Łączna liczba wyświetleń

niedziela, 8 listopada 2015

209.POWRÓT NAD ZALEW

      ARCIECHÓW 2015.11.06.

           Czemu powrót ?Ano trzeba zacząć od początku.Kiedy tylko  weekend ze Świętem Zmarłych dobiegł końca,od razu zaczęło mnie ciągnąć na Zalew. Dochodziły  stamtąd nader obiecujące wieści.Nury i kaczki morskie i jeszcze szlachary.Korzystając z ładnej,słonecznej pogody,poleciałem we wtorek z samego rana,do Ryni i Białobrzegów.Stanąłem  na brzegu o 9 rano i patrzę  niecierpliwie przed siebie.Ot i nic nie widzę.Mgła jak cholera.Usiadłem na brzegu na stołeczku i czekam..To już nie pierwszy raz mam taką przygodę,więc wiem,że najpóźniej do 12,mgła się rozwieje.Ale ta cholera się nie rozwiała. Deczko się rozrzedziła,ale do 15 stała nad wodą,a potem znowu zaczęła gęstnieć.Dzień  na straty.Wracałem wściekły.Obiecałem sobie,że za dwa dni wrócę.Wróciłem w piątek.Niestety pogoda się zrypała i zamiast pięknego Słońca i błękitnego nieba,czekała mnie jesienna szarość nieba.Takie jesienne niebo,to czysty koszmar.Grube chmury,ścielące się nisko,nad zamgloną wodą.Ołowiane chmury i stalowa woda,łączą się gdzieś w miejscu,gdzie można by się było spodziewać horyzontu.Ale go nie widać.Wybył.Mimo,że to środek dnia,nad wodą ściele się półmrok.Najgorsza pogoda dla fotografa. Jechałem tu z mieszanymi uczuciami.Z jednej strony marzyły mi się nury,uhle i markaczki.Z drugiej miałem przed oczami wagę,której skala,gdy na niej stałem,wyświetlała 110 kr.Do tego jeszcze plecak,blisko 15 kg.Zastanawiałem się,czy nie legnę gdzieś po drodze. Dobra,byle by już po wszystkim,jak będę  wracał.A jak jeszcze coś zobaczę,to będzie i tak warto.A pierwsze co zobaczyłem,po dotarciu na wał biegnący wokół Zalewu,to obraz totalnego zniszczenia.Zalew był pogłębiany,a cały wydobyty z dna piach,był wyrzucany na brzeg.Na piękny pas trzcin,gdzie było mnóstwo ptaków.Teraz to była przeszłość.Na wodzie bezptasie.Wszędzie widać śmigające motorówki z rybolami..Skierowałem się w stronę ujścia Bugu.Tam stanąłem na brzegu, ustawiłem lunetę i zacząłem dokładnie lustrować wodę.Pierwsze co się rzuciło w oczy,to setki łabędzi.Pływały pojedynczo i stadami po powierzchni całego akwenu.Pomiędzy nimi krzyżówki,a bliżej mostu w Serocku,olbrzymie stado gągołów.Na pewno ponad 1000 ptaków.Przede mną,pełno pływających łodzi wędkarskich.Być może dlatego,niezbyt wiele kaczek,które się tu kręci,trzyma się bliżej mojego brzegu.Szybko dostrzegam lodówkę i zaraz tracę ją z oczu.I tak powtarza się ciągle.Mała kaczka,niewiele wystająca ponad powierzchnie wody i do tego w znacznym stopniu biała,ciągle ginie mi z oczu.a do tego bez przerwy nurkuje.
Ale lodówka zeszła na plan dalszy,bo nagle blisko mnie dostrzegłem dwie dziwne kaczki.Ich widok zdecydowanie różnił się od wszystkich innych wokół i pochłonął moją uwagę bez końca.Zaczynałem zdawać sobie sprawę,że to były moje wymarzone uhle.Stwarzały mi problem z identyfikiacją,bo na ich grzbiecie,brakowało charakterystycznych białych rąbów.Po dłuższej obserwacji,te rąby,w czarodziejski sposób pojawiły się na grzbiecie,a potem za chwilę,niespodziewanie znowu znikły.Od tej pory,przez najbliższe dwie godziny,chodziłem za nimi i robiłem im setki zdjęć,w nadziei,że chociaż kilka wyjdzie.Biorąc pod uwagę pogodę,wszystko było możliwe.Widziałem je tu już kilkukrotnie,a dokładnie 3 razy.Była to jednak zawsze duża odległość.Ponad 300 metrów.Na granicy fotografowalności(proszę jakie mi się ułożyło ładne słówko).Dzisiaj miałem je na odległość maximum 100 metrów,czasami nawet bliżej.I gdyby teraz świeciło Słońce,mógł bym zrobić niezłe zdjęcia.Póki co licznik zdjęć cykał,a  równocześnie w polu widzenia,pojawiła się parę razy i lodówka.Zaczęło się robić ciemno.Nie wiadomo kiedy zrobiło się późno.Dochodziła 15-ta.Spakowałem się i zacząłem zasuwać po piachu w stronę wsi, z kąt zaczynała się asfaltowa droga do Załubic.Równo trzy kilometry,a tam przystanek autobusowy z bardzo wygodną ławką.Zaczynałem już przeżywać powrotna drogę,gdy wchodząc do wsi,zobaczyłem kobietę, gmerającą się przy samochodzie.Bez specjalnej nadziei,zapytałem jej czy się gdzieś wybiera,czy raczej już wróciła.Jadę,a co chce pan,aby pana podrzucić na przystanek ?No to niech pan szybko wsiada.Bardzo dawno temu,kiedy byłem małoletnim pętakiem,stare zgredy używały takiego powiedzenia:
Trafiony jak burakiem w oko.Nie wiem z kąt się ono wzięło,ale to powiedzenie idealnie teraz do mnie pasowało.Potężny burak i to wtedy kiedy trzeba.Za 5 minut wysiadłem na przystanku i nawet nie mogłem się nacieszyć jego rozkoszną wygodą,bo za 2 minuty podjechał autobus.W domu byłem przed 17.Nie rozbierając się nawet,dopadłem do komputera i sprawdziłem jak mi wyszły zdjęcia.A potem już spokojnie ległem na polu chwały i samozadowolenia.
KORMORAN-PHALACROCORAX CARBO

GĄGOŁY-BUCEPHALA CLANGULA

J.W

OGORZAŁKI-AYTHYA CALENDULA

J.W

UHLE I LODÓWKA-MELANITA FUSCA I CLANGULA HYEMALIS

4 PTAK I ,4 GATUNKI,OD NAJBLIŻSZEJ-KRZYŻÓWKA,LODÓWKA,MŁODA CZERNICA,GĄGOŁ

LODÓWKA -CLANGULA HYEMALIS

J.W

J.W

UHLE-MELANITA FUSCA

J.W-TO SĄ TE WSPOMINANE PRZEZE MNIE BIAŁE RĄBY NA GRZBIECIE

J.W

J.W



TO TA NISZCZYCIELSKA POTWORA

PO LEWEJ STRONIE,POD LASEM,BYŁ WAŁ PRZECIWPOWODZIOWY,A POTEM SZEROKI PAS TRZCIN,A W NIM:POTRZOSY,REMIZY,TRZCINIAKI,TRZCINNICZKI I WĄSATKI.TERAZ JEST TU SZEROKI PAS PIACHU I NIE MA NIC WIĘCEJ


ZASTANAWIA MNIE TAKA DUŻA ILOŚĆ "SPŁAWIKUJĄCYCH"
ŁABĘDZI.OZNACZAŁO BY TO ŻE ZALEW W TYM MIEJSCU JEST PŁYTKI,BO GŁOWAMI SIĘGAJĄ DNA I NA NIM ŻERUJĄ

"SPŁAWIKI"


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz