DOLINY SŁUDWI I BZURY 2018.12.16.
Bogowie Matki Natury, za jakieś wyimaginowane grzechy, skazali mnie na dłuższe siedzenie w domu. Jakżeż chciałem gdzieś pojechać. Byle gdzie, byle jak, byle na pewno. Tydzień temu zacząłem intensywnie przeglądać wszelakie prognozy pogody. Jako, że wtedy wyrażały się o nadchodzącej niedzieli, bardzo pozytywnie, zacząłem intensywnie przekonywać Kol. Kamila, aby wyskoczyć na jeszcze jedna eskapadę. Zapewne ostatnią już w tym roku. Sugestie trafiły na podatny grunt i zasiałem w Druhu, tęsknotę za otwartymi przestrzeniami. Niestety, im bliżej upragnionej niedzieli, tym prognozy były coraz bardziej parszywe. Ale my byliśmy już nieźle napaleni na ten wyjazd i było nam wszystko jedno. Ruszyliśmy z W-wy o 6,30 i jechaliśmy wyjątkowo powoli, bo ślizgawica jak cholera. Nad Słudwię wjechaliśmy tuż przed ósmą. Zobaczyłem najgorszy z moich koszmarków. Ciemnica jak cholera. Sine ponure światło i zacinający śnieżek, który bliżej południa zamienił się w zacinający deszcz. Takie światło, błyskawicznie wpędza mnie w depresję. Don Camilio zaczął się rubasznie podśmiewywać ze mnie-no i masz coś chciał. Ale to nie był czas na roztkliwianie się nad sobą. Nie było na to czasu. Albowiem to co zobaczyliśmy, doprowadziło nas do ekstazy. Wszędzie myszaki i myszaki. Z tego przynajmniej 1/4 to kosmacze. A potem wrzask radości. Niedaleko nas, leniwym ślizgiem tuż nad ziemią, przeleciał pierwszy błotniak zbożowy. Był daleko, ale gdyby było lepsze światło, można by było powalczyć. Takich eksplozji radochy, było przynajmniej pięć. To znaczy, że błotniaków widzieliśmy trochę więcej. Ale, że zachodziło uzasadnione podejrzenie, że niektóre mogły się w obserwacjach powtarzać, więc Chief asekuracyjnie przyjął, że widzieliśmy ich właśnie pięć. Aż pięć !! W tym jeden przecudowny, jasny samiec. Jest tam takie jedno niesamowite miejsce, a bywalcy pokiwają w tym miejscu, ze zrozumieniem głową. Staje się na betonowym mostku, a przed człowiekiem rozkłada się rozległa płaska przestrzeń. A na niej szwęda się pełno myszaków. Musi tam być wyjątkowo dużo gryzoni, bo co zimę, przyjeżdża się tu na pewniaka i ślini się "z pożądania" na widok tylu myszaków, tym bardziej, że mnóstwo tu i kosmaczy. W bezpośredniej bliskości nas było ich chiba ze dwadzieścia- i takich i takich, a nad nimi dostojnie, jak troskliwy pasterz, szybował spokojnie, ten niesamowity samiec. Tylko dla tego jednego widoku, warto było tu przyjechać. Ale to tylko jedna z wielu atrakcji, jakie tu na nas czekały. Jechaliśmy bez pola, powoluśku i bez pośpiechu. I tylko patrzyliśmy jak nie wylądować w rowie. Ślizgawica i muldy nawianego śniegu. Ale to nie był powód wolnej jazdy. Albowiem, gdzieżby nie spojrzeć, wszędzie coś się działo, coś leciało, coś drobnym truchtem popsztylało przez zamarznięte skiby ziemi. Krogule, pustuły, bieliki, kuropatki. Stada przeróżnych wróblaków. Po prostu żyć, nie umierać. I tylko te koszmarne światło. A potem nagle rozległ się wrzask Kamila. Było nam tak dobrze, że zapomnieliśmy o upływie czasu. Nie wiadomo kiedy, zrobiło się całkiem późno, a tu jeszcze czekały na nas stawy nad Bzurą. Z żalem pożegnaliśmy Słudwię i pożeglowaliśmy dalej. I nie jestem pewien, czy uczyniliśmy dobrze. Albowiem główne wielkie stawy, były pozamarzane. Jeden mały staw w Borowie, uszczęśliwił nas widokiem 16 Bewików, a drugi maluch w Walewicach, odrobiną różnych kaczek. Chiba pierwszy raz, nie widziałem tu żadnej mewy. Oczywista, że były robiące tu za miejscową atrakcję wąsate, ale ta pogoda doprowadzała mnie do czarnej rozpaczy i zniechęcała do focenia.A potem Koledzy Kamil i Krzysztof, dostali ostrego rajzefibra. Otóż od czasu do czasu, rozlegało się gdzieś pod niebiosami głośne gęganie i w różnych kierunkach przemykały klucze gąsek. No dobra, ale przecie gdzieś muszą one usiąść i po odpoczywać trochę. Stawy zamarznięte, więc siedzą na polach i to na pewno gdzieś niedaleko. No i zaczęło się czesanie pól. Na Komórze wisiał Kol. Łukasz i słał nam różne sugestie. Zrządzeniem losu, był jednocześnie biedny i wyjątkowo szczęśliwy. Biedny bo myślami był z nami, a jednocześnie w domu rozkoszował się upragnionym szczęściem. W jego życiu pojawiło się własne, osobiste pisklę, ponad 3 kilowa samiczka. Jak każdy młody Tata, był w szoku emocjonalnym. Oby im wszystkim z tego Rodu, dopisało zdrowie i wszelaka pomyślność. Ale ptaszki mój Biedaku, to ty nie prędko zobaczysz. W końcu, sokolooki Kamil, ujrzał w dość tradycyjnym miejscu, na polach kole Chruślina, potężne stado gąsek. Dobrze ponad 1000 ptaków i to bynajmniej nie mrożonki. W przeważającej masie bgyły to białoczółki, ze 400 gęgaw, 15 tundrówek , no i deser: 5 bernikli białolicych. Chłopaki, byli od razu w siódmym niebie. Ale było już późno i ciemno, więc mogłem se tylko popatrzyć. Dzisiejszy dzień to była czysta skrajność. Szpetny , ponury dzień. Nie nadający się do robienia zdjęć, a jednocześnie wyjątkowo obfity w emocje. Dzielę się z Wami Przyjaciele, tymi beznadziejnym fotami, kryjących mnóstwo emocji. No ale powstał taki ptasiarski zwyczaj, że kiepskie i nieudane zdjęcie, nazywa się dokumentem i wtedy wszystko gra. Tradycyjnie już zdjęcia znaczone w górnym prawym rogu czerwona kreska, pochodzą z Nikona P 900
CZĘSTY O TEJ PORZE ROKU, POLNY COCKTAIL-MAKOLĄGWOWO-DZWOŃCOWY
DZWONIEC, MAKOLĄGWA, DZWONIEC
TAM GDZIE WRÓBLAKI, TAM I KROGUL
CZĘSTY O TEJ PORZE ROKU, POLNY COCKTAIL-MAKOLĄGWOWO-DZWOŃCOWY
DZWONIEC, MAKOLĄGWA, DZWONIEC
TAM GDZIE WRÓBLAKI, TAM I KROGUL
CZYSTA FANTAZJA. DOSYĆ DALEKO OD NAS, JEDNA Z WIELU GRUD, ZAMARZNIĘTEJ ZIEMI,ODROBINĘ SIĘ PORUSZYŁA. I WTEDY JUŻ WIEDZIELIŚMY, CO TO, TO TO.
CZYSTA FANTAZJA. DOSYĆ DALEKO OD NAS, JEDNA Z WIELU GRUD, ZAMARZNIĘTEJ ZIEMI,ODROBINĘ SIĘ PORUSZYŁA. I WTEDY JUŻ WIEDZIELIŚMY, CO TO, TO TO.
KOSMACZ JEDEN |
B U T E O L A G O P U S |
J.W |
J.W |
JAK ZOBACZYCIE MYSZAKA Z TAKI BIAŁYM DUPSKIEM, TO ZNACZY, ŻE MIELIŚCIE SZCZĘŚCIE ZOBACZYĆ MYSZOŁOWA WŁOCHATEGO
JAK ZOBACZYCIE MYSZAKA Z TAKI BIAŁYM DUPSKIEM, TO ZNACZY, ŻE MIELIŚCIE SZCZĘŚCIE ZOBACZYĆ MYSZOŁOWA WŁOCHATEGO
NA TE ZWYKŁE, TO JUŻ NIE ZWRACALIŚMY UWAGI |
GÓŹDŹ PROGRAMU-MŁODY CIRCUS CYANEUS |
CECHY DIAGNOSTYCZNE: BIAŁE NADOGONIE I PIĘĆ PALCÓW |
BOSKI SAMIEC. SZKODA, ŻE TAK DALEKO |
CYGNUS BEWICKII |
J.W |
J.W |
J.W |
Wzajemnie Panie Marku! Zdrowych i spokojnych Świąt a w Nowym Roku duuuużo zdrowia i częstych udanych wypadów ptasiarskich.
OdpowiedzUsuńDziękuję za ten wpis i za cały blog - lektura i zdjęcia to wielka przyjemność i czasem wskazówka, gdzie się wybrać (a przynajmniej w wyobraźni). Udanego przyszłego roku!
OdpowiedzUsuńMarek,
OdpowiedzUsuńza zwyczaj zdjęcia powinny mówić same za siebie....
W TYM przypadku jest inaczej i niech tak zostanie.
pozdrawiam
JMB