Łączna liczba wyświetleń

czwartek, 5 marca 2015

144.NIESPEŁNIONE MARZENIA

                  JAKTORÓW 2015.03.01.

       Ostatnimi czasy,zrobiłem w krótkim czasie kilka wypadów.Opisanych tu,ewentualnie nieopisanych ,o ile nie były ciekawe.Zaowocowało to dolegliwym,nieustannym bólem kolana.Musiałem deczko spauzować.
 Nie mogłem jednak długo wytrzymać w domu i uzbroiwszy się w solidną, drewnianą lachę,wyruszyłem do Jaktorowa.Dochodziły do mnie częste wieści,o buszującym tam stadzie wąsatek.Ponieważ zdążyłem się w międzyczasie dowiedzieć,gdzie dokładnie koczują,zdawało by się,że pojechać tam i zobaczyć je,to tylko formalność.Gucio tam.Pojechałem całkiem rano.Pociąg 6,12.Tak,że na miejscu byłem jeszcze za świeżego dnia.Dzień,który gdy wsiadałem do pociągu,zapowiadał się słoneczny i bezchmurny,po dojechaniu na miejsce,całkowicie zmienił oblicze.Wysiadłem  w Jaktorowie z pociągu,lacha w dłoń,i powolutku zaczynam kuśtykać na stawy gospodarstwa rybackiego,Że powolutku,to i dobrze,bo mam możliwość,dokładnie obejrzeć i obsłuchać okolice.Po drodze mijam grupę drzew,a w niej widzę trzy rozrabiające dzięcioły zielone.Aparat oczywiście schowany w torbie.Stoję tak sobie i stoję,i zastanawiam się czy go wyciągnąć,czy nie.Długo się zastanawiałem,ale w końcu się zdecydowałem.Jest już na wierzchu,złożony i odpowiednio ustawiony.Podnoszę go do oka,patrzę,a moje dzięcioły zrywają się do lotu i znikają za horyzontem.No to i ja powoli poczłapałem dalej.Na pierwszym stawie,jedynym z resztą napełnionym,para młodych łabędzi i stado krzyżówek.Idę dalej.Przelatuje nade mną gęś gęgawa.Gdzieś dalej  krąży para żurawi.Docieram na miejsce,gdzie spodziewam się zobaczyć wąsatki. Rozkładam sobie wędkarski stołeczek.Siadam,popatruję i podsłuchuję.Przez godzinę nie zobaczyłem najmniejszego ruchu,ani nie usłyszałem żadnego dźwięku.Mój poranny optymizm,upadł do mych stóp i potoczył się na dno pustego stawu.Polazłem jeszcze odrobinkę dalej,gdzie miał być mostek,po którym miałem przedostać się na dalsze obiecujące tereny.
Dotarłem do rzeczonego mostka i o mało mnie nagła cholera nie trafiła.
Ten "mostek",to łącząca obydwa brzegi rzeczki,gruba rura,pokryta jeszcze na dodatek lekkim szronem...Odwróciłem się,podwinąłem pod siebie kitę i w długą.Obwieszony dyndającym sprzętem i o lasce,miałem duże szanse skończyć tam,gdzie poprzednio mój optymizm.Mniejsza o mnie,ale aparat z obiektywem,nie przeżyły by tego na pewno.Wracając skręciłem jeszcze raz do "wszawego lasku",gdzie poprzednio buszowały zielone.Może jeszcze raz je zobaczę.Nieprawdopodobne.Mała kępa drzew i krzewów,a stałem tam z godzinę i rozglądałem się na wszystkie strony z rozdziawioną jałopą.
Trzy gatunki sikor-modra,bogatka,czarnogłówka.Mysikróliki,dzięcioł duży i stado ospałych gili,pasących się  młodymi pączkami,gęsto pokrywających gałązki.
Zielone słyszałem gdzieś nad głową,ale nie  starałem się nawet je wypatrzeć.
Lacha w garść i ospałym krokiem do pociągu.Wyszło równo 10 km.Gdyby nie piękne gile,to praktycznie,nie miał bym się za bardzo,czym pochwalić,w części graficznej.




GĘŚ GĘGAWA-ANSER ANSER

GIL SAMIEC-PYRRHULA PYRRHULA










SIKORA CZARNOGŁÓWKA-POECILE MONTANUS


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz