Łączna liczba wyświetleń

wtorek, 30 czerwca 2015

177.DZIÓB W DZIÓB Z BOCIANEM

   POWIAT PIASECZNO 2015.06.28.

           W piątek wieczorem zadzwonił do mnie Łukasz,mój zaprzyjaźniony ornitolog.Rozmowa była krótka-jadę w niedzielę rano obrączkować bociany,jesteś zainteresowany ?Też pytanie ???. Ale w moim samochodzie jest już komplet.Musisz se jakoś poradzić.Dobra,gdzie i kiedy.6 rano w Głoskowie.
Dobra będę.Po odłożeniu telefonu zacząłem się zastanawiać,jak zrealizować to "będę".Zrobiłem szybko w pamięci listę znajomych z samochodami i zacząłem sobie w myślach tworzyć argumenty,którymi mógł bym przekonać kogoś obcego,że powinien zerwać się o świcie i dla mojej przyjemności gnać gdzieś pod Warszawę.Całe szczęście,że zanim zacząłem tworzyć całą wiarygodną epopeję,zerknąłem do internetu,do rozkładów jazdy MZK.No i sprawa okazała się całkiem łatwa.3,45 nocnik z Muranowa,pod Dw.Centralny.20 minut czekania i następny nocnik,dowozi mnie na Dw.Wilanowska,znowu deczko czekania,czyli pół godziny i o 5 jadę 727 do Głoskowa.Na miejscu jestem o 5,45.Mam trochę czasu.Siadam na ławce i rozkoszuję się ciszą.To nie przejęzyczenie.Jestem na wsi,wokół pełno drzew,a tu wokoło cisza.Ptasia wiosna,odeszła już do historii.Teraz trzeba czekać niecierpliwie do jesieni.U mnie obeszło się bez niecierpliwego czekania.Z gromowym rykiem silnika i przeraźliwym piskiem opon,zajechał po mnie mój Miszczu i zanim ktoś zdążył puścić przez otwarty lufcik,jakieś opróżnione szkiełko,byliśmy już daleko,przy moim pierwszym tego dnia gnieździe.Ponieważ oni jechali potem dalej,od razu przypuściłem szturm,co bym się załapał na pierwszy kurs,windą do nieba. Udało się.Wlazłem do małej klateczki.Z jednej strony zaparłem się zadkiem,z drugiej moim pokaźnym brzuniem.I tak na potrójnym wydechu,jechaliśmy powoli do góry.Mijam krawędź gniazda i tu nieszczęśliwie tracę swoje opanowanie.Zaczynam się gorączkowo rzucać,aby w krótkim czasie,ustrzelić jak najwięcej zdjęć.A biorąc pod uwagę ciasnotę w jakiej się znajdowałem i szybkość z jaką się działa akcja,zacząłem się bardzo strać.W efekcie nasz pojemnik na ornitologów,zaczął się zachowywać jak wędka w jednej z metod wędkarskiej,znanej jako "drgająca szczytówka", Miszczu zrobił się bladzieńki  i zawołał słabym głosem-DÓŁ PROSZĘ.Jak podnośnik oparł się na dole o swoje spoczynkowe widełki,odzyskał głos i gromko zawołał-GRUBAS WON.Ty się w ogóle nie nadajesz na pomocnika obrączkującego bociany.Moja kariera podniebnego fotografa,trwała bardzo krótko,Gdzieś 2 minuty i  8 zdjęć.
Na pocieszenie zgadałem się z majstrem,od tego technicznego ustrojstwa.Był sam i obok niego było jedno wolne miejsce.Tak więc przygarnął mnie sponiewieranego psychiatrycznie sierotę,do swojego trzęsącego się niemożliwie,demona techniki.Przejechaliśmy około 150 km i można powiedzieć,że zjechaliśmy całą gminę Piaseczyńską.Łącznie 10 gniazd.Wydaje mi się,że jak na tak spory obszar,to tych gniazd było niewiele.O 12 jestem w Piasecznie i spokojnie jadę do domu.
JEDZIEMY DO GÓRY.GDY TYLKO DOCIERAMY DO POZIOMU GNIAZDA,MŁODE SĄ DELIKATNIE PRZYKRYTE SIATKĄ PODBIERAKA WĘDKARSKIEGO.ABY PRZESTRASZONE,NIE ZERWAŁY SIĘ DO UCIECZKI


JESTEM POZYTYWNIE ZASKOCZONY JAK W BOCIANIM GNIEŹDZIE JEST CZYŚCIUTKO.PARĘ RAZY WIDZIAŁEM DZISIAJ,JAK BOCIANIE MAMY ZNOSIŁY PĘKI ŚWIERZEJ PODŚCIUŁKI



I TU SIE SKOŃCZYŁA MOJA PODNIEBNA MISJA.WIĘCEJ JUŻ NIE OGLĄDAŁEM BOCIANICH GNIAZD OD ŚRODKA



PODBIERAK JEST TU WYJĄTKOWO WAŻNYM NARZĘDZIEM



JAK SOBIE JEDNAK POMYŚLAŁEM,PO PRZEJRZENIU ZDJĘĆ,ŻE DOBRZE BY BYŁO,GDYBY BYŁ NA JAKIMŚ IZOLUJĄCYM UCHWYCIE.MOŻE KIJ BAMBUSOWY,ALBO TYCZKA Z WŁÓKNA SZKLANEGO


TUTAJ BYŁA PRZYKROŚĆ.JEDEN BOCIANEK ŻYWY,DRUGI MARTWY W MOCNO ZAAWANSOWANYM ROZKŁADZIE

STRAŻNIK OGNISKA DOMOWEGO




KU SWOJEJ RADOŚCI,WYCIĄGNĄŁEM Z JAKIEGOŚ KĄTA,KOCHANEGO KOŁTUNA,A TEN SZYBKO MNIE REANIMOWAŁ PSYCHICZNIE


W POSZUKIWANIU GNIAZDA

PIERWSZY RAZ WIDZIAŁEM TAKIE GNIAZDO BOCIANA BIAŁEGO.BARDZIEJ PASOWAŁO BY MI,DO CZARNEGO



OD RAZU PRZYLECIAŁA MAMUŚKA I WYMIENIŁA PODŚCIÓŁKĘ


NIEPOKOJĄCO BLISKO SIECI ENERGETYCZNEJ.JAK WIELE ZALEŻY TU OD UMIEJĘTNOŚCI MISTRZA WAJCHY











BOCIANIE LOTKI

BOCIANIE OBRĄCZKI STAREGO TYPU

ELSA



Ponieważ z natury swojej,jestem bardzo ciekawy,zacząłem zadawać Mistrzowi wiele pytań.Odpowiedział mi na nie emalią,którą zacytuję dosłownie:

"METALOWĄ OBRĄCZKĘ ZAKŁADA SIĘ ZAWSZE PRZY OBRĄCZKOWANIU  PTAKÓW.PONIEWAŻ OBRĄCZKI METALOWE SĄ MAŁE I TRUDNE DO ODCZYTANIA,OBRĄCZKARZE PROWADZĄ RÓWNIEŻ RÓŻNE PROJEKTY,DOOBRĄCZKOWANIA PTAKÓW KOLOROWYMI OBRĄCZKAMI PLASTIKOWYMI.SĄ DOBRZE WIDOCZNE I MOŻNA JE ODCZYTAĆ BEZ ŁAPANIA PTAKÓW.MAJĄ JEDNAK PODSTAWOWĄ WADĘ.SĄ ZDECYDOWANIE MNIEJ TRWAŁE NIŻ METALOWE I NIE STARCZAJĄ NA CAŁE ŻYCIE PTAKÓW DŁUGOWIECZNYCH,TAKICH JAK BOCIAN.W POLSCE ZAKŁADA SIĘ BOCIANOM,ZIELONE OBRĄCZKI.
DODATKOWO DLA BOCIANÓW,WYMYŚLONO JESZCZE OBRĄCZKĘ  TYPU ELSA,ZATRZASKOWĄ,KOLORU CZARNEGO,KTÓRA ŁĄCZY W SOBIE WALORY OBRĄCZEK METALOWYCH I PLASTIKOWYCH.JEST DŁUGOWIECZNA,WIĘC MOŻNA ZAKŁADAĆ TYLKO JĄ,BEZ DODATKOWEJ METALOWEJ.MA JEDNAK DUŻĄ WADĘ;JEST PRODUKOWANA ZA GRANICĄ I JEJ KOSZT WYNOSI 16 ZŁ.POLSCY OBRĄCZKARZE BOCIANÓW,PROWADZĄ PROJEKT KTÓRY MA SPRAWDZIĆ,KTÓRY TYP OBRĄCZKOWANIA JEST LEPSZY. OBRĄCZKUJĄ MŁODE PTAKI NA PRZEMIENNIE,JEDEN METAL I PLASTIK,DRUGI ELSEM.ZA KILKA LAT PO SPRAWDZENIU,KTÓRY TYP OBRĄCZKOWANIA JEST LEPSZY,ZOSTANIE ON REKOMENDOWANY PRZEZ STACJĘ.

I tu powiem coś,co wielu z Was moi przyjaciele bardzo zaskoczy.Kiedyś,za czasów komuny,akcje obrączkowania,były dofinansowywane.Teraz jest to to tylko i wyłącznie prywatna sprawa obrączkarza.W dzisiejszych czasach w Polsce,obrączkarz wszystko co jest związane z obrączkowaniem,czyli tak jak to dzisiaj opisałem-benzyna na dojazdy,zakup obrączek,koszt wynajęcia podnośnika,wszystko to Fanatyk Ornitolog pokrywa z własnej kieszeni i nikogo,poza podobnymi jemu,nic to nie obchodzi.AMEN.

sobota, 27 czerwca 2015

176.ODKRYWAM NOWE LĄDY

    ZAKOLE WAWERSKIE 2015.06.26.

         Odkryłem dzisiaj arcyciekawe miejsce.Mam na myśli tzw.ZAKOLE WAWERSKIE.O tym miejscu słyszałem już od dawna i to od wielu osób.Nie trafiłem tu jednak do tej pory,bo to najpierw myślałem,że ta nazwa odnosi się do terenów nad wiślańskich,położonych powyżej mostu Siekierkowskiego,a tereny te znam już dosyć dobrze.Potem, jak już znałem położenie tego miejsca,to se myślałem-a cóż tam może być ciekawego w miejscu,zewsząd otoczonym ruchliwymi i hałaśliwymi drogami i zatłoczonymi osiedlami.Ale nadszedł w końcu czas,kiedy powiedziałem sobie,trza to cuś zobaczyć na własne oczy.I tak się stało.Dojazd jest łatwy.Autobus 720 z centrum dojeżdża do Ronda Mościckiego,czyli prawie na miejsce.Trzeba tylko znaleźć betonowy mostek nad rowem melioracyjnym,a zaczynająca się za nim ścieżka zaprowadzi w interior.I tu parę wskazówek.Miejsce to słynie z niezliczonych chmar komarów i meszek.Ja choć świeży i niepryskany,nie zostałem ani razu ujadzony.Powinno się jednak coś przeciw nim zabrać.Po za tym, początkowo teren jest bardzo podmokły i po większych opadach,bez kaloszy nie przejdzie się.Wąziutka ścieżka,prowadzi przez gęste i wysokie krzaczory.Na początku zupełnie jak ols.Potem robi się sucho i jaśniej.Pokazują się potężne stare lipy i inne piękne drzewa.Ze wszystkich stron słychać ptasie śpiewy i kątem oka można dostrzec,uciekające na boki ptaki.Nie są raczej przyzwyczajone do ludzi.Są dzikie i ostrożne.Słyszę dzięcioły-czarnego i zielonego.W tej gęstwinie,nie mogę ich jednak dojrzeć.A oprócz ptaków,nie słyszę już nic.Wielkomiejski hałas,został gdzieś za mną,za ścianą drzew,a ja idę dzikim i nieznanym lądem.Potem drzewa zaczynają rosnąć coraz rzadziej i stają się mniejsze.Robią się z nich raczej duże krzaki, rozdzielone coraz większymi spłachetkami wolnej przestrzeni.Potem wychodzę na "step".Być może,dawno temu,tak wyglądało takie dzikie i naturalne środowisko.Wszędzie rośną różne trawy.Jedne na wysokość kolan,w innych miejscach zamykają się nad moją głową.Wśród tych traw,z rzadka porozrzucane są pojedyncze,lub małe kępy krzaków.Idę ścieżką,momentami szeroką na metr,w innym miejscu tak wąską,że boki się schodzą i muszę przedzierać się na siłę.Nad głową lata błotniak stawowy,a wokół mnie panuje zupełna  cisza i święty spokój.Jestem na siebie wściekły.Zapomniałem wziąć z domu, krótkoogniskowy obiektyw.Mógł bym teraz utrwalić piękno tego miejsca.Bo niby nic tu nie ma,a jest pięknie.Dookoła smyrgają ptaki z typowych dla takiego miejsca gatunków-rokitniczki,łozówki,cierniówki.
Ja rozglądam się na boki,szukając pilnie dziwonii i makolągw,których ma tu być podobno zatrzęsienie.Na razie nic nie widzę.Przechodząc przez rów melioracyjny,słyszę niedaleko kwilenie jakiegoś siewkowatego.Nawet nie próbuję szukać.Co ciekawe,jest tylko ta jedna ścieżka i nie widać,żadnych poprzecznych,krzyżujących się z nią.Dochodzę powoli do ulicy Poprawnej. Widać rząd luksusowych domków jakiegoś osiedla.Zbliżam się do cywilizacji.Wystarczy rozejrzeć się wokół i od razu widać jej ślady .Sterty śmieci i gruzu.Wzmagam uwagę.Doświadczenie mi mówi,że mogę tu spotkać coś ciekawego,np.białorzytkę.I tak się też stało,ale kawałek dalej.Na razie wszedłem na dziwoniowe pole.Naliczyłem trzy głosy dochodzące z różnych stron.Jedną udało mi się nawet podejść całkiem blisko.Był to jednak jakowyś młodzianek.Zupełnie bez śladu purpury.Musimy te spotkanie powtórzyć za rok.Potem na stercie potrzaskanych pustaków,widzę kręcącą się nerwowo białorzytkę.Już przy domach,polatuje przy mnie jakiś niewielki ptaszek.Nie mogę  go nawet rozpoznać.W domu wyciągam mądre księgi i numery telefonów do przyjaciół i zaczyna się określanie gatunku.No i proszę, kląskawka.Tyle tylko,że młoda.Dlatego też nie mogłem jej od razu rozpoznać.Przeszedłem w sumie 7 km.Kiedy zmęczony dochodzę do mostu Siekierkowskiego,zaczynam rozpaczliwie rozglądać się za autobusem,który mógł by mnie powieźć w stronę Śródmieścia.Patrzę i oczom nie wieżę.Przede mną na pętli,stoi 111.Autobus prosto pod mój dom.Prawdziwy happy end.
Reasumując:powinienem pokazać się tu już dawno i to wcześniej.Przyszła już pora,że ptaki przestają śpiewać i coraz trudniej jest je dostrzec.Mam wrażenie,że powinienem pokazać się tu zimą.Wydaje mi się,że jest to wymarzone miejsce dla zimujących stad ziarnojadów,takich jak makolągwy,czeczotki,trznadle,rzepołuchy.Pożyjemy zobaczymy

ĆPAK-STURNUS VULGARIS

DZIĘCIOŁEK-DENDROCOPOS MINOR

J.W

PATRZĘ I MYŚLĘ,CO TO ZA POCHWIŚCIEL,DOPIERO PO CHILI ZAŁAPUJĘ,ŻE TO MŁODA SÓJA-GARRULUS GLANDARIUS

TEGO PTAKA,WCALE TAK CZĘSTO NIE OGLĄDAM.
MUCHOŁÓWKA SZARA-MUSCICAPA STRIATA

J.W

J.W

J.W

PEŁZACZ OGRODOWY-CERTHIA BRACHYDACTYLA

J.W

KOWALIK-SITTA EUROPAEA

J.W

J.W

DZIWONIA-CARPODACUS RUBICILLA
JAKAŚ TAKA WYBRAKOWANA

J.W

J.W

J.W

MŁODA KLĄSKAWKA-SAXICOLA TORQUATUS

J.W

J.W

BIAŁORZYTKA-OENANTHE OENANTHE

MÓWIĄC SZCZERZE,WYJĄTKOWO PORĘCZNY OKAZAŁ SIĘ TUTAJ,KIESZONKOWY GPS.SZEDŁEM ŚCIEŻKĄ NIE POKAZANĄ NA MAPIE.POTEM SKOŃCZYŁA SIĘ NAGLE I MUSIAŁEM WRACAĆ..PRZED POPRAWNĄ,JEST SZEREG "ULICZEK".SĄ TO JEDNAK TYLKO ŚCIEŻKI WŚRÓD CHASZCZY.IDZIE SIĘ TAKĄ ŚCIEŻKĄ I NAGLE POD JEJ KONIEC,SPOTYKA SIĘ BIEGNĄCE W POPRZEK OGRODZENIE,WOKÓŁ JAKIEGOŚ NOWEGO DOMU.TRZEBA WRACAĆ I SZUKAĆ OD NOWA.DOPIERO ULICA POPRAWNA, JEST GRANICĄ,GDZIE SIĘ ZACZYNA REGULARNE MIASTO