Łączna liczba wyświetleń

poniedziałek, 18 lipca 2016

255.MIĘDZY BZURĄ A SŁUDIĄ

    MIĘDZY BZURĄ A SŁUDWIĄ 2016.07.16.

          Następnego dnia,po powrocie z okolic Łowicza,dzwoni podekscytowany Kamil i łamiącym się głosem opowiada,jakiego mieliśmy ogromnego pecha.Otóż zeszłym razem dotarliśmy do Orłowa i zawróciliśmy.Kilkanaście kilometrów dalej,w rejonie Kteru,był wtedy obserwowany jednocześnie błotniak stepowy i kurhannik.Zabrakło paru kilometrów i godziny czasu,a być może,zaznalibyśmy wielkiej frajdy oglądania tych rzadkich ptaków.Kolega o mało nie rozpłakał się z żalu.Ja z resztą też.Należało zatem wrócić tam jak najprędzej i ponownie spróbować szczęścia.Cały tydzień spędziłem na studiowaniu pogody.Sobota odpadała,za to niedziela miała być znośna.Na nią planował wypad.W ostatniej chwile,intuicja skłoniła mnie do zmiany decyzji. Tym razem wybierałem się w doborowym gronie,mojego "Przyjacielstwa"-Iwony i Wiesława.Poznaliśmy się kiedyś na wycieczkach z Horyzontami i potem już samodzielnie,przewędrowaliśmy kawał Polski.Teraz właśnie mieliśmy przebuszować , nieznane nam do tej pory,nad bzurzańskie łąki.Start 0 5,20 z Pruszkowa.Na miejscu jesteśmy ok 6,30.Wjeżdżamy na teren potencjalnego Eldorado i oczami chłoniemy otaczający nas widok.Krótko rzecz ujmując,samo piękno.Bzura,w tym miejscu niezbyt szeroka,o brzegach mocno porośniętych trzcinami.Wzdłuż tych brzegów,ciągną się niezmierzone łąki,pokryte z rzadka łanami kukurydzy. Tu i ówdzie pojedyncze drzewa i małe kępki krzaków(kurcze blade,dlaczego nie zrobiłem tam zdjęć ??)Niewielka różnica poziomu,między lustrem rzeki a łąkami,pozwalała sądzić,że po wiosennych roztopach,łąki te są w znacznym stopniu pokryte wodą.Spotkany miejscowy ptasiarz,potwierdził nasze przypuszczenia.Obfitość gęsi i siewkowatych,jest porównywalna z tym co się widzi koło Złakowa,a być może jest tu jeszcze bardziej obficie.
Na razie wyszliśmy z samochodu i zaczęliśmy się rozglądać wokół.Jeszcze było mało chmur i całe otoczenie,skąpane było w czerwonych promieniach Słońca.
Od razu na start,przeleciał tuż nad nami ptak,wyglądający jak myszołów,ale odzywający się jakimś dziwnym,nie słyszanym przedtem głosem.Czyż by już na samym początku sukces.Niestety,późniejsze studiowanie jego zdjęć, rozczarowało nas ogromnie.Zwykły myszołap.Ale wokół nas,na dalszych odległościach,widać było wiele szybujących myszołowatych,a również sporo siedziało ich na balotach,czyli rolach,sprasowanego siana,lub słomy.
Były jednak daleko,a wszelkie próby zbliżenia się do nich,powodowało ich 
płoszenie.Najgorsze,że zołzy nie wzbijały się w górę,tylko zeskakiwały z słomy i tuż nad ziemia,czmychały jak najdalej od nas.Przy moim braku doświadczenia,mógł tam być również i kurhannik.Nie potrafiłem go jednak odróżnić od zwykłych myszołowów.Zjeździliśmy polnymi drogami,kawał terenu.Jeździliśmy momentami przez takie wądoły,że miałem cykora,czy damy rade wyjechać.Mogłem teraz przekonać się na własnej skórze,co znaczy w takim terenie napęd na cztery koła.W miarę upływu czasu,zaczęło się też pojawiać coraz więcej błotniaków.Ku naszemu rozczarowaniu,były to same stawowe.A miejsce to miało być oblegane tłumem łąkowych.I było to na 100 % pewne.Niestety,musiały się o nas dowiedzieć się wcześniej i wszystkie się wyniosły.Z resztą dopadliśmy je dużo później i w innym miejscu.Dotrwaliśmy tu chyba do 12,30.Kiedy, straciliśmy już zupełnie nadzieję,na spełnienie naszych pragnień,ruszyliśmy w drogę powrotną.Ponieważ było jeszcze całkiem wcześnie,postanowiliśmy wpaść jeszcze do Złakowa Kościelnego i tam  rozejrzeć się deczko.Wiesio przekonywał mnie,że na pewniaka zobaczymy dudki.Od razu mnie przekonał.Podjechaliśmy pod słynny kościół.Stanęliśmy na parkingu i zaczęliśmy przez lornety lustrować teren.Niestety okazało się,że łąki,po których jeszcze w czerwcu dyrdały dudusie,teraz były pokryte wysokimi łanami kukurydzy.Nie pozostało więc nic innego,jak ruszyć powoli i zaliczyć "klasyczne" kółko miejscowymi drogami.Jechaliśmy powoli i kręciliśmy głowami na wszystkie strony.Od czasu do czasu mijaliśmy traktory z maszynami koszącymi łąki.I właśnie nad jednym z nich,zobaczyliśmy krążącego nisko ,samca błotniaka łąkowego.Ma on tak charakterystyczna sylwetkę,że człowiek od razu kapuje,że to cuś innego.Nie wie jeszcze co,ale na pewno coś innego.Wyskoczyliśmy z samochodu.Każdy złapał za swój aparat i próbujemy zrobić jakieś zdjęcia.Niewesoło.Jest od nas dosyć daleko,a w pobliżu nie widać żadnej drogi,którą można by się było zbliżyć.Na dodatek,aura sprawiła nam psikusa.Niebo pokryła gruba warstwa chmur i zrobiło się po prostu ciemno.Chłonęliśmy go wzrokiem,aż w końcu,gdzieś zanurkował i zginął nam z oczu.Podobne sceny widzieliśmy jeszcze w innych miejscach.A potem zmarnowaliśmy prze ogromniastą szanse na zrobienia foty życia.Dojeżdżamy do wsi Zalesie.Prowadzi przez nią kreta szosa.Gdy wyjeżdżamy zza zakrętu widzimy,że na środku asfaltu,siedzi jakiś ptak i wyjada coś z powierzchni.Siedział do nas tyłem,więc wydawało się nam,patrząc przez zakurzone szyby,że to grzywacz.Podjeżdżamy do niego dosyć szybko oczekując,że zaraz się zerwie.Ptak nie reaguje.Ostro hamujemy i nagle,dwa metry przed samochodem.rozkładają się na boki długaśne skrzydła pięknej samicy błotniaka łąkowego.Ostro hamowanie,z piskiem opon.Szarpiemy się z zamkami w drzwiach,nie pozwalając odblokować je centralnie kierowcy.Kiedy w końcu wyskakujemy i się rozglądamy,dostrzegamy ją  jak właśnie znika w pobliskich krzakach.a gdybyśmy się tak zatrzymali trochę wcześniej,co ???
Może gdybyśmy byli mniej zmęczeni-"świeżsi",być może udało by się nam zrobić cudowne foty.Ale niestety,nie tym  razem.Nabuzowani testosteronem, zaczęliśmy ponownie okrążać rejon.Jak oceniamy,widzieliśmy tu dzisiejszego dnia,co najmniej dwa samce i dwie samice błotniaka łąkowego.Przez tyle czasu nic,a tu nagle w ciągu godziny,do syta.Szkoda tylko,że nie były to dłuższe  i spokojniejsze obserwacje.No i oczywiście z bliższego dystansu.
Kiedy już skierowaliśmy się do domu,w samochodzie aż huczało od podnieconych głosów.Komentowaliśmy widziane sceny i gorączkowo przeglądaliśmy na ekranach wyświetlaczy,zrobione zdjęcia.No i tu niestety,totalna poracha.Duże odległości i ciemnica spowodowały,że 90 % zdjęć,nadawało się tylko do kasacji.
Potwierdziły się również poprzednie spostrzeżenia.O tej porze roku,nie ma specjalnie czego tu szukać.Bardzo mało ptaków.Trzeba mieć tylko nadzieję,że trafi się na szczęśliwą chwilę,gdy uda się zobaczyć, coś takiego,jak kilka błotniaków łąkowych na raz.
BUTEO BUTEO

TO TEN KRZYKACZ.LATAŁ RAZ BLIŻEJ,RAZ DALEJ I CIĄGLE DARŁ RYJA

J.W

MYSZOŁAP

J.W

PRZEPĘDZANY BŁOTNIAK STAWOWY

CIRCUS AERUGINOSUS-SAMIEC

J.W,ALE WERSJA NADWOZIA SAMICA,CHOĆ BARDZIEJ PRAWDOPODOBNE,ŻE TO JUV.

WSZĘDZIE NIEPRZEBRANE TŁUMY PUSTUŁEK

FALCO TINNUNCULUS

J.W

J.W

J.W

J.W

J.W

J.W

BŁOTNIAK ŁĄKOWY-CIRCUS PYGARGUS,SAMIEC

J.W

J.W-WERSJA NADWOZIA-SAMICA

J.W

             2016.07.20.

       Kiedy byliśmy nad Bzurą,mniej więcej co 23,5 minuty dzwonił Kolega Kamil i podniecony głosem pytał-I co macie GO ??Oczywiście chodziło mu o błotniaka stepowego,który to ptak,przebywał w tym rejonie,już od dłuższego czasu.Z upływem godzin jego głos tracił podniecenie,aż w końcu przestał się odzywać.Ale koło czwartej nad ranem,budzi mnie komóra .Ponieważ nie chce się uciszyć,łapię ją i odpalam.Kamil wrzeszczy,że....mówiąc grzecznie moimi słowami,byli tam po nas jacyś ludzie i zobaczyli go.Dowiedziałem się również,że On,jak tylko będzie miał wolną chwilę czasu,to natychmiast tam jedzie.Czyli na pewno w poniedziałek.Z poniedziałku zrobiła się środa. Pojawiłem się po południu,w Piastowie,koło jego miejsca pracy i punkt 15,30 ostro ruszyliśmy w drogę.Na miejscu mieliśmy się spotkać z innymi ekipami i rozpocząć regularną "łapankę".Na miejscu byliśmy około 17-tej.Przejeżdżamy uroczy mostek na Bzurą i wjeżdżamy na Dzikie Pola,pełne błotniaków i innych ptasich rozkoszy.Pierwsza rozkosz,czekała na nas zaraz za mostkiem.Kolega z twarzą przyklejoną do przedniej szyby,rozgląda się gorączkowo po niebie.Ja kątem oka,zobaczyłem przed nami,toczące się szare kuli.Jedna większa i ze 4 mniejsze.Stój,wrzasnąłem odruchowo.Samochód stanął w miejscu,a ja rozglądam się gorączkowo dookoła.Nic nie widzę.Chcę wysiąść z samochodu,więc zerkam na dół,co by nie wejść w cuś szpetnego.Widzę wpatrzone we mnie czarne paciorki oczu.Tuż przy drzwiach,siedzi w trawie nieruchoma kuropatwa.Cofamy się deczko i teraz mogę objąć ją całą obiektywem.Robię serię zdjęć,a ona po dłuższej chwili,zaczyna pełznąć przez trawę,jak wąż.Jak teraz myślę,została i poświęciła się,aby jej dzieci mogły odnaleźć bezpieczne schronisko.Ruszyliśmy dalej i zaczęliśmy szukać naszego głównego celu.Na miejscu był już oprócz nas, jeden kolega z Łodzi.Znał doskonale ten teren.Ustawił się więc "na lipie"w strategicznym punkcie i kikował po miejscach,gdzie tego błotniaka najczęściej widywano.Pozostałe dwa samochody rozjechały się na obie strony,pełznąc powoli polnymi drogami.
W rękach komóry rozgrzane do czerwoności.Jesteśmy w stałym kontakcie.Ku
mojemu zaskoczeniu,nie musieliśmy nawet długo szukać.Przejeżdżający niedaleko traktor,spłoszył gagatka.Wzniósł się niezbyt wysoko.Przeleciał kilkadziesiąt metrów i zapadł w trawę.Ale teraz był już doskonale namierzony.
Szybko  przesiedliśmy się wszyscy do jednego samochodu-terenowego. Zaczęliśmy się powoli do niego zbliżać.Szybko go dojrzeliśmy.Przystanęliśmy na chwilę,seria zdjęć i znowu parę metrów do przodu.Podjechaliśmy w ten sposób do niego,na odległość 12-15 metrów.Nic sobie z nas nie robił.Popatrzył nam chwilę w oczy i dalej gapił się gdzieś przed siebie.W samochodzie była śmiertelna cisza,Słychać było tylko trzask czterech pracujących migawek.Ale emocje o mało nie rozsadziły gabloty.Dwa,nie za wielkie okienka,skierowane w jego stronę,a w nich przepychają się cztery rury obiektywów.Trochę to trwało,aż jeden z kolegów mówi ze smutkiem,odjeżdżamy.Zostawmy go w spokoju.Z żalem opuszczamy to miejsce,co chwila odwracając do tyłu głowy.Wybiegając w przyszłość,te zdjęcia nie przyniosły nam sławy ni chwały.Zbliżając się do niego,ani przez chwilę nie mieliśmy strefy "czystego strzału".Cały czas między nim,a nami znajdowały się pojedyncze źdźbła trawy i to na nie właśnie ostrzyły autofokusy obiektywów,pozostawiając ptaka w lekkiej nieostrości.Ale cóż tu dużo gadać,to było niezapomniane przeżycie.Ten krótki pobyt tutaj w towarzystwie "starych wyjadaczy" i doświadczonych obserwatorów,wiele mnie nauczył.Przez cały wieczór nie było widać krążących i szybujących drapieżników.Myszołapy i pustuły wysiadywały wokół na balotach,a z traw wystawały tu i ówdzie szyje różnych błotniaków.Koledzy pracowicie i z wielkim mozołem,wyłuskiwali je przez lunety z tych traw.Jedyne wzloty,to krótkie przeloty na sąsiednie punkty obserwacyjne,gdy zbliżył się do nich za bardzo, jakiś pracujący tam traktor.Słońce schowało się za chmury wznoszące się tuz nad horyzontem i od razu zrobiło się ciemno.Zebraliśmy się razem,gadając gorączkowo jeden przez drugiego.Potem pożegnaliśmy się serdecznie i każdy ruszył do domu swoją drogą.
KUROPATWA-PERDIX PERDIX

ZDJĘCIE BARDZO PODOBNE DO POPRZEDNIEGO.ALE UCHWYCIŁEM BARDZO KRÓTKA CHWILĘ,KIEDY PTAK OPUŚCIŁ TZW.TRZECIĄ POWIEKĘ,CZYLI MIGOTKĘ

ŚWIERGOTEK LĄKOWY-ANTHUS PRATENSIS

J.W-JAK CZŁOWIEK ZOBACZY GDZIEŚ JEDNEGO,TO JEST NIE LADA WYDARZENIE.TUTAJ NA POLNEJ DRODZE I PRZY NIEJ ŁAZIŁO ICH OD CHOLERY I CIUT CIUT.JAK WRÓBLE W PARKU

ZOBACZCIE JAK SKOWRONEK MA DOSKONAŁY KAMUFLAŻ.
ALAUDA AVENSIS

HEY  TY,WILKI CIĘ GONIĄ ???
                                            NIE PTASZNICY !!

OCZYWIŚCIE TYCH NIE MOŻE ZABRAKNĄĆ

CIRCUS MACROURUS

 J.W-TO TEN CZOPEK W ŚRODKU
WYCINEK ZDJĘCIA.A WYPATRZCIE GO TAK Z KILOMETRA

J.W

J.W


TO NIE RÓW MELIORACYJNY.TO WIELKA I DUMNA RZEKA BZURA



DO NASTĘPNEGO SPOTKANIA

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz