Łączna liczba wyświetleń

czwartek, 4 czerwca 2015

169.O R T O L A N

CZYLI TEATR JEDNEGO AKTORA 2015.06.02.

       Cały czas w pamięci,pozostawała mi końcówka wycieczki nad Liwiec.
Niezdarnie wypłoszyłem wtedy ortolana.Chodziłem na szosie,koło autobusu i usłyszałem,jakiś "inny"śpiew ptaka.Niby mi znany,ale nie do końca. Rozdrażniony,zacząłem go nerwowo szukać,aż go wypłoszyłem.Dopiero później,w czasie powrotnej drogi,zaskoczyłem.To był głos ortolana.Gdybym go podchodził ostrożniej,mógł bym go dopaść.Ten ortolan nie dawał mi spokoju.W końcu się zdenerwiłem,zebrałem manatki i hej że na ortolana.W zeszłym roku miałem takie miejsce,gdzie go widziałem i zfotografowałem. Jednak tamten był bardzo ostrożny i nasza zażyłość była odwrotnie proporcjonalna do odległości.Teraz,znowu tam pojechałem i zacząłem go szukać.Na razie nic z tego.Przeczesywałem dość duży teren.Kiedy już zaczynałem być zmęczony i godziłem się z poniesioną porażką,usłyszałem pierwszego samca,niedaleko dalej drugiego.Jak mi się wydaje,były w tej okolicy,co najmniej trzy śpiewające samce.Zakotwiczyłem w wygodnym miejscu i zacząłem cierpliwie oczekiwać.I ta cierpliwość została nagrodzona.Ptak powoli oswoił się z moją obecnością i podchodził coraz bliżej.Nie tylko z resztą on.Nie wiem skąd się biorą takie bezmyślne ćwoki,ale jest ich na pęczki.Chiba,że to ja mam do nich wyjątkowe szczęście.Dlaczego idąca drogą,widząc mnie tkwiącego nieruchomo wśród gałęzi,musi zrobić słodkie oczy idiotki,zerwać się rączym kłusem,przedrzeć się przez wszystkie dzielące nas chaszczory i słodziutkim głosikiem,małoletniej blondynki zawrzeszczeć-PANIE,PANIE,A NA CO SIĘ PAN TAK TAM PATRZY.Boże,jak ja znoszę takich ociężałych umysłowo kaszalotów.Coraz bardziej mnie korci,aby zabierać ze sobą,moją nową przyjaciółkę-laskę.Byłby to wyjątkowo dobitny argument w dyskusji,o nieodpartej mocy przekonywania.
Dobra,kaszalot już się spulił,a tu za chwilę doszło prawie do nieszczęścia. Facet,jadący na rowerze,tak się na mnie zapatrzył,że zupełnie zapomniał co robi.Jechał z głową odwróconą do tyłu,z otwartą jałopą i kikował,co ja takiego robię.Tak ślicznie przyładował w drzewo,że aż od razu,miło mi się zrobiło na sercu.Niestety fotografa,przy tem nie było,to znaczy był,ale nie efektywny,bo z długą ogniskową.Koniec końców,udało mi się zrobić sporo zdjęć i chiba,jak na możliwości mojego sprzętu,temat został wyeksploatowany.
Tym razem nie będzie mapki z trasą.Nie będę się też rozpisywał,na temat tego gdzie one są.A są tam gdzies,dlatego,że mało ludzi o nich wie i żyją w świetym spokoju,co tłumaczyli mi cierpliwie koledzy ptasznicy-i chwała im za to.
EMBERIZA HORTULANA

















Brak komentarzy:

Prześlij komentarz