Łączna liczba wyświetleń

środa, 12 września 2018

343.DORWAĆ ORZEŁKA

               KĘŁBÓW I KRASNYSTAW 2018,09.09.,

      I znowu dopadły mnie, podniecające rozkosze TWITCHerki. Tym razem, daleko na Lubelszczyźnie, ścigałem egzotyczny dla mnie gatunek-orzełka         Sprawa rozkręcała się powoli, aby pod koniec eksplodować emocjami. W czwartek po południu, dzwoni Kol.Łukasz i opowiada ciekawostki o orzełku. Że był widziany, to nic ekstraordynaryjnego, ale ciekawym jest, że siedzi w jednym i tym samym miejscu już od kilku dni, a nie przemknął jak błyskawica. I że się zastanawia, czy warto by było tam wyskoczyć. Decyzja zapadnie jutro. Jak będą potwierdzające SMS-y z PGL-a (Ptasia Gorąca Linia).Przed południem kwiknął komórek. Patrzę i widzę, jest SMS-ORZEŁEK NADAL OBECNY !!!.                 No i ciśnienie, wskoczyło mi zaraz na niebotyczne wyżyny. Słusznie, bo za chwilę dzwoni Łukasz i krótko mówi . Jutro jedziemy, bądź tu i tu, o tej i o tej.                   I tak to się zaczęło. Rano jedziemy i przejmujemy się pogodą. Ja się martwię, jak go znajdziemy. Na tych wielkich, otwartych przestrzeniach. Potem, tuż przed nami, wychodzą na łąkę obok drogi, trzy dorodne jelenie i łania. Wrzeszczę na całe gardło: STÓJ, STÓJ.  A ty co ? oczadział ? Na autostradzie będę ci stawał ? To chociaż jakaś awaria ?? . Ale problem zmarł śmiercią naturalną, bo w czasie tej dyskusji, przejechaliśmy już z kilometr. Oj, coś to się pechowo zaczyna.         Mówiąc szczerze, to zapatrywałem się dosyć sceptycznie na nasze szanse. Ale co tam. Okolice ładne i atrakcyjne, Towarzystwo fajne, więc na pewno spędzę parę przyjemnych godzin. A potem, nagle rozpętała się burza emocji. Jednocześnie brzękły wszystkie cztery komóry. Jest SMS-"ORZEŁEK NADAL OBECNY" O  jejciu, klękaj ta narody. SMS-a przysłał jakiś kolega Łukasza, więc za chwilę mamy już dokładną miejscówkę. Zacząłem myśleć na poważnie, a może  On, jest mi faktycznie przeznaczony. W ciągu 15 minut jesteśmy na miejscu. Już z daleka widzimy stado samochodów i pokaźną grupę ludzi przy lunetach, statywach i aparatach. Dołączamy biegusiem do nich. Szybkie powitanie, parę kiwnięć głową i zaczynamy od pytanie: GDZIEŻ ON ???. Chóralne Taaam!!! Kurza twarz, ależ pierońsko daleko. Wyciągam obydwa aparaty (o tem, po tem) i próbuję coś z tym problemem zrobić. Nie dość, że daleko, to wszystko, w wizjerze pływa i rozmywa się. Przed nami otwarte pole, a nad nim wysoko ostre Słońce. Termika jak cholera. Stoimy tak i gapimy się na ptaka. Rzucam w powietrze pytanie: A może byśmy spróbowali kawałek podejść do przodu ? Poparł mnie nieśmiało chór aparaciarzy. Luneciarze odpowiadają: Nie da rady. Jeszcze go spłoszymy, a w drodze są jeszcze następni twiczerzy. Nasza dyskusja, stała się nagle nieistotna. Usłyszeliśmy jęk zawodu i podniecenia : O leci !!   Może to i dobrze. Może w locie zbliży się do nas i będzie mu można zrobić lepsze zdjęcia. Pokręcił się tak z 5 minut, zmniejszając się na coraz większej wysokości, aż zginął w tłumie jemu podobnych. Zaczęły widać , tworzyć się solidne kominy i całe to orzełkowo-orlikowo-myszakowato-błotniakowe towarzystwo, prawie jednocześnie, zaczęło startować z ziemi. Przez parę chwil, nie wiadomo było, w którą stronę się patrzeć. A potem, te wszystkie drapki, rozpuściły się na błękitnym bezmiarze, a na ziemi, rozgorzała wśród nas ,gorąca dyskusja. Nagromadzone emocje, znajdowały ujście w słowotoku. Postaliśmy tu parę chwil, odświerzając stare znajomości i tworząc nowe. Szef ekspedycji-Arcymistrz Łukasz decyduje, pokręcimy się jeszcze na tych wszystkich polach, a potem zobaczymy. No i zobaczyliśmy. Łącznie 10 gatunków drapoli, w tym oprócz orzełka, kilka orlików, kanię rudą, kobuza, kobczyka, krogula, jastrzębia, bielika , sporo myszaków i kilka  stawarów. Ale wszystko cholernie daleko-tak luneciarsko. Jedna kania, która to zbliżyła się do nas, na niewielka odległość, była niefotografowalna. Rozgrzane powietrze falowało jak blacha falista, skutecznie niwecząc moje wysiłki. A potem okazało się, że nie samymi ideami, ludzie żyją. Młode organizmy moich Towarzyszy podróży, gwałtownie potrzebowały uzupełnienia zużytych kalorii. A potem, rozkosznie ociężali, zaczęli się zastanawiać, co robić dalej, z tak fajnie rozpoczętym dniem. Łukasz rzuca propozycję, że kilkadziesiąt kilosów dalej, są fajne odstojniki, przy cukrowni Krasnystaw i że tam zawsze jest cuś fajnego do popatrzenia. No i pojechaliśmy. Miejsce fajne i zupełnie nie śmierdzące (podobno wyjątkowo). Wielkie bajoro, ale niestety, wszystkie ptakulce, siedziały na protiwpałożnym brzegu. Koledzy, przy swoich lunetach, co chwila doznawali estetycznego orgazmu. Ja szwędałem się dookoła i próbowałem znaleźć coś ciekawego, na co mógł bym skierować obiektywy. Wypatrzyli 14 gatunków siewkowatych i dorodny wachlarz różnych kaczusiów. A potem zaczęło się robić ciemno i nieprzyjemnie. Na niebie pojawił się wał ciemnych chmur. Pocieszałem kolegów, że prognozy oszczędzały deszczowo ten rejon. Ale w miarę upływu czasu, mówiłem to z coraz  mniejszym przekonaniem. No i gdy tylko ruszyliśmy w stronę domu, rozpadało się. Najpierw tak nieśmiało, a potem już lunęło z grubej rury. Jeden z nas, wyglądając przez okno rzekł : Ci co tu przyjadą jutro, odjadą raczej z niczym...... i miał Chłop rację !!!

W czasie pogaduchy, wspominałem o dwóch aparatach. Ano i faktycznie. Dzisiaj był terenowy sprawdzian, dla mojego nowego sprzętu. Od dłuższego czasu, doprowadzała  mnie do szału, ciągła żonglerka obiektywami, gdy chciałem zmienić temat.. Normalnie używam Canona EOS 50D+ obiektyw Sigma 150-500. Gdy zaszła potrzeba sfocić jakiś pejzażyk, czy pstryknąć kolegów, zaczynała się szamotanina. Nieraz na deszczu, czy przy silnym wietrze noszącym drobiny pyłu. Jednocześnie oglądałem na FB, fantastyczne foty robione NIKONEM P900. Zacząłem się zastanawiać. A może zamiast nosić, parokilogramowego grzmota, będę się nie przemęczał małym i lekkim "Narządem". Trafiłem w internecie na "super" ofertę i teraz mogłem w praktyce sprawdzić, czy postąpiłem słusznie. Wnioski są następujące: Na bliskich i bliskośrednich odległościach, super zoom nie umywa się do lustrzanki. Chodzi tu o ilość szczegółów i czystość konturów. W miarę wzrostu odległości, szanse się zrównują, aby potem super zoom, zaczął zdecydowanie górować. Tak samo jeśli chodzi o filmy. Nikoś robi je fantastyczne, a w Canonie, w ogóle nie mam takiej opcji. Za to, gdy trzeba sfocić lecącego ptaka, Nikona nie powinno się w ogóle wyciągać z torby. Poniżej jest mieszanka zdjęć. Te robione  CANONEM , mają w prawym górnym rogu, czerwony kleks. Może ktoś z Was Przyjaciele, zastanawia się, czy nie fundnąć se nowe zabawkie. Może se popatrzy na foty, to będzie mu łatwiej zadecydować.

ICH CIAŁA SĄ TU, ALE MYŚLI I DUCH, UNOSI SIĘ DALEKO STĄD


TAM GDZIE POKAZUJE STRZAŁKA....

SIEDZI ON..

AQUILA PENNATA

CANON JUŻ TU ZDYCHA

TU JEST NIEZAGROŻONY





A MOŻE GDZIEŚ TAM JESZCZE JEST ???

W TYM REJONIE, OD DŁUŻSZEGO CZASU KRĘCI SIĘ KANIA

NO I JEST, ALE CO Z TEGO-MYDŁO!!
MILVUS MILVUS

TEGO TOWARU,BYŁO TAM SPORO
AQUILA POMARINA

OSADNIK AEGERIA-PAVARGE AEGERIA

CUKROWNIA KRASNYSTAW I JEJ OSADNIK



TAK DRUGI BRZEG WIDZI CANON

A TAK NIKON



BIEGUS KRZYWODZIOBY-CALIDRIS-FERRUGINEA

J.W

BIEGUS ZMIENNY-CALIDRIS ALPINA

KSZYK-GALLINAGO GALLINAGO

KURZYŚLAD POLNY-ANAGALLIS ARVENSIS

KOLCZURKA KLAPOWANA-ECHINOCYSTIS LOBATA





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz