WILANÓW 2015.07.17.
Miała być dzisiaj ładna pogoda.Nie chciało mi się nigdzie daleko pętać,więc postanowiłem odwiedzić stare kąty.Mam na myśli Wilanów. Kiedyś bywałem tam często i to z reguły zimą.Spodziewałem się,że z samego rana siądne se przy bączkach,popatrzę na nie chwila moment,a potem poczłapie dalej,wzdłuż dzięciołów,aż do mojego deseru-gniazda zimorodka,przy którym zawsze tracę mnóstwo czasu.Ale los przewidział dla mnie,zupełnie inne menu,na ten cudownie zapowiadający się dzień.Być może padłem ofiara własnego lenistwa.Wziąłem bowiem ze sobą,składane turystyczne krzesełko,jak na nie usiadłem,to wstałem z niego dopiero po 6 godzinach.A było to tak.Wysiadłem z autobusu na mostku,na ulicy Vogla,odgradzającym jeziora Wilanowskie i Powsinkowskie,przeszedłem ledwie 200 metrów i klapnąłem na zadek,zaraz za wyspą.Jest tam taka mała plażka wydeptana przez ryboli. Miałem sobie tam nie za długo,popatrzeć na bączki,czarne rybitwy,kokoszki i co tam się jeszcze przytrafi.I już tu zostałem.Miałem szczęście,że dzisiaj było tu zupełnie bezludnie.To nieprawdopodobne ile można zobaczyć,jeżeli siedzi się cicho i nieruchomo,przez dłuższy czas.Po pierwsze, mogłem zobaczyć nareszcie autentycznego szczura piżmowego.Tyle lat już żuję,a jeszcze go nie widziałem.Bardzo ładna,miniaturowa wersja bobra. Popływał niedaleko mnie i pozwolił się obfotografować.Deczko odpocząłem i dobrze.Przy większych emocjach, zaczynają mi się strasznie trząść ręce,a dla fotografa nie jest to przyjemna sprawa.Jak już się uspokoiłem,zaczęło się prawdziwe przedstawienie.Po drugiej stronie jeziora,na przeciw,mają swoje gniazdo bączki.I teraz mogłem napaść się do woli,widokiem biegającego po liściach grążela bączka,w wersji nadwozia-samica.Toż to cała epopeja i batalia.Skradała się ,podpełzała, podfruwała, czaiła się nieruchomo,a potem błyskawiczny atak i trzepocząca się w dziobie ryba.Mógł bym tam siedzieć bez końca i tak gapić się.Strasznie pracowita ta samica.Cały dzień,nieustannie krzątająca się za rybami.Może odrabiała straty ,jakie jej organizm poniósł,przy składaniu jaj i wychowywaniu piskląt,które to, pochłaniały cały rybi urobek.Pan samiec leżał rozłożony,na drugim brzegu,na trzcinach.Leżał tak pól godziny,potem poprawił się deczko i dalej się wylegiwał.W pewnym momencie wstał,ryknął na samicę jak parowiec na Mississippi,gdy ta odleciała,wyszedł na liście,ucapił jedną rybę,nie za dużą,co by się nie przemęczyć.Opchnął ją i poszedł dalej kimać na wierzbie.Patrzyłem tak i patrzyłem,a czas sobie płynął i nie wiadomo kiedy zrobiła się godzina 14.Zapewne siedział bym tam jeszcze dłużej,ale zapełniłem wszystkie karty pamięci,razem 56 Gb,a mój trzeci i ostatni akumulator gonił resztką sił.Zrobiłem 2563 zdjęcia.Po ostrej selekcji zostało mi 368,czyli niecałe 15 %,co uważam,za bardzo dobry wskaźnik.To była fantastyczna wycieczka.W ogóle się nie nachodziłem,a widziałem rzeczy wyjątkowe,nie mowiąc o zdjęciach.Zimek musi zaczekać na następny raz.
MIEJSCÓWKA |
IXOBRYCHUS MINUTUS-SAMICA |
SAMIEC ODPOCZYWAJĄCY NA WIERZBIE |
SAMIEC T AK LEŻAŁ PÓL GODZINY,POTEM LEKKO SIĘ POPRAWIŁ I NASTĘPNE PÓŁ |
PAN RACZYŁ WSTAĆ |
RYBITWA RZECZNA-STERNA HIRUNDO |
KRZYŻÓWKI |
SZCZUR PIŻMOWY |
KOKOSZKA,CZYLI KURKA WODNA-GALLINULA CHLOROPUS |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz