Łączna liczba wyświetleń

środa, 20 maja 2015

164.SZÓSTA WYCIECZKA HORYZONTALNA

    WZDŁUŻ LIWCA  2015.05.16.

          I  tu się zaczynają schody.Mam przekonanie,że powinienem opisać wspaniałe przygody i to językiem tryskającym humorem.Ale jakoś nie czuję weny.Po prawdzie była to wycieczka,bardziej krajobrazowa,niż ornitologiczna.I to nie z winy organizatora,czy przewodniczki.Starała się z resztą Dziewczyna naprawdę ogromnie,ale nie mieliśmy szczęścia do jakichś ptasich wodotrysków.Po pierwsze,jak się idzie na ptaki kole południa,to tylko wyjątkowe szczęście,pozwoli zdybać coś w krzaczorach.A limit szczęścia został chyba,mocno nadwyrężony na poprzedniej wycieczce.I właśnie ta poprzednia wycieczka,jak mi się wydaje,zaciążyła cieniem na bieżącej.Gdyby ta była pierwszą,był bym zachwycon niepomiernie.Teraz jednak,tą porównywałem do poprzedniej,i co tu gadać.W moich oczach poprzednia umieściła poprzeczkę piękna,niezwykle wysoko.Widzieliśmy trochę ptaków,ale takich,które też,i bez zbytniego wysiłku,można zobaczyć na łąkach pod Warszawą.Czołówka peletonu otarła się o dudka cień.Ale gdy ariergarda dotarła tam,gdzie poprzednio była awangarda,po dudku nie pozostał nawet swąd.Los też nam nie sprzyjał.Autobus dowiózł nas do miejscowości Rowiska.Tu wysiedliśmy i pieszkom mieliśmy dojść do Liwca i tam pobuszować deczko.Szliśmy piękną polną drogą,porośniętą na poboczach wierzbami.Istna droga dudkowa.Drogę tę,miejscami nawet utwardzoną.przecinała w pewnym miejscu,szeroka breja wodna.Chyba jakieś starorzecze,ciągnące się w obie strony bez końca.Bobrza działalność spowodowała,że ta wodna tasiemka,niepomiernie spuchła i uniemożliwiła nam dojście do Liwca.Wracaliśmy zygzakiem przez łąki.Istotnie,nie można tym łąkom odmówić wyjątkowego uroku i piękna.Tym bardziej,że nie było tu praktycznie widać ludzkiej działalności.Autobus podwiózł nas jeszcze kawałek dalej,i grupa ruszyła z determinacją,aby zdobyć jakoweś trofeum z górnej półki.Obserwowałem z żalem jak grupa,ogarnięta zapałem pierwszych konkwistatorów,znika powoli daleko za nami.Moja rola ograniczyła się już tylko do etatu obserwatora.Padłem bez chwały,na placu boju.Wybiegając w przód,od razu na początku tygodnia wdarłem się siłą do ortopedała i wybłagałem go aby mnie przyjął.I przyjął mnie,ale za to zrewanżował się znajdując u mnie choróbsko,o jakim jeszcze nigdy nie słyszałem-ACHILLODYNIA.Wyszło mi teraz bokiem,moje bohaterskie zdobywanie nowych rubieży,na nieznanym mi polu ornitologii.
Być może,nie dająca o sobie,ani chwili zapomnieć choroba,nie pozwoliła mi patrzeć na te wycieczkę,przez bardziej różowe okulary.
LIWIEC-TA MAŁA KRESECZKA,NA GÓRZE PRAWEGO BRZEGU....

.........TO STERCZĄCA KŁODA Z BRODŹCEM PISKLIWYM


BRODZIEC PISKLIWY-ACTITIS HYPOLEUCOS

TEN,ŻE SAM I DODATKOWO SIEWECZKA RZECZNA-CHARADRIUS DUBIUS

J.W

J.W

LIWIEC

J.W


POKLĄSKWA-SAXICOLA RUBETRA

JU.W

SKORWIONEK POLNY-ALAUDA ARVEVSIS

PLISZKA ŻÓLTA- MOTACILLA FLAVA

J.W

J.W

WŁAŚNIE JAKAŚ BIEDNA JASZCZURKA STRACIŁA ŻYCIE

GRUS GRUS


TRZNADEL-EMBERIZA CITRINELLA

J.W







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz