Łączna liczba wyświetleń

poniedziałek, 19 września 2016

266.BOJOWO NA POLIGONIE

        OKOLICE REMBERTOWA 2016.09.16.

                Dzwoni Janusz.Jedziesz ze mną na wypad pod W-wę ?. Przypomniałem sobie sterty zdjęć,czekających na mnie do obróbki w kompie i zacząłem się powoli wycofywać rakiem,z jego macek.Wtedy użył ciężkiego argumentu-Będą nietoperze.No i w jednej sekundzie nabrałem takiej ochoty,że cho ,cho.
Następnego dnia,niezbyt rano,załadowaliśmy się do SKM-ki i podążyliśmy na wschód.Szczerze mówiąc,ciemno to widziałem.Nie przepadam za najbliższymi okolicami W-wy,w kierunku południowo-wschodnim.Zarośnięte gęstym, zakrzaczonym i podmokłym lasem tereny,zupełnie mi nie leżą.Bagaż też potraktowałem minimalistycznie.Butelka wody i aparat z dwoma małymi,ale za to wybornymi obiektywami.Nie na wiele się to wszak że zdało,bo w ostatnich czasach,szkatuła mi niemożebnie urosła i czułem się jak bym targał solidny plecak,tylko dla odmiany,uwieszony z przodu.Wyszliśmy z pociągu i od razu hyc do lasu.Za chwilę,moja ponura gęba,pojaśniała uśmiechem zadowolnienia.Piękny sosnowo-brzozowy las.Suchy i nie zakrzaczony.Ale teraz było przegięcie w drugą stronę. Często,gęsto trzeba było brodzić w piachu po kostki.A piach ten był usiany tysiącami dołków,wykopanych przez larwy mrówkolwa.Jeszcze ich tyle na raz,nie widziałem nigdy.Janusz stwierdził również,że przy większej wilgotności gruntu,jest tu od cholery podgrzybków i prawdziwków.No i pięknie.Tylko ,że nie względem suchości.Mijaliśmy po drodze wiele zagłębień terenu,które kiedyś były jeziorkami,nad którymi siedzieli nieraz rybole,a teraz były to suche i zarośnięte dolinki.Dodatkową atrakcją,były różne "urządzenia"natury wojskowej.Jakieś kawałki transzei,okopy,punkty ogniowe.Się mocno zastanawiałem,czy to pozostałości powojenne.Myślę jednak,że jako iż byliśmy na poligonie wojskowy,były to przeróżne "pomoce naukowe".
Doszliśmy w końcu do "bunkrów".Piszę w cudzysłowie,jako,ze ni w ząb nie mogłem się w nich dopatrzyć żelazobetonowych konstrukcji,wystających z ziemi i naszpikowanych wymyślnymi strzelnicami.Przypominały raczej pozostałości po budynkach mieszkalnych.To znaczy,tak jak by kto rozebrał część nadziemną budynku,a zostawił tylko piwnice.Przysypał je warstwą ziemi i pozwolił,aby wyrosły na niej drzewa.Po ich grubości i wielkości,można się domyśleć,że było to już dawno.Napasiony opowieściami Janusza,że w zeszłym roku widział tu dziesiątki nietoperzy pięciu gatunków,wpełzłem w czeluść najbliższego bunkra.Ku mojemu zaskoczeniu,było tu sucho i całkiem czysto.Nie licząc porozsypywanych po kątach pustych łusek,po ślepych nabojach i gilz po świecach dymnych.Ten widok,od razu nastawił mnie pesymistycznie co do możliwości zobaczenia nietoperzy.I faktycznie.Tylko w  jednym pokoju,znaleźliśmy wiszący u sufitu "pęczek" nietoperzyków,trzy albo i cztery gacki.Zrobiłem kilka zdjęć i zniesmaczony chciałem uciekać na światło dzienne.Cały strop,był bowiem gęsto pokryty setkami komarów.Obudzone odorkiem naszych spoconych cielsk,raźno się ożywiły i zapragnęły serdecznie się z nami przywitać.Ale wtedy Janusz pokazał mi cuś takiego,że od razu zapomniałem o komarach.W murze tkwiły od czasu od czasu,cegły wmurowane na sztorc.Janusz kazał mi zaglądać w otwory tych cegieł i dobrze je przeglądać.I faktycznie, krótkim czasie wypatrzyłem dwa brązowe szkraby.Ze swoimi uszami,wyglądały jak rogate diabełki,zezujące  z piekielnych czeluści..Bunkrów było aż dwa i pół,a nietoperzy ze dwa razy więcej.Szybko przestały być atrakcja.Nie chcieliśmy również,niepotrzebnie denerwować tych miłych stworzonek.Ruszyliśmy w drogę powrotną.Janusz chciał jeszcze zajrzeć na "Bagno Jacka",bo gdzieś usłyszał,że jest tam mnóstwo żmij.Żmijów nie było,a ja za to usłyszałem kolejna porcję żalów,na temat wysychających jezior.Niewiele mi one mówiły,bo byłem tu pierwszy raz,a Janusz zna te tereny od wielu lat.Po przebyciu 7,5 km,doczłapaliśmy do stacji kolejowej,gdzie z ogromną rozkoszą,rozłożyliśmy nasze strudzone zadki,na najbliższych ławkach.Cuś mi się jednak widzi,że jeszcze tu wrócę.




JANUSZ ZAWZIĘCIE SIĘ NAD CZYMŚ PASTWI.

SIĘ OKAZAŁO,ŻE UPARŁ SIĘ NA ĆMAKA.
BYŁO ICH TU CAŁKIEM SPORO,A WABIŁY SIĘ-SZCZERBÓWKA KSIENI.
(TO JEGO ZDJĘCIE)






KOŁO TAKICH CEGIEŁ,PRZECHODZIŁEM OBOJĘTNIE.

ALE JAK JE DOKŁADNIE ZBADAĆ,TO OKAZYWAŁO SIĘ OD CZASU DO CZASU,ŻE SĄ NADZIEWANE



JAM ŻE,WE WŁASNEJ OSOBIE

POMRÓW.WSTRĘTNA CHOLERA WIELKOŚCI PARÓWKI. ROGATEJ I Z WŁASNYM NAPĘDEM


TU PRZED NAMI,BYŁO KIEDYŚ JEZIORKO



TU TEŻ BYŁO JEZIORKO



OSTAŁO SIEĘTROCHĘ WILGOCI

NA JEDNYM Z ROZGAŁĘZIEŃ ŚCIEŻEK,JANUSZ ZADECYDOWAŁ.TY PÓJDZIESZ W PRAWO,A JA W LEWO.PO PRAWEJ JEST BUDKA LĘGOWA,Z KTÓREJ WYSZŁO WIELE POKOLEŃ PUSZCZYKÓW,PO LEWEJ DZIUPLA,GDZIE POMIESZKUJĄ.
JEDEN Z NAS POWINIEN MIEĆ SZCZĘŚCIE.STARY CWANIURA.WIADOMO BYŁO,ŻE TO ON JE BĘDZIE MIAŁ.

NO I FAKTYCZNIE.USTRZELIŁ WYMIAROWEGO PUSZCZUNIA

ŻMIJ NIE BYŁO,ZASKROŃCE TAK


TAK WYGLĄDA TERAZ "BAGNO JACKA "

I JEGO NIEWIELKI FRAGMENT NIEDALEKO STACJI






1 komentarz: