Łączna liczba wyświetleń

piątek, 12 maja 2017

298.BATALIA Z SZABLĄ W TLE

    DORZECZE SŁUDWI I BZURY 2017.05.07.

   Dzień kończył się cicho i spokojnie.Położyłem się wcześniej spać,bo od bladego świtu buszowałem na rozlewiskach i ujściu Jeziorki.Wpadłem właśnie w najgłębszą otchłań snu,gdy z bardzo daleka,przedarł się upierdliwie, koszmarny głos komóry.Po omacku sięgnąłem do niej i wtedy  do mojego ucha,podniecony Kamil wykrzyczał:słyszałeś ??,w Złakowie siedzi szczudłak.
W tym momencie ,całkowicie już rozbudzony,poprosiłem o dalszy ciąg komentarza.Wyjeżdżamy jutro rano, najpóźniej o 5-tej.Kto jeszcze jedzie ?
-Michał i  Łukasz.O,to jest wyprawa pod tytułem:Tylko dla orłów.
Oczywista,nie myślałem w tym momencie o swojej osobie.Ja to najwyżej,stary tłusty kogut,co to się głośno drze,a daje mało mleka.
Senność odeszła mnie jak ręką odjął.Szybkie pakowanie maneli.Całe szczęście,że mój sprzęt fotograficzny,jest zawsze gotowy do alarmu bojowego.Wszystkie akumulatory naładowane,karty pamięci sczytane i sformatowane.Szybko się uwinąłem i  z powrotem na grzędę.Ale o śnie nie było już mowy.Podniecony jak cholera,przewracałem się z boku na bok.W końcu wnerwiony,zażyłem wypróbowany środek nasenny.Pajda chleba,grubo obłożona śledziem.Jak zawsze zadziałało.Koło pierwszej pogrążyłem się w słodkim śnie.O 3-ciej obudziłem się zdenerwowany,że może nie słyszałem budzika.No tak,z kimania nic już nie będzie.
Ruszyliśmy z lekkim opóźnieniem.Kamil jest zdecydowanie lepszym ode mnie spaczem.Ciemno i ponuro.Groźne chmury,kłębią się tuż nad ziemią.Jak ostatni guźdź do trumny,pojawia się mgła.Wierząc prognozom,jesteśmy pewni,że nad Słudwią,powita nas Słoneczko.Tymczasem w samochodzie rozwinęła się gorąca dyskusja.Jak się okazało,Kamil sprzedał wszystkim kit opowiadając o szczudłaku.Mówił o szczudłaku,a myślał o szablodziobie. Ogólne rozczarowanie.Każdy z nas,wolał by pogapić się na szczudłaka,ale "szabla"też jest atrakcyjnym kąskiem.Kiedy dojeżdżamy do Złakowa,wbrew logice i naturze,robi się coraz ciemniej,a czarne niskie niebo,łączy się z gęstawą mgłą,obfitą firaną deszczu.Jestem w ponurym nastroju.Se myślę-gorzej już nie może być.Złośliwy los zapragnął udowodnić mi,że jednak może.Tuż koło nas pojawiają się dwa samce błotniaka łąkowego. Zatrzymujemy się i wysiadamy z samochodu.One nic se z nas nie robiąc, szybują leniwie nad naszymi głowami,spokojnie przelatując z jednej strony drogi,na drugą.To jest właśnie to,na co czekałem tyle lat.Próbuję robić zdjęcia.Aparat strzela długimi seriami,niczym karabin maszynowy.Bez efektów.Pompuje coraz wyżej czułość.Nic nie pomaga.Dochodzę do 2000 ISO,ale wciąż bez sukcesu.Totalne klęska.Zrobiłem  przez 15 minut,masę zdjęć.Wszystkie do kosza.Załamany wsiadam do samochodu.Powoli jedziemy dalej,a gębusie nie zamykają się nam nawet na chwilę.Jesteśmy ogromnie podekscytowani  spotkaniem.I chiba nikt się nam nie będzie dziwił. Przejeżdżamy Złaków i znany wszystkim Ptasznikom mostek.Zatrzymujemy się 150 metrów dalej,koło samotnej wierzby.Pierwszy wysiada Michał i od od razu po cichutku krzyczy-Jest,jest,na wprost nas.Faktycznie,w ponurej i ciemnej mgle,majaczy jakiś biały kleks.Patrzę przez lornetkę i zachwycam się.Już kiedyś miałem przyjemność widzieć trzy takie.Ten jest jednak dużo bliżej. Próbuję zrobić jakieś zdjęcia. Znowu zaczyna się gehenna i próby pokonania ciemności.Nic z tego. Dodatkowo,ptak zrażony naszą krzątaniną,odchodzi dalej. 
Nie ma co marnować czasu.Objedziemy okolicę i za jakiś czas,wrócimy tu.Może będzie lepsze światło.Ruszamy dalej,a jest to faktycznie droga przez mękę.Co raz natrafiamy na łąkowca,mijamy również kilka dudusiów.Nic tylko płacz i zgrzytanie zębami.Wracamy do szablodzioba.Jest troszkę jaśniej,ale stoi tu również kilka samochodów.Świat ptasiarski jest bardzo plotkarski. Ptak,dopiero co pokazał się w tym miejscu,a już ze wszystkich stron zjeżdżają się jego fani.Szabel odpoczywa,niezbyt daleko od drogi.Znowu robię serie zdjęć.Tym razem z trochę lepszym rezultatem.Czas nas jednak popędza.Nie mamy go dużo,więc nie możemy czekać na jeszcze lepszą pogodę.Pędzimy dalej.Chcemy odwiedzić jeszcze stawy hodowlane w Walewicach i w Psarach.Kamil musi być o 16-tej w domu,a na takich wycieczkach,czas zasuwa niemożebnie.
Pierwsze są Psary.Gdy tylko wysiadamy z samochodu,słyszymy brzęczkę.To jest dla mnie nowość.Tego ptaszka,nie mam jeszcze na rozkładzie.Szybko podejmuję decyzję.Chłopaki idą  na obchód stawów,a ja zostaję i spróbuję "wymęczyć" te płochliwe bestie.Wymęczyć jest słowem adekwatnym.
Zacina sporawy deszczyk.Krople wody ściekają po aparacie i obiektywie.Przez zalane okulary,ledwie co widzę.Ale cały czas łudzę się nadzieją,że za chwilę zobaczę go,zrobię parę zdjęć i pójdę w cholerę.No i łudziłem się tak przez okrągłą godzinę.Stałem nieruchomo i czekałem.Na początku zaniepokojony ptak,śmigał gdzieś daleko.Mignęło mi cuś,od czasu do czasu w trzcinach. Daleko i nisko nad ziemią.Potem zaczął się powoli do mnie przyzwyczajać. Widywałem go coraz dłużej i coraz bliżej.Zacząłem robić pierwsze zdjęcia.I tak poleciało.To nie były dzieła sztuki,ale czytelne zdjęcia,na podstawie których,można pewnie oznaczyć gatunek.A taka jest zasada,abym sobie mógł zaliczyć nowy.Brzęczka to już mój 234-ty.
Koledzy wrócili i upewnili mnie,że nie miał bym niczego lepszego,gdybym polazł z nimi.Jedziemy na Walewice.Na miejscu podejmuje podobną decyzje co poprzednie.Pokręcę się na miejscu,Mam już trochę dość.Jestem zmoknięty i rozbity psychicznie,tym co dzisiaj widziałem,a czego nie mogłem sfocić.
Wieje coraz zimniejszy wiatr i nie dosyć,że jest mokro,to robi się zimno.
Zadowolony jestem,że nie muszę czekać długo na kolegów.Ruszamy do domu i jest to chyba pierwszy powrót,gdy wracamy do dom  na wyznaczoną godzinę.
Wracam do domu,psychicznie sponiewierany.Widziałem dzisiaj wyjątkowo dużo cudnych rzeczy.Mógł bym być przeogromnie szczęśliwym człowiekiem, gdybym dostał jeszcze od losu,odrobinę Słońca.Niestety.Jutro wstanę pewnie z moralnym kacem i obrzydzeniem do aparatu fotograficznego,a pojutrze zacznę kombinować,jak by tu wrócić z powrotem.
A TAK NIEWIELE BRAKOWAŁO DO SZCZĘŚCIA

SAMIEC BŁOTNIAKA ŁĄKOWEGO-CIRCUS PYGARGUS

SZABEL

TRĄCE SIĘ KARPIE

TAK SE TERAZ POMYŚLAŁEM,ŻE NIE BEZ POWODU,
W POBLIŻU TRĄCYCH SIĘ KARPI,DYŻUROWAŁ BIELIK

GRUS GRUS.TAKIE CUDO WIDZIAŁEM PIERWSZY RAZ.I OBY NIE OSTATNI..
I POMYŚLEĆ,ŻE NIEDAWNO ŻURAW BYŁ SZCZYTEM SKRYTOŚCI I OSTROŻNOŚCI

SAMICA ŁĄKOWCA

PRAWIE,PRAWIE

J.W

J.W.  TA BIAŁA PLAMA NA OGONIE,UPEWNIA,ZE TO NIE STAWOWY.SAMICE Z DALEKA SA BARDZO PODOBNE

TO NIE POCISK BALISTYCZNY.TO PITRUJĄCA DO NAJBLIŻSZEJ KĘPY DRZEW,WILGA

KUKUŁA-CUCULUS CANORUS

NIE DAŁA SIĘ PODEJŚĆ BLISKO

NASTĘPNY MÓJ WYMARZONY.I ZNOWU TRZEBA BYŁO OBEJŚĆ SIĘ SMAKIEM

TYLKO FANATYCY(W SENSIE POZYTYWNYM),GOTOWI SA DO TAKICH POŚWIĘCEŃ.
WCZORAJ WIDZIANO JEDNEGO,CO POLEGIWAŁ W PŁYTKIEJ WODZIE

RECURVIROSTRA AVOSETTA

J.W

J.W

J.W

J.W

BRZĘCZKA-LOSUSTELLA LUSCINIOIDES

J.W

J.W

J.W

J.W

NA WALEWICACH,SPORO MŁODOCIANYCH BIAŁOGŁOWYCH-LARUS CACHINNAS

ŁAZIŁEM ZA NIM ,BO URYWAŁ SIĘ W TRZCINACH.MIAŁEM NADZIEJĘ,
ŻE TO WĄSATA.SZCZYGIEŁ-CARDUELIS CARDUELIS

1 komentarz:

  1. Gratki obserwacji łąkowych - jeszcze nie miałem okazji widzieć. O szablaku nie wspomnę.

    OdpowiedzUsuń