Łączna liczba wyświetleń

środa, 6 stycznia 2016

217.FACEBOOKOWE EKSCESY

OKOLICE ZŁAKOWA KOŚCIELNEGO 2016.01.03

        Był kiedyś taki czas,że o Fejsiku,jak mawia jeden z moich przyjaciół,miałem wyjątkowo mizerne zdanie..Adyć to witryna dla bezmyślnych plociuchów(za przeproszeniem z resztą).Kiedyś jednak,niechcący zobaczyłem co tam jest i zachłysnąłem się z zachwytu.Nie nad treścią intelektualną,broń Panie Boże,ale nad źródłem obfitych informacji,które tylko trzeba odpowiednio przefiltrować i obrobić.Ktoś,gdzieś zobaczył,coś dziwnego i nie wie,na ten przykład co to jest.I pokazuje zdjęcie tego cusia.I nagle mam wspaniały cynk,o jakimś bardzo ciekawym i atrakcyjnym ptaku.Ponieważ korzystam z różnych tego rodzaju witryn,jestem w ciągłym i nieustającym stanie pogotowia alarmowego.Wszystkie manele spakowane,akumulatory naładowane,zapasowe karty pamięci gotowe.I teraz niech no tylko pojawi się jakaś atrakcyjna wiadomość,to już za pięć minut jestem gotowy do wyjazdu,jak strażak.Przy okazji,objawiła się jeszcze jedna ogromna zaleta,tej witryny.Poznałem przez nią mnóstwo fantastycznych ludzi,a i kobiet z resztą tyż.Jak już kiedyś zauważyłem,matoły,pierwotniaki i przygłupy,ornitologią się nie zajmują.Dlatego też obcowanie z tymiż Ludźmi,sprawia mi mnóstwo frajdy,bardzo korzystnej z resztą.I tak na ten przykład wczoraj, dzwoni do mnie Faceplociuchowy Kumpel Tomasz.Jedziemy jutro pod Łowicz,podobno znasz te okolice.Jedziesz z nami ??.Ludzie Kochani,toć chiba gupiego,trza by było dwa razy pytać.Oczywiście ,że jadę.Pokażę Wam kuropatwy-wyłożyłem od razu asa z rękawa,aby się nie rozmyślili.
I tak właśnie wyjechałem na nieprzewidzianą,a wyjątkowo udaną,pierwszą w tym roku wyprawę. 6,30 wyjazd.Na miejscu około 8.Akuratnie robiło się już wystarczająco jasno,aby można było myśleć o foceniu.Meldujemy się pod kościołem w Złakowie i tu pierwsza niespodziewajka..Koło wież tej świątyni,krąży zawsze pełno  pustułek.Tym razem figulec.Pusto i cicho.Jak pojechaliśmy dalej,wszystko się wyjaśniło.Biedactwa siedziały już na polach i wypatrywały śniadania.Mistrz koła sterowego,uruchomił takie zmyślne urządzenia,co się zowie tempomat.Ustawił,aż na 20 km/godz. Jechaliśmy z taką prędkością przez  pola,a nasze głowy nieustannie  obracały się na wszystkie strony.Mnóstwo myszołapów.Zwykłych i kosmaczy.Przy takiej pogodzie,nie były za bardzo lotne.Przesiadywały na drzewach.Kolega Tomasz zauważył,że przy takim mrozie,można podobno zbliżyć się do nich,bardzo blisko.Szkoda tylko,że te cholery o tem nie wiedziały..Każda próba zatrzymania samochodu,wywoływała popłoch.Potem przyszedł mi do głowy pewien pomysł.Jechałem już tą drogą w marcu.Wtedy,mój Mistrz Łukasz, pokazał mi koło pewnych zabudowań,spore stado  kuropatw.Właśnie dojeżdżaliśmy do tego miejsca.Poprosiłem,abyśmy deczko zwolnili.I wyobraźcie sobie,moi Kochani,że dokładnie w tym samym miejscu,siedziało na polu,koło 15 kuropatw.Nieprawdopodobne,ale te brązowe kluski,czekały tu na mnie tyle miesięcy.Samochód się zatrzymał.Otwieramy lufciki i strzelamy przez nie.Minuta,dwie,trzy.Ileż można.Zebrałem się na odwagę i wysiadłem.To nie myszołowy,dalej siedziały.No i zastosowałem moją ,zwykłą metodę.Krok do przodu,trzy zdjęcia,krok do przodu.......Doszedłem do nich na cztery. Wytrzymały.Ale nie wytrzymał podwórkowy kundla,który wyskoczył na mnie z mordą i przepłoszył,te kochane ptaszki.Podleciały za chałupkę i znowu
zaraz za nią zapadły na ziemi.Teraz już cała ekipa,wytranżoliła się z samochodu.Ustawiliśmy się w tyralierę i bez pospiechu, ruszyliśmy do ataku na...obiektywy.Znowu wytrzymały bardzo długo,aby w ostatniej chwili,wyrwać nam z pod nóg.Zostawiliśmy je już w spokoju,ale ja se je dobrze zapamiętałem.Jak by powiedział Szwancneger-JESZCZE TU WRÓCĘ.Ruszyliśmy podekscytowani,przeżywamy od nowa wrażenia,gdy nagle rozlega się pisk hamulców(przy 20/h,był zaiste przeraźliwy)a kumple się drą-sowa,sowa.Siedzieli z przodu,to im dobrze.I tak moi Drodzy i Przemili, zobaczyłem moją pierwsza w życiu,sowę pójdźkę.Orzesz ty.Wyleciałem z samochodu i z aparata tratratata.No i gucio.Nie zabrałem statywu,a z emocji ręce trzęśli mi się jak galareta.Ale sowa,stara weterenka,wytrzymała cierpliwie,aż przygotujemy się spokojnie do ataku.Pozwoliła nam zrobić kilka zdjęć i odleciała,machając powoli skrzydłami,tuż nad pięknie mieniącymi się w  świetle czerwonega Słoneczka,polami.No,już my cię zapamiętaliśmy.
Pokrążyliśmy jeszcze troszkę po okolicy.Zajrzeliśmy na stawy w Walewicach.Ale oprócz pięknego stada szczygłów i trznadli,nic więcej atrakcyjnego nie zobaczyliśmy.Reasumując:byłem tu już wiele razy i ta okolica,nigdy nie sprawiła mi zawodu.Zawsze było tu sporo do oglądania.A dzisiaj dorwałem tu mój pierwszy w tym roku nowy,gatunek.Nie byle jaki z resztą-pójdźkę.A na dodatek,bajer który sprzedałem Kolegom,przyjął się.Kuropatwy były,a ja stałem się mam nadzieję,wiarygodny.
PUSTUŁA-FALCO TINNUNCULUS


KURA,STARA BAŻANCIARA-OBOK DROGI BYŁY DWIE KĘPY KRZAKÓW.PATRZĘ,MIĘDZY NIMI PRZEBIEGAJĄ POJEDYNCZO BAŻANTY.
WIĘC APARAT DO OKA.CISZA STANĘŁO,OPUSZCZAM APARAT.ZNOWU MYK,MYK.BAŻANT ZA BAŻANTEM.PODNOSZĘ-SPOKÓJ.OPUSZCZAM-MYK,MYK.I W KOŃCU ZOSTAŁO MI NA PAMIĄTKĘ KAWAŁEK SUCHEJ DUPINY,JAKIEJŚ STAREJ,POWOLNEJ KURY.

KUROPATWY-PERDIX PERDIX

.J.W

J.W

J.W

J.W

J.W

J.W

J.W

J.W

J.W

J.W

J.W

J.W

J.W

PÓJDŹKA-ATHENE NOCTUA

J.W

J.W

J.W

BŁOTNIAK ZBOŻOWY-CIRCUS CYANEUS

KOSMACZ

J.W

MYSZOŁAP

J.W

SZCZYGŁY-CARDUELIS CARDUELIS


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz