Łączna liczba wyświetleń

poniedziałek, 2 kwietnia 2018

330.ŁOWICKA DWUDNIÓWKA Z NIESPODZIEWAJKĄ

DORZECZA SŁUDWII I BZURY  2018.03.19.

            Jeden z kolegów, wybierał się w za łowicki Interior. Oczywistym jest, że nie mogłem przepuścić takiej okazji.Umówiliśmy się z parodniowym wyprzedzeniem, a potem z przerażeniem patrzyliśmy, na gwałtowne załamanie pogody i powrót zimy. Byliśmy jednak ogromnie napaleni na ten wyjazd i nie zamierzaliśmy odpuścić. Ranek przywitał nas czystym, błękitnym niebem i sporą ujemną temperaturą. Nie ta temperatura nas martwiła, a silny, porywisty wiatr. Najgorszy wróg ptasiarzy. O tym co było dalej, nie będę się długo rozwodził, bo po prostu nie ma o czym.  Niedawne wielkie stada gęsi, czajek, siewek złotych, cofnęły się na zachód, a ny mogliśmy oglądać, tylko pojedyncze okazy. W Złakowie tragicznie. Niedawne olbrzymie rozlewiska, znikły i otaczał nas krąg suchych i wygniłych łąk, bez śladu życia. Tu i tam, jakaś pojedyncza czajka, na etacie mrożonki. W górze, widać było uganiające się pustuły. Były ich gody. Dużym zaskoczeniem, był prawie zupełny brak drapoli. Gdzieś daleko, przeleciał niemrawie samiec stawara. Kosmacze , wszystkie się wyniosły. Miejscowych myszaków, jak na lekarstwo. Dopiero koło kompleksu stawów w Borowie, trochę się poprawiło. Raz i drugi trafiliśmy na mniejsze, lub większe stada gąsek. A i spore ich ilości, oraz tłumy kaczusiów, siedziały na środku dużego stawu. Ja osobiście, nie za bardzo lubię ten kompleks. Jest to praktycznie, jeden wielki, okrągły staw. Ptaki siedzące na jego środku, tworzą raj dla luneciarzy. Fotografowie, przeważnie nie mają się tam czym pożywić. Chiba, że jakieś wróblaki w parku wokół pałacyku, w której jest teraz siedziba dyrekcji kompleksu. Długo tu nie pobyliśmy. Zniechęceni kiepskimi wynikami, machnęliśmy na przygodę ręką i pognaliśmy do domu.

ZMARZNIĘTA PUSTUŁKA


TYM GOŚCIOM Z PÓŁNOCY, ZIMNO NIE STRASZNE-
BRANTA LEUCOPSIS


VENELLUS VENELLUS



PRAWDZIWY RODZYNEK, WYGRZEWAJĄCA SIĘ NA SŁOŃCU -
ATHENE NOCTUA


TAKI WIDOK,, POWODUJE, ŻE OD RAZU SKACZE CIŚNIENIE



GODOWE UBARWIENIE KORMORANÓW, POWODUJE, ŻE MOCNO ZWRACAJĄ NA SIEBIE UWAGĘ


NA RESZCIE CUŚ DLA MNIE-BUTEO BUTEO


PARKOTY, CZYLI ZAJĘCZE ZALOTY. TYCH TEŻ JAKOŚ W TYM ROKU I W TYM REJONIE, NIE WIDZIAŁEM ZA DUŻO







BUTEO BUTEO




    WĘGRÓW+DORZECZE BZURY 2018.03.25.

          Kolega Kamil, trzymany w domu, przez paskudne grypsko, skręcał się tylko  jak wąż, słuchając wieści jakie dochodziły z terenu. W końcu doczekał się chwili, kiedy mógł rozłożyć skrzydła i wyfrunąć na wolność. Najbliższa niedziela miała być nasza.. Mieliśmy ruszyć bladym świtem i wykorzystać cały boży dzionek, do szlajania się po dorzeczach. W sobotę wieczorem, zadzwonił do mnie i upewnił się, że nie zapomniałem przesunąć zegara, o godzinę do przodu. Ja pamiętałem, ale jak się okazało w praniu, przypominaczowi nie miał kto, o ty przypomnieć. W końcu odetchnąłem z ulgą, widząc Go nadjeżdżającego pędem. I nagle senny nastrój letniego poranka, zamienił się w rwący potok wydarzeń. Jak się okazało, wczoraj po południu, ktoś wypatrzył na Liwcu w Węgrowie, super ptasiora-NURA LODOWCA. Jest to ptak z kręgu tzw. 'ŻYCIÓWEK".
Nic więc dziwnego, że Kamil natychmiast zrezygnował z dorzecza Słudwii i zechciał natychmiast dymać do Węgrowa. Zacząłem  myśleć na głos, że skoro jest to ptak na przelocie, to na pewno przez noc odpoczął, nabrał sił i o świcie poleciał dalej, aby być przed konkurencją, do dobrych miejsc na gniazdo. Kamil nie miał zastrzeżeń, co do logiki moich wywodów, ale słusznie zauważył, że jak nie pojedziemy, to nie zobaczymy, czy mam rację. I chwał Mu za to, bo jak dotarliśmy na miejsce, to się okazało, nasz cudny raryt, siedzi na wodzie, całkiem blisko brzegu i wyraźnie na nas czeka. Podeszliśmy do niego powolutku, nękani przez grozę, że zaraz się zerwie i uleci. Ale on, wcale nie miał takiego zamiaru. Pływał sobie spokojnie, niezbyt od nas daleko i zupełnie nie zwracał na nas uwagi. To był młody ptak i być może nie zdążył jeszcze zebrać negatywnych wrażeń, ze spotkań z ludźmi. Nieprawdopodobny fart. Jeszcze parę dni temu, "Collins"  otworzył mi się na rzeczonym nurze. Popatrzyłem na rycinę i pomyślałem se. Szkoda, ale ja już pewnie nie zdążę go zobaczyć. A tu trzask, prask i jest nur I to właśnie w tej profesji, uwielbiam najbardziej. Kładzie się człowiek spokojnie spać, myśląc, że czeka go następnego dnia spokojny dzionek, a tu wieczorem, albo w nocy dzwoni telefon i cały świat przewraca się do góry nogami. Do tego, jadąc tu, spodziewaliśmy się, że będziemy się przedzierać przez tłum, nam podobnych. A tu ogromna niespodziewajka. Cisza, spokój i zupełna pustynia. Cuś niesamowitego.
 Do tego mieliśmy po prostu idealne warunki, Czysty błękit nieba, spokojna jak lustro, powierzchnia wody i Słońce oświetlające to wszystko, ciepłymi barwami, gdzieś zza naszych pleców. Cud, mniód, ultramaryna. Normalnie, różne nury, widuje się , na Zalewie Zegrzyńskim.. W szarudze, deszczu lub śniegu, mgle, gdzieś tam daleko, pojawia się i ginie, mały czarny punkcik.
A tu takie niesamowite szczęście.

                                                                  W Ę G R Ó W

PORÓWNUJĄC GO Z KRZYŻÓWKAMI, WIDAĆ, ŻE TO KAWAŁ PTASIORA.


G A V I A   I M M E R



NA BRZEGU, W TRZCINOWISKU, GORĄCZKOWO UWIJAŁY SIĘ POTRZOSY-
EMBERIZA SCHOENICLUS



OGLĄDAJĄC GO W COLLINSIE, ZAUWAŻYŁEM, ŻE MA ROGATE CZOŁO.
MYŚLAŁEM, ŻE TO TAK UKSZTAŁTOWANA CZASZKA. MÓJ MIAŁ CZACHĘ, NIERAZ JAK KORMORAN, A NIERAZ Z SOLIDNYM GUZEM. ZNACZY SIĘ, KWESTIA NASTROSZENIA PIÓR









                    

JA, ON I LIWIEC


                           STAWY W BOROWIE I OKOLICE
Koło 9,30 pożegnaliśmy się z żalem, z naszym skarbem i ruszyliśmy dalej. Wyłoniło się pytanie, czy szukać gdzieś teraz,  jakiegoś zastępczego terenu. Np. nad Bugiem, czy zasuwać ile mocy w silniku, w stronę Łowicza. Wrażenia z rannej jazdy nową obwodnica, przeważyły na korzyść, tej drugiej opcji. I faktycznie, na miejscu byliśmy błyskawicznie. Kamil od razu zdecydował, że z braku czasu, darujemy se Słudwię i od razu zasuwamy na stawy w Borowie. Wieści dochodzące stamtąd do nas od tygodniu mówiły, że siedzi tam wielka liczba gęsi i kaczek. A to była przynęta, jakiej się Kamil, nie mógł oprzeć. I tak więc, stanęliśmy na brzegu stawu....a tu totalne zaskoczenie. Prawie pustynia. Kilkadziesiąt gąsek, trochę kaczek i to wsio. Pusty śmiech nas ogarnął. Ino, że u Kamola, to był taki śmiech przez łzy. Wziął lunetę i ruszył brzegiem, mając nadzieję, że gdzieś w trzcinach znajdzie jeszcze jakieś zagubione pierzaki. Spodziewał się, że wróci  za pół godziny. Zostałem w samochodzie, bo po porannych przeżyciach, byłem emocjonalnie wyczerpany, a po za tym, samemu mógł był skrycie, dużo bliżej się podkraść. Minęło pól godziny, potem godzina i dwie, potem trzy. Po czterech obudziło mnie gmeranie przy gablocie. To wrócił Kamil, podniecony i pełen szczęścia. Jak się okazało, trafił na uroczy, skryty zakątek. Przystanął tam na chwilę, napawać się pięknem miejsca. Wtedy nagłe, zaczęły się się zlatywać ze wszystkich stron gęsi. Najpierw pojedynczo, potem dziesiątkami, a później  jeszcze potężnym kluczami. Gęsi wracały z żerowisk na noclegowisko. W krótkim czasie, z kilkudziesięciu zrobiło się 6-7 tysięcy. Kamilowi zaś, zrobiło się bardzo dobrze.
Miał ten cały kram, tuż przed swoim nosem. Był pewien, że zobaczył na krótką chwilę, gęś małą. 
Zginęła mu szybko w pulsującym tłoku i szukał jej potem na próżno. A w takim przypadku, bez dokumentalnego zdjęcia, ani rusz..Słuchałem Jego opowieści i z zazdrości drgnęła mi wątroba, ale tylko letko. Ja już byłem napasiony.
Wracaliśmy do domu syci wrażeń. Zastanawialiśmy się, co tu przyniesie, najbliższa przyszłość. Zapewne, jeżeli tylko się ociepli, ruszy od razu lawina ptaków. Przeloty mogą być krótkie, ale za to bardzo intensywne. I oby tylko była okazja, odpowiednio się wstrzelić.



BUTEO BUTEO


TAKI WIDOK, POWITAŁ NAS NA BOROWIE



SIEDZENIE W SAMOCHODZIE, UMILAŁEM SE PODLĄDANIEM ZIĘB...




...I KOSÓW.




WYPALANIE TRZCIN, KARAŁ BYM ZAPOŻYCZENIEM Z ISLAMU-URĄBANIEM ŁAPSKA



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz