Łączna liczba wyświetleń

wtorek, 11 października 2016

269.TROPEM ŁOSIA

         BAGNO JACKA-2016.10.07.

         Początek jest klasyczny.Dzwoni Janusz i podekscytowany coś z zawrotną prędkością nawija.Zrozumiałem tylko,że na Bagnie Jacka są trzy sztuki i to w godówce.Nie wiedziałem jakie ptaki mogą mieć teraz gody,więc zaczekałem cierpliwie,aż kolega straci dech i rozpęd.Kiedy się tak już stało,zacząłem mu zadawać konkretne pytania.I wtedy,za przeproszeniem, wyszło szydło z worka.Jakiś kolega Janusza,doniósł mu usłużnie,że widział na tym bagnie łosie gody.Faktycznie,właśnie jest pora bukowiska.Podobno trzy byki biegają tam w koło.Kwiczą,jęczą,gęgają.Najważniejsze,że są.Następnego dnia,o ósmej rano,zameldowaliśmy się,przy samym bagnie,a właściwie,małym i nędznym oczku,jakie się z niego ostało.Nie było miło i rozkosznie.Prognozje zapowiadały w miarę ładną pogodę,a wokół nas ścieliła się mgła.Trawę i krzaczory pokrywała biel szronu.I co tu dalej robić ?Łosie,nawet jak gdzieś są w pobliżu,to i tak ich nie zobaczymy chiba,że same do nas przyjdą.Kamrat wyjął z plecaka,solidny głośnik i zaczął z niego puszczać,łosiową Serenadę w Dolinie Słońca.Nie był z niego żaden Glenn,ale starał się jak mógł.Przez pól godziny się starał,potem czując ziąb w kościach,ruszyliśmy w głąb lasu,obiecując se,że wracając popróbujemy ponownie.Mgła się rozpłynęła, zaczęły się pokazywać spłachetki błękitu,a wraz z nim,nadzieja na światło słoneczne.Nadzieja ta była jednak,bardzo słabowita i szybko znikła.Pojawiła się,najbardziej znienawidzona prze mnie pogoda.Mgła,która podniosła się z ziemi,pokryła niebo jednolicie białą warstwą.Fotograficzny koszmar.Ale ciągle mieliśmy nadzieję,że to tylko chwilowo,a przed nami,zgodnie z prognozami,jest przepiękna pogoda.Po drodze mijamy małe choinki.Strasznie sponiewierane.Zdarta kora,pourywane gałęzie,a one same wyglądają,jak by im kto chciał poukręcać łby.O widzisz tu były łosie.Naładowane adrenaliną, wyładowują swoją złość i agresję na czymkolwiek.Taaa ?To może i dobrze,że ich nie spotkaliśmy.Ale naszą uwagę pochłonęło co innego.Wokół nas wielki ruch.Wszędzie pojawiają chmary maleńkich ptaszków.Jeżeli nie jest ich tysiące,to są ich setki.Mysikróliki.Zatrzymaliśmy się na chwilę,przestudiować z lekka zagadnienie.Z mysikami lubią latać zniczki,a ostatnio przeróżne świstunki.No i oczywiście próbowaliśmy zrobić kilka zdjęć.Ot tak od niechcenia,co by nie wyjść z wprawy i z pustymi kartami pamięci,z lasu.Kiedy się ocknęliśmy,okazało się,że ta chwila trwała bite trzy godziny.Zniczków i świstunek nie było.Za to pokazały się,w nieco mniejszych ilościach,sikory sosnówki.Tego gatunku brakowało mi do korony sikorskiej.To znaczy parę razy,widziałem już sosnówki.Na ten przykład w Puszczy Kampinoskiej.Ale zawsze z daleka i przez chwilę.Tutaj,gdy oswoiły się już z nami,baraszkowały obok nas w odległości 3-4 metrów.Sam mniód.Mimo,że sosnówki to najmniejsze polskie sikory,to i tak w porównaniu z mysikami,wyglądały jak leniwce.Kto focił mysiki,ten wie o co mnie biega.O tą ciągłą gonitwę,na wyścigi z ADHD.Zrobiliśmy im sporo zdjęć,ale tylko mały procent,okazał się jakoś tam zadowalający.Zrobiło się późno,a chcieliśmy jeszcze w drodze powrotnej ,zajrzeć na Patelnię i policzyć kopciuszki i piegże.
Ruszyliśmy z powrotem w stronę Bagna.Mimo,że Janusz bez przerwy buczał,stękał i ryczał,żaden łoś się nie pokazał.Za to Janusz uszczęśliwił mnie na potęgę.Gdy dotarliśmy tu rano,pochwaliłem się,że w tym roku,nie udało mi się zrobić,ani jednego zdjęcia czarnemu dzięciołowi.No i właśnie teraz,Janusz puścił z kołchoźnika,całą serie głosów dzięcioła czarnego.Moje 
doświadczenia w tej branży,jeśli chodziło o czarnego,były negatywne.Nigdy nie udało mi się,przywabić go,a wręcz przeciwnie.Jeśli był jakiś w pobliżu i usłyszał to co mu puszczałem,natychmiast się ewakuował.To też byłem ogromnie zaskoczony,gdy po krótkim wabieniu,rzeczony dzięcioł,przyleciał do nas w dyrdy i już nie opuścił.Przelatywał tylko z jednego drzewa położonego za naszymi plecami,na drugie,stojące przed nami.I tak z pół godziny.Nie był daleko.Spróbowałem zrobić mu kilka zdjęć w locie.Skoro ruszał się niemal jak wahadło,nie było to technicznie trudne.Niestety,denne warunki oświetleniowe,skutecznie uniemożliwiały mi osiągnięcie znośnych wyników.
Ale jak to zawsze powtarzał Szwancneger-JESZCZE TU WRÓCĘ.
Z pociągu wysiedliśmy o 15-tej z groszkiem.Tylko po to ,aby zobaczyć,że zapowiadany wieczorny deszcz,stał się popołudniowym.
I to by było na tyle.....
REGULUS REGULUS

J.W

J.W

CZY ON MOŻE KRĘCIĆ GŁOWĄ NAD KIEPSKIM ŻAREŁKIEM,ALBO PĘDZIĆ NA ZŁAMANIE KARKU ??.TOĆ PRZECIE ON NIE MA SZYI,GŁOWONÓG PRZEBRZYDŁY

SOSNÓWKA-PERIPARUS ATER

.J.W

J.W

J.W

J.W

"Z JĘZYCZKIEM"

J.W

RUDZIK-ERITHACUS RUBECULA
TAK SIĘ JAKOŚ SKŁADA,ZE CHOĆ TO POWSZECHNY PTASZEK,JA GO NA SWOICH DROGACH SPOTYKAM RZADKO.TOTEŻ UCIESZYŁEM SIĘ JEGO WIDOKIEM I SPOKOJNYM NASTROJEM

"Z JĘZYCZKIEM"

J.W

J.W

J.W

ALE CZUBEK

PATRZĄC NA TO ZDJĘCIE,PRZYPOMNIAŁA MI SIĘ ZAGADKA,SŁYSZANA JESZCZE W SZKOLE,CZYLI PONAD 50 WIOSENEK NAZAD.
CO TO JEST SZCZYT SZCZYTÓW-G... NA MOUNT EVEREST
.SORKI,ALE MIAŁEM TAKIE SKOJARZENIE I JUŻ

FIZYCZNIE CZUŁEM JEGO NIEWYGODĘ

PRZYLECIAŁ DIABEŁEK

"TEŻ Z JĘZYCZKIEM"

ZACHMURZONY DRYOCOPUS MARTIUS

J.W

J.W



DZIĘCIOŁY NIE SĄ DOBRYMI LATACZAMI.WYGLĄDA JAK BY KTO PYRGNĄŁ PUSTA FLASZKĄ PO BROWARZE


ZDECYDOWANY NA WSZYSTKO

NA JEDEN Z PUSZCZANYCH GŁOSÓW,REAGOWAŁ DZIWNIE,ALE KOMICZNIE.PODSKAKIWAŁ,KIWAŁ SIĘ,WYGINAŁ NA WSZYSTKIE STRONY JAK JAKIŚ ŻMIJ

J.W

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz