Łączna liczba wyświetleń

niedziela, 18 grudnia 2016

278.MONOTEMATYCZNIE

           WARSZAWA 2016.12.13.

    Od jakiegoś czasu,Janusz drzaźnil się ze mną,napastując mnie fotami,pięknych wąsatek.W końcu nie zdzierżyłem.dopadłem go i zastraszyłem.Biorąc pod uwagę różnicę w naszej wielkości i wadze,nie było to trudne.W efekcie tego zastraszania,odczekawszy na optymistyczną prognozę,udaliśmy się do tego wąsatkowego raju.To nie było tak,że jak znaleźliśmy się na miejscu,czekał tam nas ptasi komitet powitalny.Musieliśmy się nachodzić,na wypatrywać i sporo nasłuchać,żeby w końcu dopaść nasze kochane,pomarańczowe pulpeciki.Była tylko parka,ale za to zupełnie niestrachliwa.Patrzyliśmy na nie z odległości 3-4 metrów,a one nie zwracały na nas uwagi.Było cudowne światło.Ciepły pomarańcz Słońca,wymieszany z błękitem bezchmurnego nieba.Miałem ogromne szczęście,że znalazłem się we właściwym momencie,we właściwym miejscu.A miejsce,wyjątkowo spokojne i bezludne.Zapomniane przez Boga i ludzi.I niech takim że zostanie.
Staliśmy spokojnie na brzegu,robiąc mnóstwo zdjęć.Na początku,migawki strzelały bez przerwy.Potem zapanowała cisza.Wybieraliśmy jak wyrafinowani smakosze,co fajniejsze kąski,z malującego się przed naszymi oczami przedstawienia.To była jedna z nielicznych okazji,że miałem jakiegoś ptaka do syta .I słowa są tu właściwie niepotrzebne.

                             PANURUS  BIARMICUS


































poniedziałek, 12 grudnia 2016

277.NA DRAPIEŻNIE

       DORZECZE SŁUDWI I PRZYSOWY,                           DOLINA BZURY-2016.12.05.

              Jak to było już wielokrotnie przerabiane,po dłuższym siedzeniu w Warszawie,zaczęło nas nosić.Coraz bardziej gnębiła nas cygańska tęsknota,by ruszyć gdzieś w świat.Byle gdzie,byle jak,byle na pewno.I tak się też w końcu stało.Dosłownie,a nie w przenośni.Kamil miał zaplanowany wolny poniedziałek,więc z tygodniowym wyprzedzeniem,zadecydowaliśmy,że cokolwiek by się nie działo,jedziemy w tym dniu,po szlajać się w Polsce.Tylko gdzie ?Postanowiliśmy,że decyzję podejmiemy w ostatniej chwili.W zależności od prognozy pogody i meldunków z terenu.Poniedziałek zbliżał się nieubłaganie.Prognozy z dnia na dzień coraz gorsze.Meldunków z terenu żadnych.Niedziela wieczorem,szybka konsultacja.Nie wiemy dalej gdzie jechać,a prognozy są na następny dzień tragiczne.Ma cały dzień lać.Podejmujemy decyzję,że jej nie podejmujemy.To znaczy ,że się spotykamy rano,ruszamy na zachód,a potem jedziemy tam gdzie, zachce większość. Ruszyliśmy za piętnaście siódma i od razu z powodu późnej pory,odpadła jedna z rozważanych możliwości-Jeziorsko.Ja w tej sytuacji,zacząłem mocno naciskać,aby jechać nad Słudwię,Kamil raczej wolał stawy w dolinie Bzury.W końsku końskim targiem,stanęło na tym,że najpierw na krótko nad Słudwię,a potem jeszcze nad stawy.Nie będę ukrywał,że byłem w siódmym niebie. Uwielbiam tę Krainę.Widziałem tu mnóstwo fantastycznych ptaków i nigdy  nie wracałem stąd z "pustymi ręcami".A po za tym,jest tu najnormalniej pięknie i czuję się tu wspaniale.Miałem również nadzieję,że jak dobrze pójdzie,to będziemy tu mieli tyle do oglądania,że Kamil zapomni o Stawach.
Jedyne co nam doskwierało.jak wrzód na pewnym miejscu,to tragiczna prognozja pogody.Ale gdy już dojeżdżaliśmy na miejsce,chmury zaczęły przecierać się i ginąć.Potem zrobiło się piękne błękitne niebo i do końca dnia mieliśmy pogodę,jak ta lala.Gdy już wkraczaliśmy w mój ukochany obszar,pierwszą rzeczą jaka nam się rzuciła w oczy,to było mnóstwo myszaków,Gdzie tylko spojrzeć,na drzewach i na polach,widać było,arcymiłe sylwetki tych ptaków.Zwykłych i kosmaczy.Kumple byli zaskoczeni,bo wśród tych zwykłych,było dużo jasnych.Normalnie spotyka się je sporadycznie.Tutaj był to znaczny procent populacji.Jak domyślacie się,zaczęła się tradycyjna zabawa.Dojechać jak najbliżej siedzącego ptaka,zatrzymać samochód,uchylić lufcik i zdążyć zrobić zdjęcia.Z reguły kończyło się to erupcją "krwawych ochłapów mięcha",fruwających obficie we wnętrzu samochodu.Ale parę razy mieliśmy szczęście i udało się cuś sfocić.Jeździmy wolno po gęstej siatce bocznych dróg.Głowy kręcą się na wszystkie strony,a gały wychodzą prawie na wierzch z z ogromnego wysiłku i chęci dojrzenia czeguś.A potem dzieje się bardzo dużo,w krótkim odcinku czasu.Siedzący z przodu Michał,wrzeszczy na cały głos-Pójdźka,Pójdźka !!!.Samochód staje,ja wypycham z całej siły drzwi i wyskakuję z aparatem na drogę.Ryk klaksonuj,wskakuję z powrotem do środka i zatrzaskuje drzwi.W tej chwili,tuż obok nas,przelatuje rozpędzony ciężarówek.Niewiele brakowało.Dlatego pokornie  przyjmuję od Kamila,zasłużony OPR.Sowa tymczasem,patrzy na nas z góry,jak na stado dzikusiów.Powoluśku uchylamy okna i nie wychodząc na zewnątrz.focimy ile się da.Jest właśnie południe,a ten nocny ptak siedzi w pełnym Słońcu i grzeje pióra.Z żalem ruszamy dalej,ale obiecujemy sobie,że będziemy to miejsce odwiedzać.przy każdej okazji.Za chwilę sytuacja powtarza się.Tym razem z pola,całkiem niedaleko nas,zrywa się przepiękny samiec błotniaka zbożowego.
Cudowny ptak.Do tej pory,najpiękniejszy i najbardziej pożądanym błotniakiem,był dla mnie łąkowiec.Teraz się waham.Mógł bym je chyba obydwa,oglądać bez końca.Krążymy dalej wśród pól.Widzimy przelatujące małe klucze gęsi.Natrafiamy nawet na miejsce,gdzie siedzi ich pokaźne stado,Chiba z tysiąc.Gęgawy,,sporo zbożówek i trochę białoczółek.Od czasu deo czasu płoszymy stadka rzepołuchów.Mnóstwo wspaniałych i fantastycznych ptasiorków.Jak na razie z listy życzeń,brakuje kuropatw.Nie wiadomo kiedy robi się późno,a Kamil przypomina se nagle,że chciał jeszcze odwiedzić stawy.Cegła na pedał i najkrótszą drogą do Walewic.Dojeżdżamy o zachodzie Słońca.Wygląda to wszystko pięknie,ale jak się okazuje potem w domu,edycja zdjęć,przysparza mnóstwo problemów.Światło składa się praktycznie z dwóch barw.Błękit od bezchmurnego nieba i pomarańcz od zachodzącego Słońca.Dwa wąskie garbiki,na linii ciągłego widma..I żeby nie wiem jak się starać,zdjęcia wyglądają nieprzyjemnie dla oka.I masa ich idzie dałoj,do kosza.Wszechogarniająca nas ciemnica powoduje,że patrzymy z Januszem w bezsilnej rozpaczy,jak w przelatujące stado czapli,wpada bielik.Piruety,uniki,gonitwa.Jak walki myśliwców z drugiej wojny światowej.Patrzymy oczarowani,ale i wściekli,bo nie daliśmy rady zrobić,ani jednego zdjęcia.Robi się totalna ciemnica,więc pakujemy się do gabloty i ruszamy do domu.To był naprawdę wyjątkowo udany dzień.Nawet z paskudnymi prognozami meteorologicznymi.
BUTEO BUTEO..

..MAŁOLETNI Z RESZTĄ

A TO TOTALNY PECH.GDYBY NIE POD SŁOŃCE,TO HO,HO

TAK MI SIĘ WIDZI,ŻE KRUKI ZACZĘŁY JUŻ GODY


SIEWKI ZŁOTE

GRUDNIOWE GĄSKI

ASIO OTUS


TYM NIEPOZORNYM NARZĄDEM,JANUSZ POTRAFI ROBIĆ FANTASTYCZNE
ZDJĘCIA.JEDNO Z NICH BYŁO OKŁADKĄ "PTAKÓW POLSKI"

NO I ZNOWU K....NIE WYSZŁO



KOSMACZ,CZYLI MYSZOŁÓW WŁOCHATY-BUTEO LAGOPUS

CHARAKTERYSTYCZNA BIAŁA NASADA OGONA



ZWYKLAK

DESER NO.1-CIRCUS CYANEUS




DESER NO.2-ATHENE NOCTUA

J.W

RZEPOŁUCFHY--CARDUELIS FLAVIROSTRIS

J.W

J.W

KRZYKACZE-CYGNUS CYGNUS

WALEWICE




CZAPLOWIZNA









TYM RAZEM TO WSCHÓD-"OKRĘT"

PROBOSZCZ ZE ZŁAKOWA.PRAWY I DOBRY CZŁOWIEK.KOCHA PTAKI I OPIEKUJE SIĘ NIMI JAK TYLKO MOŻE.BARDZO GO LUBIĘ I SZANUJĘ.
CI CO MNIE ZNAJĄ,ZROZUMIEJĄ WAGĘ TYCH SŁÓW

JESZCZE JEDEN KUMPEL.CHODZI ZA SOLIDNYM PŁOTEM,NA KTÓRYM CO CHWILA WISZĄ TABLICZKI-UWAGA GROŹNY PIES.ALE JAK SOBIE SPOJRZELIŚMY W OCZY,A JA GO CUPNĄŁEM W SWOJE ŁAPY.TO WIEDZIAŁEM,ZE MA SERCE DWA RAZY WIĘKSZE NIŻ ON SAM

PORANNA MINA MÓWI-CO NAM PRZYNIESIE TEN DZIEŃ ?

NA ROZDROŻU


W MOICH KUMPLACH TAKIE WIDOKI WYWOŁUJĄ ZAWSZE JEDNO PRAGNIENIE.POLATALI BY SE PO TAKICH POLACH ZA ŚNIEGUŁAMI I GÓRNICZKAMI.
A JA NIEZMIENNIE ODPOWIADAM-TO IDŹCIE POLATAJCIE SE,A JA POSIEDZĘ W SAMOCHODZIE I POFOTOGRAFUJĘ WAS BEZ LUFCIK

NA TYM ZDJĘCIU WIDAĆ JAKI JEST PODZIAŁ WŚRÓD PTASIARZY-NA LUNECIARZY I NA FOTOGRAFÓW.OBIEKT ZAINTERESOWAŃ TEN SAM,ALE UŻYWANE ODLEGŁOŚCI CAŁKOWICIE RÓŻNE

TU SIĘ JAKOŚ UDAŁO POGODZIĆ INTERESY

STAWY JUŻ TYLKO Z NAZWY