Łączna liczba wyświetleń

sobota, 9 stycznia 2016

218.W TONACJI BIELI

       TARCHOMIN 2016.01.04.

           Gdy wracałem z wczorajszej wycieczki,zobaczyłem obojętnie,że Janusz odbiera telefon.Docierało do mnie piąte,przez dziesiąte,o czym nawija z Tomaszem.Zaczęli sobie opowiadać,co który widział dzisiaj w terenie. Oczywiście Tomasz przeżywał spotkanie z pójdźką,a Janusz-i tu mój słuch błyskawicznie się wyostrzył,a uszy zrobili się jak u czujnego zająca-otóż Janusz opowiadał o traczach bielaczkach,które oglądał na Tarchominie.I w ten sposób, dowiedziałem się,co będę dzisiaj robił.Wieczorkiem jeszcze zadzwoniłem do wypróbowanego Kumpla Włodzia i dzisiaj,bladzieńkim świtem,czyli gdzieś koło 9,30,byliśmy już przy kolektorze wylotowym z oczyszczalni "Czajka"
Włodzio jest cudownym Kumplem.Ma bogatą wiedzę przyrodniczą,nie tylko ptasią.A po za tym jest cichy i spokojny.Z wielka wyrozumiałością i spokojem,znosi moje nieustanne gadulstwo i wrzaski w chwilach podekscytowania.Co prawda,odkryłem w nim ostatnio deczko sadyzmu.Wie,że nieustannie przymierzam się do odchudzania,więc znosi mi smakowite ,świeżutkie drożdżóweczki i pastwi się okrutnie nimi na de mną.
I tak stanęliśmy na brzegu,w miejscu które wyglądało jak po awarii,wielkiego czajnika z wrzątkiem.Wylatująca z kolektora ciepła woda,zaczynała na mrozie parować,zasnuwając okolicę mgłą.W niej,na rzecze mnóstwo kaczek.Niestety dzisiaj tylko krzyżówek.Wypatrując upragnionych bielaczków,ruszyliśmy w dół Wisły.Sto metrów dalej,napotkaliśmy bratnią duszę.Strój maskujący i bogaty zestaw sprzętu optycznego,od razu pozwalał nam domyślać się,z kim mamy do czynienia.Okolicznościowa gadka-szmatka,aż zagadnąłem o bielaczki.A i owszem,widział wcześniej dwa,ale popłynęły w dół.Zatem grzeczne adieu i powoli ruszamy dalej.Nie musieliśmy nawet daleko iść.Już gdzieś po pół kilometra,zobaczyliśmy nasze ślicznotki.Białe samce,skrzą się na wodzie jak jasne iskry.Jaśniejsze i bielsze od kawałków pływającego lodu.Jeżeli tylko były i nie nurkowały,to nie sposób ich nie zobaczyć.Podchodziliśmy do nich powolutku,ale te cały czas utrzymywały od nas spory dystans.Zacząłem ich zachowanie głośno komentować,mam nadzieję,że w ładnych słowach,gdy zza  naszych pleców wynurzyła się znajoma ptasiareczka.Była to,znana nam już Eliza.Od dłuższej już chwili,nadążała naszym śladem,kierując się moim donośnym głosem(za donośnym).Teraz już we troje zaczęliśmy osaczać tracze.Odeszliśmy spory kawałek od brzegu,popędziliśmy szybko do przodu i ostrożnie znowu zbliżyliśmy się do wody.Były i to nie tylko dwa.Jak mi się wydaje,samych samców było co najmniej 7.Samice szare i nie pozorne,w ogóle nie zaprzątały naszej uwagi.Oprócz tego pełno gągołów,sporo nurogęsi.a na brzegu setki kwiczołów,trochę kosów i rozlegające się wokoło organkowanie  gilów.Tu też zobaczyłem zjawisko,nigdy przedtem,nie widziane przeze mnie.Od czasu do czasu,czeredy kwiczołów zrywały się z tłumnie i lądowały na kawałkach płynącej kry.Posiedziały na nich kilkanaście sekund,a potem z wrzawą przesiadka na inne kawałki.To zjawisko,omawiane potem szeroko na różnych gronach,każe przypuszczać,że ich sposób odżywiania o tej porze roku,powoduje duże zapotrzebowanie na wodę do picia.A jedyna dostępna woda,to ta niezamarznięta w nurcie Wisły.Tylko czemu nie piły z brzegu,to pytanie pozostaje otwarte.Nie wiadomo kiedy zaczęło robić się późno.Słońce przewędrowało pół nieba i zaczynało nam świecić prosto w oczy.Warunki obserwacji znacznie się pogorszyły.Pora wracać.To był na prawdę cudowny dzień.Bezchmurne,głęboko błękitne niebo.Mocne,ciepłe światło Słońca,dobra przejrzystość powietrza.Idealne warunki.Nawet fakt,że było minus kilkanaście stopni,przy bezwietrznej pogodzie,wcale nie był dokuczliwy.
Gdy dochodziliśmy z powrotem do kolektora,z szumem przeleciał nam nad głową,ciemny ptak.O,jaka wielka krzyżówka,rzekło któreś z nas.Popatrzyliśmy dokładniej,a to piękna gęgawa,objawiła się nam na pożegnanie.
I  tak wyprawa dobiegła do końca.Co prawda Eliza zaczęła mnie namawiać, aby korzystając z okazji,że jutro jest ostatni dzień pięknej pogody,wyskoczyć na wąsatki do Raszyna.Ale ja,przynajmniej w tej chwili,byłem już zaspokojony w swoich odkrywczych ambicjach na full.
NA SAMEJ GÓRZE,SAMIEC TRACZA BIELACZKA-MERGELLUS ALBELLUS

J.W

J.W

J.W

J.W

J.W

J.W-ALE TYM RAZEM SAMICE

J.W

JEDEN STRZAŁ,TRZY TROFEA  I DO TEGO SAME SAMCE.
KRZYŻÓWKA I TRACZE-NUROGĘŚ I BIELACZEK

SAMIEC

SAMICA

WARIACJE NA TEMAT SAMCÓW

GĄGOŁY I BIELACZEK

BIELACZEK SAMIEC

J.W

PAMIĘTAJĄC O PRZYSŁOWIU-"NIE DA RADY,OBA SAMCE"
TO CO WIDAĆ,NALEŻY UZNAĆ,ZA FIGLE DŁUGOOGNISKOWEJ PERSPEKTYWY

BIELACZEK
A JEŚLI JUZ CHODZI O BIELACZKI,TO OKAZAŁO SIĘ,ŻE JEST TO STOSUNKOWO ŁATWY GATUNEK,DO "ZALICZENIA" W WARSZAWIE.ZAGLĄDAJĄC DO SWOJEGO ARCHIWUM,STWIERDZIŁEM,ŻE OBSERWOWAŁEM JE JUŻ WIELE RAZY.I TO PRZEWAŻNIE WŁAŚNIE TAM,NA TARCHOMINIE.WYSTARCZY KLIKA DNI SOLIDNEGO MROZU,NIECH PO WIŚLE ZACZNIE PŁYNĄĆ KRA I JUŻ POJAWIAJĄ SIĘ BIELACZKI

GĄGOŁY-BUCEPHALA  CLANGULA

SIKORA UBOGA-POECILE LUGUBRIS.
WIDOK TEGO PTAKA,OGROMNIE MNIE USZCZĘŚLIWIŁ.JEST PEWNA GRUPA PTAKÓW,NAWET NIE BARDZO RZADKICH,Z KTÓRYMI ŻYJEMY NA RÓŻNYCH PŁASZCZYZNACH I MIMO MOICH OGROMNYCH WYSIŁKÓW,MIJAMY SIĘ W TYCH SAMYCH MIEJSCACH W PRZESTRZENI,ALE RÓŻNYCH W CZASIE.SĄ TO CHOĆBY SZLACHARY,KULCZYKI,MAKOLĄGWY I WŁAŚNIE SIKORA UBOGA.WIDZIAŁEM JE (ŚWIADOMIE)DWA RAZY W CIĄGU 4 LAT.KRÓTKO I Z DALEKA.
TA BYŁA BARDZO BLISKO I NA RESZCIE,NIGDZIE SIĘ NIE SPIESZYŁA

J.W

J.W

J.W

J.W

ZWARIOWANE KWICZOŁY-TURDUS PILARIS


J.W

J.W

ŚWIĄTECZNE MROŻONKI

TRACZ NUROGĘŚ,SAMIEC-MERGUS MERGANSER

MYSZOŁAP-BUTEO,BUTEO.
JESZCZE NIGDY NIE WIDZIAŁEM GO SIEDZĄCEGO,NA GAŁĘZI ZWISAJĄCEJ NAD WODĄ.ZAPEWNE WRODZONE LENISTWO I OSZCZĘDNY BILANS ENERGETYCZNY,KAZAŁY MU ROZGLĄDAĆ SIĘ NAD WODĄ,CZY GDZIEŚ SIĘ TU NIE PONIEWIERAJĄ MARTWE ZAMARZNIĘTE PTAKI

KOŚKA(PRZEZ O,A NIE U)
SAMICA KOSA-TURDUS MERULA

J.W

TO TE DWIE "KRZYŻÓWKI"JEDNA GRUBSZA,DRUGA CIEŃSZA



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz