Łączna liczba wyświetleń

poniedziałek, 25 stycznia 2016

223.JEDZIEMY ZOBACZYĆ CYMES

          SUCHEDNIÓW-2016.01.23.

      Są sytuacje,kiedy to rasowy ptakolub,zrobi wszystko,aby zobaczyć jakiś wyjątkowy raryt.Tak też było i w tym wypadku.Pojawił się w Polsce,wyjątkowy ptak-TURKAWKA WSCHODNIA.Jest to podobno drugi odnotowany w Polsce,pojaw tego gatunku ,jak również,drugi pojaw tego konkretnego ptaka. Drugą już bowiem zimę melduje się w Suchedniowie w okolicach tego samego
domu.Poprzedniej zimy słuchałem tylko z zazdrością opowiadań,tych co ją oglądali.Wtedy jeszcze nie dorosłem do tematu.Kiedy tej zimy,znowu pojawiły się jej zdjęcia na CLANDZE,nie wytrzymałem.Biorąc pod uwagę,średnią długość życia na wolności,takich spokojnych ptaków,miałem minimalną szansę,że pojawi się za rok.A za tem teraz,albo nigdy.Zacząłem szukać wśród zaprzyjaźnionych ornitologów kogoś,kogo dało by się namówić,na spory bądź,co nie bądź wyjazd.Ale znajomi z najbliższego kręgu,albo już dawno tam byli,lub nie byli tak zwariowanymi ptasiarzami,aby chciało im się jechać.W akcie rozpaczy dałem na znanym forum ornitologicznym ogłoszenie,że jak się ktoś tam wybiera,ma wolne miejsce i jeszcze na dodatek,zechcie wziąć ze sobą starego dziada,to niecierpliwie oczekuję propozycji.Po paru dniach ciszy straciłem nadzieję.Właśnie był piątkowy wieczór i mocno główkowałem,gdzie by się tu wybrać w sobotę.To miał być ostatni dzień ładnej pogody i nie można go było zmarnować.Bylem akurat w sklepie,gdy zadzwoniła komóra.Pan Marek ?Czy dalej chce pan jechać na turkawkę ?Bo jak by co,to jedziemy jutro rano i mamy wolne miejsce ?
I tak nieprawdopodobne, stało się całkiem realne.O 8 rano stawiłem się na miejscu zbiórki.Ponieważ w dzień miało być w miarę ciepło,a obfocenie turkawki,jak liczyliśmy,to najwyżej pół godziny,ubrałem się stosunkowo lekko.
Poczułem się niewyraźnie,gdy za Radomiem termometr,zaczął pokazywać -17.
A już była 9,30.Czyli nie tak rano.Ale nic to.Oby tylko ptak był.No i tu afera.Jesteśmy na miejscu tuż po dziesiąte.Wypadamy z samochodu z zdartymi go góry głowami i rozglądamy się dookoła.Pusto i cicho.Za chwilę coś się poruszyło.Niedaleko nas,przelatywał jastrząb.No to po ptokach,rzekł jeden z kolegów.Kiedyś mi on już wypłoszył turkawkę.Zobaczyłem ją tylko jak odlatywała,apotem do końca dnia,już wcale.To była zła wróżba.Mina mi zrzedła,bo podświadomie nastawiłem się,że to pewniak.Wychylić się z samochodu,zrobić parę(setek)zdjęć i jazda z powrotem.Może do Radomia na dzierlatki ?A tu marzenia obracały się na moich oczach w gruzy.Zostawiliśmy samochód i rozpełzliśmy się we wszystkich kierunkach,z głowami zadartymi do góry.Wszędzie pusto i cicho.W jednym miejscu minęliśmy,żerujące na klonie jesionolistnym,stadko gili.W ostro świecącym słońcu,prezentowały się znakomicie.Skorzystaliśmy z okazji i je ocykaliśmy.W razie czego,ich zdjęcia pozostaną na osłodę porażki.Zapowiadało się,że tak też będzie.Kręciliśmy się koło posesji,a tu ciągle nic.Właściciel domu,który  był główną sceną wydarzeń,przyzwyczajony do takich "Wariatów" miły Człowiek,pocieszał nas,że on ją tu widuje codziennie.Więc pozostaje nam tylko czekać.Do polatującego jastrzębia,dołączyła agresywnie polująca para krogulców.Samiec polował na wróble,żerujące przy karmniku,ale samica,pogoniła parę razy,stado sierpówek,wśród których wypatrywaliśmy turkawki.No i tak wypatrywaliśmy i wypatrywaliśmy,aż do zachodu Słońca.W czarnych humorach,ładujemy się do samochodu.Jeden  z Kolegów,a chwała mu za to,w akcie ostatków nadziei,zerknął jeszcze przez płot....i tu zaczyna się ciąg nieprawdopodobnych wydarzeń.Na rozsypanym na śniegu ziarnie,wśród stada żerujących sierpówek,jest  nasza upragniona turkawka.Ale dom jest otoczony żywopłotem i jest tylko jedno małe,prześwitujące miejsce,przez które ją widać.
Jestem duży i ciężki,więc bez trudu zdobyłem dogodne stanowisko,z którego miałem dobry widok.Zachodzące Słońce,kładło cień na śniegu.Gdy ten cień,zbliżył się do żerujących ptaków,turkawka zerwała się do lotu i usiadła na gałęzi pobliskiego drzewa.Mieliśmy ją doskonale oświetloną.Gałąź co prawda,nie była nisko,ale widok był wspaniały.A potem popatrzyła na nas z góry,zeskoczyła z gałęzi i tyle ją widzieliśmy.Wszystko to trwało 15 do 20 minut.W krótkim czasie z czarnej otchłani klęski,wznieśliśmy się na szczyty zwycięskiego szczęścia,z opłakanymi z resztą skutkami.Przed nami długa nudna droga,a my nabuzowani adrenaliną.Naturalnym odruchem,było oblewanie zwycięstwa.Jeden niepijący,drugi kiurowiec,zostało nas dwóch,którzy dzielnie walczyli,za całą ekipę.Po litrze,ustaliśmy w walce.Litr na dwóch,to nie jest jeszcze nic nadzwyczajnego.Ja byłem jednak lekko chory i osłabiony.Wychodząc rano,wyjadłem z talerza resztki obsuszonego owocu  pamelo.No i miałem problemy  w drodze.W każdym razie,dotarłem szczęśliwie do domu.Nie wiem jednak zupełnie,któremu to z Kolegów,zawdzięczam dorodnego guza na łbie.
G I L-PYRRHULA PYRRHULA
SAMIEC

J.W-SAMICA

J.W

J.W

J.W

J.W

J.W

J.W

J.W

J.W

TURKAWKA WSCHODNIA-STREPTOPELIA ORIENTALIS










EWENEMENT.ZUPEŁNIE NIE WIEM CO O TYM SĄDZIĆ.OGRODZONA,ZAPUSZCZONA DZIAŁKA BUDOWLANA,A NA JEJ ŚRODKU TAKI WIDOK.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz