Łączna liczba wyświetleń

wtorek, 29 stycznia 2019

348.ZBOŻNIE I DRAPIEŻNIE

       ZACHODNIE MAZOWSZE 2019.01.27.

        Od dłuższego czasu kombinowaliśmy z Kol. Kamilem, że wspaniale by było, wyskoczyć na nasze ukochane Terytorium, tylko po to, aby po uganiać się za błotniakami zbożowymi. Do tej pory było tak, że jak się zobaczyło, przelatującego takiego błotniaka, gdzieś daleko, to była sensacja, że cho, cho. W tym roku jest ich wyjątkowo dużo. Z całej Polski napływają meldunki o obserwacjach tego gatunku. W naszym ulubionym interiorze, grasuje ich zazwyczaj kilka, nie wyłączając spupercymeska, czyli samca. I właśnie im tylko, postanowiliśmy poświęcić jeden wypad. Tak więc,  gdy już zostało postanowione, gdzie jedziemy i po co, zaczęliśmy z troską obserwować prognozy pogody. A one wieściły każdego dnia co innego. Od wspaniałej słonecznej pogody, do ulewnej szarugi. Im bliżej niedzieli, tym ta gorsza opcja bardziej zaczęła przeważać. W piątek wieczorem, rozgościła się koło mnie, moja nieodłączna towarzyszka-czarna rozpacz. Kamilos doszedł do wniosku, że jak ma być pogoda do d. to nie ma sensu jechać. W sobotę wieczorem zadecydował jednak: Niech się dzieje co chce. Ryzyk fizyk, jadymy. Pogoda miała być szpetna, ale mieliśmy nadzieję, że specjalnie dla nas i w tym miejscu, nie będzie tak tragicznie. Jesteśmy na miejscu o 8-mej. Nie pada, ale jest mgła i prószy śnieg. Szaro, ciemno i ponuro. Ruszamy powoli przez rejon patrolowania i po niedługim czasie, widzimy pierwszego błotniaka. Robimy pierwsze zdjęcia, ale tylko dlatego, aby cuś zrobić.+ Wszystkie kwalifikują się do kosza.  Dla mnie dodatkowy szok. Byłem tu tydzień temu i było tu już parę tysięcy gęsi, przeważnie tundrowej. Dzisiaj nie widzę ani jednej i do końca dnia, nie zobaczyliśmy, podle słów Kamilosa, ani złamanej gęgawy. Być może dlatego, że śnieg pokrył pola, zazielenione już oziminą. No i te parę dni solidnego mrozu, zmusiły je do ucieczki, w cieplejsze miejsca. Ale nic to. Gdyby były, to było by fajnie, a tak bez reszty poświęciliśmy się drapkom. Koledzy Łukasz i Kamil, są pasjonatami gęsi, a potem siewkusów. Gęsi, owszem, są zajefajniste, ale przeglądanie ich stad godzinami, bez lunetę, nudzi mnie po prostu. Drapole to jest to, co tygryski lubią najbardziej. Widok takiego, przyprawia mnie o palpitacje serca i gonił bym już za nim, bez ustanku. A tutaj mieliśmy tego towaru, do syta. Praktycznie rzecz biorąc, w polu widzenia, mieliśmy prawie bez przerwy, przynajmniej jednego zbożowca, a nieraz i dwa, albo i trzy. Kolega Kamil uważa ostrożnie, że były w tym miejscu, co najmniej trzy. Dwa w typie samicy i jeden cudowny samiec. Ale mnie się wydaje, że jest pesymistą. Objeżdżaliśmy spory teren i ciągle jakiegoś widzieliśmy. Do tego kosmacze, czyli Myszołowy Włochate. Piękne ptaki. No i bez liku zwykłych myszaków. Rano całe to towarzystwo, było w miarę blisko drogi. Chiba się jednak zorientowały, że uparcie jeździmy za nimi, bo w miarę upływu dnia, były coraz dalej. To było ogromnie frustrujące, bo jednocześnie powoli, ale jednostajnie, pogoda się poprawiała. Mgła zanikała, robiło się coraz jaśniej, a po południu, zaczęło przez warstwę chmur, przezierać Słońce. Kręciliśmy się w kółko, po tych kilku kilometrach kwadratowych, a liczniki zdjęć powoli, ale stale, pokazywały coraz większą ilość zrobionych zdjęć. Po południu, poczuliśmy zmęczenie tym miejscem. Ruszyliśmy więc na zachód, w poszukiwaniu wielkich pól mając nadzieje, że będą się gdzieś na nich pałętały, jakieś górniczki, poświerki lub śnieguły. Zjechaliśmy spory obszar, pojawiły się następne błotniaki, ale wszelaka drobnica, zupełnie wyparowała. Przez cały dzień widzieliśmy dwa małe stada trznadli i parę potrzeszczy. To ciekawe zjawisko. Równolegle, moi Przyjaciele, działali w Górze Kalwarii, w ramach Akcji Karmnik. Też mieli wyjątkowo nędzne wyniki. Jak mawiał kiedyś mój Ojciec-Niezbadane są boskie wyroki i to co w chlebie i w kiełbasie.                                                                                                         Szaleńcza eskapada, w poszukiwaniu drobnicy, zaprowadziła nas, gdzieś het pod Łęczycę. Poznaliśmy fantastyczne i wielce obiecujące miejscówki. Kamilos poprzysiągł, że jeszcze tu kiedyś wrócimy. Ale to kawał drogi i musiało by w miarę jej upływu, nic się nie wydarzyć, abyśmy dotarli znowu tak daleko. Cokolwiek by nie mówić, dzień był fantastyczny. Widzieliśmy mnóstwo cudownych ptaków. I nie była do tego potrzebna luneta. Wystarczyło gołe oko, lub co najwyżej lornetka. Ja czuje się tu jak w raju. Gdyby to zależało ode mnie, to ustawił bym se tu gdzieś barakowóz i koczował bym tu bez końca.                                                                                                 A prognozy znowu się nie sprawdziły i dobrze jem tak.


                                                     C I R C U S    C Y A N E U S

To Coś, w typie samicy, właśnie dorwało jakiegoś nornika.

Specjalistyczne konsultacje, pozwalają sądzić, że to jednak KOSMACZ

Ze śniadankiem w "łapkach" odlatuje, abyśmy nie przyglądali mu się w trakcie szamania



Znowu nie samiec. 

Samiec latał gdzieś tam daleko, ale my bez przerwy kikowaliśmy na niego. Wreszcie rozległ się wrzask-Leci w naszą stronę !!! I gdybyż tylko świeciło Słońce. Siedząca na tylnym siodełku, Czarna rozpacz wyszczerzyła tylko, w radosnym uśmiechu, cały garnitur kłów.

A ten przepiękny, cudowny ptak, latał nad polami, stosunkowo niedaleko nas i nic se nie robił, z wycelowanych w niego rur.






Specjalista widząc w pełnej krasie skrzydło ptaka, mógł by się pokusić o określenie statusu ptaka. Samica, czy juv. Ja nie będę ryzykował, publicznej wypowiedzi.



Ty razem, ten drugi to myszak

I znowu dwa i charakterystyczny układ skrzydeł, w kształcie spłaszczonego V.


 Zbożny balet.


                I to by było na tyle w temacie BŁOTNIAKA ZBOŻOWEGO. Piękny ptak i mógł bym gapić się na niego bez końca. Ale musiałem oszczędzać oczy, bo były jeszcze inne inszości, które też wyzwalały ogromne emocje i wzruszenia estetyczne.


Myszołap Włochaty-BUTEO LAGOPUS

J.W.



J.W.

Zwykły-BUTEO BUTEO

Są myszołapy jasne, to są i ciemne

J.W.

Trza się spieszyć, bo takie bliskie spotkanie, trwa bardzo krótko.

B U T E O   B U T E O

J.W.

I  pewnikiem gapili byśmy się na niego bez końca, ale nie wytrzymał i spitrował

Pustuła-samica
FALCO TINNUUNCULUS

Czapla siwa też lubi obchnąć mychę-ARDEA CINEREA

Kuropatki-tych pięknych ptaków, można w tym rejonie, spokojnie spotkać kilka stadek, w ciągu dnia



W porannej szarudze, wyglądają z daleka, jak większe grudy ziemi. Dopiero jak któreś się poruszy, to przyciąga wzrok



Bzura

J.W.

Obok rzeki, pasie się na polach, 
grubo ponad tysiąc krzyżówek




Parę chwil Słońca i świat wygląda inaczej


Teoretycznie górniczkowe pole.

O zmierzchu znowu się pokazują





1 komentarz:

  1. Każda pogoda jest dobra, jak są ptaki i to jakie, same tuzy. Miejsce oczywiście jest nieznane, jakieś Terytorium w kierunku na Łęczycę ... Ale czyta i ogląda się ze smakiem. No i ten język, a właściwie slang ptasiarski. Nic tylko pogratulować udanej wyprawy i czekać na następną, może już przy lepszej pogodzie.

    OdpowiedzUsuń