Łączna liczba wyświetleń

wtorek, 9 maja 2017

297.PRZEPYCHANKI Z LOSEM

   WZDŁUŻ WIEPRZA 2017.05.02.

            W poniedziałek wieczorem,dzwoni mój Mistrzunio Łukasz i nie rozwodząc się długo,prawi co następuje: O wiele masz ochotę ruszyć z domu,twój stary zadek i przewietrzyć go nad Wieprzem,to zapraszam.Mam wolne miejsce w samochodzie.Ostatnio mało kimałem,a od twojego nieustannego ględzenia w samochodzie,odechciewa mi się wszystkiego,nawet spania.Czyż mogłem odmówić tak przemiłej propozycji.Była dla mnie wyjątkowo atrakcyjną,gdyż zupełnie nie znam tego rejonu,a i Mistrza dawno już nie miałem przyjemności,oglądać na swoje cztery oczy.
Nietypowo,bo dopiero o 8-ej rano,ruszamy z Warszawy.Mimo kiepskich prognoz,całkiem nieźle przygrzewa Słońce.Jak się później okazało, zdecydowanie za dobrze.Szanowny Łukasz,chce zaliczyć duże kompleksy stawów hodowlanych,których w dolinie Wieprza, jest całkiem sporo.
Mając w pamięci,niesamowite wrażenia jakich mi dostarczyły stawy z doliny Bzury,szykowałem się mnóstwa niesamowitych wrażeń.I było ich faktycznie mnogo.Już podstępny los,zadbał o to.
Pierwsze na naszej trasie są stawy w Rykach.Stawy jak stawy.Duże i mokre.Na tych jeszcze nie napełnionych,trochę siewkowatych,ale nie tyle ile miałem nadzieję,że będzie.Jest za to mnóstwo różnych rybitw i mewy małej.
Niestety,całe to towarzycho,trzymało się od nas jak najdalej i gdzieś w okolicy Słońca.Mimo ,że ruszaliśmy się powoli i ostrożnie,ciągle daleko przed nami rozlegał się świergot zrywających się do lotu siewkowatych.
Łukasz jest przeciwieństwem Kamila.Tu popatrzy,tam zerknie i dobra.  Popatrzylim ?to tera jedziem dalej.Ma doskonała pamięć i świetnie pamięta,co widzieliśmy,gdzie i w jakich ilościach.Tutaj,jak mi się wydaje,specjalnie pamięci nie nadwyrężył.Ruszamy ostro dalej.Następny w kolejce,Kock.Historia się powtarza.Mistrz jest "Luneciarzem".Stoi nad swoją "rurą' i nieustannie przeżywa estetyczne orgazmy.Ja potrzebuję,cuś na wyciągnięcie ręki.Na chwilę też szczytowałem,gdy nad naszymi głowami,pokrążył  chwilę,piękny kobuz.To są ptaki z tej rodziny,których przedstawicieli,mam przykrość oglądać nader rzadko.
Pobuszowaliśmy trochę po terenie stawów,a jest to znaczny obszar.Byłem tu z resztą niedawno,razem z tłumem innych Straceńców,którzy z obłędem w oczach,ścigali brodźca żółtonogiego.Teraz żadnego cymesu,nie udało się wypatrzyć.Ruszamy z powrotem.Przed Rykami,mijamy hodowlę danieli.Proszę Łukasza,aby zatrzymał się na chwilę,abym pstryknąć parę fot.Zatrzymał się z pięćset metrów dalej,gdzie był zjazd na pola.Na tych nieszczęsnych pięciuset metrach,powinien stanąć pomnik,uwieczniający moją klęskę.
Na razie wróciłem w stronę farmy.Zbliżam się do zaniepokojonych zwierząt.Nad pastwiskiem,faluje rozgrzane powietrze.I to jak cholera.Zaczynam główkować,jak se poradzić z tym problemem,gdy nagle dzwoni komóra.Dzwoni Łukasz i podniecony nawija o jakiejś parze błotniaków łąkowych,świntuszących koło samochodu.Mówię:dobra,zara wracam.Myśląc,że  Kolega,chcąc przyspieszyć mój powrót,zakłada mi normalny bajer,dalej kontynuuję próby zrobienia dobrych zdjęć.Za chwilę Kolega znów dzwoni.Wracaj szybko,bo nad naszym samochodem,para łąkowców,odprawia gody.Zachwyt w jego głosie,przekonał mnie,że to prawda.Rzuciłem się truchtem z powrotem.Bylem tak blisko spełnienia moich marzeń,a tu pupa blada.W połowie drogi,dopadła mnie moja nieodłączna towarzyszka,czyli wredna astma.Musiałem stanąć i złapać oddech.Zobaczyłem tylko znikającą daleko sylwetkę samca.Samica mijała mnie powoli z boku,ale to było już,że 150 metrów,a nie 10.
Gry wróciłem do samochodu,musiałem zgrzytając zębami,słuchać ochów i achów,rozemocjonowanego Łukasza.Całe życie spędził na ptaszeniu,a pierwszy raz widział z bliska gody błotniaków łąkowych.Niesamowity widok.
I grzeszyły tak za dnia,tuż nad samochodem.Ano działo się tam zapewne dlatego,że one go nie widziały,a gdy ja zacząłem się zbliżać,po prostu je wypłoszyłem.To była prawdopodobnie stracona'życiówka".Musze dalej chodzić,za tymi błotniakami,mając nadzieję,że wreszcie je dorwę.I tak to los zadrwił ze mnie,po raz pierwszy tego dnia.Na drugi raz nie musiałem długo czekać.Jesteśmy na moście w Jeziorzanach.Bardzo piękne miejsce.Skojarzyło mi się odrobinę z widokiem z wieży obserwacyjnej w Brzostowie na Biebrzą.
Pięknie i widowiskowo.Chcąc utrwalić te pocztówkowe landszafty,odłączyłem od aparatu,teleobiektyw,a założyłem krótkoogniskowego knypka.I w tej chwili,dwa metry przede mną,siada na barierce,przecudna makolągwa.Za chwile obok niej druga.Patrzą na mnie wyzywająco i normalnie dzioby im się śmieją od ucha do ucha.Szamoczę się z obiektywami.Za chwilę,gotowy do strzału,patrzę na barierkę.No i gucio.Rozglądam się za tymi małymi jędzami,ale na próżno.Rozgoryczony,klnąc jak szewc,zmieniam ponownie obiektyw na krótki.Podnoszę aparat do oczu i słyszę podniecony kwik Łukasza.Patrzę na niego,a on pokazuje palcem do góry.Zadzieram głowę.Tuż nad moją głową,flegmatycznie i powoli,bo pod wiatr,przepływa dostojnie, następny kobuz.Czarna rozpacz.ręce mi opadły.Los się ze mnie naigrywał,jak ktoś rozumny,ale za to bardzo złośliwy.Do końca dnia,nie odzyskałem już dobrego humoru i zapału.Jak se to wszystko przypomnę,to i tera bierze mnie ciężka cholera.
Wpadliśmy jeszcze Do Wilgi.Łukasz pokazywał mi palcem,dorodne brzęczące brzęczki.Byłem jednak psychiatrycznie wypompowany i wszystko mi zwisało.
I to by było na tyle !!!

NA HORYZONCIE RYKI


SIEWECZKA RZECZNA.ALE JA ICH W TYM ROKU,WIDZIAŁEM MAŁO

MŁODOCIANA MEWA MAŁA-HYDROCOLOEUS MINUTUS

J.W

TRINGA NEBULARIA

RYBITWY-RZECZNA I BIAŁOCZELNA.BIAŁOCZELNA JEST NASZĄ NAJMNIEJSZĄ RYBITWĄ.FAJNIE WIDAĆ CECHĘ DIAGNOSTYCZNĄ.JEDNA MA KRWISTO CZERWONY DZIÓB,DRUGA ŻÓŁCIUTKI.
STERNA HYRUNDO+STERNULA ALBIFRONS

MŁODY BIELIK-HALIAAETUS  ALBICILLA.

J.W

JEGO WYSOKOŚĆ SOKÓŁ-FALCO SUBBUTEO

J.W

POKAZ LATANIA ZESPOLONEGO

KOCK

PISKLAKI

REMIZ BUDUJE SE M 1

FARMA DANIELI

ALE WIDZĘ TU RÓWNIEŻ JELENIE SZLACHETNE

I CHIBA MUFLONY

SAMICA BŁOTNIAKA ŁĄKOWEGO.NIESTETY,TERMIKA NIE DAŁA MI SZANS

J.W

MOST W ŚLĘŻANACH

NO I CZY NIE PRZYPOMINA BIEBRZY

MAKOLĄGIEW JEDNA

O ILE DOBRZE KUMAM
M,TO KUMAK.NIESTETY,NIE CHCIAŁ POKAZAĆ BRZUNIA.
PODOBNO O TEJ PORZE ROKU,JEST JASKRAWO CZERWONY

WIEPRZ-SOBIESZYN

KIEDY SCHODZIMY ZE STAWÓW W SOBIESZYNIE,ŁUKASZ MNIE PYTA,CZY CHCIAŁ BYM COŚ JESZCZE ZOBACZYĆ.MÓWIĘ,ŻE NIE OBRAZIŁ BYM SIĘ ZA CZARNEGO BOCIANA.ŁUKASZ NA TO:A PROSZĘ CIĘ BARDZO I POKAZUJE PALCEM DO GÓRY.NAD MOJĄ GŁOWĄ KRĄŻY PARA CZARNUCHÓW
I TAK  BYŁO !!POD HAJREM !!

W ŚRODECZKU BIEGUS ZMIENNY.RESZTA TO BATONY

GDZIEŚ PO DRODZE,PARA RDZAWYCH-PODICEPS GRISAEGENA.
NIESTETY PO ŚWIATŁO.CHCIAŁEM JE OBEJŚĆ GROBLĄ,ALE ŁUKASZ OSTRZEGŁ MNIE,I TO NA SERIO.UWAŻAJ,WŁAŚCICIEL JEST PSYCHICZNY.MOŻESZ SKOŃCZYĆ Z BOSAKIEM W PLECACH.DLATEGO LEPSIEJSZYCH ZDJĘCIÓW NI MA

RYBITWA RZECZNA-



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz