Łączna liczba wyświetleń

niedziela, 21 sierpnia 2016

261.DZIKA WISŁA.......

CZYLI PROPOZYCJA NIE DO  ODRZUCENIA

                               2016.08.19 
          Od dłuższego czasu chodziło za mną pragnienie,aby spenetrować pewien odcinek  Wisły.Zupełnie go nie znałem,po za pojedynczym wyskokiem do jednego,czy dwóch punktów zeszłej jesieni.Teraz spenetrowałem cały ten obszar i myślę,że jest to bardzo atrakcyjna propozycja dla tych,którzy cały tydzień siedzą w Warszawie,a w weekend,chcieli by się przenieść do dziczy na łono natury.A łono to,jest wyjątkowo piękne i może zapewnić dzień nieopisanych wrażeń estetycznych.Z mojego punktu widzenia,ma też pewną zaletę nie do przecenienia.Jest tam zupełnie pusto.Całkowity brak ludzi,a nawet ich śmieci.Eskapada zaczyna się na pętli autobusowej "Metro  Wilanowska".Tutaj rozsiadamy się wygodnie w autobusie linii 710 lub 724  i zasuwamy do Klarysewa.Za rano nie warto,bo później wschodzące Słońce świeci prosto w oczy.Za późno też nie,bo potem robi się upał.Wysiadamy, przechodzimy na drugą stronę ulicy,a tam na Mirkowskiej,jest pętla autobusu linii L21 (ZTM).Ruszamy w drogę i po niezbyt długiej jeździe wysiadamy na przystanku "Wólka Dworska Wisła".Autobus jedzie dalej do Góry Kalwaryi, ale my wysiadamy naprzeciw dwóch wysp,  z rozbudowanymi wydmami i ławicami piachu.Miejsce to stwarza nadzieję,że będzie się tu roiło od przeróżnych siewkowatych.Przystanek jest pod samym wałem przeciwpowodziowym.Zdyszany wypadam na jego szczyt,spodziewając się niesamowitych widoków.... i faktycznie,jest ich od cholery i ciut,ciut.Jest przepięknie.ale niespodziewanie zupełnie martwo.Rozpakowuję się i montuje sprzęt.Na wyspach,poza jedną sieweczką rzeczną,żadnego ptaka.Ruszam powoli w stronę Warszawy.Po jakimś czasie,na oddalonych ławicach,widzę jakiś ruch.Dokładna obserwacja przez lunetę,pozwala mi zobaczyć 8 pisklaków(brodźce piskliwe) i jednego brodźca zmiennego.Nie będę ukrywał,że byłem niesamowicie rozczarowany.Rok temu widziałem to miejsce rojące się od siewkowatych.Teraz totalne pustynia.Powoli ruszam przed siebie, łudząc się nadzieją,że kawałek dalej zobaczę coś,co mnie bezgranicznie uszczęśliwi.
No i szedłem ja se tak i szedłem i byłem coraz bardziej rozczarowany. Ornitologicznie  rzecz ujmując.Bo widoki były powalająca.Bez wątpienia,cała Europa może nam zazdrościć naszej Wisły.Całą trasę oceniałem na około 10 km i początek pozwalał  sądzić,że uporam się z nimi bez problemu.Do wyboru były dwie drogi:albo niedalekim wałem przeciwpowodziowym,te drogę odpuściłem se,bo drzewa zasłaniały Wisłę,albo szeroką ścieżką wygniecioną przez samochody,a ciągnącą się przy samym brzegu..Oczywiście wybrałem tą drugą.Od czasu do czasu,robiłem sobie popas.Rozkładałem krzesełko, stawiałem statyw z lunetą i dokładnie przepatrywałem obydwa brzegi. Nic,zupełnie nic.Byłem ogromnie zdziwiony.Nie takie pamiętałem to miejsce.Potem solidny łyk mineteralki i powolutku dyrdam dalej.Pierwsze 5 kilometrów,przeszło spokojnie i bez wysiłku.A potem zaczęło mi cuś uwierać.
Nie wiadomo kiedy,nastało południe i Słońce zaczęło niemiłosiernie przypiekać(27 gradusów).W teren chodzę zawsze w grubej jeansowej kurtce.Ze względu na ochronę przed pokrzywami,gzami i innym paskudztwem.Również chroni mnie to przed poparzeniami słonecznymi.W zamian za to czuję się jak bym na garbie targał rozgrzany piekarnik.No i ten piekarnik zaczął powoli wysysać ze mnie siły.Minąłem 7-my kilometr.W moich sięgających niebios wrażeniach estetycznych,zaczęło cuś zgrzytać.Pojawili się ludzie.Najpierw pojedynczy rybole,a potem całe ich grupki.Wraz z nimi śmierdzące samochody i stosy śmieci.Docierałem do cywilizacji.Gdy dochodziłem do Gassów,zacząłem bacznie rozglądać się po rzece.Kiedyś widywałem tu piękne ławice,a na nich stada siewkowatych.Tym razem jednak,kręcenie łbem,nie przyniosło żadnych rezultatów.Gładka powierzchnia Wisły,nie oferowała mi nic ciekawego. Dopiero rozmowa z napotkanym wędkarzem,wyjaśniła mi co nie co.Parę dni temu,była na Wiśle wysoka woda.Właśnie opada,ale wiele jeszcze ławic i wypłyceń,jest jeszcze zalanych wodą.Może to właśnie jest przyczyna mojej dzisiejszej klęski.
Dochodzę do pętli autobusowej w Gassach.GPS wystukał 11 km i mówiąc szczerze byłem mocno sfatygowany.Kilkanaście kilogramów bagażu jechało za mną na wózku.Gdybym targał je na plecach,to już pewnie dawno,pełznął bym na czworakach.Coś za coś.Hałasująca cholera z daleka płoszy  ptaki,a przy przedzieraniu się przez chaszczory,mam wrażenie,że ciągnę za sobą zarytą w mule kotwicę. 
Mimo wszystko gorąco polecam ten szlak.Piękne widoki dzikiej Wisły,powodują nieustający wytrzeszcz patrzałek.Pojawię się tu jeszcze za jakiś czas i ponownie spróbuję wypatrzyć jakieś siewkowate.Podejrzewam również,że wymarzoną porą na spacer tym miejscem,będzie koniec kwietnia i początek maja.Nie zarośnięte krzaczorami brzegi,oraz małe delikatne listki,nie będą skrywać wróblowatych.Tych razem przez cały dzień widziałem ich tylko 4 ptaki,błyskawicznie znikające z oczu.Również przez cały boży dzień,nie usłyszałem ani jednego ptasiego dźwięku,nawet bębnienia dziecioła.Faktycznie,sierpień to najgorsza pora dla ptaszników.
Aha,na pętli przystaje autobusik L14,kursujący mniej więcej raz na godzinę.Też do Klarysewa.
Dla pełnych sił małolatów,polecam dalszą drogę do Ciszycy,z olbrzymimi wydmami i z ławicami,lub podyrdać przez Obory i Pola Oborskie do Starej Papierni w Konstancinie.To jeszcze ok 5-6 kilosów do autobusu 710.Ja wiem ??To może być wariant rowerowy.


SIEROTA JEDNA-CHARADRIUS DUBIUS

TAK JAK W PARKU WRONY,TAK TU WSZĘDZIE KORMORANY






ODPOCZYWAJĄCE STADO CZAJEK.BLISKO 100 PTAKÓW

CZAJKI MEWY BIAŁOGŁOWE(CHIBA)
VANELLUS VANELLUS +LARUS CACHINNANS

J.W



WŚRÓD CZAJEK WYPATRZYŁEM JAKIEGOŚ DZIWOLĄGA.JAK SIĘ TO POTEM OKAZAŁO,
BYŁ TO KWOKACZ-TRINGA NEBULARIA

PHALACROCORAX CARBO

J.W

ZOBACZENIE Z 10 LAT TEMU CZAPLI BIAŁEJ,BYŁO SENSACJĄ.TERAZ W NIEKTÓRYCH MIEJSCACH JEST JEJ WIĘCEJ NIŻ SIWEJ-CASMERODIUS ALBUS

BRODZIEC PISKLIWY-ACTITIS HYPOLEUCOS






DAWNY ZNAJOMY.SAMOLOT ROZPOZNAWCZY DE HAVILLAND DH82 A TIGER.
"PARKUJE" NA PEWNO NA LOTNISKU W GASSACH



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz