Łączna liczba wyświetleń

czwartek, 27 października 2016

270-.STOP-em wzdłuż Wisły

     GOLĘDZINÓW 2016.10.23.   
     
         Obiło mi się o uszy,że w niedzielę,warszawski STOP,organizuje ptasiowycieczkę,na tereny za Mostem Gdańskim.Wychowałem się tam.Już jako małoletni pętak,kiedy tylko mogłem samotnie wypuszczać się na miasto,spędzałem w tym miejscu wiele godzin każdego tygodnia.Potem przyprowadzałem tu swojego syna,a potem jeszcze wnuka.Pamiętam to miejsce,jako całkowicie dzikie,pełne tajemniczych i podniecających zakątków.Toteż z wielkim żalem obserwowałem,co się z tym miejscem działo w ostatnich czasach.Krzaki i większość drzew została wykarczowana,a to co rośnie na ziemi,jest bez przerwy,tuż przy niej wykaszane..Przez stary sentyment, zachciało mi się tam wybrać znowu.Po za tym,miałem ochotę przypomnieć sobie wrażenia z przed kilku lat,kiedy to z wielkim podnieceniem,
zaliczałem te wycieczki,wszystkie po kolei.No i chciałem też odświeżyć stare znajomości.Pogoda była zapowiadana optymistycznie,więc godzinę 9-tą rano w niedzielś,przywitałem na praskim brzegu,obok Mostu Gdańskiego.Owszem ludzi zebrała się spora gromada,jak zawsze podobno.Ale twarzy znajomych już nie było.Wszyscy ludzie obcy,nie licząc dwóch,czy trzech osób,które jednak poznałem przy innych okolicznościach,niż wycieczki stopowskie.Ruszyliśmy powoli,w kierunku Żerania.Wszędzie pełno ludzi.Ludzi z rowerami,ludzi z psami,ludzi z dziećmi,ludzi biegających.I odwrotnie proporcjonalnie do tego,mało ptaków.Z drapolków,tylko przemykający krogulec,lub uciekająca pustuła,gonione zaciekle przez dziesiątki wron,które w tym zniszczonym środowisku czują się świetnie,albo i jeszcze lepiej.Tu i ówdzie jakaś sikorka,pełzacz,pojedynczy głos gila i to wszystko.Na wodzie jak zawsze o tej porze roku pełno kormoranów i traczy nurogęsi.Dodajmy do tego mewy śmieszki i krzyżówki,a zobaczymy 95 % całego wiślanego repertuaru ptaków wodnych.Trafi się jeszcze jakaś zabłąkana czapla i to wsio.Trzeba poczekać,aż nastaną mrozy.Im większe i trwające dłużej,tym lepiej.Pokażą się wtedy goście z dalekiej północy:lodówki,bielaczki i może jakieś ciekawsze kaczki,niż wszędobylskie krzyżówki.Sens całego dnia uratował genialny Przewodnik.Wycieczka z nim to 100 % pewność,że zobaczy się cuś ciekawego.
Tym razem,dla mnie osobiście była to wyjątkowa frajda..Wypatrzył, stosunkowo blisko brzegu,piękną,dorosłą mewę romańską.Chodziłem już za nią od paru lat i nie dopisywało mi szczęście.Teraz ją już nareszcie miałem.
Przy okazji nasłuchałem się o niej całego wykładu.Robercik omówił cechy diagnostyczne.Słuchając tego o czym mówił Profesjonalista i mając rzeczona mewę przed oczami,wszystko nagle stało się proste i łatwe.Gdybym ja zobaczył jeszcze raz,to bez kłopotu,zdemaskuję ją natychmiast.Chiba,że to będzie, jakiś upierdliwy małolat,a do nich potrzebny jest już,specjalista z najwyższej półki.Ruszyliśmy powoli dalej,przez ta ptasią pustynię.Smutną bardzo.Ani jednego dzięcioła, których było zawsze pełno,łącznie z zielonym.Ani jednego myszołapa.Gdy dochodziliśmy już do Żerania,nie wytrzymałem nerwowo.Szybko pożegnałem się z Towarzystwem i w dyrdy poleciałem z powrotem do romanki.
Nauka w las nie poszła.Od razu ją znalazłem i rozpoznałem.Posiedziałem przy niej godzinkę,a potem hyc,na drugą stronę Wisły,do dawnego Kumpla Tomka.Kiedyś łaziliśmy razem i jeździliśmy na kupę wypadów.Potem mu ptaszki wyparowały jakoś z głowy i teraz wolny czas,spędza nad wodą z wędką w garści.W sumie to też kontakt z matką naturą.
SWORA RUSZYŁA W POLE

TO BŁĘKITNOOKIE DZIEWCZĘ W ŚRODKU ZDJĘCIA,TO KOL.DOROTA ZIELIŃSKA.
SZEFOWA STOP-U.NIE WIEM CZY MA JAKIEŚ PRYWATNE ŻYCIE.CIĄGLE W BIEGU.CIĄGLE ORGANIZUJE POMOC JAKIMŚ POSZKODOWANYM PTASZKOM.
O CZYM MAŁO LUDZI WIE,KOCHA BEZPAŃSKIE PSIORY,BURKI I INNE KUNDLE.WŁÓCZY SIĘ WOKÓŁ NIEJ ZAWSZE,CAŁA ICH SFORA,A ONA NIESTRUDZENIE ZAŁATWIA IM NOWE DOMY.CHYLE PRZED NIĄ CZOŁO,W GŁĘBOKIM SZACUNKU Z RESZTĄ

SŁYNNY NIEWĄTPLIWIE CZŁOWIEK-ROBERT MICIAŁKIEWICZ.GENIALNY ORNITOLOG.NIE WIEM CO MA LEPSZE,SŁUCH CZY WZROK.A OBA DO POZAZDROSZCZENIA.PRZEZ PIERWSZE LATA PTASZENIA,WBIŁ DO MOJEGO PUSTEGO ŁBA,MNÓSTWO ORNITOLOGICZNEJ WIEDZY.I CHWAŁA MU ZA TO.JAK JESZCZE PRZESTANIE MNIE OPIERDZIELAĆ OD CZASU DO CZASU,TO JUŻ W OGÓLE BĘDZIE SUPER

KORMORAN-PHALACROCORAX CARBO.CZĘSTO GO WIDAĆ W TEJ MALOWNICZEJ POZYCJI.NIE KAŻDY WIE,Z JAKIEJ SIĘ ONA BIERZE PRZYCZYNY.
OTÓŻ WIĘKSZOŚĆ PTAKÓW WODNYCH,MA TAK ZWANY GRUCZOŁ KUPROWY.WYDZIELA ON TŁUSZCZ,KTÓRY PTAK ROZPROWADZA DZIOBEM,PO CAŁYM CIELE.NATŁUSZCZONE PIÓRA NIE PRZEMAKAJĄ I JEST FAJNIE.ALE UTRZYMUJĄ RÓWNIEŻ MASĘ PĘCHERZYKÓW POWIETRZA,KTÓRE ZWIĘKSZA POKAŹNIE WYPORNOŚĆ I UTRUDNIA SZYBKIE NURKOWANIE.KORMORAN ZREZYGNOWAŁ W EWOLUCJI Z TEGO WYNALAZKU.PIÓRA SĄ NIE NATŁUSZCZONE.DLATEGO BŁYSKAWICZNIE NURKUJE I ZWINNIE DOPADA KAŻDĄ RYBĘ.CENĄ ZA TO JEST DŁUGIE WYSIADYWANIE NA KAMIENIU,Z ROZŁOŻONYMI SKRZYDŁAMI I ICH SUSZENIE

NA PIERWSZY PLANIE MEWA   SREBRZYSTA-LARUS AGENTATUS

KORMORANY

ALE JEDEN WYRAŹNIE SIĘ Z TEGO STADAWYRÓŻNIA

TO PTAK Z TEGOROCZNEGO LĘGU.JUV

TRACZE NUROGĘSI-MERGUS MERGANSER.O TEJ PORZE NA WIŚLE,JEST ICH PEŁNO

JAK SIĘ PATRZY NA TEGO JEGOMOŚCIA,TO NIC TYLKO ZŁAPAĆ SZNUREK I SIĘ OBWIESIĆ.TEN OBRAZ MOŻNA BY ZATYTUŁOWAĆ-CZARNA ROZPACZ.
A TO CZAPLA SIWA

NO I MOJA SŁODKA ROMANKA-LARUS MICHAHELLIS

J.W


J.W

J.W

KORMORANY,CHCIAŁY JEJ UDOWODNIĆ,ŻE TO ONE MAJĄ PRAWO DO TYCH KAMULCÓW

I PRZEKONAŁY

ŚWIEŻE,ŚWIEŻUNIEŃKIE.JUTRO TO DRZEWO ,BĘDZIE JUŻ LEŻĄCE.

TOMEK,WYPRÓBOWANY KAMRAT Z POPRZEDNIEJ ZIMY.TERAZ NA ORNITOLOGICZNEJ EMRYTURZE


wtorek, 11 października 2016

269.TROPEM ŁOSIA

         BAGNO JACKA-2016.10.07.

         Początek jest klasyczny.Dzwoni Janusz i podekscytowany coś z zawrotną prędkością nawija.Zrozumiałem tylko,że na Bagnie Jacka są trzy sztuki i to w godówce.Nie wiedziałem jakie ptaki mogą mieć teraz gody,więc zaczekałem cierpliwie,aż kolega straci dech i rozpęd.Kiedy się tak już stało,zacząłem mu zadawać konkretne pytania.I wtedy,za przeproszeniem, wyszło szydło z worka.Jakiś kolega Janusza,doniósł mu usłużnie,że widział na tym bagnie łosie gody.Faktycznie,właśnie jest pora bukowiska.Podobno trzy byki biegają tam w koło.Kwiczą,jęczą,gęgają.Najważniejsze,że są.Następnego dnia,o ósmej rano,zameldowaliśmy się,przy samym bagnie,a właściwie,małym i nędznym oczku,jakie się z niego ostało.Nie było miło i rozkosznie.Prognozje zapowiadały w miarę ładną pogodę,a wokół nas ścieliła się mgła.Trawę i krzaczory pokrywała biel szronu.I co tu dalej robić ?Łosie,nawet jak gdzieś są w pobliżu,to i tak ich nie zobaczymy chiba,że same do nas przyjdą.Kamrat wyjął z plecaka,solidny głośnik i zaczął z niego puszczać,łosiową Serenadę w Dolinie Słońca.Nie był z niego żaden Glenn,ale starał się jak mógł.Przez pól godziny się starał,potem czując ziąb w kościach,ruszyliśmy w głąb lasu,obiecując se,że wracając popróbujemy ponownie.Mgła się rozpłynęła, zaczęły się pokazywać spłachetki błękitu,a wraz z nim,nadzieja na światło słoneczne.Nadzieja ta była jednak,bardzo słabowita i szybko znikła.Pojawiła się,najbardziej znienawidzona prze mnie pogoda.Mgła,która podniosła się z ziemi,pokryła niebo jednolicie białą warstwą.Fotograficzny koszmar.Ale ciągle mieliśmy nadzieję,że to tylko chwilowo,a przed nami,zgodnie z prognozami,jest przepiękna pogoda.Po drodze mijamy małe choinki.Strasznie sponiewierane.Zdarta kora,pourywane gałęzie,a one same wyglądają,jak by im kto chciał poukręcać łby.O widzisz tu były łosie.Naładowane adrenaliną, wyładowują swoją złość i agresję na czymkolwiek.Taaa ?To może i dobrze,że ich nie spotkaliśmy.Ale naszą uwagę pochłonęło co innego.Wokół nas wielki ruch.Wszędzie pojawiają chmary maleńkich ptaszków.Jeżeli nie jest ich tysiące,to są ich setki.Mysikróliki.Zatrzymaliśmy się na chwilę,przestudiować z lekka zagadnienie.Z mysikami lubią latać zniczki,a ostatnio przeróżne świstunki.No i oczywiście próbowaliśmy zrobić kilka zdjęć.Ot tak od niechcenia,co by nie wyjść z wprawy i z pustymi kartami pamięci,z lasu.Kiedy się ocknęliśmy,okazało się,że ta chwila trwała bite trzy godziny.Zniczków i świstunek nie było.Za to pokazały się,w nieco mniejszych ilościach,sikory sosnówki.Tego gatunku brakowało mi do korony sikorskiej.To znaczy parę razy,widziałem już sosnówki.Na ten przykład w Puszczy Kampinoskiej.Ale zawsze z daleka i przez chwilę.Tutaj,gdy oswoiły się już z nami,baraszkowały obok nas w odległości 3-4 metrów.Sam mniód.Mimo,że sosnówki to najmniejsze polskie sikory,to i tak w porównaniu z mysikami,wyglądały jak leniwce.Kto focił mysiki,ten wie o co mnie biega.O tą ciągłą gonitwę,na wyścigi z ADHD.Zrobiliśmy im sporo zdjęć,ale tylko mały procent,okazał się jakoś tam zadowalający.Zrobiło się późno,a chcieliśmy jeszcze w drodze powrotnej ,zajrzeć na Patelnię i policzyć kopciuszki i piegże.
Ruszyliśmy z powrotem w stronę Bagna.Mimo,że Janusz bez przerwy buczał,stękał i ryczał,żaden łoś się nie pokazał.Za to Janusz uszczęśliwił mnie na potęgę.Gdy dotarliśmy tu rano,pochwaliłem się,że w tym roku,nie udało mi się zrobić,ani jednego zdjęcia czarnemu dzięciołowi.No i właśnie teraz,Janusz puścił z kołchoźnika,całą serie głosów dzięcioła czarnego.Moje 
doświadczenia w tej branży,jeśli chodziło o czarnego,były negatywne.Nigdy nie udało mi się,przywabić go,a wręcz przeciwnie.Jeśli był jakiś w pobliżu i usłyszał to co mu puszczałem,natychmiast się ewakuował.To też byłem ogromnie zaskoczony,gdy po krótkim wabieniu,rzeczony dzięcioł,przyleciał do nas w dyrdy i już nie opuścił.Przelatywał tylko z jednego drzewa położonego za naszymi plecami,na drugie,stojące przed nami.I tak z pół godziny.Nie był daleko.Spróbowałem zrobić mu kilka zdjęć w locie.Skoro ruszał się niemal jak wahadło,nie było to technicznie trudne.Niestety,denne warunki oświetleniowe,skutecznie uniemożliwiały mi osiągnięcie znośnych wyników.
Ale jak to zawsze powtarzał Szwancneger-JESZCZE TU WRÓCĘ.
Z pociągu wysiedliśmy o 15-tej z groszkiem.Tylko po to ,aby zobaczyć,że zapowiadany wieczorny deszcz,stał się popołudniowym.
I to by było na tyle.....
REGULUS REGULUS

J.W

J.W

CZY ON MOŻE KRĘCIĆ GŁOWĄ NAD KIEPSKIM ŻAREŁKIEM,ALBO PĘDZIĆ NA ZŁAMANIE KARKU ??.TOĆ PRZECIE ON NIE MA SZYI,GŁOWONÓG PRZEBRZYDŁY

SOSNÓWKA-PERIPARUS ATER

.J.W

J.W

J.W

J.W

"Z JĘZYCZKIEM"

J.W

RUDZIK-ERITHACUS RUBECULA
TAK SIĘ JAKOŚ SKŁADA,ZE CHOĆ TO POWSZECHNY PTASZEK,JA GO NA SWOICH DROGACH SPOTYKAM RZADKO.TOTEŻ UCIESZYŁEM SIĘ JEGO WIDOKIEM I SPOKOJNYM NASTROJEM

"Z JĘZYCZKIEM"

J.W

J.W

J.W

ALE CZUBEK

PATRZĄC NA TO ZDJĘCIE,PRZYPOMNIAŁA MI SIĘ ZAGADKA,SŁYSZANA JESZCZE W SZKOLE,CZYLI PONAD 50 WIOSENEK NAZAD.
CO TO JEST SZCZYT SZCZYTÓW-G... NA MOUNT EVEREST
.SORKI,ALE MIAŁEM TAKIE SKOJARZENIE I JUŻ

FIZYCZNIE CZUŁEM JEGO NIEWYGODĘ

PRZYLECIAŁ DIABEŁEK

"TEŻ Z JĘZYCZKIEM"

ZACHMURZONY DRYOCOPUS MARTIUS

J.W

J.W



DZIĘCIOŁY NIE SĄ DOBRYMI LATACZAMI.WYGLĄDA JAK BY KTO PYRGNĄŁ PUSTA FLASZKĄ PO BROWARZE


ZDECYDOWANY NA WSZYSTKO

NA JEDEN Z PUSZCZANYCH GŁOSÓW,REAGOWAŁ DZIWNIE,ALE KOMICZNIE.PODSKAKIWAŁ,KIWAŁ SIĘ,WYGINAŁ NA WSZYSTKIE STRONY JAK JAKIŚ ŻMIJ

J.W

sobota, 1 października 2016

268.DWA DNI SZALEŃSTWA

     WSZĘDZIE PO TROCHU 2016.09.23-24.

          Już od lat,gdy męczyłem się,aby podejść jakiegoś siewkowatego i zrobić mu znośne zdjęcie,słyszałem nieustannie:Człowieku,jedź nad morze,a będziesz miał tego towaru,do syta.Na wyciągnięcie ręki..I dożyłem w końcu chwili,kiedy miałem to sprawdzić na własne oczy.Otóż w czasie jednego z wypadów,Kamil rzucił od niechcenia-A może byśmy wyskoczyli nad morze.Pomysł jak wiele już przed nim.Ten jednak,padł na podatny grunt.Szybko zakiełkował i przerodził się w twarde i rozłożyste drzewo,konkretnej decyzji-Chłopaki,w piątek za tydzień,wziąłem urlop i jedziemy nad morze.Najpierw zalecimy  do Bydgoszczy,obejrzyć kormorany małe,a zachód Słońca,oglądamy już w Mikoszewie.Wschód tez powitamy nad morzem,a cały dzień spędzimy szwędając się po Mierzei Wiślanej.Plan zacny,ale po drodze do jego realizacji,wtrąciło się licho.Kamilowi nadarzyła się wyjątkowa okazja i kupił se okazyjnie,przyzwoita lunetę.Gdy swoją poprzednią nazywał lunetą,przez grzeczność i uprzejmość,nie wyprowadzaliśmy go z błędu.Teraz stał się właścicielem,całkiem przyzwoitego sprzętu.No i teraz na gwałt,zapragnął go wypróbować.Zamiast więc jechać prostą drogą na północ,mieliśmy się z rańca zasuwać do Jeziorska.Teoretycznie z rańca,bo Kamil nie za bardzo lubi rano wstawać.Na miejscu byliśmy o 9-tej i gdy wyszedłem na brzeg,stanąłem całkiem oniemiały.Byłem tu przecie 6 dni temu i wtedy od jednego krańca horyzontu,po drugi,wszędzie stała woda.Przez te kilka dni,spuścili masę wody i wszędzie teraz było "sucho"Pisząc to mam na myśli rozkoszne błotko,w którym taplało się setki biegusów,czajek,siewnic i siewek złotych.O ile 6 dni temu,było ich dużo,ale były skupione na małej przestrzeni,to teraz fakt,ze ptaki były rozproszone na wielkim obszarze,wydawało się,że jest ich dużo mniej.
Mieliśmy tu zajrzeć tylko "na chwilę".Ale na tyle poznałem już Kamila,iż wiedziałem,że jak już zacznie kikować przez lipo,to żadną siłą,nie oderwiemy go od tego narządu.No i faktycznie,chwila ta trwała do 12-tej,kiedy to wspólnymi siłami zmusiliśmy go do dalszej jazdy.Po drodze musieliśmy wysłuchiwać jego nieustannego biadolenia i marudzenia.Wybraliśmy bowiem drogę najkrótszą,a nie najwygodniejszą.Jechaliśmy więc po woli,często w długiej kolumnie różnych pojazdów.Godzinę 15-tą,powitaliśmy jednak już w Bydgoszczy i jeszcze przed popołudniowym szczytem,szybciutko dotarliśmy na wskazane przez znajomych miejsce,Nieprawdopodobne,ale były.Co najmniej 10 ptaków.Siedziały tu już dłuższy czas i widziano ich przeciętnie 13.Nie tracąc,ani chwili,złapaliśmy sprzęt i staraliśmy się wykorzystać ostatnie chwile znośnego oświetlenia.Słońce było już nisko,a do tego jeszcze,miało zamiar schować się za warstwę,nisko ścielących się chmur.Po godzinie,kormorany małe,mieliśmy już odfajkowane.Powinniśmy  już tylko,prostą drogą dojechać do Gdańska,a stamtąd to już tylko rzut beretem do Mikoszewa.Ale nasz Driver 
złapał drugi oddech i zaczęły mu się przypominać,różne ciekawe miejsca,jakie mieliśmy mijać po drodze.I tak się okazało,że następny popas był w Świeciu,bo jest tam fajny zamek pokrzyżacki,więc warto go obejrzeć.A potem już było ciemno i powoli wlekliśmy się krętymi drogami,marząc o prysznicu i czystym łóżku.Ale tutaj chochlik nieźle nam namieszał.Telefonicznie rezerwowałem dwa pokoje dwuosobowe.Gdy jesteśmy na miejscu i witamy naszą miłą gospodyni,następuje tak zwana konsternacja.Są dwa fajne miluśkie pokoje,a w nich szerokie małżeńskie łoża.Jeżeli powiem,że spojrzeliśmy po sobie z przerażeniem,to będzie to całkiem delikatne określenie.Kochana kobitka, widząc nasze przerażenie,roześmiała się radośnie i zadecydowała,że każdy z nas dostanie po pokoju,na łeb.Ależ ja wtedy poczułem się szczęśliwy.

A tera małolaty sio.Proszę nie czytać tych linijek !!!
Jak się wyrwie na wolność,stado zdziczałych samców,to myślą tylko o paru rzeczach.My chcieliśmy oblać dzisiejsze sukcesy i awansem,niewątpliwe jutrzejsze.Ci co mnie znają,wiedzą iż jestem wątłej i delikatnej konstrukcji. Postanowiłem za tem,że se odpuszczę i rano wstanę świeży,wypoczęty i pełen sił.Ale,zaś tam.Moją decyzję powitał chór oburzonych okrzyków-co nie wypijesz z nami !!!!!Nawet jednego ????
No to aby okazać szacunek Towarzyszom,wypiłem tego jednego.No a potem to się tylko wstrząsa grzywą,skrobnie ziemię,parę razy kopytem i zadrży głośno-no to polewaj.Ci co to znają,na pewno pokiwają głową ze zrozumieniem.Ci zaś,co tego nie znają,niech starają się tego nie poznać.
Jedak w połowie imprezy,chyba tej lepszej zdecydowałem się walnąć w kimono.Podobno dużo straciłem.Kamil chciał zamienić miejscami pierwsze piętro z parterem,aby nam się z rana,łatwiej  było wydostać na dwór.
Nastał ranek.Ponury,pochmurny i zlany deszczem.Patrzyliśmy na ten świat zabarwiony na czerwono i to bynajmniej nie wschodzącym Słońcem.Tylko z powodu zmęczonych i przekrwionych oczu.Jak żesz nam się nie chciało opuszczać wygodnych wyrek.Ale jak mus to mus.Byliśmy nad morzem,krótko po wschodzie Słońca.Ciemno jak cholera.Niebo zasłonięte chmurami i kropiący deszcz.A miała być taka ładna pogoda.No i wyobraźcie sobie,że w ciągu 20 minut,z czarnego dna rozpaczy,wychynęliśmy pod błękitne niebo i różowiejący piasek,coraz mocniej oświetlany Słońcem.A  na tym piasku,setki biegających biegusów.Mieliśmy wyjątkowe szczęście,bo ze trzy dni przed naszym przyjazdem,północny wiatr,zepchnął na plaże sterty,jakoweś zielenizny.A na tych stertach,żerowały całe stada biegusów.I zaprawdę było tak,jak gadali najmądrzejsi ludzie we wsi.Chodziło się obok nich,wśród nich,a one prawie nie zwracały na człowieka,żadnej uwagi.Totalne dzikusy.
No i kręciliśmy się w tym ptasim raju do południa.Potem do chałupy,czujnie się rozglądając,czy aby Szefowa nie spróbuje,sięgnąć nas jakąś ścierą.
Chwila odpoczynku.Skromne szamanie,a za to duże picie hierbaty i innych mokrych napoi.Pakujemy się,ciepło żegnamy i w drogę.Spędziliśmy cały dzień na Mierzei.Zajrzeliśmy do Krynicy,aby poplotkować,że spotkanymi znajomymi.Potem do Drapolicza,aby poplotkować ze spotkanymi znajomymi.Potem do Piasków,aby po wypatrywać wydrzyków i poplotkować ze spotkanymi znajomymi.A tych znajomych nieprawdopodobne tabuny.I wszyscy tu przyjechali,aby się spotkać z nami.Tak jak by nie mogli zrobić tego w Warszawie.Godzina 20-ta zastała nas w Krynicy.Właśnie zapadła decyzja,że ruszamy do domu.Ja mam niewyraźną minę,bo parę razy z silnika zaczął wydobywać się dym i czuć było jakieś przypalone tworzywo.Ale jakoś  szczęśliwie dojechaliśmy do domu.Punkt 3-cia rano,zameldowałem się na kwaterze i starałem się nie sprowokować gospodyni.Bo ta akurat nie zna się na moich wymyślnych żartach,lub raczej zna je zbyt dobrze.
Jak na razie ptaków,ptaszenia,aparatu fotograficznego mam serdecznie dosyć.Tym bardziej,że całą niedzielę szamotałem się ze zdjęciami,aby przegrać je do kompa.Przywiozłem ich 2952,po kilku etapach selekcji, zostało 613.Dobrych,albo i bardzo dobrych
JEZIORSKO

SIEWNICA I CZAJKI.WTEDY SIĘ CIESZYŁEM,ZE TAK WYRAŹNIE MI WYSZŁA


TYDZIEŃ TEMU,TU WSZĘDZIE BYŁA WODA

TU TEŻ

MICHAŁ.DOSKONAŁY ZNAWCA PTAKÓW,I TO ZE "SKWARKĄ",CZYLI SWAROWSKIM

TEŻ SIEWNICA



TO BYŁO JEDNO WIELKIE LUSTRO WODY

TU TEŻ

KORMORANY MAŁE-PHALACROCORAX PYGMEUS

J.W

PO PRAWEJ MAŁE,PO LEWEJ TE "NORMALNE".
PONIEWAŻ SA MŁODE,SĄ JASNE.POTEM SPORO PRZYCIEMNIEJĄ

TU WIDAĆ DOBRZE RÓŻNICE W WIELKOŚCI

KORMORAN MAŁY

PO DRODZE,ROZLEGA SIĘ W SAMOCHODZIE PRZERAŹLIWY WRZASK-JASTRZĄB,JASTRZĄB.SIEDZIAŁ CAŁKIEM BLISKO DROGI.KIEDY ZAWRÓCILIŚMY I GO OBEJRZELIŚMY,OKAZAŁ SIĘ ZWYKŁYM MYSZAKIEM.TYLKO TYM BIAŁYM

W ŚWIECIU

J.W

NORMALNIE LUKSUS

ZA SZAFĄ ŁAZIENKA Z PRYSZNICEM I KIBELKIEM.ZA JEDYNE 35 ZETÓW

+PRZY FOTOGRAFIE MILI I OPANOWANI,ALE WZROK JUŻ KRĄŻY,WOKÓŁ "KLUCZA"DO RAJU

JACY JUŻ ODPRĘŻENI ZADOWOLENI Z ŻYCIA.MICHAŁ,JAK WIDAĆ,TO STARY WYJADACZ.MA JUŻ NASZYKOWANY NA TRUDNY PORANEK,ZESTAW PIERWSZEJ POMOCY.CZYLI POJEMNIK KEFIRKU


SŁYNNY JEST WSTRĘT KAMILA DO RANNEGO WSTAWANIA.
DLATEGO POMAGA MU ZAWSZE EKIPA BEZWZGLĘDNYCH OPRAWCÓW.

ŚWIT,OBOK NAS PRZECHODZI SZKWAŁ

BIEGUSY ZMIENNE I PIASKOWIEC
CALIDRIS ALPINA+CALIDRIS ALBA

BIEGUSÓW JAK MRÓWKÓW (ZMIENNYCH)

SIEWNICA-PLUVIALIS SQUTAROLA.
WIDZIAŁEM TYLKO DWIE I TO Z DALEKA.
A TAKI BYŁEM ZADOWOLONY Z WCZORAJSZEJ

J.W

SREBRZANKA-LARUS ARGENTATUS

CAŁKIEM NIE RDZAWY,BIEGUS RDZAWY
CALIDRIS CANUTUS

J.W

TEN CYCEK W CENTRUM,TO BIELIK

ALE GRATKA.W BEZPOŚREDNIEJ ODLEGŁOŚCI KRZYKLIWIEC-
ŁABĘDŹ KRZYKLIWY-CYGNUS CYGNUS

J.W

J.W

PRZEDE MNĄ SŁYNNA BETONKA W UJŚCIU WISŁY

PO PRAWEJ WISŁA,PO LEWEJ MORZE

A TO W DRUGĄ STRONĘ.PODOBNO TEJ BRAMY,NIEDAWNO NIE BYŁO

PRAWDZIWY POLAK.SKORO NIE WOLNO,TO TRZEBA

KOPCIUSZEK-PHOENICURUS OCHRUROS





SZLAMNIK-LIMOSA LAPPONICA.
WIDZIAŁEM TYLKO JEDNEGO.RANO NA PUSTYM ODCINKU PLAŻY

J.W

J.W

PIASKOWIEC

KAMUSZNIK-ARENARIA INTERPRES

J.W

BIEGUSY RDZAWE,ZMIENNY I KAMUSZNIK

KAMUSZNIK

PIASKOWIEC

KAMUSZNIK

BIEGUS MALUTKI-CALIDRIS MINUTA

J.W

B.ZMIENNY

J.W

WIDOK TU POWSZEDNI.CIAŁA LUDZKIE(I KOBIECE) POROZRZUCANE W NIEŁADZIE NA PLAŻY.I NIE SA TO NIEDOPITKI BO NOCNYCH BATALIACH.TO NIESTRUDZENI TROPICIELE BIEGUSÓW

J.W

PRZYLECIAŁO CUŚ TAKIEGO,A MNIE SIĘ RĘCE ZACZĘLI TRZĄŚĆ Z EMOCJI.MYŚLAŁEM,ŻE TO JAKIŚ CYMES,A TO TYLKO RYBITWA CZARNA-JUVKA
CHLIDONIAS NIGER

JA TEGO NIE ZROBIŁEM.POD HAJREM


ZMIENNIKI

B.ZMIENNY

MEWA SIODŁATA.W WARSZAWIE MOŻNA JE SPOTKAĆ,EWENTUALNIE W ZIMIE.TU JEST ICH OD METRA

TEŻ SIODŁATA-1 ZIMA
LARUS MARINUS

SŁYNNY DTAPOLICZ

TUTAJ W OKRESIE MIGRACJI DRAPOLI,DYŻURUJĄ BEZ PRZERWY,
SOKOLOOCY OBSERWATORZY I ZLICZAJĄ JE WSZYSTKIE I OZNACZAJĄ GATUNKI

ZALEW WIŚLANY

MORZE

PO DRUGIEJ STRONIE ZATOKI-FROMBORK

PIASKI-TAM DALEKO,TE WYDMY Z BIAŁYMI PLAMAMI,TO JUŻ "RUSKIE"


KŁĘBI SIĘ TU ZAWSZE CHARAKTERYSTYCZNY TŁUM.
WEDŁUG MNIE-ZESPÓŁ ŁOTRZYKÓW,WYPATRUJĄCYCH BURZYKÓW

A POTEM TEN TŁUM ZAWIROWAŁ JAK KUPA LIŚCI  NA SILNYM WIETRZE.KAŻDY ZŁAPAŁ CO TAM MIAŁ SWOJEGO I W NOGI.KAMIL TEŻ DO NAS KRZYCZY-CHŁOPAKI,SZYBKO,SZYBKO ODJEŻDŻAMY.NIE WIEM CO SIĘ STAŁO.MOŻE JAKIŚ NAGŁY NAKAZ EWAKUACJI,ALE NIE TRACĘ CZASU NA DOPYTYWANIE.SAMOCHODY,PĘDZĄ SZNUREM PRZEZ  ZAKRĘTY,ABY PO KILKUNASTU MINUTACH,WYLĄDOWAĆ W BUKOWEJ.JEST TU OBÓZ OBRĄCZKARZY AKCJI BAŁTYCKIEJ.ZŁAPALI WŁAŚNIE TRZNADELKA.22-GIE STWIERDZENIE W POLSCE.I JUŻ WSZYSCY WIEDZA O TYM I NIECIERPLIWIE CZEKAJĄ NA MOMENT UWOLNIENIA JEŃCA

TRZNADELEK-EMBERIZA  PUSILLA

WYSOCE STRESUJACA DLA JANUSZA SYTUACJA.ON,ZE SWOJĄ WĄTŁĄ "FUJARKĄ"A WOKÓŁ DUZI CHŁOPCY,ZE SWOIMI POTĘŻNYMI PRZYRZĄDAMI.ALE CHYLĘ PRZED NIM CZOŁO.POTRAFI TĘ SWOJA FUJARA,WYCZAROWAĆ PRAWDZIWE CUDA

TO ZDJĘCIE ŚCIĄGNĄŁEM Z FACEPLOCIUCHA.BARDZO DOBRZE ODDAJE NASTRÓJ CHWILI