Łączna liczba wyświetleń

środa, 13 lipca 2016

253.NA LENIUSZKA

                  WILANÓW 2016.07.08.

               Któregoś dnia,uzmysłowiłem sobie,że dawno mnie nie było w Wilanowie.Na pewno przyczynił przyczynił się do tego,brak jakiś ciekawych fotografii na Faceplociuchu,robionych właśnie w tym rejonie.Może więc mnie się trochę poszczęści.Pamiętając zeszłoroczną eksplorację,z góry nastawiłem się na to,że nie będę się tam pętał,jak dziad po pustym kościele,.Wezmę se wygodne, składane krzesełko,siędne se w strategicznym punkcie i będę czekał,aż coś mi samo przyjdzie pod obiektyw.Minimalnym wysiłkiem,maksymalne efekty.
O 6 rano,zasiadłem tuż poniżej wyspy,tam gdzie w zeszłym roku,bączki uskuteczniały swój pokazowy balet.Miałem właśnie na nie wyjątkowego smaka.Jakimś piżmo szczurkiem też bym nie pogardził.No i oczywiście zielonym dzięciołem.Na razie było ciemno i zimno.Za plecami rósł szpaler wysokich drzew.Słońce,odrywające się dopiero od horyzontu,kryło się głęboko za nimi.Nie dosyć,że było ciemno,to jeszcze na dodatek paskudnie. Ciemnozielone liście,oświetlone błękitem z bezchmurnego nieba,przybierały jakiś dziwny kolor-sinokoperekbrąz.
Bączki nie dały na siebie długo czekać.Niestety,przelatywały tylko obok mnie,znikając za niedalekim cyplem.Miałem nadzieję,że pojawią się gdzieś niedaleko,gdy tylko Słońce wzejdzie ciutek wyżej.Wtem z nad drzew,wypłynął duży cień,zatoczył koło i bezszelestnie wylądował na wodzie,tuż przede mną.Piękna,dorodna siwa czapla.Popatrzyliśmy sobie czujnie w oczy,a potem widocznie doszła do wniosku,że nie jestem groźny,więc zajęła się swoimi sprawami.Była w odległości ok 12-15 metrów i łaziła między pływającymi liśćmi grążela,wypatrując kryjących się pod nimi ryb.Nie będę ukrywał,że serce zaczęło mi bić znacznie szybciej.Unikając gwałtownych ruchów, uchwyciłem ją w obiektyw i zacząłem robić dziesiątki zdjęć.Chyba jeszcze nigdy nie widziałem,tak blisko mnie,polującej czapli.Chodziła w tę i w tam tę,ale jakoś szczęście jej nie dopisywało.Potem zza drzew wychyliło się Słońce i miałem ją jak chciałem.Widocznie,w prześwietlonej wodzie,łatwiej było wypatrzeć jakieś ryby,bo niedługo rąbnęła solidnego leszcza.Miał chyba z kilo.Niestety,rozmowa była krótka.Plums i po rozmowie.A czapla zrobiła coś,czego jeszcze nigdy nie widziałem.Z nastroszonych piór,utworzył się jeż.Musiała się nieźle wkurzyć.Ale szybko pocieszyła się następną rybą.Nie był to gigant,ale bardziej podpadająca.Chwilę się mordowała,aby obrócić rybę głową w stronę otchłani przełyku.Oczy jej na chwilę wyszły na wierzch,a potem spokojnie odleciała odpoczywać.W międzyczasie miałem dosyć podzieloną uwagę.Przede mną była nie tylko czapla.Na liściach grążeli, dokazywała cała rodzina kokoszek,czy inszych kurek wodnych.To był całkiem przyjemny widok.Muszę jednak uczciwie stwierdzić,że młode chruściele,nie należą do ślicznotek.
Zrobiło się już stosunkowo późno.Minęła godzina 10.Zielony skubaniec darł się gdzieś w parku,na przeciw położnym brzegu,ale nie pokazał się w pobliżu mnie.Bączki kursowały wzdłuż brzegu jak "TOKIO EXPRES"  z 1943 roku.
Skoro one nie chcą przyjść do mnie ,to ja ruszę zadek i wybiorę się do nich.Krzesełko pod pachę i poczłapałem ze 100 metrów dalej.Była tam,ukryta za cypelkiem,nieduża zatoczka.To właśnie do tej zatoczki,przylatywały te moje cwaniurki.Usiadłem na cypelku i zacząłem czekać.Mówiąc szczerze,to nie byłem dobrej myśli.Naprzeciw mnie,siedziało dwóch ryboli i głośno wymieniali pikantne ploteczki.Za chwilę,bęc przyleciał samiec.Ledwie się otrząsnąłem z wrażenia,jest i samica.Zatoczkę otaczał gęsty pas trzcin dochodzących do samej wody.One właśnie wleciały w te trzciny.Po obu stronach sterczących węd.No dobra,skoro już są,to ja się nimi zajmę.
Wiedząc już,gdzie one mniej więcej są,stosunkowo łatwo je namierzyłem. Pełzły ślamazarnie,jak wielkie pajory.Powolutku i ostrożnie na granicy zielenizny i wodzizny.Od czasu do czasy,błyskawiczny wyrzut dzioba i trzepocze w nim ryba.Zaaferowany widokiem,podniosłem się z krzesełka o wylazłem na brzeg jak najbliżej nich.Nie robiły sobie z tego nic.Jedynym problemem było to,że poruszały się w gęstym cieniu.Ano zawsze muszę mieć cuś w poprzek. Potem,kiedy popatrzyłem jak rybol wyciąga wędę,bączek się zerwał i przeleciał tuż pod moim nosem.Zmarnowana fantastyczna okazja.Zwinąłem manele,obszedłem jezioro,kupiłem bilet i wlazłem do parku.Może będę miał szczęście i obcykam zielonego.Posiedziałem z godzinę i wachlowałem uszami.Nie odezwał się już jednak,ani razu.Było już chyba za późno.Tam gdzie ja rano walczyłem z czaplą,kłębił się już tłum spacerowiczów.Nic tu po mnie.
Czas na chałzen.
Jak by co,profesjonalne wycieczki w tym rejonie poprowadzi niedługo,Pani Beata Kojtek.Fantastyczna Dziewczyna.Zna doskonale ten teren i potrafi tam bardzo dużo pokazać-ornitologicznie rzecz ujmując.


ZATOKA BĄCZKÓW

ARDEA CINEREA


PRZYFILOWAŁA...

...NAMIERZYŁA..

...ZAATAKOWAŁA....

...I POSMAKOWAŁA.

A POTEM WIELKIE A,PLUMS I FINITO

I OD RAZU WZIĘŁA JA NAGŁA CHOLERA.I NIE DZIWIE SIĘ

SIĘ POWOLI USPOKAJA

NA USPOKOJENIE,MOŻNA SE PODŁUBAĆ W NOSIE

ZNOWU ATAK

OGROMNY OPÓR

I JEST GOLIAT

TERAZ SPOKOJNIE OBRÓCIĆ GŁOWĄ DO PRZEŁYKU

ŁO MATKO,CHIBA SIĘ CAFA

SIĘ TYM RAZEM UDAŁO,A WIĘC STRZELIM SE TANIEC ZWYCIĘSTWA

UHA,UHA HA

NO TO PAA


GALLINULA CHLOROPUS

J.W

MŁODZIAK

A NAWET DWA


PRZYPOMINA ROBOTY BOJOWE Z FILMU-"IMPERIUM KONTRATAKUJE"
PIERWSZE CO SIĘ RZUCA W OCZY TO TE KOSZMARNE PEDAŁY



NAGLE BŁYSNĘŁO COŚ TĘCZĄ.NA PRZECIW MNIE USIADŁ ZIMEK.CHWILE POPATRZYŁ I POLECIAŁ DALEJ.Z BYLE KIM SIĘ NIE ZADAJE

W PRZERWACH,ZABIJAŁEM NUDĘ,OBSERWUJĄC RYBITWY.TYM RAZEM RZECZNE.
S T E R N A   H I R U N D O

J.W

J.W


J.W

NO I SZANOWNY IXOBRYCHUS MINUTUS



CHOLERNIE SIĘ DENERWUJE,JAK NAD GŁOWĄ PRZELATUJE JAKAŚ MEWA,CZY RYBITWA







JEŻELI NIE WIE SIĘ,ŻE TAM JEST,TO TRUDNO GO WYPATRZEĆ.PRZYFILOWAŁEM,ŻE JAK WIATR CHWIAŁ TRZCINAMI,TO PTAK KOŁYSAŁ GŁOWĄ RÓWNO Z NIMI

FULICA ATRA.
GDYBY BYŁY JAKIEŚ WYBORY NA NAJBRZYDSZE PISKLĘ,
TO MŁODE ŁYSKI WYGRAŁY BY W CUGLACH



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz