Łączna liczba wyświetleń

sobota, 28 marca 2020

361. SE BIEBRZNĄŁEM

DOLINA DOLNEJ BIEBRZY- 15 +22.03.2020.

           A dokładnie, to biebrznąłem dwa razy. A wszystko to, przez popapraną, tegoroczną pogodę. Normalnie, to o tej porze roku, każdą wolna chwilę, spędzam w Towarzystwie Kumpli, w dolinach Słudwi i Bzury, ganiając za stadami gęsi, a potem za przelotnymi siewkusami. Niestety, bezśnieżna, sucha i ciepła zima, spowodowała, że wyżej wymienione tereny, są suche jak pieprz. Żadnych rozkosznych bagienek i pięknych rozlewisk. Zwykły step. Nic dziwnego, że gęsi omijały ten teren, zatrzymując się ewentualnie na odpoczynek, w dolinie 5-stawów (hodowlanych), nad Bzurą. Nie były to jednak ilości powalające, a do tego, koszmarnie daleko. W sam raz dla luneciarzy. Oczywistym jest, że zaczęła nas gnębić, czarna rozpacz. Wtedy, zaczęły do nas dochodzić super wieści z nad Biebrzy. Niezmierzone stada gęsi. Wśród nich, zostało wypatrzonych, parę małych i krótkodziobych, nie wspominając o berniklach rdzawoszyich i białolicych. Nic więc dziwnego, że długo nie wytrzymaliśmy. Na pierwszy wypad, było tak wielu chętnych, że pojechaliśmy samochodem, Kolegi Dawida. Citroen Picasso, miał pomieścić bez problemu, 6-ciu chętnych. W ostatniej chwili, jeden zrezygnował, więc podróż mieliśmy całkiem luksusową. Pandemia zaczynała się właśnie rozkręcać. Droga wyjątkowo pusta. Prawie żadnych TIR-ów i niezbyt  wiele samochodów osobowych. Dojechaliśmy do celu błyskawicznie. Piękna słoneczna pogoda. Gdy wyjeżdżaliśmy, termometr pokazywał -8 stopieńków. Gdy dojechaliśmy, było koło zera, ale zaczął się zrywać nieprzyjemny wiatr.Pierwsze wrażenia szokujące i nieprzyjemne. Żadnych malowniczych i bezkresnych rozlewisk. Narew i Biebrza, płynęły swoimi wąskimi, stałymi korytami, a wszędzie po horyzont, ciągnął się, wypłowiały step Nieco zdegustowani, ruszyliśmy na poszukiwanie gąsek. Zjeździliśmy dokładnie cały teren, od Rusi do Goniądza i stopniowo zaczęły, wydłużać się nam miny, Czy to dlatego, że nie przybyliśmy tu bardzo rano, czy dlatego, że zmieniły się warunki hydrologiczne, ale w typowych i "normalnych" miejscach, gąsek za dużo nie było. Tam gdzie ma łąkach, siedziało jakieś niewielkie stado gęsi, na najbliższych drogach stały całe sznury samochodów i to przeważnie z warszawską rejestracją. Ale są pewne zasady, które pozwalają wywalczyć sukces. Pierwsza-to doskonała znajomość terenu, a byłem w towarzystwie Mistrzów w tym względzie, a druga-to dobre koleżeńskie stosunki, z podobnymi nam. Gdy się ciągle jeździ po całej Polsce, to po pewnym czasie, zaczyna się spotykać, te same twarze. Mniej lub więcej znane. I się gdzieś stanie i zaraz zaczyna się nawijka w stylu - Cześć Krzysiek. I co widziałeś
 coś ?? My jedziemy stąd i stąd, a po drodze widzieliśmy to i to A Ty ?? A ja byłem tu i tam, widziałem to i tamto. A jadę tam i tam. Dobra, to jak coś zobaczysz, to daj znać.  Po kliku godzinach, w terenie samoorganizuje się siatka wywiadowczo-informacyjna. Nawet nie wiecie Ludziska, jak bardzo jest skuteczna. Po południu, mieliśmy już rozeznanie w głównych siłach przeciwnika i przyszła pora na żniwa. Jak zawsze, wszystkim jednako, nie da się dogodzić. Gęsi, dręczone od rana, tłumami "prześladowców" były bardzo płochliwe. Koledzy byli w siódmym niebie. Jako luneciarze, mieli wprost idealne warunki do obserwacji. No prawie. Mino, że było zimno jak cholera i wiał wiatr, mocno operujące Słońce, powodowało już od rana silne falowanie powietrza. Ja marzący o fajnych zdjęciach, musiałem się obejść smakiem. Tego dnia, nie zrobiłem dużo zdjęć, a tej niewielkiej ich ilości, nie było nic wystrzałowego. Koledzy za to pieli z zachwytu. Zgodnie potem stwierdzili, że jeszcze nie widzieli na raz,na jednym terenie, tyle gęsi. Liczyło się je, nie setkami i tysiącami, ale dziesiątkami tysięcy... Pod wieczór, gdy wszystkie one zaczęły się podnosić, aby udać się na noclegowiska, albo w dalszą drogę, niebo  było czarne od lecących we wszystkich kierunkach ptaków. Za to w przeciwieństwie do gęsi, kaczek było jak na lekarstwo. Trudno się dziwić, biorąc pod uwagę, brak rozlewisk. Wracaliśmy do domy zmęczeni, ale szczęśliwi (prawie wszyscy). Ja byłem podłamany; brakiem fajnych fot, smutkiem zestepowiałej Biebrzy i widokiem miejsca, z którym wiązało się dużo fajnych wspomnień. Chodzi o Brzostowo. Wiele lat temu, byłem tu na wycieczce z Horyzontami. Pierwszy raz nad Biebrzą. Było tu fantastyczne miejsce. Na brzegu postawiona wielka wieża obserwacyjna, u gościnnych Gospodarzy, można było kupić kawę, czy herbatę i wypić pod daszkiem, przy wielkim, drewnianym stole. Teraz już tego nie ma. W tym miejscu, jest tylko kawałek łąki, na której leży stos bel siana. Gospodarzowi zmarło się, wieża się zawaliła, a nowy właściciel, wszystko rozebrał do gołej ziemi.
  Po powrocie do domu, miałem wielkiego, psychicznego kasa. Chiba się tam szybko nie wybiorę. Ale Kumple nie mogli zapomnieć uroku tego miejsca. Ciągnął Ich nieodparcie i przyzywał, tęskny  krzyk dzikich gęsi. 
Najpierw w tygodniu, wyskoczył tam Kol.Łukasz. Jego niesamowite opowieści spowodowały, że popędził tam zaraz Kol. Kamil. Wg nich, był teraz szczyt przelotu. Działy się tam niesamowite rzeczy  i nie można było zmarnować takiej okazji. A więc w następną niedzielę, powrót nad Biebrzę. Przyznam się szczerze, że plany te, przyjąłem zupełnie obojętnie. Ale gdy nadeszła sobota, nie mogłem już się doczekać chwili, gdy znowu znajdę się w tym czarodziejskim miejscu.
  
  Znowu w drodze. Poradzili sobie widocznie z korkami na granicy, bo TIR-ów było znacznie więcej, ale za to dużo mniej osobówek. A sam pobyt nad Biebrzą, to była z grubsza rzecz ujmując, powtórka z rozrywki. Koledzy, bogaci w doświadczenie, nie marnowali czasu na jeżdżenie po miejscach,nie rokujących nadziei, A od razu ruszyli do miejscówek, obleganych ostatnio przez gąski. Ludzi było już  znacznie mniej, niż przed tygodniem. Gęsi z resztą też. Było już  po szczycie przelotów. Znikły zupełnie siewki złote, widziane w dużych ilościach w zeszłym tygodniu. Było za to dużo więcej batalionów, choć nie było jeszcze widać samców, w godowych szatach. Warunki do obserwacji, też były dużo gorsze. Wiał silny, przeszywający do szpiku kości wiatr. Niewiele można było zobaczyć przez lunetę, bo wiatr telepał nią, jak cholera. Trudno było z resztą wytrzymać przy niej, dłużej niż kilkanaście minut, dzwoniąc melodyjnie zębami.. Tym razem jednak,los się do mnie uśmiechnął. I to bardzo szeroko. Obdarował mnie dwoma szansami, do sfocenia wyjątkowych ptaków. Obie doskonale wykorzystaliśmy. Pierwsza okazja to droździki.  Zrobiłem im do tej pory, tylko kilka zdjęć. Z daleka, czyli takie bardzo "dokumentacyjne". Chodziłem za nimi, od paru lat, ale bezskutecznie. A ponieważ mocno teraz leciały, poprosiłem Kolegów, aby specjalnie dla mnie, zwracali na nie uwagę. I tak też się stało. Wypatrzyli dwa, w dużym stadzie, zerujących przy drodze kwiczołów. Próby podjechania do nich, na niewielką odległość, od razu je płoszyły. Stanęliśmy więc od nich spory kawałek drogi i główkujemy, jak je dopaść. Obmyślaliśmy skomplikowany plan, gdy zauważyliśmy, że gdy tak ględziliśmy w samochodzie, żerujące stado, zbliżyło się trochę do nas. A więc, nie będziemy robili nic. Otworzyliśmy lufciki, wystawiliśmy przez nie rury i zamarliśmy bez ruchu. Po 10 minutach, były już na odległość, zapewniającą niezłe zdjęcia. Po następnych 10-ciu minutach, droździki były na odległość 5 metrów. W najśmielszych marzeniach, nie myślałem, że los zrobi mi takiego prezenta. No i proszę ja Was Kochani, za godzinę identyczna sytuacja, powtórzyła się z dwoma parami kulików. Tylko, że fotografując droździki, Słońce było za nami i pięknie oświetlało ptaki, to kuliki były niestety w kontrze. Ale  i tak zgodnie stwierdziliśmy, że nigdy tych ptaków, nie oglądaliśmy, z tak bliska. Nie mogłem narzekać, bo trafił się jeszcze piękny srokosz, a to przepiękny samiec błotniaka zbożowego, a to  bataliony zechciały nas obejrzeć z bliska. Aparat prawie nie odpoczywał. Przywiozłem ok. 1800 zdjęć. I to jest rozsądny "urobek". Wracaliśmy zmęczeni, ale bez wyjątku, wszyscy szczęśliwi. A skoro tak nam dobrze szło, to postanowiliśmy wykorzystać szczęście, na full. Zajechaliśmy, Sami wiecie gdzie, aby posłuchać, gniazdujące tam puchacze.. Dołączyliśmy do dwóch samochodów miejscowych miłośników i czekaliśmy w półmroku, na ekscytujący koncert. No i niestety, nie doczekaliśmy się. Ale spece od sów nie byli zdziwieni. Przy takiej wietrznej pogodzie, nie mieliśmy żadnych szans. Za to przeżyliśmy kilka, pięknych nastrojowych chwil, szczególnie gdy inne samochody już odjechały i zostaliśmy sami. Krwawa czerwień nieba, po nieobecnym już Słońcu. Czarny, ucichły już las, tajemnicze pluski, dobiegające z przykrytego ciemnością bagna i przelatujące nad głową słonki. Takie chwile, pamięta się do końca życia.

GĘSIA ZUPA


BERNIKLE BIAŁOLICE-BRANTA LEUCOPSIS


BERNIKLE BIAŁOLICE I GĘSI BIAŁOCZELNE


RODZYNEK-BERNIKLA RDZAWOSZYJA-BRANTA RUFICOLLIS
ZDJĘCIE KOLEGI KAMILA ŚLUSARSKIEGO


ŻERUJĄCE WŚRÓD GĘSI BATALIONY


J.W.


J.W.


BATALIONY-PCHILOMACHUS PUGNAX


BATON


J.W.


J.W.


CZAJA-VANELLUS VANELLUS

 


J.W.


SIEWKI ZŁOTE-PLUVIALIS APRICARIA


ŻURKI-GRUS GRUS


J.W.


NASZ POCZCIWY BOCIEK, WYWOŁAŁ W NAS WSTRZĄS EMOCJONALNY. JAK GO ZOBACZYLIŚMY, ZDAŁO SIĘ  NAM, ŻE MIAŁ SPOTKANIE Z PĘDZĄCYM SAMOCHODEM. ŻE NIBY STERCZAŁO MU POŁAMANE I ZAKRWAWIONE SKRZYDŁO


POTEM SIĘ OBRÓCIŁ, A MY ODETCHNĘLIŚMY Z ULGĄ. TO TYLKO WICHURA, ZROBIŁA Z NIEGO, OFIARĘ LOSU


CYMES-SAMIEC BŁOTNIAKA ZBOŻOWEGO-CIRCUS CYANEUS


NARESZCIE NIE UCIEKAJĄCY SROKOSZ-LANIUS EXCUBITOR


J.W.


JEGO WYSOKOŚĆ-KULIK WIELKI-NUMENIUS ARQUATA












O MÓJ WYMARZONY !! DROŹDZIK-TURDUS ILIACUS




PODSZEDŁ TAK BLISKO, ŻE NIE MIEŚCIŁ SIĘ JUŻ W KADRZE. TRZEBA BYŁO SKRACAĆ OGNISKOWĄ.




GĘSI BIAŁOCZELNE-ANSER ALBIFRONS










XXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXX

NA POCZĄTKU DRUGIEGO WYPADU, PRZYWITAŁ NAS WIDOK, ŁADNEGO STADA GĄSEK. UKRYCI W KĘPIE KRZAKÓW, MIELIŚMY JE JAK NA WIDELCU



ALE POJAWIŁ SIĘ, WYBITNY  PRZEDSTAWICIEL MIEJSCOWEJ ELYTY. MIJAJĄC NAS, POPATRZYŁ NA NAS, JAK NA PADLINĘ. POJECHAŁ POWOLI DALEJ, A GDY DOJEŻDŻAŁ DO GĘSI, WCISNĄŁ DO OPORU PEDAŁ GAZU, A SILNIK ODPOWIEDZIAŁ, GROMKIM RYKIEM






W ŚRODECZKU,GĄSKI





TO  ZDJĘCIE, JEST SKLEJONE Z 5-CIU NORMALNYCH. MOŻNA JE MOCNO POWIĘKSZYĆ, NIE TRACĄC SZCZEGÓŁÓW I POLICZYĆ GĄSKI












GĄSKI W PROMIENIACH ZACHODZĄCEGO SŁOŃCA