PUSZCZA BIAŁOWIESZCZAŃSKA 2019.04.07.
Tak se myślę, że tego dnia przeżyłem tak wiele, że nie potrafię normalnie tego opisać. Mieszanka emocji i przelotne sceny, jak błyski flesza. Wszystko to tworzy jakiś gigantyczny coctail. Byłem w tym terenie po raz pierwszy i zupełnie go nie znałem. Na dodatek, jak już zbliżyliśmy się do obszaru Parku, Koledzy kazali wyłączyć mi komórę, wyjąć akumulator i zdać go do depozytu. Mieliśmy odwiedzić miejsca, znane mało komu i lepiej było, aby tak dalej było. Kumple wiedzą, że zwyczajowo zapisuję przebytą trasę i potem mogę dużo powiedzieć na temat tego, gdzie byliśmy. Podobno nieraz za dużo. A byliśmy w wielu przepięknych i cudownych miejscach. Oprócz piękna, miały tez dodatkowy walor, że nieraz przez kilka godzin, nie widzieliśmy żadnego człowieka. Cisza i absolutny spokój. I tak snuliśmy się w tej wszechogarniającej ciszy i wachlowaliśmy na wszystkie strony uszami. Dosyć często, udawało się usłyszeć, bębnienie jakiegoś dzięcioła. W ruch szły od razu wszystkie lornetki, a my wykręcaliśmy sobie na wszystkie strony szyje, aby dostrzec sprawcę-werblownika. I w ten sposób, gdy już traciliśmy nieraz nadzieję, zobaczyliśmy jednego dzięcioła białogrzbietego. Na krótko, bo przegonił go duży. Za jakiś czas, przydarzyła się para, ganiających się trójpalcych. Te dały się oglądać dosyć długo. Mieliśmy w ogóle duże szczęście względem dzięciołów. Oprócz białoszyjego i kręciłba, zobaczyliśmy wszystkie. Zielonosiwy rozrabiał na parkingu, w centrum jakiegoś miasteczka. Przez cały dzień, przetrząsnęliśmy olbrzymi teren. Z niepokojem patrzyłem, jak długo dam rade dotrzymywać kroku, młodszym Kolegom. Aż w końcu wysiadłem, czyli ustałem. Teraz widzę, że znowu o moim losie, zadecydowało przeznaczenie. Późnym popołudniem, zapuściliśmy się na jakieś odludzie i totalna dzicz. Kumple chcieli przetrząsnąć, jak największy obszar. Zdrowo więc zasuwali. Gdzieś tak po 3-ech kilosach wysiadłem. Mówię, że trudno. Dalej już nie dam rady. Zaczekam na nich, aż będą wracali. Obok ścieżki, leżała niedawno ścięta kłoda drzewa. Sucha i ładnie okorowana, aż się prosiła, aby się do niej przytulić. Drzemałem se rozkosznie, tylko od czasu do czasu otwierałem oczy i zerkałem, co się koło mnie dzieje. Przy takim, z jednych zerknięć, zobaczyłem jakiegoś ptaka, który usiadł na czubku stojącego obok mnie drzewa. Sięgnąłem po leżący koło mnie aparat i popatrzyłem do góry, przez optykę. Na początku nie dopędziłem co widzę, ale na wszelki wypadek, strzeliłem dłuższą serie zdjęć. Dopiero na ekranie wyświetlacza zobaczyłem, jakie ogromne miałem szczęście. Nade mną siedziała sóweczka. Leżałem dalej, a aparat rozgrzał się prawie do czerwoności. Ale było źle, aby nie powiedzieć paskudnie. Ciemna sylwetka, na tle jasnego nieba. Do tego mocna poprzecinana gałęziami. Odważyłem się ruszyć odrobinę, potem już śmielej. Przesuwałem się drobnymi kroczkami, próbując znaleźć miejsce, o lepszej widoczności. A ta małpa patrzyła się na mnie, tymi swoimi wielkimi patrzydłami. I tam właśnie spełniło się jedno z moich marzeń. Niestety, nie wszyscy z nas, mogli powiedzieć to samo. Kol. Kamil jechał tu z ogromną nadzieję, że zobaczy w końcu, swojego upragnionego jarząbka. Niestety, wracał mocno rozczarowany. Wracaliśmy nieźle sfatygowani. Pogoda nam dopisała. Widzieliśmy kilka fantastycznych gatunków, w tym trzy, całkiem dla mnie nowe. Była jednak, pewna koszmarna sprawa. Mnie ona osobiście, uwierała jak cholera. Totalny pośpiech i brak czasu. Mijaliśmy mnóstwo przepięknych miejsc, gdzie chciało by się stanąć na pół godziny i zerknąć tu i tam. Niestety, przelatywaliśmy koło nich jak struś pędziwiatr i mogłem się tylko kontemplować powidokami. To miejsce, aż się prosi, aby spędzić tu wiele dni i spokojnie delektować się piękną krainą. Może parę pocztówkowych landszafcików, uzmysłowi Wam Przyjaciele, co mam na myśli.
Teraz przyszło mi do łba, że przez cały dzień nie widzieliśmy ani jednego drapola, nie licząc myszaków siedzących przy białostockiej trasie.
MÓJ NIEZAWODNY DRUH I TOWARZYSZ WIELU WYPRAW-KAMILOS |
NIE WIEM CO TO ZA LICHO. JAKIEŚ GRZYBY, CZY POROSTY. WSZYSTKIE DRZEWA WYGLĄDAJĄ TU, JAK BY PRZECHODZIŁA TĘDY WYCIECZKA SZKOLNA I WSZYSTKO CO MOGŁA, OKLEJAŁA GUMĄ DO ŻUCIA |
LEPIĘŻNIK RÓŻOWY |
TWARDNICA BULWIASTA. CIEKAWY GRZYBEK. ROSNĄCE KOŁO NIEGO ZAWILCE, NIE KWITNĄ |
NIE WIEM CZEMU,WALA SIĘ WSZĘDZIE, PEŁNO POŚCINANEGO I NIE WYWIEZIONEGO DRZEWA |
TE FOTĘ STRZELIŁ KOLEGA KRZYSIO MORTKA, CHWAŁA MU ZA TO |
JA Z NICH WSZYSTKICH,BYŁEM NAJSPOKOJNIEJSZY, JEŚLI CHODZI O SUKCES..
|
I JESZCZE KRZYSIEŃKO, UZNAJĄCY ZASADĘ, ŻE MILCZENIEJEST ZŁOTEM, A SZKODA,BO GDYBY CHCIAŁ, MÓGŁ BY GODZINAMI OPOWIADAĆ O PTASIORACH |
ZALEW SIEMIANÓWKA. NIESTETY MOGŁEM GO PODZIWIAĆ, TYLKO PRZEZ MGNIENIE OKA |
DZIĘCIOŁ TRÓJPALCZASTY
|
J.W |
FAKTYCZNIE, MA TRZY PALCE |
J,W |
ŚREDNIACZEK |
DENDROCOPOS MEDIUS |
|
DZIĘCIOŁ ZIELONOSIWY-PICUS CANUS |
J.W |
J.W |
J.W |
MOJE PRZEZNACZENIE-SÓWECZKA |
GLAUCIDIUM PASSERINUM |
J.W |
J.W |
J.W |
A teraz zdjęcia, które przyprawiają mnie o rozstrój nerwowy. Jak to wielokrotnie podkreślałem, uznaję sobie nowy gatunek za zaliczony, jeśli uda mi się jego przedstawicielowi, zrobić czytelne zdjęcie. I teraz właśnie dylemat . Widziałem dzięcioła białogrzbietego dwa razy, w identyczny sposób. Kolega stojący obok zdążył zrobić mu zdjęcie, a ja szukałem lepszego widoku i dałem D... No i teraz pytanie, co ja mam zrobić uznać se go, czy nie ??????
DENDROCOPOS LEUCOTOS |
ZDJĘCIA DZIĘCIOŁA BIAŁOGRZBIETEGO ZROBIONE PRZEZ KOLEGĘ KAMILA ŚLUSARSKIEGO
|
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz