Łączna liczba wyświetleń

niedziela, 22 października 2017

314.ROZKOSZE ŁONA -PRZYRODY

     WESOŁA K.WARSZAWY 2017.10.16-19.

                  Nareszcie zapanowała piękna, słoneczna pogoda. Prawdziwa polska jesień. Nic więc dziwnego, że zaczęło mnie na gwałt, ciągnąć gdzieś w teren. Byle jak, byle gdzie, byle na pewno. Nie chodziło mi nawet o polowanie na jakieś wypasione gatunki ptaków. Miałem ogromną ochotę,
poszlajać się w jakimś lesie. Gdzie było by spokojnie i bezludnie, gdzie mogłoby się trafić jakieś Boże, żywe stworzenie. Miałem nawet na oku takie miejsce. Tuż pod bokiem. W Wesołej, na wschodnich granicach Warszawy. Duży i urozmaicony kompleks leśny, z rezerwatami-min. Bagnem Jacka, czy Bagnem Śmiardki. Na tym ostatnim z resztą, pokazała się ostatnio kazarka, więc jak by nie patrząc, było o co walczyć. Po za tym, byłem przy nieustannej nadziei na łosia, na żmije, podobno obficie zamieszkujące wokół tych bagien i nietoperki, kimające w tzw. bunkrach położonych w głębi kompleksu. Na nic konkretnie się nie nastawiałem, co w praktyce znaczy, że na wszystko. Przewidująco spakowałem więc różne obiektywy, latarki, głośniki, mapy, dużo wody do picia i cuś na ząb. Miałem się  kierować tylko jedną zasadą-idę przed siebie, gdzie poniosą nogi i nie spoglądam na zegarek. I tak też dokładnie się stało.Obszar jest duży, a ja mam w nim jeszcze tylko ogólne rozeznanie. Czyli marsz na azymut. Co w praktyce oznacza, ze idziemy różnymi nie znanymi zupełnie ścieżkami, starając się utrzymywać ogólny kierunek, na wyznaczony cel. Coś fantastycznego. Bogactwo środowiska, pozwala napawać się, raz taplaniem się w bagnie, starając się wymacać stopą, twardsze dno, wiodące na drugi brzeg, to znowu grzęznąc w ruchomych piaskach pofałdowanych wydm.. Mija się gęste zagajniki brzozowe, to znowu las  dębowy, gdzie pod nogami trzaskają setki i tysiące opadłych żołędzi. Potem wydmy   porośnięte rachitycznym sosnowym laskiem. I wszędzie ślady dzikich mieszkańców tego  biotopu. To zryta przez dziki, wśród żołędzi ziemia. To ślady saren i wcale nie rzadkie tropy łosi. Dużo też i innych śladów łap i łapek, ale niestety nie jestem biegły w tym temacie.To wszystko gęsto podlane soczystym sosem ciszy i spokojem. Mówię tak z odrobiną przesadyzmu. Jak by nie patrząc, znajdujemy się na terenie poligonu wojskowego i zewsząd dochodzi huk nieustannej strzelaniny. Ale człowiek, szybko się z nią oswaja i prawie przestaje ją dostrzega. Paru grzybiarzy migających gdzieś na dalekim perymetrze. A ja rozkosznie pławię się na tej toni świętego spokoju. Idę wolniutko, kroczek za kroczkiem. Tam se deczko przysiądę i posłucham, tam uklęknę, zajrzę pod listki, czy pod korę zwalonych pni. Nic mnie nie goni, nigdzie mi się nie spieszy. Rano było odrobinę chłodno, więc ubrałem się stosownie do tamtego chłodu. Teraz, gdy Słońce mocno przygrzewa, zaczynam pocić się jak mysz.. Szczęściem w nieszczęściu jest to, że mimo ciepła, nie ma prawie wcale komarów i innych latających zołz, takich jak gzy czy muchy. Gdyby również nie ptasi wszech brak, było by po prostu idealnie. Z ptasząt bowiem, otaczają mnie tylko stada sójek, tłumnie zlatujących się do opadłych żołędzi i od czasu do czasu, stada sikor. Nieraz, gdzieś nad głową, rozlega się zawodzenia myszołowów.  Zawsze w takim momencie, jestem w gęstych krzaczorach i nie bardzo mogę rozglądać się po niebiesiech. Osiągam najdalszy punkt wycieczki-bunkry, gdzie w jesienne ciepłe dni, można spotkać, kimające nietoperze. Dzisiaj jednak, szczęście mi nie dopisuje. Gorzko se żartuje, że dzisiejsza wycieczka, to rajd pod tytułem- "Wszystko na nie"
Kazarki nie widziałem, żmii niet, łososia tez ni ma, nie licząc licznych śladów. Ale niczego nie żałuje. Jest mi całkiem lekko na duchu i jestem wręcz szczęśliwy z dzisiejszego dzionka. Nie oznacza to, że jestem całkowicie,bez trofeów. Trafiła mi się spora rodzinka jaszczurek żyworodek, pierwszy raz z resztą. Miałem kilka dzięciołów, w tym ze trzy średnie. No i oczywista mysikróliki, oraz sikory sosnówki. W tych lasach i laskach, szczególnie tych sosnowych, na wydmach, jest ich po prostu pełno. I jeżeli zapragnie się je zobaczyć, można  to zrobić  bez specjalnego wysiłku. 
A potem zaczyna nagle, być coraz mniej przyjemnie. Jest już po 14-tej i jesienne Słońce o tej porze, jest już nisko nad horyzontem. Zaczyna się po prostu robić ciemno. Kolory szarzeją i robi się ponurawo. Wspaniały, boski dzień, zmierza powoli ku końcowi. Zrobiłem dzisiaj, powolutku i na zupełnym luzie 11 kilometrów, co biorąc pod uwagę, moje zrujnowane kolana, doskonałym wynikiem. Żałuje ogromnie, ze nie wybrałem się tu we wrześniu, ale nie przypominam sobie, aby była wtedy tak mobilizująca do czynu pogoda.
TUTAJ CZYJEŚ PTASIE DZIECI,P
NO, NO, JAK TAK DALEJ PÓJDZIE, TO BĘDĘ SIĘ MIĘDZY DRZEWAMI,BAWIŁ W CHOWANEGO , Z CZŁONKAMI OBRONY TERYTORIALNEJ KRAJU. (BEZ OBRAZY ZA TYCH CZŁONKÓW)

















ANI CHYBI,ŁOSOŚ

OSŁUŻYŁY ZA PRZEKĄSKĘ DLA DZIĘCIOŁA

ZABAWKI DOROSŁYCH CHŁOPCÓW

J.W

J.W

J.W

J.W



DZIĘCIOŁ DUŻY
-DENDROCOPOS MAJOR

J.W

J.W

SIKORA SOSNÓWKA-PERIPARUS ATER

J.W

MYSIKRÓLIK-REGULUS REGULUS













JASZCZURKA ŻYWORODNA-ZOOTOCA VIVIPARA





ŻAGNICA OKAZAŁA-AESHNA CYANEA

SZERSZEŃ EUROPEJSKI-VESPA,  CRABO

CHRZĄSZCZ ZGRZYBIK TWARDOKRYWKA-LAMIA TEXTOR

KOLCZAK ZBROJNY-CHEIRACANTHIUM PUNCTORIUM

JAK WYŻEJ-NAJJADOWITSZY POLSKI PAJĄK

WAŁĘSAK LEŚNY-PARDOSA LUGUBRIS

KRZYŻAK ŁĄKOWY-ARANEUS QUADRATUS

11 KILOMETRÓW SZCZĘŚCIA-WYDAJE MI SIĘ, ŻE MOGŁA BY TO BYĆ ŚWIETNA PROPOZYCJA RODZINNEJ WYCIECZKI. TEREN ŁATWY I ATRAKCYJNY

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz