Łączna liczba wyświetleń

niedziela, 29 maja 2016

247.W ZNOJU I MOZOLE

         ZAŁOWICZE  2016.05.25.

    Zaczęło się klasycznie.Cichy zefirek,który potem przeradza się z hukiem,w emocjonalny tajfun.Wieczorkiem zadzwonił do mnie kolega Janusz.Niewinnie poinformował mnie,że jadą jutro z Kamilem za Złaków,rozejrzeć się za sowami i łąkowcami.I jest jedno miejsce,specjalnie dla mnie.Tylko parę słów,a doprowadziły mnie błyskawicznie do stany szybkowara,któremu ktoś wyrwał z boku niezła dziurkę.Zupełnie zapomniałem,że planowałem sobie dłuższy odpoczynek.W celu regeneracji mojej bardzo wrażliwej psychiki i zrobieniu porządku ze zdjęciami.
Z okrzykami radości spotkaliśmy się o rano i z powodu powitalnej zawieruchy,kolega Kamil ruszył z piskiem opon,uwożąc moje glamoty,a  za to zostawiając na chodniku mnie,z klamką od swojego ukochanego auteczka,w garści.Szczęśliwie spostrzegli się dosyć szybko,że im brakuje jednego,tego najbardziej głośnego i szybko wrócili.Klamka z pomocą niezawodnej "Kropelki",powróciła na swoje miejsce.
Plan był taki:dla porządku wstępujemy na chwile na stawy w Walewicach. Popatrzymy i policzymy,a potem już jak jesteśmy na miejscu,zerkniemy na Psary i hulaj dusza na dzikich polach nad Słudwią.Jak to bywa z najlepszymi planami,został skierowany do archiwum,jako możliwy do zrealizowaniu,w bliżej nieokreślonej przyszłości.Zaczęło się od drobnego,ale trudnego problemu.tamtejsze stawy,pełną parą uruchomiły swoja produkcję.I gość kręcący się im tutaj miedzy nogami nie jest mile widziany.Ta niemiłość, przeliczając na mandat,wynosi 500 zetów.Trzeba więc było przekonać zarządzającego,że nasza wizyta tam,jest bardzo niezbędna polskiej nauce.Te heroiczne zadanie, zostało powierzone mnie,jako najbardziej  wygadanemu.Nie chwaląc się,poszło bezboleśnie.Za to dojazd do stadniny, gdzie jest i biuro stawów,oraz załatwianie przepustek,pochłonęło nam sporo cennego czasu.Usłyszeliśmy jeszcze,że możemy wjechać na groble,a On(Szef) z przyjemnością nas wtedy odstrzeli i ruszyliśmy z piskim opon,na wąskiej i dziurawej jak cholera drodze,prowadzącej do stawów walewickich.Stanęliśmy przy stawach i wyszliśmy dosłownie na 5 minut,na jedne długie zerknięcie.To było historyczne 5 minut,z którego zrobiło się 5 godzin dreptania i podchodów,na palącym Słońcu.Ponieważ,miało to być tylko 5 minut,wyszliśmy zupełnie baz bagażu.Janusz nie zabrał nawet swojego bojowego cylindra ( w kolorze sinokoperekbrąz)co zaowocowało obrażeniami jego artystycznego noska i eleganckiej łysinki,przypominającymi węża,efektownie wyłażącego ze swojej starej skóry.Najgorzej ,że nie wzięliśmy nic do picia.Nic,absolutnie nic.Nic dziwnego,że potem wysączyliśmy potem,nawet żelazną porcję najdestylowańszego spirytusiku,przewidzianego do dezynfekcji  szarpanych ran ,odniesionych w niechybnym spotkaniu z kleszczami.A wszystko prze to,że Kamil zerknął w swe czarodziejskie lupe.Jest ona wielce czarodziejska,bo może ją tylko używać jej właściciel.Może właściwie każdy,ale ten każdy widzi w niej tylko niewyraźne, rozmyte plamy.Gdy ujmie ją w swoje ręce właściciel,otaczający go słuchacze zamierają,przyparci ogromem tego,co rzeczony widzi.Podobno nawet,dojrzał kiedyś wirujące koło ,Diabelskiego Młyna Spielbierga(1941)W Hollywood.Nie wiem,mnie przy tym nie było.I ten nasz wspaniały Kolega,dostrzegł bez te swoje  faje,ni mniej ni więcej,tylko kamusznika.Chłopaki zaczęli się kłócić i wyrywać sobie przyrząd,a ja przestępowałem z nogi na nogę czekając,na ostateczny werdykt.W czym problem ?Otóż kamusznik jest ptakiem z rodziny siewkowatych,żyje na wybrzeżach MORSKICH !!A ten nie wiadomo czemu,pokazuje się w samym środku Polski i to jeszcze na dodatek w szacie godowej.I właśnie podchodzenie tegoż kamusznika,zajęło nam tam wiele czasu.Nie był to czas zmarnowany.Po drodze,widzieliśmy na ten przykład, pokaźną liczbę dziwonii.Byłem troszkę zaskoczony,bo tutaj,te przepiękne ptasiorki  zasuwały w trzcinach,na etacie wąsatek.W pewnej chwili,zaczęło nam cuś latać nad głowami.Ponieważ,byłem pewny,że to wszędobylskie czaple,nie chciało mi się nawet podnieść do góry, utrudzonej głowy.W końcu nie wytrzymałem i........ powiedziałem parę słów w klasycznym 'Brzydkim".Nad naszymi głowami kołowało 5 cudnych czarnych bocianów.Straciłem kilka bezcennych sekund.Ale to i tak były najbliżej widziane przeze mnie hajstry.I tak od rana do późnego popołudnia,coś bez przerwy,pochłaniało naszą uwagę.W końcu nieba zlitowały się nad naszymi rozpalonymi głowami i spuściły na nie deszcz.Pokłusowaliśmy do samochodu.Był cały,gorący jak cholera,ale z pełnym bagażnikiem mineteralki.Słudwia znowu nie wypaliła.Po drodze były jeszcze Psary.Podjechaliśmy tam na krótko.Ja,z racji padającego deszczu,nie próbowałem nawet wysiadać z samochodu.Mogłem za to z okna podziwiać,piękne stado 36 żurawi.Nie pamiętam,czy już kiedyś widziałem je tak blisko i tak tłumnie.Parle parle,sucho w gardle,pomyślałem se słuchając kolegi,który właśnie nawijał z wysiłkiem swojej połowicy,że wypadło mu coś wyjątkowo pilnego w pracy i że musi zostać po godzinach.Ot młody i niedoświadczony.Nie wie jeszcze,że kobiety,mają niesamowity dar rozpoznawania takich naiwnych matactw.Słuchając Go,uśmiechała się pewnie z wyrozumiałością pod nosem,a niech się zajmuje takimi nieszkodliwymi bzdetami,niż by miał się uganiać za dziewuchami.
I niech się tak łaskawie uśmiecha dalej,bo plan nie został zrealizowany i takich wypraw,będzie jeszcze trzeba zorganizować,co najmniej kilka.
Ruszając ostro,o mało nie rozjechaliśmy ciecia.Zwabiony wizją łatwego zarobku,śpieszył jak mógł na miejsce żniwa.Pomachaliśmy mu glejtem przez szybę i w długą.


PRZEPUSTKA DO RAJU

BYŁBY DOBRY TYTUŁ DO JAKIEGOŚ HORRORA-
"ATAK ROZWŚCIECZONEGO KAMUSZNIKA"

ON CI-ARENARIA INTERPRES

J.W

Z SIEWECZKĄ RZECZNĄ(TA MNIEJSZA)

J.W

K A M U S Z N I K

J.W

J.W

MEWA MAŁA-HYDROCOLOEUS MINUTUS

J.W

J.W

JESZCZE TROCHĘ,A MUSIAŁ BYM ICH DORŻNĄĆ TĘPYM NOŻEM.CO BY SIĘ NIE MĘCZYLI

GRUS GRUS W PSARACH

J.W

J.W

TO JEST TAK BANALNY I OKLEPANY MOTYW,A JEDNAK REKA ZA KAŻDYM RAZEM,MIMOWOLNIE PODNOSI APARAT DO OKA

J.W

POTRZESZCZ-MILIARIA CALANDRA.MYŚLĘ,ŻE WYGRAŁ BY BEZ PROBLEMU,KONKURS NA NAJBRZYDSZEGO POLSKIEGO PTAKA.NAWET ZWYKŁY WRÓBEL,JEST JAKOŚ TAK ŁADNIE UBARWIONY

J.W

DZIERZBA GĄSIOREK-LANIUS CORULLIO.
DLA M,NIE TO NIE ATRAKCJA.NAD WISŁĄ W ŁOMIANKACH,JEST ICH OD CHOLERY

CICONIA NIGRA

I TO JEST POLE DO OBROBIENIA I WYKAZANIA.SIĘ SIADA,SIĘ BIERZE LUNETĘ I SIĘ PRZEZ NIĄ GAPI.POZNAŁEM JUŻ TĄ FANTASTYCZNA RADOŚĆ,JAK Z TŁUMU PRZERÓŻNYCH PTAKÓW,WYŁUSKUJE SIĘ CYMESY

DZIWONIA-CARPODACUS ERYTHRINUS.SAMIEC.
JEST PROSTA ZASADA.IM STARSZY SAMIEC,TYM BARDZIEJ ATRAKCYJNY,BARDZIEJ SZKARŁATNY I WIĘCEJ TEGO SZKARŁATU NA CIELE

A TU JAK JAKIŚ ZWYKŁY TRZCINIAK

CIEKAWNIK




UWAŻAJ,NIE JESTEŚ KRĘTOGŁOWEM

JESZCZE TAK BLISKO NIE PATRZYLIŚMY SOBIE W OCZY



   Tak na marginesie.Do tej pory bywałem w tych okolicach,tylko wczesna wiosna,lub późną jesienią.Wydaje mi się jednak,ze jest to miejsce wyjątkowo atrakcyjne przez cały rok.

sobota, 28 maja 2016

246.KRAINA LATAJĄCYCH KLEJNOTÓW

GDZIEŚ NA MAZOWSZU 2016.05.22.

           Oglądając niedawno na Faceplociuchu,zdjęcia żołn,pomyślałem se-     O już przyleciały.Następnie przypomniało mi się,że przecież ja też znam takie wspaniałe miejsce,gdzie mogę się napatrzyć na te ślicznotki.Od pomysłu,do jego realizacji,poszło bardzo szybko.Zapakowałem się w poranny autobus i po niezbyt długim czasie wysiadłem w strefie szczęścia.Przeszedłem jeszcze ze dwa kilosy,przez leżącą mi na drodze wieś i jestem na miejscu.Już z daleka,zobaczyłem dużą gromadę,latających wszędzie ptaków.Równocześnie dał się słyszeć,dochodzący zewsząd charakterystyczny głos moich kochanych żołn.Byłem ogromnie zadowolony,bo okazało się,że w zeszłym roku widziałem tu 5-6 par,a teraz kłębiło się tu ponad 30 ptaków.Mam nadzieję,że wszystkie tu zostaną a nie,że część jest na przelocie.Oprócz nich,rozrosła się też potężnie kolonia jaskółek brzegówek.Powiem szczerze,że nie często mam przyjemność oglądać kolonie tych ptaków.Obszedłem cały teren,aby zobaczyć co i jak.Normalnie w niedzielę nie jeżdżę na żadne ptasie wyprawy.Tym razem zrobiłem na opak swoim zwyczajom i wyszedłem na tym bardzo dobrze.Na polach żadnych maszyn rolniczych,ani szwędających się tubylców.Cisza i święty spokój.Nie siedziałem tu zbyt długo.Po pierwsze to tylko zwiad,a po drugie nie chciałem płoszyć nie zdecydowanych jeszcze,przyszłych lokatorów. Co do lokatorów,to krótka wizyta tutaj,o mało nie uszczęśliwiła mnie nimi właśnie.Przypadkowe spojrzenia na nogawki spodni,pokazało mi,że wędruje po nich mała armia kleszczy.Widok ten przyspieszył moje pożegnanie z tym miejscem.

CZAJKA-VANELLUS VANELLUS

J.W

MEROPS APIASTER-ŻOŁNA

J.W

J.W

J.W

IDEALNIE AERODYNAMICZNA,JAK BEŁT DO KUSZKI








POCZĄTKOWO,PATRZĄC Z DALEKA,MYŚLAŁEM,ŻE TO JASKÓŁKI.OMYŁKA MNIE BARDZO UCIESZYŁA



JASKÓŁKI BRZEGÓWKI-RIPARIA ROPARIA

J.W

J.W

J.W

J.W

J.W-WYDAJE SIĘ,ŻE LECI NA NIĄ KURZ,ALE TO  PARTNER ŻYCIOWY,POGŁĘBIA NORKĘ.

PUSTUŁA