików.Niedawno zgadałem się z Kolegą z FB,na temat tegoż rezerwatu.
Po tej rozmowie,zostało mi wrażenie,że jest tam całe stado łosi,które nic nie robią,tylko cały czas czekają na Długosiewicza.To tak jak w hipersupermarkecie.Wchodzisz,łapiesz towar z półki,idziesz do kasy i masz.
Kamilos zawsze mi zarzuca,że mam specyficzny umysł:widzę i słyszę,to co chcę zobaczyć i usłyszeć,a nie to co jest faktycznie.
Odniosłem więc wrażenie,że to tylko formalność.Pojechać,sfocić,wrócić i wsadzić na Faceplociucha.Prognozja niezła.Słonecznie,ale za to zimno i wietrznie.Na miejscu byłem późno,bo o 9-tej,aby temperatura mogła przekroczyć 0.Tkwiłem w słodkim błogostanie wiedząc,że mam czasu od cholery i ciut,ciut i mogę się tu błąkać cały dzień i liczyć łososie.Jak zawsze rano,słychać było ze wszystkich stron,rozkoszny wrzask ptasząt.Były wilgi,sikory,rudziki,kapturki,a przede wszystkim wszechobecne pierwiosnki. podług  mnie,ptak ten swoim monotonnym i jednostajnym pitu-pituleniem,może człowieka doprowadzić do ciężkiej cholery.Ale i tak go ogromnie lubię.Nie odezwał się również żaden dzięcioł,a jak zawsze,miałem chrapkę na czarnucha.Mądry kolega,wytłumaczył mi potem,że dzięcioły karmią teraz młode i robią wszystko,aby być niezauważalne
I tak se pitu-pitoląc,szedłem powoli brzegiem,nasłuchując i wypatrując łosi.Ba,z Yotubusa,ściągnąłem słodki bas,byka na rykowisku i puszczałem go od czasu do czasu.Niet,niet i niet.Czas mijał,a ja swojej formalności nie mogłem dopełnić.Dyskretnie rozpytywałem w tym temacie,napotkanych ludzi. Odpowiedzi wprowadziły tylko większy zamęt w mej skołowanej łepetynie. Jeden,widywał go tu tylko w zimie,drugi tylko w lato,trzeci w ogóle,a czwarta,że i owszem,bardzo często,ale  pinć kilometrów dalej.
Obszedłem to bagno,prawie dookoła,ale bez efektów.Rozglądałem się przy tym pilnie,bo miejsce to słynie również z tego,że można tu spotkać bez trudu: żabska moczarowe,zaskrońce i autentyczne ŻMIJE.Szczególnie o tej ostatniej myślałem z utęsknieniem.Być może było jednak za zimno,bo nic z tego towarzystwa, nie miałem przyjemności ujrzeć.
Przeszedłem przez tory kolejowe wojskowej bocznicy i wszedłem w młodniak sosnowy.Tylko sosny i brzozy,według ostatniej mody propagowanej przez szyszkowników.To tu były niedawno,rzeczone tłumy sosnówek i mysików.Teraz była tu totalna,cicha  pustynia.Nie bardzo mogę zrozumieć dlaczego,ale pierwsze ptaki odezwały się,dopiuero gdy doszedłem do następnego jeziora.Dzikie całkiem przyjemnie .Wszędzie mnóstwo śladów bytności bobrów.Usiadłem na pniu zwalonego drzewa i rozmarzyłem się mocno, popatrując na słodkie,otaczające mnie widoki.Było cicho,fajnie i poetycznie.I nagle gdzieś za plecami,ktoś odpalił jakiś grubszy kaliber.Do nieustannego grzechotania kałachów,dobiegającego z bliskiej strzelnicy,zdążyłem się już przyzwyczaić.Tu jednak,odezwała się jakaś solidna armata.O mało nie wyskoczyłem z kamaszy.
Powoli dochodziłem do siebie,gdy skonstatowałem,że tylko ja jeden poczułem cykor.Otaczające mnie ptaki,nawet nie przerwały swoich szczebiotów.
Co za szalony świat.Pokręciłem się po okolicy,kręcąc głową na wszystkie strony.Nie dane było mi jednak,zobaczyć nic wystrzałowego,a nie myślę bynajmniej o tej starej armacie.Znowu się odezwała.Całkiem blisko i z kierunku,gdzie zmierzałem.No skoro mnie tu nie chcą.Obróciłem się o 180 stopni i poczłapałem z powrotem.Zrobiło się już całkiem Ciepło,co dawało mi jakąś nadzieję,że zobaczę przynajmniej jakąś oślizgła gadzinę.Szczęście mi tego dnia, nie dopisało.Już przy samym wyjściu z nad "Jacka",kiedy to usiadłem na zwalonej kłodzie,przyplątał się do mnie,taki jeden fajnisty pierwiosnek.Siedziałem nieruchomo pod krzakiem,a on miał głowinę pełną amorów.Dziób mu się nawet na chwilę,nie zamykał.Nie zwracał na mnie uwagi.Poświęciłem mu przynajmniej godzinę,ale zaprawdę warto było.
Reasumując,wielu ptasiorków nie sfociłem.Spędziłem tu jednak przyjemnie wiele godzin,a więc na pewno tu wrócę.


TAK TO OGÓLNIE WYGLĄDA.OSTRZEŻENIEM JEDNAK,NIKT NIE ZAWRACA SOBIE GŁOWY I NIKT TEŻ NIE PRÓBUJE GO EGZEKWOWAĆ

RZYWITAŁ MNIE,TAKI JEDEN KOLOROWY

GŁOWĘ MIAŁ ZAJĘTĄ,BUDOWĄ WŁASNEGO M1






BOBRZE POBOJOWISKO





FAKTYCZNIE TO JA JESTEM W GRANICACH WARSZAWY.A TU TAKIE CUŚ

TAKIE KŁADKI,LUBIĄ ROZLECIEĆ SIĘ W CAŁKIEM NIEODPOWIEDNIM MOMENCIE

GROBLA PODZIURAWIONA JAK SER SZWAJCARSKI,BOBROWYMI NORAMI.
WYMIJAJĄC JE,POSUWAŁEM SIĘ POWOLUTKU.I CHIBA TYLKO DLATEGO NIC MI SIĘ NIE STAŁO,GDY NAGLE ZAPADŁEM SIĘ GWAŁTOWNIE PO....
MNIEJSZA Z RESZTĄ PO CO.
W TAKIEJ SYTUACJI ISTNIEJĄ DWA NIEBEZPIECZEŃSTWA.JEDNO MAŁO ISTOTNE,ŻE SIĘ ZŁAMIE KULASA.DRUGIE BARDZIEJ CIEKAWE.MIANOWICIE,NIEGRZECZNIE OBUDZONY LOKATOR,MOŻE DOTKLIWIE POKĄSAĆ NIEPROSZONEGO GOŚCIA.BYŁY JUŻ NOTOWANE ZGONY Z POWODU WYKRWAWIENIA,PO ROZERWANIU PRZEZ BOBRA,TĘTNICY UDOWEJ

"NASI" TU BYLI



WŁAŚCIWE "BAGNO JACKA"






FRINGILLA  COELEBS

MÓJ SŁODZIACZEK-PIERWIOSNEK-PHYLOSCOPUS COLLYBITA









RUDZIK-ERITHACUS RUBECULA




MÓJ ŚLAD.8 KILOSÓW.UWAŻAM,IŻ JEST TO FAJNA PROPOZYCJA DLA RODZINNYCH WYCIECZEK.DOJAZD NA SAMO MIEJSCE SKM-KĄ,NA BILETACH MIEJSKICH.TEREN ŁATWO DOSTĘPNY I ATRAKCYJNY WIDOKOWO.NA JESIENI KRĘCI SIĘ TU PEŁNO GRZYBIARZY.NA PEWNO NIE BEZ POWODU


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz