Łączna liczba wyświetleń

niedziela, 30 sierpnia 2015

193.POWTÓRKA Z KSZYCZANIA

KONSTANCIN JEZIOR.-2015.08.27.   

   Gdy wróciłem rozemocjonowany,tym co widziałem,z poniedziałkowej wizyty na osadnikach,zaczęło mnie dręczyć pytanie-A może było tam gdzieś w kącie, cuś fantastycznego i ja to przegapiłem ?
Za dwa dni,złapałem deczko wolnego czasu i postanowiłem pojechać tam ponownie i zobaczyć,czy wycisnę z tego miejsca,coś jeszcze.Pojechałem trochę później niż poprzednio i tym razem,zgodnie ze swoim zwyczajem,ubrałem się w kurtkę,z długim rękawem.Ostatnio byłem beż żadnej kurtki i przypłaciłem to, prawie oparzeniem słonecznym.Moje ramiona przypominały kolorem,  świerzo wyjętego z pieca prosiaczka.I choć się ze mnie lał pot,było dobrze,bo Słońce świeciło jeszcze mocniej,a do tego były cholerne gzy,takie trzy na kilo. Straszliwie napalone na moja krew.Jak jednego zdrowo klapnąłem w łeba,to na ciele pozostał czerwony rozbryzg.Zupełnie,jak by kto trafił  mnie, pomidorem zrzuconym z 3 piętra.A więc piekłem się powoli na Słońcu i ze smutkiem patrzyłem na niecki osadników.Ptaków było mniej,a do tego były bardziej płochliwe.Być może dlatego,że po sąsiedzku,na stawie,działał dzisiaj,wyciąg linowy dla narciarzy wodnych.Obszedłem cały teren,robiąc od czasu do czasu jakieś zdjęcia,a potem wcisnąłem się w trzciny,siadłem na małym krzesełku i zacząłem czekać cierpliwie.Miałem nadzieję,że znęcone moim bezruchem i spokojem,ptasiorki podlecą bliżej mnie.No i podleciały,ale tylko łęczaki.One na wodzie,to jak gołębie w mieście.Wszędzie ich pełno.
Człowiek widzi,że gdzieś daleko,zasuwa coś na długich nóżkach,patrzy przez lornetkę,a tu łęczak.I tak ciągle.Nieraz mam ich serdecznie dosyć.I właśnie myślałem o nich niepochlebnie,a szczególnie o ich mamusiach,gdy coś mnie podkusiło i spojrzałem w bok.Patrzę i nie wierzę własnym oczom.Z przerażająca prędkością,pędzi w moim kierunku,coś strasznego.Czerwone i z wielkości ,jak pół kilo serdelowej.O rzesz ty.Zerwałem się gwałtownie i zrobiłem skok w bok.A tu ze wszystkich stron, rozległo się pitolenie zrywających się łęczaków.I po ptokach.Obcykałem potwora ze wszystkich stron.A potem na ratunek do FB.Jak się okazało,była to gąsiennica motyla nocnego,czyli ćmy.A dokładnie TROCINIARKA CZERWICA.Ciekawe,bo nie wiem dlaczego,ale jak się widzi jakąś wielką lichę,to można być prawie pewien,że to  wyjdzie z tego ćmak.Miałem już dosyć.Potoczyłem się powoluśku do domu.Czekało mnie szykowanie sprzętu-czyszczenie,ładowanie akumulatorów,szykowanie map,na jutrzejszy wypad nad Jeziorsko.
ALE O TEM POTEM
BRODZIEC ŚNIADY-TRINGA ERYTHRPUS

J.W

J.W

J.W

KOKOSZKI-GALLINUKA CHLOROPUS.
bYŁEM ZASKOCZONY TYM WIDOKIEM,ZAWSZE JE WIDYWAŁEM NA GRANICY WODY I LĄDU.TE TUTAJ PŁYWAŁY NA ŚRODKU STAWU,JAK MAŁE KACZUSIE

CYGNUS OLOR

CZAPLA SIWA-ARDEA CINEREA

J.W

I TAK KRĘCIŁA TYM ŁBEM NA WSZYSTKIE STRONY.....

...AŻ SE GO UKRĘCIŁA

KWOKACZ-TRINGA NEBULARIA.
TEGO OBSERWOWAŁEM DŁUŻSZY CZAS.MIAŁ TYLKO JEDNĄ NOGĘ I MIMO TO ,ŚWIETNIE DAWAŁ SE RADĘ.

J.W-TYLKO,ŻE TE UDAJĄ,ŻE MAJA PO JEDNEJ NODZE.
I JESZCZE ŁĘCZAK

CYRANKA I KRZYŻÓWKA-ANAS QUERQUEDULA+ANAS PLATYRHYNCHOS.
TYM RAZEM,ZWRÓCILEM BACZNIEJSZĄ UWAE NA KACZKI.OD RAZY WYPATRZYŁEM KILKA CYRANEK.A W OGÓLE TO O TEJ PORZE ROKU,NIE LUBIE OGLĄDAĆ KACZUSIÓW.PRZECHODZIŁY WŁAŚNIE OKRES PIERZENIA I WSZYSTKIE WYGLĄDAŁY PRAWIE TAK SAMO

VANELLUS VANELLUS

COSSUS COSSU-TROCINIARKA CZERWICA

J.W

ŁĘCZAK-TRINGA GLAREOLA

J.W

J.W

J.W

J.W

J.W

KSZYKI-GALLINAGO GALLINAGO

J.W.

piątek, 28 sierpnia 2015

192.ALE SENSACJA,I ILE PRZY TYM KSZYKU

KONSTANCIN-JEZIOR.-2015.08.24  
       A wszystko zaczęło się tak.Mój znakomity kolega Łukasz,\opowiadał mi 
ostatnio ciągle,ileż to fantastycznych drapoli na przelotach,widział na Polach Oborskich.W sobotę w ciągu trzech godzin,widział ponad 60 i to naprawdę rarytasy,jak choć by błotniaki łąkowe,czy też kobczyki.Był tam też trzmielojad,albo kurchannik.Nie pomnę.Znakiem tego trzeba się tam przespacerować i zobaczyć na własne oczy.Z nastawieniem,że zobaczę dziesiątki drapoli,a może i jeszcze więcej,pojechałem do Gassów.Nie za rano,bo drapieżniki lubią latać w kominach termicznych,a te musi dopiero stworzyć grzejące Słońce.Szedłem wolniusio ,gęsto często przysiadając przy drodze i kręciłem na okrągło głową.Czas mijał,a ja nic jeszcze nie wykręciłem.Mijam po drodze wielkie stado czajek,odpoczywających na polu.Próbuję do nich podejść i sprawdzić,czy nie ma wśród nich siewek złotych.Z daleka,nic nie mogę rozpoznać,bo strasznie faluje powietrze,nad rozgrzanymi w Słońcu polami.Niestety,nie dały zbliżyć się do siebie,na jakąś rozsądna odległość.Skręciłem na polną drogę i idąc wzdłuż skraju lasu,obrałem kierunek na widniejący w oddali komin Starej Papierni.Ten kawałek drogi,zawsze dostarczał mi dużo emocji.Naoglądałem tu się sporo myszołowów.Wysiadujących na krzakach i krążących nisko nad polami.
Pierwszy raz nie zobaczyłem,ani jednego.Coś mi tu nie pasowało.Mogłem mieć trudności w szybkim rozpoznawaniu drapoli,ale widział bym przynajmniej,że coś pazurzastego przelatuje.Potem szybko wydarzyło się kilka rzeczy.Z pobliskiego,polowego lotniska,rozległ się ryk lotniczych silników i po chwili zobaczyłem trzy wielkie ptaki.Nie byle jakie.Metalowe,kolorowe i bardzo stare.Gdy je oglądałem przez lornetkę,w jej pole widzenia wpadły nagle dwie sylwetki jakiś drapoli.Jeden duży,drugi trochę mniejszy.Znajdowały się bardzo wysoko i nawet nie próbowałem ich rozpoznać.Mając podzieloną uwagę,między nimi,a samolotami,szybko straciłem je z pola widzenia i nie potrafiłem już ich odnaleźć.I może to była przyczyna moich niepowodzeń.Brak doświadczenia w obserwowaniu tego zjawiska,jakim są migrujące ptaki drapieżne.Mam nadzieję,że zobaczę kiedyś fachowca,jak obserwuje takie drapieżniki i zdobędę odpowiednie doświadczenie.Być może ryk silników,był powodem,że nad pobliskim polem pojawił się upragniony drapol.Widząc jego sylwetkę,od razu sklasyfikowałem go jako błotniaka stawowego.Samica,albo młodzianek.Ale coś mi w tym widoku sprawiało dyskomfort psychiatryczny. Stawowe są brązowe i to takim ciemnym i nieefektownym brązem.Ten brąz był jasny i święcący odcieniem pomarańczy.Na wszelki słuczaj,zrobiłem mu serię zdjęć.I bardzo dobrze,bo po dokładnym przestudiowaniu zdjęć,okazało się,że miałem ogromne szczęście,zobaczyć błotniaka łąkowego.Juv.ale był.Drugi raz w życiu,miałem możliwość oglądać ten gatunek.I nie ma co ukrywać,że od razu nabrałem wigoru.Poprzednio,po długim i bez efektów marszu,zeszło ze mnie powietrze.Teraz przypomniałem sobie jeszcze,że Łukasz namawiał mnie mocno,że jeżeli pojawię się tu gdzieś w okolicy,to żebym wdepnął (nie dosłownie)na osadniki starej oczyszczalni ścieków.A że akurat koło nich przechodziłem,wdepnąłem.Dawno tu nie byłem i od razu zobaczyłem jak wiele się tu zmieniło.Znikły wszystkie urządzenia mechaniczne i elektryczne.Zostały dwie niecki,wypełnione wysychającym błotkiem.A na nim....o rzesz ty-kilkaset ptaków siewkowatych.Jeszcze nigdy ich tu tyle na raz nie widziałem.Wielkie, liczące przynajmniej koło 200 ptaków stado czajek i co najmniej drugie tyle siewkowatych i jak się okazało,również brodźców.Osią całego biznesu,czyli "szoła",jest wąska grobla,rozdzielająca,obydwie niecki.Jej krawędzie porasta trzcina.Jak się szybko przekonałem,trzeba poruszać się wzdłuż niej bardzo,bardzo powoli,najlepiej pochylonym i od czasu do czasu,dyskretnie i powoli,wyglądać ponad trzcinami.Kursując w te i nazad,przez 4 godziny,po tych 200 metrach grobli,napatrzyłem się do syta.Większość siewkowatych to były kszyki.Były najmniej bojaźliwe i pozwalały podejść do siebie,stosunkowo blisko.Jeszcze nigdy nie widziałem ich tylu na raz i tak blisko.Oczywiście było też pełno łęczaków i pojedyncze kwokacze.Największym rarytasem,był jednaki dla mnie brodziec śniady.Myślałem początkowo,że to krwawy dziób,ale szybko się zorientowałem,że to nie on.Ku mojemu zaskoczeniu,nie zobaczyłem anie jednego piskliwca.Wszechobecnego nad Wisłą.No i też zorientowałem się przy tym,jaki ja się już zrobiłem mądry.Łukaszowi należą się ogromne wdzięki.Chiba mu nawet postawię pomnik.Raczej za jego życia,biorąc pod uwagę mój wiek.Ale niech nie prosi mnie,żeby to było na Krakowskim Przedmieściu.Jest na to za przyzwoitym człowiekiem.


DE HAVILLAND DH 82 A TIGER(ANGIELSKI)

PIPER L4 (AMERYKANIN)

DE HAVILLAND CANADA DHC-1 CHIPMUNK

Dzięki za lotnicze konsultacje,koledze o tajemniczej ksywce PAZZZ

CIRCUS PYGARGUS JUV.-BŁOTNIAK ŁĄKOWY

J.W

NO I SENSACJA,A ILEŻ PRZY TYM KSZYKU-
GALLINAGO GALLINAGO

J.W

J.W

J.W

J.W
MAM JUŻ WIELE ZDJĘĆ PTAKÓW,Z TYM CHARAKTERYSTYCZNYM
GESTEM,PRZECHYLONA GŁOWA I OKO CZUJNIE PRZESZUKUJĄCE NIEBO.ANI CHYBI,ROBI TO CO I JA PRZEZ CAŁY DZIEŃ.WYPATRUJE DRAPOLI.

Dodaj napis

J.W

J.W

J.W

J.W

J.W

J.W

J.W

J.W

J.W

BRODZIEC ŚNIADY-TRINGA ERYTHROPUS

J.W

J.W

J.W

J.W

BRODZIE ŚNIADY I ŁĘCZAK-TRINGA GLAREOLA

ŁĘCZAK I KWOKACZ-
TRINGA GLAREOLA+TRINGA NEBULARIA

TRINGA NEBULARIA

J.W

J.W

ŁĘCZAK-TRINGA GLAEROLA

J.W

J.W

CZAJKI-VANELLUS VANELLUS

J.W

BO TO JEST TAK:WSIADA SIĘ NA WILANOWSKIEJ W 710,JEDZIE SIĘ DO PRZYSTANKU-"PAPIERNIA"(CZERWONY KLEKS)A POTEM ZASUWA SIĘ KOLO KILOMETRA,TAK JAK CZERWONA KRESKA.I TO BY BYŁO NA TYLE DRODZY SŁUCHACZE I KOCHANE SŁUCHAWKI