Łączna liczba wyświetleń

środa, 11 maja 2016

241.ODKRYWAM NOWE SZLAKI

            BIELAWA 2016.05.06.

                 Chadzając wzdłuż Jeziorki,do jej tzw "Rozlewisk",często obserwowałem tajemniczy obszar,za wałem przeciwpowodziowym. Tajemniczy,bo dokładniejszy wgląd,uniemożliwiał wspomniany wał,a wyobraźnię podniecał,często dochodzący  stamtąd chichot dzięcioła zielonego i co raz wzbijające się w powietrze drapole i inne ptaki.Rozkosznie wyglądały duże tafle wody,będące niewątpliwie czarownymi jeziorami.Toteż gdy zgadałem się z Fumflem Januszem,na temat owego miejsca i okazało się,że jest to jego ulubiony teren do buszowania,poprosiłem Go,aby na najbliższe szwędanie zabrał mnie tam ze sobą.Tak też się i stało.Pojechaliśmy jak się tylko dało najraniej.Moje oczy zobaczyły,przedziwną mieszankę różnych środowisk przyrodniczych.Osiedla nowoczesnych domków jednorodzinnych, sąsiadowały z polami ornymi,te z kolei graniczyły ze spłachetkami nieużytków, kępami drzew tworzących miniaturowe laski,zbiornikami wodnymi różnej wielkości,oraz dzikimi wysypiskami gruzu i śmieci,które jak wiadomo są miejscami,wyjątkowo dobrze rokującymi,na zobaczenie białorzytki.
Na początku od razu spotkanie grubego kalibru.Gdy szliśmy jezdnią jednej z ulic,Kolega nagle stanął i zaczął niespokojnie wachlować uszami-świerszczak.Musiałem mu uwierzyć na słowo.Ja z racji swojego wieku,tak wysokich tonów już nie słyszę.Stanęliśmy na krawędzi drogi i zaczęliśmy pilnie nasłuchiwać.Nawet nie musieliśmy długo kikować.Przeleciał w poprzek jezdni i zaczął nadawać dla odmiany z drugiej jej strony.Stanęliśmy nieruchomo i zaczęliśmy go obserwować.Chyba musiał mieć niedaleko gniazdo,bo dosyć często przelatywał z jednej strony jezdni na drugą.Od czasu do czasu siadał na odkrytym miejscu i można było zrobić mu kilka zdjęć.Świerszczaka widziałem dopiero drugi raz.Korzystałem więc z okazji i starałem się go maksymalnie obfocić,mając na uwadze,że sam mam niewielkie szanse na odnalezienie następnego.Oswoił się w końcu z nami.Przestał być taki nerwowy.Podlatywał bliżej i dłużej pozwalał się obserwować.Niestety,ptasie raje mają to do siebie,że cuś w nich uwiera.Tu akurat staliśmy na brzegu jezdni,bez poboczy i narastający poranny ruch samochodowy,wypędził nas w końcu z tego miejsca.
Idąc główną ulicą,zwróciło naszą uwagę,małe stadko jakichś zgrabnych ptasząt.Podeszliśmy bliżej i stanąłem z rozdziawiona jałopą ,pożerałem wzrokiem to co dyndało na drucie nad moja głową.To były piękne makolągwy.Były tuż i nie zamierzały uciekać.A ja już tyle czasu łaziłem za nimi.Którąś zimę drałowałem po polach w Laszczkach,mając nadzieję,że zobaczę je przy jakimś stadzie ziarnojadów.A teraz widziałem je w pełnym blasku wschodzącego Słońca.Zacząłem robić zdjęcia.Okazało się że ta "Złota godzina" stwarza dużo problemów.Ostre światło powodowało brzydkie kontrasty,a narastający ruch samochodów,doprowadzał do szewskiej pasji.Dodatkowo,każda jałopa siedząca w tych samochodach,rozpłaszczała gębę na samochodowej szybie i zapominając o całym świecie,gapiła się na mnie z krzyczącym,wielkim znakiem zapytania-A CO JA TU DO CHOLERY ROBIĘ TAKIEGO CIEKAWEGO.Jeszcze chwila,a któryś mi zaparkuje na garbie.Mój Kamrat,który stał z boku i obserwował to wszystko filozoficznie, stwierdził w końcu z powalającym spokojem:Nie wiem po co się tak męczysz. One są tu stale i możesz przyjść tu potem.Jak będzie lepsze światło i będzie mniejszy ruch.Prawda jakie to proste ?.Podyrdałem za nim truchtem,mrucząc pod nosem słynną maksymę Szwancnegera-JESZCZE TU WRÓCĘ.
Trucht wyprowadził nas na piękne łąki,pokryte soczystą świeżą zieleninką.
I właśnie z kępy takich nowalijek,wyskoczyło niepozorne i bardzo zgrabne ptasie-świergotek łąkowy.Był wyraźnie zaniepokojony.Co znaczyło,że jeżeli pójdziemy dalej,możemy jego dzieci ,przerobić na pasztet i wdeptać głęboko pod gniazdo.Stanęliśmy nieruchomo.To nie jest ptak którego można oglądać codziennie w pobliskich parku.Zrobiliśmy spokojnie parę zdjęć,a potem powoli wycofaliśmy się do tyłu po własnych śladach.Zrobiło się cicho.Biedak zapadł się przed nami w niewielką trawę i już nie sposób było go wypatrzyć
Dalsza wędrówka,doprowadziła nas pomiędzy kilka kup piachu i żwiru.Jak można się było tego spodziewać,na jednej z nich siedział białorzytek i przyglądał się nam niecierpliwie.Kilkanaście zdjęć i dalej w drogę. Zaprowadziła nas do kępy drzew,otaczających jakoweś bajoro.Na jego brzegu,prymitywnie sklecona ławeczka,pozwalała pomyśleć o chwili odpoczynku.Dzięki Bogom natury,nie był to odpoczynek bierny.Było to bowiem siedlisko krętogłowa i słowika szarego,że nie wspomnę jeszcze,wielu innych gatunków.Zaniepokojone zbliżyły się nieco i zaczęły się nam ciekawie przyglądać.Nie zostaliśmy dłużni.Też się na nie gapiliśmy-przez wizjery aparatów.Koledze przypomniało się nagle,że ma jakąś szalenie ważną sprawę do załatwienia,więc szybko się pożegnał i zostałem sam.Było tu przeuroczo. Spędziłem to sporo czasu,a potem z żalem ruszyłem w powrotną drogę.
Oczywiście godzinkę czasu zajęło mi dogłębne studiowanie makolągw.Było już całkiem pusto i spokojnie,a światło po prostu idealne.Na ostatnim odcinku drogi,tej na której powitał mnie świerszczak,czekała mnie jeszcze atrakcyjna niespodziewajka.Kusztykając zmęczony brzegiem jezdni,kątem oka dostrzegłem ruch jaskrawej plamy barwnej.Patrzę,aaa to zwykły bażant.Czemu jednak nie ucieka ,stoi jak sparaliżowany.Ustawiłem naprzeciw aparat na statywie i czekam co będzie dalej.Ruch drugiej plamy,uzmysłowił mi,że tak jest drugi kogucik.Otóż krótko mówiąc,ci panowie,prowadzili przeciw sobie działania wojenne.Te działania polegały mniej więcej na tym,że stali na przeciw siebie i kiwali na się głowami.Jak jeden głowę obniżył,to drugi natychmiast ja podnosił do góry.Za chwilę ja opuszczał,więc ten drugi ja podnosił.Patrzyłem na te tytaniczne zmagania,czekając na gejzer złości,namiętności i kupy pierza.Z napięciem i palcem na spuście,czekałem na wystrzałowe zdjęcia.Czekałem 10 minut 15,a potem panowie zerwali się błyskawicznie przebiegli kilkanaście kroków i dawaj abarot od nowa to samo. Wytrzymałem tak jeszcze ze trzy zmiany pozycji i ogarnęło mnie zniechęcenie..Ci chłopcy,te malowane kogutki,okazały się całkowicie bez jaj.Gdyby tu były dziewuchy,to już zapewne dawno posypało by się na wszystkie strony pirze.A oni trwali tak w niestrudzonym boju,nie zważając na to co się dzieje dookoła nich.Wygrywa się tu zapewne przez zaśnięcie na polu walki.Pokonany przeciwnik zasypia w trakcie kiwania łbem,a zwycięski zawodnik,dumnie odchodzi aby zlec kawałek dalej.
Reasumując,miejsce okazało się bardzo ciekawe i urozmaicone.Obdarowało mnie wieloma ,atrakcyjnymi gatunkami.Niewątpliwym więc jest,że jeszcze tu wrócę.
NIE MA JESZCZE 6 RANO,A TEN HAŁAŚNIK LATA LUDZIOM NAD DOMAMI I ZAWRACA ODWŁOK.JAK NAS ZOBACZYŁ Z DALEKA,TO OD RAZU ZAPRAGNĄŁ PRZYLECIEĆ NAD NASZE GŁOWY I SPRAWDZIĆ CO ROBIMY.A JA Z ŻALEM WSPOMNIAŁEM FANTASTYCZNĄ ZABAWKĘ Z MOICH DZIECIĘCYCH LAT.ZWYKŁĄ SOLIDNĄ PROCĘ.ODESZŁA Z TEGO ŚWIATA WRAZ Z WIELOMA INNYMI PROSTYMI ZABAWKAMI USTĘPUJĄC MIEJSCA KONSOLOM.A MOŻE PO PROSTU DLATEGO,ŻE NIE ROBI SIĘ JUŻ MAJTOSÓW Z PRZEWLEKANĄ GUMKĄ

ŚWIERSZCZAK.-LOCUSTELLA NAEVIA

J.W

J.W

J.W

J.W

ŚWIERGOTEKŁĄKOWY-ANTHUS PRATENSIS

J.W

J.W

J.W

J.W

J.W

J.W

J.W

POKLĄSKWA-SAXICOLA RUBETRA
PRZYPADKOWA OFIARA

SAMIEC BIAŁORZYTKI-OENATHE OENATHE

J.W

J.W

J.W

KRĘTOGŁÓW-JYNX TORQUILLA

J.W

J.W

SŁOWIK SZARY-LUSCINIA LUSCINIA
DZIKI I ŚWIEŻUTKI,A NIE JAK TA UPASIONA KLUCHA Z PATELNI,CO JUŻ NIE MIAŁ SIŁY ABY PRZELECIEĆ Z KRZACZKA NA KRZACZEK

J.W

J.W

MAKOLĄGWA SAMIEC-CARDUELIS CANNABINA

J.W

J.W

J.W

J.W

J.W

J.W

J.W

BAŻANT-PHASIANUS COLCHICUS

J.W

J.W

J.W

J.W

J.W

BAŻANCIE KUNG-FU.NIEWĄTPLIWIE UŻYWAJĄ STYLU CZAPLI

J.W.CIOS NA OKO.PRZECIWNIK ZASŁONIŁ SIĘ TRZECIĄ POWIEKĄ

ZMIANA POZYCJI,NA JESZCZE NIE UDEPTANĄ

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz