PULWY I OKOLICE KORYTNICY-2024.0219.
Ostatni raz, zaglądałem na te strony, z pół roku temu i mówiąc szczerze, nie myślałem, że jeszcze tu powrócę. Ale mam wyjątkowe szczęście, posiadania wyjatkowych Kumpli, którzy to Kumple, porywają mnie od czasu do czasu, z domowych pieleszy i dają się nacieszyć wolnością w terenie.
I tak właśnie, spotkałem się w niedzielę rano, z fanstycznym Fumflem Kamilosem. Podaliśmy se łapska o 5,30 i w tym momencie, nie wiedzieliśmy jeszcze, gdzie nas poniesie los. Z grubsza rzecz ujmując, w grę wchodziły dwa kierunki: zachodni, czyli Załowicze, lub wschód, czyli Dzikie Pola, wokół Korytnicy.
Zachód jakoś nas nie za bardzo pasił. Oczami wyobraźni, widzieliśmy niezmierzone tłumy ludziów, przewalajacych się po złakowskich łąkach. No więc dymamy wschodnią ścieżką. Po drodze udało mi się przekonac Kamila, że możemy po drodze zerknąć na Pulwy. Nie warto było spodziewać się tam, jakowyś rarytasów, ale ja bardzo lubię to miejsce, a dawno tam nie byłem.
No i o wschodzie Słońca, wjeżdżamy na drogę przez torfowisko. Uczucia mieszane. Parę myszaków, zwykłych i kosmaczy, samica błotniaka zbożowego. pełno siewek złotych i czajek. Ale to wszystko na odległościach lunetowych.Miłą niespodzianką, była para kuropatw, siedzących przy samej drodze. Jeżdżę tam już naście lat i udało mi się je tam zobaczyć, dopiero drugi raz.
Gdy przyjechaliśmy, było minus 2 stopnie ciepełka. Ale poranne chmury, szybko się rozproszyły i nad nami królowało, piękne błękitne niebo. Przy takim świetle, człowiekowi od razu chce się żyć.
Ale-Parle, parle sucho w gardle. Dalsze tu posiadywanie, to marnowanie cennengo czasu. Cegła na pedał i lecim dalej.
Gdy mijaliśmy droę na Białystok, Mistrz Kamil zatrzymał samochód i zaczął kalkulowac, że właściwie to mogli byśmy skoczyć nad Biebrzę. Mnie osobiście, nie za bardzo to pasowało i udało mi sie Go przekonać, abyśmy trzymali się, pierwotnych planów. Usłyszałem jednak, że jak g... zobaczymy, to z powrotem będę dyrdał na piechotę. Jechaliśmy bez pośpiechu. Piękna pogoda i cudna okolica. Czego tu jeszcze chcieć. Oczywista, że jakowyś trofeów.
Przed 10-tą jesteśmy na miejscu. Odetchnęliśmy z rozkoszą. Ogromne. otwarte przestrzenie i to bez śladu człowieka. Powoli zaczeliśmy patrolować, to obiecujące terytorium. Ja marzyłem o bliskim spotkaniu, z jakimś fajnym drapolkiem. Kamil kikował bezustannie przez lornetę i lunetę, w poszukiwaniu zimowych, północnych wróblaków. Jedna z takich chwil niepozornych i spokojnych, przerodziła się w szaleństwo emocji.
Kamil stał za samochodem i lipował przez lornetkę, a ja filowałek przez okno. Zobaczyłem jakąś daleką, poruszającą się plamkę. Otworzyłem drzwi i wychyliłem się z samochodu, aby lepiej zobaczyć to Cuś. Ale w tym samym momencie, to cuś zatrzymało się na chwilę, a potem truchtem ruszyło w naszą stronę. Patrzę i nie wierzę swoimn oczom. Spełnia się właśnie jedno z moich gorących marzeń. W naszą stronę, dyrda zaciekawiony łoś.
Podbiegł do nas i staną przed nami na drodze, w odległości, tak ze 25 metrów. Postał ze 2 mniuty. Napasł się do woli naszym widokiem, a potem spokojnie pokłusował dalej, płosząc z okolicznych krzaczorów, stadka saren i lisy. Niesamowity widok. Motorek walił jak szalony, a ja szczęśliwy, sprawdzałem na wyświetlaczu, czy nie spartoliłem okazji.
I tak własnie wyglądał cały dzień. Długie minuty spokoju
i leniwego nieróbstwa, a potem czas rusza galopem z miejsca i na raz zaczyna się dziać bardzo wiele.
Wiele razy wypłoszyliśmy stada żerujących wróblaków. Wśród wielu sylwetek, dało się widzieć charakterystycznie ubarwione sylwetki-ŚNIEGUŁY. Ruszaliśmy więc w szaleńczy pościg, próbując umiejscowić krążące stada. Udało nam się to dwa razy. Zbliżyliśmy się na bliską odległość do żerujących stad. Na tyle blisko, że można było zidentyfikować konkretne ptaki i zrobić im dokumentalne zdjęcia. Kamil był w siódmym niebie.
Ja byłem zrozpaczony, bo zajęci wróblakami, zignorowaliośmy blisko nas przelatującego drapola. Głupio założyliśmy, że to na pewno znów jakiś myszak. Potem kiedy zerknęliśmy na odlatującego ptaka, okazało się, że to była piękna Kania Ruda. Niebywałe, lutowa kania.
I tak przeszedł cały, przepiękny dzień. Długie chwile rozleniwiającgo nicsięniedziania, a potem gwałtone uderzenie adreanaliny. Widzieliśmy jeszcze, w dwóch róznych miejscach, sparowane kuropatwy. Jak dla mnie, niesamowite wydarzenie. Jednego dnia, podziwiałem te piękne ptaki, w trzech różnych, oddalonych miejscach.
Był też pięknie polujący Srokosz. Niestety, ogladaliśmy go z daleka. Jest bardzo płochliwy. Szwędające się tu i ówdzie sarny, polatujące, niestety daleko, różne myszaki.
I nigdzie żadnych ludzi. Niesamowita frajda. No, a do Kamila dzwonił kumpel i wściekły opowiadał, jak przejeżdżał przez drogę w Złakowie. Nie miał nawet, gdzie się zatrzymać. Po obu stronach jezdni, parkowały jeden przy drugim, sznury samochodów. I tak to ujmując, to wspaniałe miejsce, zostało w jakis sposób zohydzone. Wielka szkoda.
Tak mnięj więcej, minał cały dzień. Wiatr całkiem ucichł, 6 stopieńków ciepła i cudnie świecące Słońce. W takich chwilach, chce się człowiekowi żyć.
Niestety, czas na ptaszeniu, ucieka niesamowicie szybko. Nie wiadomo kiedy, minął cały dzień. Z żalem trzeba było skierować samochód w kierunku Warszawy i bez pośpiechu, spokojnie spłynąć do domu, a przed oczami, przepływały zapamiętane, niesamowite widoki.
PULWY
Siewki Złote- PLUVIALIS APRICARIA |
Kuropatwy- PERDIX PERDIX |
Siewki Złote |
Siewki Złote |
Poranne Pulwy |
Czajki- VANELLUS VANELLUS |
Siewki Złote |
Siewki Złote |
Potrzeszcz- MILIARIA CALANDRA |
OKOŁO KORYTNICY