Łączna liczba wyświetleń

piątek, 10 września 2021

371-D Z I K I E P O L A.

LUBYCZA KRÓLEWSKA-KRYŁÓW...

.2021.09.4-5.

                    Dzikie Pola, to legendarne miejsce, o którym słuchałem podniecające rzeczy, i to od wielu  lat. Przeznaczenie, kierowało jednak moje kroki, w zupełnie inne kierunki. W końcu jednak nadszedł czas, iż dowiedziałem się, że mogę wziąć udział w ekspedycji, zmierzającej na te słynne tereny. Czemu słynne ? Otóż jeżeli trafi się tam szczęśliwie, to znaczy o odpowiedniej porze roku i przy sprzyjających warunkach atmosferycznych, można tam zobaczyć tłumy zalatujących tam drapoli. I nie chodzi tu bynajmniej, o byle myszaki. Można tu zobaczyć wszystkie gatunki drapków, nawet te najbardziej egzotyczne. Z reszta nie tylko drapków. Oblizywałem się więc lubieżnie, na samą myśl, co też tam zobaczę. Jeśli chodzi o mnie, to najbardziej marzyłem o ptaku, którego brakowało mi na liście podstawowych drapoli, czyli Gadożera. Jest tam akurat para lęgowa, więc wydawało się, że jechać tam i je zobaczyć, to tylko formalność. Oczywiście marzyły mi się tyż Mornele, które bywają tam, o wiele częściej niż w innych częściach kraju. W drodze powrotnej, nie pogardził bym czaplami-Purpurową i Nadobną. Przeznaczenie, napisało już scenariusz najbliższych wydarzeń i nie pokrywał się on do końca z moimi marzeniami. Koło 9-tej rano, minęliśmy Tomaszów Lubelski i Koledzy którym towarzyszyłem, zadecydowali, że najlepiej będzie zacząć ekspedycję od miejsca, gdzie mamy duże szanse na Mornele. Otóż jest tam takie miejsce, że jeżeli tylko mornele pokazują się w okolicy, to owo miejsce, jest ich ulubioną miejscówką i można je tam wyhaczyć, prawie na 100 %. Zgodnie z ich podejrzeniami, moje marzenia  zrealizowały się. Moje kochanieńkie Mornele, dopadliśmy szybo i  bez specjalnego  wielkiego wysiłku. To nie są bardzo płochliwe ptaki. Pozwoliły podejść nam, gdzieś na 20 metrów. Potem utrzymywały ten dystans. Nie polatując, a biegnąc przed nami, jak miniaturowe strusie. To był dla mnie prawdziwy szok emocjonalny. Widziałem je kiedyś raz jeden. Bez lunetę. Biegały  gdzieś daleko, na rozgrzanym Słońcem polu. Jakieś niewyraźne, falujące cienie. A tu miałem je pod samym nosem. Nie męczyliśmy ich długo. Spieszyliśmy się dalej, bo oczami wyobraźni, widzieliśmy te tłumy drapków, niecierpliwie czekających na nas. Warunki jednak, nie były zbyt korzystne. Wiał silny północny wiatr. A położone już wysoko Słońce, zaczynało grzać niemiłosiernie, co widać było w szkłach lornetek, gdy patrzyło się po polach. Ja przeżyłem następny szok emocjonalny. Gdy jeżdżę na znana mi ziemię łowicką, widuję tam często myszaki, na które przestaje się już zwracać uwagę. Tutaj, dominującym drapolem, były Orliki. Gdzie tylko było pole, po którym zasuwały traktory z pługami, tam zaraz wirowały w powietrzy, te przepiękne ptaki. W krótkim czasie, naliczyliśmy ich co najmniej 13. I to zliczając ptaki, które się widziało jednocześnie i sumując liczby z oddalonych miejsc. Niestety, zaorane pola, to ciemna ziemia, która błyskawicznie nagrzewa się w rozpalonym Słońcu. No i od razu ujawniła się moja stara towarzyszka broni-Czarna Rozpacz. Tuż przed nosem, widziałem krążące, cudowne ptaki, a próby zrobienia przyzwoitego zdjęcia, spełzały na niczym. Tutaj już, powaleni mnogością wrażeń, poruszaliśmy się powoli, rozglądając się niecierpliwie, kiedy zobaczymy, jakiś " Grubszy Kaliber" No i niestety. Tym razem nie było mi pisane, zobaczyć nadzwyczajnego rarytasa, ani powiększyć listę gatunków. Pikanterii dodaje fakt, iż po drodze spotkaliśmy trzech Ptasiarzy. Gadu, gadu i przypucowali się, że wracają z obserwacji gadożera. Bez specjalnego proszenia, dali nam dokładna miejscówkę. No to wszystko poszło na bok i dalej że na Gada. Niestety, na miejsce dotarliśmy już przed 16-nastąi Kumple dawali mi niewielkie szanse, że uda się zobaczyć o tej porze ptasiora. No i niestety, mieli rację. Wytrwaliśmy tu ponad godzinę i potem, krążąc po okolicznych polach, ruszyliśmy powoli na kwaterę. Byliśmy już nieźle sfatygowani, a rano trza było znowu pyrgać dalej.

    Rano, ale nie o świcie, ruszamy w drogę. Mamy wielką oskomę na susły. Kierujemy się więc, na ich pobliski rezerwat. Pogoda jest boska. Niebo bez jednej chmurki. Wiatru wcale. "Złota Godzina" więc Świat wygląda po prostu nieziemsko. O 8-mej meldujemy się na polu susłów. Podkreślam godzinę, bo jest to istotne. Ano rzeczonych susłów niet. Postaliśmy z 15 minut i zaczęliśmy przymierzać się do powrotu. Ale susły były mi pisane. Spotkaliśmy miejscowego Przyrodnika. Ten nam wytłumaczył, że można je zobaczyć bez specjalnego wysiłku. Jeno, ze rano to one śpią jak susły. Trzeba trochę poczekać, aż Słońce wejdzie wyżej i osuszy trawę. Wtedy na pewniaka się pokażą. I faktycznie tak się stało. Piękne, ale płochliwe. Można się do nich zbliżyć, tak gdzieś na 25 metrów. Podejrzewam, że gdyby poświęcić im więcej czasu, położyć się gdzieś bliżej na karimacie i przykryć siatką. A może i sypnąć trochę pszenicy. Wtedy na pewniaka można by zrobić cudne foty. Ale czas gonił Kumplowszczaków, a oni mnie. Więc podziękowałem małym Śliczniakom i ruszyliśmy dalej. Dzisiaj było dużo cieplej. Północny wiatr mocno osłabł i po drodze czekało na nas mnóstwo Orlików, w tym nawet jeden, czy dwa grubodziobe. Mimo niedzieli, orka trwała w najlepsze. A wszędzie orliki i Myszaki. Momentami nie wiadomo było w którą stronę się patrzeć. No i niestety, nieco za monotematycznie. Powietrze falowało dużo gorzej niż wczoraj i zrobić ludzka fotę było prawie niemożliwym.

Kręciliśmy się po polach, stając na popas w ciekawszych miejscach, ale rarytasów nie było. Jastrząb, kobuz, krogul. To wszystko. Urozmaiceniem był intensywny przelot żołny, którego to ptaka słyszało się nieraz bez przerwy. Leciały jednak wysoko i rzadko kiedy przysiadały, przy ziemi. Totalnym zaskoczeniem, był zupełny brak kobczyków. Ale ten rok cuś im nie sprzyja.

  Zmęczeni i w nie najlepszych humorach, ruszamy w kierunku domu. Świeci się. jeszcze małe światełko nadziei. W drodze powrotnej zajrzymy do Nielisza, na tamtejszy zalew. Siedziało tam parę czapli nadobnych i purpurka. Chętnie bym je zobaczył z bliska. Gdy dojeżdżamy, przezywam deja vu. Zupełnie jak bym wjeżdżał nad Jeziorsko. Topograficznie, prawie identico. Tylko oczywista mniejszy. Pojechaliśmy na cofkę, a tam ptaków od cholery i ciut ciut. Od spotkanych tam znajomych, dowiedzieliśmy się, że purpurka nie była tu ostatnio widziana, ale nadobne są. Szlag nas trafił przy okazji, bo podchodząc do brzegu, spłoszyliśmy rybołowa. Odleciał i już nie wrócił.

 Było pięknie. Kumple nie wiedzieli, gdzie kierować lunety. "Towaru" od groma. Ja miałem swoje wyczekiwane nadobne. Niestety, niezbyt blisko, a powietrze nad rozgrzanym brzegiem, falowało jak cholera. Wytrzymaliśmy tam do 18-tej i ruszyli z kopyta na Warszawę.

  Reasumując: przejechałem kawał pięknej Polski. Dzikie Pola są przepiękne. Niekończące się, pofalowane przestrzenie. Gdzie nie gdzie kępa drzew. I wszechogarniający święty spokój. Na głównej drodze, niewielki ruch. Wystarczy jednak zjechać, w któryś z bocznych polniaków, a zapomina się, że na świecie są gdzieś ludzie. Jednej rzeczy mi tylko brakowało. Na Podlasiu, czy na ziemi łowickiej, ciągle się mija jakieś rzeczki, strumyczki, rozlewiska, wody melioracyjne, czy stawy. Tutaj jest bardzo sucho i otwartej, wolnej wody, jest bardzo mało.

No i na koniec, muszę bardzo podziękować Towarzyszom wyprawy-Kamilosowi i Krzysiowi, że mieli niewyczerpaną cierpliwość do inwalidy, jakim się już niestety stałem. Bez nich, nie zobaczył bym nic z tych wspaniałości


                                                   MORNEL-CHARADIUSMORINELLUS









Ja uczepiłem się najbliższego ptaka i trzymałem się go, zapominając o całym świecie. Doświadczony i o znacznie większej wiedzy Kolega, wybrał se do zdjęć cymesik- dorosłego, wybarwionego samca. Zdjęcie zrobione  przez Kolegę KRZYSIA MORTKĘ

AQUILA POMARINA-ORLIK KRZYKLIWY














TURKAWKA-STREPTOPELIA TURTUR

CIRCUS AERUGINOSUS-"BLONDYNA"

ATHENE NOCTUA-PAJDZIOCHA

Mój ukochany Skarbuniek, siedział w środku dnia, w oknie jakiejś rudery, tuz obok szosy i wygrzewał się na Słoneczku. One to lubią


ŻOŁNA-MEROPS APIASTER

Chiba małolat, bo barwy takie mało wyraźne i nie soczyste

Tym razem, to tylko BUTEO BUTEO

No i takie są żałosne efekty, jak się foci, na tle białej chmury

SUSEŁ PEREŁKOWY-SPERMOPHILUS SUSLICUM-
Cacuś prześliczny, tylko ta łacińska nazwa, jakaś takaś nie kunieczna






CZAPLE-NADOBNA I BIAŁA



EGRETTA GARZETTA-CZAPLA NADOBNA



NADOBNA I SIWE


Spotkały się dwie Nadobne i pierwsze co zrobiły, to złapały się za łby






          A tera, przyjrzymy sie martwej naturze, czyli krajoznawcze landszafty


Z tego punktu, ruszamy na Mornele



Się schodzi z drogi, się idzie tyralierą przez pole bez końca i się je "czesze". Jak się poszczęści, to da się zauważyć jakiś ruch. No i wtedy Victoria









Nasz hotel. Bardzo wygodna kwatera. Czysto i przyjemnie. Bardzo miła, sympatyczna i uczynna Gospodyni. Piękna Kobieta. Pani Alicja Jóźwiak. Dołhobyczów, Polna 14.




Ta kępa zarośli w centrum, to rezerwat susełków





"Kurhan Mamaja" Miejsce pielgrzymki ptasiarzy. Z powodu, że nie tacy bogobojni, ale dlatego, że ten kopiec jest usypany, na wysokiej fałdzi terenu. Z jego szczytu, jest doskonała widoczność, na olbrzymi obszar. Przy samej granicy, kole Mycowa




CERKIEW-BUDYNIN




Wytrzymać parę godzin, trzymając na wyciągniętych ręcach, kilka kilo, to istny koszmar

Cofka na Nieliszu